20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chłopiec obudził się z krótkim, ale głośnym okrzykiem. Automatycznie usiadł i ciężko dysząc naciągnął pierzynę pod samą brodę.
Spojrzał na drzwi, od których dochodziło pukanie.

— Paniczu? Jeśli można spytać, wszystko w porządku? — chłopak zmieszał się. Nie wiedział co ma zrobić.
Sięgnął po okulary i umieścił je na swoim nosie. Potem powoli wstał z łoża, założył kapcie i chwycił pod pachę ukochaną poduszkę.

Dotarł pod drzwi i je powoli otwarł, spostrzegając przed sobą bardzo wysokiego oficera, który badał go przejętym wzrokiem. Był to ten, któremu jego ojciec zaufał i powierzył bardzo ważne zadanie - oddał pod jego opiekę swojego syna.

— Mógłby pan mnie zaprowadzić do taty? —spytał cichutko.

— Obawiam się, że Wielki Przywódca może... nie być osiągalny w tym momencie — odpowiedział mężczyzna, ale widząc błagalne spojrzenie chłopczyka postanowił spełnić jego prośbę. Westchnął — Dobrze, paniczu. Zapraszam tędy

Zaczął iść w doskonale znanym mu kierunku, co chwilę upewniając się, czy mały za nim podąża.

W końcu zatrzymali się przed samotnymi drewnianymi drzwiami. Oficer wyprostował się, poprawił swój mundur, a następnie poinformował drugą stronę o swojej obecności.
Wkroczył do środka, spinając się na widok swojego przywódcy, czując jak zaczyna się pocić. W jego gardle stanęła gula, którą musiał jakoś przełknąć, by móc cokolwiek wydusić. Jedno fałszywe słowo, a może zostać wysłany na front.
Pozdrowił mężczyznę stojącego przed biurkiem naprzeciwko wejścia, który patrzył na niego poddenerwowanym wzrokiem.
O tej godzinie nikt nie miał czelności mu przeszkadzać.

— Panie... panicz prosił o... — nie dane mu było dokończyć. Czerwony Pan przerwał mu gestem ręki, a następnie dał do zrozumienia, że może opuścić pomieszczenie, zostawiając ojca z synem samych.

— Cóż się stało synu? — mężczyzna od razu złagodniał i podszedł zmartwiony do chłopca.

— Nie potrafię zasnąć — odpowiedział dość cicho, lekko zawstydzony tą sytuacją.
Jego ojciec westchnął, ale po chwili posłał mu lekki uśmiech.

— Połóż się w moim łóżku, zaraz do ciebie przyjdę — wskazał na drzwi, które były na prawo od wejścia. Chłopiec powoli poszedł do wskazanego miejsca.
Zgodnie z poleceniem wyłożył się na legowisku, wymieniając ogromną, puchową poduchę na swoją, mniejszą.

Po paru minutach do środka wszedł właściciel łóżka.
Wyciągnął spod niego mały taborecik, siadając tuż obok malca. Uśmiechnął się do niego uspokajająco i chwyciwszy jego małą rączkę w swoje dłonie począł śpiewać krótką kołysankę.
Zadziałała ona na chłopca bardzo szybko, zasnął bez przeszkód i przespał resztę nocy bez żadnych koszmarów.

~Pov Niemcy

Obudziłem się dość wcześnie rano, tak jak miałem w zwyczaju.
Wygramoliłem się z pokoju, trzymając w jednej ręce ubrania, a w drugiej kosmetyki, które miałem za chwilę zastosować w toalecie.

Po zrobieniu porannej rutyny postanowiłem przygotować jakieś śniadanie.
Akurat kiedy wchodziłem do kuchni, ze swojego pokoju wyszedł Węgier.

Rzucił mi dość ospałe „dzień dobry", zanim zniknął w łazience.
Ja natomiast zacząłem przygotowywać jedzenie. Uznałem, że uwzględniając moje umiejętności kucharskie najbezpieczniej będzie zrobić omlet z jakimiś dodatkami, dlatego chwilę potem już wykańczałem nakrycie stołu, poprawiając prawie od linijki każdy sztuciec. Irytowały mnie rzeczy, które zostały zrobione niedokładnie.

Omlet podgrzewał się na małej mocy elektrycznego piecyka.
Pokroiłem chleb i ułożyłem go na większym talerzu, w międzyczasie postawiając wodę na herbatę, którą ostatecznie zrobił Ungarn.

Gdy wszystko było gotowe ze swojego pokoju wyszła Polen.
Mimo mojego dobrego humoru widząc jej minę i podkrążone oczy, od razu poczułem dreszcze.
Lekki uśmiech zmienił się w zmartwienie.
Musiała przeżyć kolejną nieprzespaną noc.
Ledwie ciągnęła za sobą nogi.

Najgorsze chyba było to, że znowu czułem od niej strach i niechęć do mnie.

Podczas śniadania ani razu nie spojrzała ani na mnie, ani na swojego brata.
Jedynie szybko zjadła swoją porcję i w milczeniu oddaliła się do pokoju.

— Pogadam z nią. Spróbuję też jej delikatnie przekazać moje plany... — mruknął mój towarzysz. No tak, pojutrze miał udać się do Österreich, co oznaczało cały dzień tylko ona i ja. Nie wiem, kto by na tym gorzej wyszedł psychicznie.
Chociaż nie, wiem. I to by mi nie dało spać przez następne parę miesięcy. Miałbym ją na sumieniu.

Paprykarz przepraszając mnie odszedł od stołu i ruszył do dziewczyny. Zakazał mi sprzątać, jednak z braku zajęć postanowiłem go nie posłuchać.
Szybko pozmywałem wszystkie naczynia i pochowałem je na ich pierwotne miejsca.
Potem usiadłem na kanapie i puściłem telewizję.

Pogoda będzie wyjątkowo upalna, jednak z powodu tylu dni suszy w końcu spadnie deszcz... — mówiła pogodynka, strasząc ogromnymi ulewami i burzami. Nie przejmowałem się jej groźbami. Opowiadała w końcu o tym, co miało się wydarzyć za kilka dni, a wszystko przecież może ulec zmianie.

Zaalarmowany dźwiękiem otwieranych drzwi, spojrzałem na dziewczynę.
Zaraz po niej z pomieszczenia wyszedł Ungarn, trzymając na jej ramieniu rękę.

Usiadła tuż obok mnie. Miała zaciśniętą szczękę, a jej oczy patrzyły wszędzie, byle nie na mnie. Nabrałem powietrza.

— Cokolwiek ci powiedział, nie możesz mu wierzyć. Był mistrzem kłamstwa i obłudy, największym oszustem tamtego okresu. Nie możesz mu pozwolić wmówić sobie jakiekolwiek brednie, bo Cię zniszczy — podniosła na mnie zapłakany wzrok. Jej spojrzenie sprawiło, że coś mi w środku pękło.
Chciałem ją przytulić, by się uspokoiła i wiedziała, że nic jej nie grozi, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem.
„Ona nadal widzi w tobie potwora" przemknęło mi przez głowę.
Jedyne co byłem w stanie zrobić, to posłać jej współczujący uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro