Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I tak jak pierwszej niezbyt obfitej w sen nocy w swoim nowym, ładnym i dość przytulnym pokoju Dabi próbował przekonać się, że ma ogromne szczęście, bo praca u takiego dzieciaka nie powinna być niczym trudnym, tak rzeczywistość postanowiła zrujnować jego resztki nadziei już następnego poranka.

I nie, wcale nie chodziło tutaj o jakieś spóźnienie. Punkt o 7:30 Kurogiri przyniósł mu trzy komplety garniturów, a jak się okazało, każdy był drogi, aksamitny i pasował na niego jak ulał. Sęk w tym, że Dabi nigdy wcześniej nie miał przyjemności chodzić, chociażby na jakieś uroczystości, gdzie taki strój byłby potrzebny (no może z wyjątkiem pogrzebu babci, ale był wtedy dzieckiem), dlatego teraz ubranie się zajęło mu więcej czasu, niż mógłby przypuszczać.

Kurogiri nie miał okazji go jeszcze oprowadzić, prócz pokazania podstawowych pomieszczeń, ale zdążył już przekazać kilka zasad, a najważniejsza z nich, której trzeba było przestrzegać, jak ognia, aby nie zezłościć i tak już nerwowego Tomury brzmiała: "Wszystko ma działać jak w zegarku". Perfekcyjnie i punktualnie. Ta jedna najważniejsza zasada okazała się przysparzać wszystkim, łącznie ze stałą służbą, wielu problemów, bo Shigaraki pojmował ją bardzo dosłownie.

Dabi ledwo zdążył zejść z ostatniego stopnia szerokich schodów, a jego oczom ukazała się piękna jadalnia urządzona w jasnych kolorach. Białe marmurowe płytki pokrywały całą posadzkę na parterze łącznie z przestronnym salonem na lewo od schodów i elegancką kuchnią na prawo od jadalni, gdzie panowała naprawdę gorąca atmosfera.

Chłopak niepewnie ruszył na wprost, jednak widząc płacząca kobietę (sądząc po stroju, musiała to być jedna ze służących) obok pana domu, nie śmiał wejść do środka, a jedynie stanął w ogromnym przejściu, do pomieszczenia, bacznie obserwując zaistniałą sytuację.

— Przepraszam, Pana, bardzo przepraszam. Naprawdę nie wiedziałam, że nie lubi Pan... — lamentowała kobieta. Wyglądała na młodą, mogła mieć co najwyżej 20 lat. Ciemne włosy zostały związane w ciasnego koka, a wolna była jedynie grzywka wywinięta w luźne fale po bokach twarzy. Ubrana oczywiście w standardowy tutaj uniform, na który składały się czarne spodnie, biała koszula i kamizelka bez rękawów, dokładnie zapięta pod dużym biustem, na którym Dabi zawiesił przez chwilę swoje oczy.

— Jak długo tutaj pracujesz? — zapytał Tomura. Jego głos był niby spokojny, ale nikomu nie trzeba było mówić, że to cisza przed burzą. Siedział, odwrócony tyłem do Dabiego, przy szklanym stole, wcale nie tak dużym jak można by się było spodziewać w takiej rezydencji, bo jedynie na sześć miejsc.

— Trzy miesiące, proszę Pana. Jeszcze się uczę. Przysięgam, że to już się nie powtórzy — zawodziła, zaciskając dłonie na srebrnej tacy tak mocno, że ta doprawdy mogłaby się połamać. Mimo swoich wcześniejszych wątpliwości co do tego młodego chłopaka jako szefa i pana domu, Dabi zrozumiał, że musi rządzić niezwykle twardą ręką, skoro budził taki strach wśród służby.

— Trzy miesiące — powtórzył powoli Tomura, tak, żeby dokładnie wypowiedzieć każdą głoskę, przejeżdżając subtelnie opuszkami palców po srebrnych sztućcach. — Cholerne trzy miesiące. Ponad 90 dni. 736 godzin pracy. Bardzo wolno się uczysz — dodał, biorąc do ręki widelec i obracając go w dłoni. Dopiero teraz spojrzał na przerażoną kobietę, która zbladła niemal do tego stopnia, że jej twarz przybrała, prawie kolor koszuli.

— Przepraszam! Bardzo przepraszam! Będę pamiętać, już nigdy nie podam panu niczego, czego Pan nie lubi, przysięgam!

Więcej nie było potrzeba niż krzyki z samego rana, żeby cierpliwość Tomury spadła na poziom poniżej zera. Zanim ktokolwiek zdążył jakoś zareagować, chłopak chwycił nadgarstek dziewczyny, a przyciągnąwszy jej rękę na stół, nie zawahał się wbić wcześniej zgarniętego widelca w dłoń. Dźwięk srebrnej tacy upadającej z łoskotem na podłogę zmieszał się z krzykiem kobiety, co zapewne postawiło na nogi cały dom. Z kuchni pospieszyła inna służąca, aby sprawdzić, co się dzieje.

— Mam nadzieję, że od teraz będziesz uczyć się szybciej. Zabierz to paskudztwo ode mnie — warknął Tomura, po czym cisnął zakrwawionym widelcem o podłogę, a potem wstał od stołu, z którego kapała krew i brudziła biały puchaty dywan pod nim. Ciemnowłosa dziewczyna, płacząc, opuściła jadalnię, a za nią tworzył się szlak z czerwonych kropek, z kolei druga kobieta pospiesznie zaczęła zbierać talerze z praktycznie nietkniętym posiłkiem, gdzie ręce trzęsły się jej do takiego stopnia, że mało brakowało, a wylałaby świeżo wyciskany sok pomarańczowy.

Ten bachor miał charakterek jak mało kto. Dabi ani się obejrzał, a niebiesko-włosy stał już przy nim. Brunet z trudem przełknął gulę w gardle i stał bez ruchu wówczas, kiedy Tomura uważnie lustrował go wzrokiem od góry do dołu.

— Jak się spało, Dabi? — zapytał, akcentując imię, jakim przedstawił się wczoraj brunet.

— Dobrze — odparł, mimo że nie było to zgodne z prawdą, bo nie przespał tej nocy więcej niż dwóch godzin. Zachował spokojny wyraz twarzy, podczas gdy wewnątrz czuł coraz to większy niepokój, kiedy Shigaraki zbliżał się do niego powoli małymi krokami, aż nie stanął tak, że ich stopy dzieliło raptem kilka centymetrów. Teraz kiedy był tak blisko wydawał się być jeszcze niższy, ale to wcale nie sprawiło, że brunet poczuł się pewniej.

— Prawie byłbym skory powiedzieć, że jest ci do twarzy w tym garniturze — zaczął, mówił powoli, przez co irytacja w jego głosie była wręcz namacalna - ale widzę, że wiązanie krawatu to coś, co cię przerasta — dodał, łapiąc między palce wspomnianą część ubioru. Wystarczyło jedno niezbyt mocne pociągnięcie w dół, aby nieudolnie założony przed Dabiego krawat się rozwiązał, to w sumie cud, że trzymał się na swoim miejscu do tej pory.

— Jak dotąd nie mieszkałem w takich luksusach, żeby ta umiejętność była mi specjalnie potrzebna. Następnym razem postaram się zrobić to dobrze — powiedział spokojnie Dabi, wytrzymując wyzywający wzrok Shigarakiego, nie zamierzał spuścić głowy, nie da się pomiatać jakiemuś dzieciakowi.

Szef przez chwilę jeździł dłońmi po aksamitnym materiale, po czym uśmiechnął się złośliwie i przerzucił krawat przez szyję Dabiego, chcąc go ponownie zawiązać.

— Jesteś tutaj nowy, więc pozwól, że ten jeden raz udzielę ci drobnej lekcji — powiedział, ostrożnie zaczynając wiązanie. Dabi doskonale wiedział, że specjalnie robi to tak powoli, aby go zirytować, ale nie zamierzał dać się tak dziecinnej prowokacji. — Najpierw przekładasz szerszy koniec dookoła węższego, o tak — zaczął, robiąc skrupulatnie to, co mówił — potem przekładasz szerszy koniec z przodu wiązania, dzięki czemu powstaje przód węzła. Następnie szerszy koniec przekładasz pod całym węzłem i wyciągasz pod brodą, właśnie w ten sposób. W pętelkę z przodu wsuwasz końcówkę i na koniec dociągasz — skończył, mówiąc w tym samym czasie kiedy zrobił ostatnie przełożenie. Powoli, złośliwie patrząc Dabiemu prosto w oczy, zaczął przesuwać pętelkę w górę, z premedytacją zaciskając całość ciaśniej i ciaśniej.

— Dobrze, dziękuję za pomoc — wydukał Dabi w momencie, kiedy supeł zaczął mu już naprawdę uwierać, przez co ciężko było mu zaczerpnąć powietrza. Tomura jeszcze przez kilka długich sekund dociskał krawat do jego szyi, po czym puścił i od razu odwrócił się na pięcie.

— Idziemy — warknął, kierując się w stronę drzwi frontowych. Dabi szybko poluźnił krawat i ruszył za przełożonym, zastanawiając się, jak długo tutaj wytrzyma.
_________________________________________

Nie mam do powiedzenia nic więcej prócz życzenia wszystkim wesołych świąt (choć osobiście uważam wielkanoc za najgorsze, jakie są). Jestem ciekawa czy ktoś tak jak ja nie przepada hah

Standardowo przypomnę o zostawieniu gwiazdki, bo czemu nie, to tylko jedno kliknięcie? XD

Do usłyszenia w niedzielę!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro