45

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Lengyel? Lengyel?! — Węgry rozglądał się po mieszkaniu w poszukiwaniu Polski.
Z każdą sekundą, podczas której nie otrzymywał odpowiedzi, zaczął się martwić coraz bardziej.

Wcześniej, gdy spędzał samotny, spokojny wieczór, dostał tylko jedną krótką wiadomość „Pomóż", na którą bez zastanowienia zareagował.

Był już prawie wszędzie - sprawdzał łazienkę, kuchnię, pokój gościnny, biuro oraz pokój Niemiec, jednak w żadnym z tych miejsc nie znalazł dziewczyny.
W końcu stanął na środku i się rozejrzał, a wtedy jego wzrok zatrzymał się na lekko schowanych w mieszkaniu drzwiach. Podszedł do nich, a następnie ruszył schodami, które się za nimi kryły.
Na samym ich szczycie zauważył otwarte drzwi balkonowe.
Przeszedł przez nie i ku jego uldze ujrzał skuloną Polskę, siedzącą w rogu balkonu, tępo spoglądającą przed siebie.

— Tutaj jesteś... — powiedział do niej. Ona jednak nie zareagowała, co zaniepokoiło Węgry. — Co się stało? Coś powiązanego z Nemetország? Nigdzie go nie widziałem

— Zabrali go — odpowiedziała cicho, dalej nie patrząc na brata.

— Jak to go zabrali? Po co mieliby go zabierać? Kto go zabrał? — pytał, chcąc wyjaśnić jak najszybciej sytuację.

— UE — głos dziewczyny się lekko załamał. Węgry poczuł jak w środku coś się u niego zagotowało. Jednak mimo wszystko coś mu się nie zgadzało.

— Ale po co miałby...

— Mogę ci ufać? — spojrzała na niego. Węgry znając ten wzrok uśmiechnął się pocieszająco i usiadł obok niej.

— Wiesz, że nigdy cię nie zostawię. Jeśli jednak boisz się o to, to nie musisz mówić, nie będę miał ci tego za złe — po policzkach dziewczyny znowu spłynęły łzy. Chłopak przytulił ją. Po chwili odsunęła się od niego i ocierając łzy zbierała myśli.

— Przepraszam, że osądzam cię o coś takiego tylko... po prostu... ja już nie wiem co robić — zaczęła. — To wszystko jest tak skomplikowane...

— Możesz zacząć od początku

— Początek...? To było kiedy zaczęłam z nim częściej przebywać. Wiesz, kiedy mieszkał u nas. Konkretniej gdy poszedłeś do Austrii — nabrała powietrza, przygotowując się na najtrudniejszą część. — Pozwól mi wszystko powiedzieć, a potem odpowiem na pytania, dobrze?

— Oczywiście — kiwnął głową.

— Widzisz... on... też miał swój problem. Dlatego w ostatnim czasie chciałam z nim współpracować. Znaczy... na początku nie chciałam, bo byłam przerażona, ale potem zrozumiałam, że to nie jest zależne od niego i...

— Lengyel, spokojnie, powoli — starał się ją uspokoić, widząc jak się nakręca.

— Niemcy przemieniał się w swojego ojca — powiedziała na jednym wdechu, przez co Węgry potrzebował chwili, zanim do niego to dotarło.

— Ale jak to...? — zmarszczył brwi, niepewny tego, czy dobrze zrozumiał.

— Próbowaliśmy znaleść przyczynę dlaczego to się działo, ale nam się nie udało. Po prostu nagle w jednym momencie się to zaczynało, a potem po pewnym czasie zmieniał się z powrotem w siebie — próbowała wytłumaczyć. Węgry milczał.
— A-ale to nie tak, że się zachowywał jak on, ale tylko tak wyglądał. Później stało się coś dziwnego, bo zmienił się w nocy i do rana nie odmienił się, dlatego przez ostatnie kilka dni siedzieliśmy w domu i nie wychodziliśmy. Chciałam mu pomóc, ale ktoś jakimś cudem się o tym dowiedział i powiadomił UE, a dalej... — powstrzymywała łzy. Chłopak objął ją, gładząc po plecach.

— Dowiem się, gdzie go zabrali i tam pojedziemy — odpowiedział.

— N-nie jest to dla ciebie dziwne...? — spytała niepewnie.

— Jest. I to bardzo, ale jeśli ty się nie boisz i mówisz, że jest dobrze, to ufam, że tak jest. Német też jest moim przyjacielem. Trzeba mu pomóc — odparł.

— Oni go tak łatwo nie wypuszczą. Chcą mnie — spojrzała mu w oczy.

— Pogadam z nim, może będzie chciał czegoś innego. Jeśli nie, to... będziesz musiała się nad tym zastanowić. Los Németország wtedy będzie niestety w twoich rękach — na ostatnie zdanie ściszył głos. Polska mu nie odpowiedziała.
— Jak to robisz, że zawsze mnie zaskakujesz? Jesteś silniejsza niż sądziłem, na miejscu twoich wrogów bym się bał

Dziewczyna cicho się zaśmiała.

Chłopak siedział na samym środku celi, patrząc w jeden punkt. Zaraz gdy tu trafił wiedział, że nie będzie łatwo.
Z góry został wrzucony do izolatki, która z kolei była miejscem, gdzie trafiali najgorzej sprawujący się więźniowie, czy też niebezpiecznie zachowujący się więźniowie na odbębnienie kary.

W tym miejscu nie było okna. Każda ściana wyglądała dokładnie tak samo, a panująca ciemność nawet w najmniejszym stopniu nie została rozproszona przez nagą żarówkę wiszącą wysoko na suficie.

Jedyną inną rzeczą tutaj były drzwi, którymi Niemcy tu został wpuszczony. To właśnie na nie patrzył z nadzieją, że ktoś nimi wejdzie i go stąd zabierze. Że powie, że jest dobrze. Że powie, że nie zrobił nic złego. Że jest bezpieczny i nic mu nie grozi. Że tą osobą będzie Polska.
Pokręcił głową. „Nie, nie proś o za dużo. Może to być ktokolwiek, byle mnie stąd zabrał". Zdawał sobie jednak sprawę, że z wszystkich osób ona jest jedyną, która wie jaka jest sytuacja, oraz która może i będzie chciała mu pomóc.

Siedząc samemu z własnymi myślami, czuł się coraz bardziej przytłoczony. Dodatkowo przyszło mu spędzać noc na podłodze, bo w tym miejscu nawet nie zasłużył sobie na najmarniejszy koc, ale w tym momencie było to dla niego najmniej istotne.

Po prawdopodobnie paru godzinach - w końcu czas w tej celi dłuży się niemiłosiernie - poczuł słodkie zmęczenie. Gdyby tylko mógł przespać jak najwięcej czasu i uciec myślami stąd...

Nagle usłyszał kroki zmierzające w jego kierunku. Automatycznie otworzył szeroko oczy i podniósł wzrok na drzwi.

— Pod ścianę i ręce na widoku! — usłyszał zza nich polecenie, które bez oporu wykonał. Potem do pomieszczenia weszła grupa policjantów i zakuli go w kajdany. — Ruszaj się — warknął jeden z nich, prowadząc go w bliżej nieokreślonym kierunku.

~•~•~•~•~
Angst :^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro