34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~POV. Polska~

Obudziłam się z pierwszymi promieniami słońca.
Na dworze słychać było radosne śpiewanie tysiąca ptaków, które po nocnej burzy obudziły się do życia.

Jednak to nie przyroda mnie obudziła, a dźwięki krzątaniny w kuchni.
„Niemożliwe," pomyślałam „Jak można spać tyle co nic, a budzić się jeszcze tak wcześnie?"

Zauważyłam, że ból głowy nieco zelżał. Również nie umknęło mojej uwadze, że ze stolika zniknęły wszystkie niepotrzebne rzeczy, a pojawiły się nakrycia.

— Guten Morgen! — przywitał mnie Niemcy z wielkim uśmiechem, trzymając tacę z jedzeniem, którą po chwili położył na stoliczku.

— A dzień dobry — odwzajemniłam uśmiech. Zaraz podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam nabierać na talerz jedzenie.

— Zdążyłem przedzwonić do Ungarn. Przywiezie ci rzeczy. Zmartwił się wczorajszymi wydarzeniami

— Nie dziwię mu się. Dzisiaj najpewniej leżałabym w czarnym worze... — wzdrygnęłam się na tę myśl. Gdyby nie Niemcy, byłabym już martwa.
Dzięki temu podczas naszej ostatniej rozmowy zdecydowałam się na zostanie u niego. Mimo wszystko wzbudził we mnie tym pewne zaufanie.

Chłopak spuścił wzrok, jakby rozmyślając nad czymś.

— Co się wtedy stało? Dlaczego znalazłaś się w środku lasu? — zmarszczyłam brwi, przypominając sobie wszystko.

— Biegłam przez las, gdy się zatrzymałam, to usłyszałam trzask gałęzi. Pomyślałam, że to jakiś dzik, bądź niedźwiedź, więc zaczęłam uciekać. W końcu się poślizgnęłam i wpadłam do tego rowu — powiedziałam, mimo iż odnosiłam wrażenie, że niekoniecznie takiej odpowiedzi ode mnie oczekiwał.

— Pewnie był to ten jeleń, który przebiegł obok mnie — odparł, sprawiając, że poczułam lekki wstyd za swoje tchórzostwo. — Niemniej jednak zastanawia mnie, dlaczego biegłaś przez las?

— Byłam na spotkaniu rodzinnym. Było świetnie, do czasu... — posmutniałam, przypominając sobie o swoim kuzynie.

— Jeśli nie chcesz mówić, nie musisz. Jestem pewien, że było to coś, co nie powinno się wydarzyć, szczególnie tobie — rzekł, gdy zapadła chwilowa cisza. „Nie możesz użerać się ze wszystkim sama"

— Nie mogę nikomu ufać — stwierdziłam na samym początku. — Za każdym razem, gdy wydaje mi się, że ta osoba zasługuje na to, bym mogła mieć w niej oparcie, ona mnie po prostu albo wystawia, albo wbija nóż w plecy. Myślałam, że Rosja się zmienił, że jest inny niż cała jego rodzina, ale nie. Ani on, ani jego ojciec, ani nikt inny nie jest i był wart swojego słowa. Głupia Polska chyba się nigdy nie nauczy — pokiwałam głową ze smutnym uśmiechem. — Wiesz może komu zależy na mnie? Kto o mnie wypytuje? Dlaczego ktoś tak bardzo chce wiedzieć wszystko na mój temat?

— Szczerze powiedziawszy zaskoczyłaś mnie tym. Nie sądzę, aby Russland zrobił cokolwiek z własnej woli. Nieraz z nim rozmawiałem, nie krył pozytywnych emocji gdy o tobie wspominał — odpowiedział, na co podniosłam jedną brew. — Ktoś musiał go zmusić do tego. Ktoś, kto ma na niego jakiś haczyk, który o wszystkim zadecydował. A biorąc pod uwagę pozycję Russland, takich osób nie ma za wielu. Ostatnio miał burzliwą relację z USA — nie mogłam mu nie przyznać racji.

— Brzmi logiczne, spośród wszystkich krajów, to on ma największe wpływy i ma najwięcej argumentów za i przeciw. Nie zgadza się jednak tylko jedna rzecz. Jaką rolę ja bym w tym wszystkim pełniła? — spytałam, na co Niemiec miał gotową odpowiedź.

— Jakiekolwiek byłyby ich stosunki, ty nie powinnaś mieć tu nic do czynienia. Za to gdyby tym kimś był EU... — ostatnie zdanie wypowiedział ściszonym głosem, jakby się obawiał podsłuchu. — On mógłby zagrozić wojną, za nielegalne przywłaszczenie ziem Ukraine

— A ja? — spojrzał na mnie, rozmyślając nad odpowiedzią.

— Umówmy się, że on nie darzy ani ciebie, ani Ungarn za dużą sympatią. I nie zdziwiłbym się, gdyby ze wzajemnością. On chce wiedzieć o was więcej niż o kimkolwiek innym, często chcąc to wykorzystać przeciwko wam. Możliwe, że zainteresował się twoją sytuacją. I możliwe też, że wiem od kogo mógł się dowiedzieć

— Miejmy nadzieję, że kieruje się tylko i wyłącznie ciekawością. Nie zamierzam się teraz i nim przejmować — przewróciłam oczami. — Z tobą pewnie się nie konsultował

— O dziwo, nie. Jestem jednym z najwyżej postawionych pracowników u niego, myślałem, że też najbardziej zaufanym, więc nie rozumiem, czemu nie zwrócił się do mnie w pierwszej kolejności. Z pewnością powszechnie już wiadomo o tym, że w ostatnim czasie częściej ze sobą przebywamy

— Może nie liczył na to, byśmy się kiedykolwiek dogadali. Albo wie na tyle dużo, że wolał nie ryzykować z taką propozycją, abyś go nie zdradził

— Polen? — usłyszałam pewną nutę nadziei w jego głosie.

— Tak?

— Ty naprawdę nie bierzesz pod uwagę tego, że mógł ze mną rozmawiać — zauważył, co również we mnie wzbudziło zaskoczenie samą sobą.

— Po prostu wiem, że byś tego nie zrobił. Nie jesteś taki podły, aby to zrobić. Jesteś zbyt dobry — odparłam, nie zastanawiając się. W jego oczach nie było widać żadnego fałszu, dlatego nie mogłabym uwierzyć, że by mnie zdradził.

Niesamowite, jak z powodu tak niewielu wydarzeń, zaczęłam mu tak bardzo ufać.

Niemcy siedział lekko skołowany moimi słowami.

— Poza tym... wiem, jak bardzo ty i twoja rodzina jesteście oddani swoim ideałom — mruknęłam. — Jakiekolwiek by nie były

— Możliwe, że to jedyna pozytywna cecha jaką po nim odziedziczyłem — wymamrotał, uciekając wzrokiem gdzieś na bok.

— Musisz w takim razie bardziej przypominać swoją matkę — powiedziałam, chociaż nie chciałam drążyć takiego tematu. Ja z całą pewnością, gdybym miała takich przodków, nie chciałabym, aby ktoś mnie o nich wypytywał.

Jednak chłopak nie wydawał się urażony.

— Prawdopodobnie tak. Nie pamiętam jej za dobrze. Odeszła, gdy byłem jeszcze bardzo mały. Mój... ojciec był jedyną mi bliską osobą — chwilę przemilczeliśmy. Doszłam do wniosku, że mimo wszystko musiało mu być bardzo ciężko. Wychowywany przez samotnego ojca, pewnie wiecznie zapracowanego, który jak później się okazało, przyłożył rękę do masowego ludobójstwa. To musiały być ogromne ciosy dla Niemca, a jednak on mimo wszystko się trzymał i szedł do przodu.

Przez resztę śniadania rozmawialiśmy na jakieś krótkie, nic nie znaczące tematy. Później w międzyczasie przyjechał Węgry z moimi rzeczami.
Wypytywał mnie o wszystko, a ja próbowałam odpowiedzieć na jak największą ilość pytań. W końcu trochę uspokojony poszedł z powrotem do domu.

Niemcy pokazał mi gdzie jest łazienka, gdzie mogłam się wykąpać, co też od razu zrobiłam. Zauważyłam na czole opatrunek, który ostrożnie zdjęłam, zauważając świeżo zasklepioną ranę. Nie wyglądała bardzo źle.

Z ulgą weszłam pod prysznic i pozwoliłam ciepłej wodzie zmyć resztki błota z włosów i ciała, jakie jeszcze gdzieniegdzie się trzymały.
Potem założyłam na siebie swoje ubranie i wysuszyłam włosy.

Wychodząc z łazienki szukałam wzrokiem chłopaka, chcąc go poprosić o plaster, jednak nigdzie go nie zauważyłam.
„Chyba w każdym domu apteczka znajduje się w kuchni..." pomyślałam i poszłam w tym kierunku.
Nie musiałam długo szukać - jedna z wyżej zawieszonych szafek skrywała cały asortyment, jaki mógł się przydać na najróżniejsze dolegliwości. Wśród niego oczywiście znalazły się też te rzeczy, które służyły opatrywaniu ran.

— Pomóc ci z przyklejeniem? — usłyszałam za sobą głos, akurat w momencie, gdy po wyjęciu plastra odkładałam pudełko na swoje miejsce.
Odwróciłam się lekko speszona.

— Hę? A tak, bardzo poproszę — wyciągnął do mnie rękę, a ja mu podałam materiał.

Przez moment odpowiednio go przykładał, po czym wygładził jego boki, by klej spełnił swoją funkcję.

— Proszę — uśmiechnął się, co odwzajemniłam. — Przygotowałem pokój dla ciebie

Wskazał mi średnich rodzajów pomieszczenie. Było całkiem ładnie urządzone, zresztą jak reszta mieszkania.
Odłożyłam torbę obok łóżka, po czym wróciłam do głównego pokoju. Znowu nigdzie nie było śladu właściciela domu. Usiadłam więc na kanapie i czekałam, aż gdzieś się pojawi.

Pojawił się, a jakże.
Wybiegł z jednego z przybocznych drzwi, za którymi skrywało się biuro. Na twarzy malował się bolesny grymas, który pogłębił się, gdy mnie zobaczył.
„Czas zawalczyć z samą sobą" powiedziałam do siebie w głowie, wstając z siedzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro