Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mimo że niewolnictwo w Japonii było zakazane już od dawien dawna, to ten nielegalny biznes wciąż kwitł w najlepsze pod okiem Yakuzy, a puki byli kupcy nie zapowiadało się, aby miało to ulec zmianie. Bo w końcu kto bogatemu zabroni? Półświatek przestępczy pławił się w nielegalnych handlach żywym towarem, bo co bogatsi z chęcią kupowali sobie takie zabawki i tak spirala się nieustannie nakręcała.

Niektórzy ludzie sami podejmowali nierozsądne decyzje, nie przemyślawszy dokładnie konsekwencji swoich działań i tego z kim prowadzą interesy, zwabieni chęcią szybkiego i wysokiego zarobku. Czasem rodziny sprzedawały swoich członków, żeby móc związać koniec z końcem i pozbyć się przy tym dodatkowej gęby do wyżywienia czy niechcianego potomstwa.

Dlatego ta czarna część handlu wciąż rozkwitała. Licytacje były prowadzone regularnie i za każdym razem sale aukcyjne były wypełniane przez znudzonych i chętnych rozrywki bogaczy, który nie zważali czy wydadzą te kilkanaście tysięcy tu, czy tam, a sama zabawa z licytacji i ekscytacja tym, jaki towar zastaną i co z nim zrobią, stawała się wręcz — dla stałych gości takich miejsc — uzależniająca.

Nikogo z przestępczego półświatka nie obchodziło zdanie sprzedawanych ludzi. Ci zostali pozbawienia prawa głosu w momencie, kiedy trafiali w ręce handlarzy, a ci wypalali na ich przedramionach swój znak, a wraz z tym na stałe zabierali im prawo do wolności.

Dzięki temu handlarze mieli gwarancję, że żaden człowiek im nie ucieknie, bo znaku tego nie dało się w żaden sposób usunąć, a każdy, kto go zobaczył, od razu wiedział z kim ma do czynienia. Dlatego nawet jeśli jakaś próba ucieczki by się powiodła to szansa, że lada moment ktoś znajdzie takiego uciekiniera i odstawi z powrotem na sprzedaż, była praktycznie 100%, a kara za coś takiego zbyt surowa, aby ktoś o zdrowych zmysłach w ogóle rozważał ucieczkę. Większość z nich nie protestowała, tylko z pokorą i zrezygnowaniem przyjmowała swój los, wiedząc, co spotkało buntowników.

I takim właśnie sposobem większość z nich trafiała do domów publicznych lub obrzydliwie bogatych ludzi, znudzonych dotychczasowym życiem, którzy mieli często bardziej wybujałe fantazje i chcieli mieć przy sobie taką zabawkę na wyłączność, a kiedy znudzili się swoim okazem, sprzedawali go dalej i brali sobie coś świeżego.

Naprawdę nielicznym ze sprzedawanych ludzi zapewniano dobre warunku. Nieliczni z nich zostawali zatrudniani w charakterze zwykłej pomocy domowej czy do wykonywania jakichś prac fizycznych i o takich osobach mówiło się, że mieli prawdziwe szczęście. Właśnie do tej niewielkiej grupy zaliczał się Dabi, który z ironią mógł stwierdzić, że było to jedyne, co mu się w życiu udało. Mógł powiedzieć, że miał wręcz sielankowy los aż do teraz. Bo nie dość, że irytował go fakt, że taki dzieciak jak Tomura miał wszystko, o czym wiele ludzi mogłoby tylko pomarzyć, to jeszcze mógł bezczelnie nim pomiatać tak, jak jego humorki mu podpowiedzą.

***

Jak się okazało, w planach Tomury było odwiedzenie strzelnicy, a wraz z nim musieli tam być Dabi i Kurogiri. I o ile postrzelanie sobie do celu w bezpiecznych warunkach mogło być dobrym sposobem na wyładowanie negatywnych emocji, z którymi obudził się Shigaraki, a poranna sprawa ze służącą tylko je spotęgowała, o tyle plany chłopaka były inne.

Otóż dla Tomury strzelanie do jakiejś marnej, nieruchomej imitacji nie stanowiło żadnego problemu, mógł to zrobić nawet z zamkniętymi oczami, a i tak trafiłby perfekcyjnie w cel. Nie przyszedł on tam dla zabawy, skoro i tak to miejsce nie mogło mu jej zapewnić, a raczej chciał przetestować umiejętności nowego ochroniarza.

W przestępczym świecie — nawet tym nieodłącznie powiązanym z biznesem — posiadanie broni i umiejętność dobrego wykorzystania jej była podstawą. W końcu jeśli jakiś bandzior celuje do ciebie ze spluwy, to obezwładnienie go bez konieczności postrzelenia mogłoby być nie lada wyzwaniem, dlatego, aby Dabi był jakkolwiek użyteczny, musiał umieć korzystać z broni.

Najpierw Kurogiri wykonał kilka dość dobrych strzałów, a potem pokazał brunetowi, jak on powinien bezpiecznie trzymać broń i jak najlepiej ustawić się do strzału, a mimo że brunet nie był specjalnie uradowany z konieczności strzelania gdziekolwiek, starał się zapamiętać wszystkie wskazówki, aby móc je później jak najlepiej wykorzystać.

— Żeby zachować bezpieczeństwo, pamiętaj o regule BLOS. Zawsze traktuj broń jako sprawną i gotową do strzału. Nie kieruj nią w ludzi i nie trzymaj palca na spuście jeśli nie ma potrzeby. Nigdy nie wiadomo czy przypadkiem nie wystrzeli, więc bądź ostrożny — tłumaczył cierpliwie Kurogiri, chcąc trochę uspokoić nieprzekonanego do takiego rodzaju przemocy Dabiego.

— Dobra, koniec, tej teorii. On ma się nauczyć strzelać, a nie recytować jakieś regułki — warknął już lekko poirytowany Shigaraki, który jak dotąd stał z tyłu, opierając się o ścianę z rękoma założonymi na piersi.

— Teoria też jest ważna... — zaczął Kurogiri, ale poddenerwowany Tomura nie mógł już tego słuchać.

— Po prostu zacznijcie strzelać! — krzyknął, a potem nie mógł już się powstrzymać i chcąc czymś zająć palce (przynajmniej jednej dłoni), zaczął drapać szyję. Słuchał już tego teoretycznego bełkotu z dobre 10 minut i czuł, że choćby sekunda więcej mogła skończyć się dla kogoś tragicznie.

Kurogiri zgodnie z życzeniem szefa oddał ostatnie 5 strzałów, z czego 4 dosięgły tarczy na końcu toru w kształcie człowieka, jednak żadna nie trafiła w punkty strategiczne, typu serce. Kiedy przyszła kolej Dabiego, młodzieniec nieprzekonany ustawił się i wycelował lufę w cel. Pociągnął za spust, po którym rozległ się głośny trzask. Chłopak nigdy nie powiedziałby, że siła wystrzału z takiego pistoletu będzie na tyle duża, że ledwo co udało mu się utrzymać w pozycji wyjściowej. Spojrzał na swoją tarczę, próbując wypatrzeć w niej dziurę po kuli, ale bezskutecznie, bo ta trafiła w ziemię.

— Jeszcze raz! — usłyszał za sobą poirytowany głos Tomury. Oddał kolejne dwa niezbyt udane strzały.

— Spokojnie, praktyka czyni mistrza. Wyćwiczysz to z czasem — powiedział na pociechę Kurogiri. — Nie poddawaj się.

— Będziemy tu siedzieć, dopóki nie zacznie trafiać! Nie potrzebny mi ochroniarz, od którego nawet dziecko lepiej strzela — burknął Shigaraki. Choć jego resztki pokładów cierpliwości malały z każdą chwilą, w przeciwieństwie do głodu i chęci wypicia porannej kawy, dlatego nie był pewny tego, jak długo zdoła tam jeszcze wytrzymać, nie zabijając nikogo. — Dalej! — ponaglił.

Dabi wykonał jeszcze kilka serii strzałów z małymi przerwami między sobą. Nie można było powiedzieć, że szło mu wybitnie, ale z każdym kolejnym łapał coraz więcej pewności z bronią w ręku, choć mimo wszystko większość kul mijała się z celem.

— Czy to naprawdę aż tak trudne, jak wiązanie krawatu?! — zapytał wkurzony Shigaraki, ruszając twardym krokiem prosto w stronę Dabiego. Zrezygnowany i zmęczony ciągłym marudzeniem szefa brunet opuścił broń i wyciągnął rękę z nią w jego kierunku.

— W takim razie może ty pokażesz, co potrafisz? — zapytał, patrząc teraz z góry na stojącego centralnie przed nim niższego. Ten tylko wciągnął groźnie powietrze.

— Szefie... — zaczął Kurogiri, chcąc załagodzić sytuację, zanim ta nie przybierze nieoczekiwanego zwrotu akcji i Dabi nie wyląduje w szpitalu z kulką w brzuchu, ale niebiesko-włosy uciszył go machnięciem dłoni, a potem susem zabrał pistolet od bruneta.

— Dobra. Najpierw ja, ale jeśli potem nie trafisz w tę cholerną tarczę, to nie gwarantuję, że wrócisz do domu w jednym kawałku — warknął, odbezpieczając broń.

Kurogiri westchnął ciężko i usunął się szefowi z drogi, odmawiając w myślach cichą modlitwę, aby wszystko skończyło się dobrze. Znał Tomurę od dziecka i wiedział, że z jego diabelskim temperamentem to nie może pójść w dobrym kierunku. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ten nie miałby oporów, żeby postrzelić służącego, oczywiście tak, żeby dało się go uratować, ale jednak.

Dlatego już żal było mu Dabiego, kiedy tak jak się spodziewał wszystkie strzały, jakie wykonał Tomura, trafiły dokładnie tam, gdzie miały, czyli albo w miejsce, gdzie cel w kształcie człowieka miałby serce, albo w głowę. I kiedy Dabi z powrotem dostał pistolet, to Kurogiri błagał o cud łaski dla tego biednego chłopaczyny, bo doskonale znał bezwzględność swojego podopiecznego. I chyba rzeczywiście wymanifestował jakiś cud...

Tomura stanął przy Dabim, chcąc mu pomóc.

— Wyceluj broń — polecił, a brunet niechętnie to zrobił. Szczególnie rozpraszał go fakt, że Tomura stał na tyle blisko niego, że ich ciała się stykały. — Rozstaw nogi na szerokość barków, plecy proste.

— Tak może być? — zapytał Dabi, kiedy ustawił się już we wskazanej pozycji, czuł zapach Shigarakiego i o dziwo nie drapały go w nozdrza drogie markowe perfumy, a raczej zwykły płyń do prania, który można było jeszcze wyczuć ze świeżo wypranych w nim ubrań. Przyjemna, delikatna woń.

— Ta, niech będzie — odparł niebiesko-włosy, po czym chwycił dłonie Dabiego w swoje, żeby dobrze ustawić broń. — Jeśli chcesz, możesz lekko ugiąć łokcie. Nadgarstki sztywno, zmniejszysz w ten sposób siłę odrzutu. Teraz musisz wycelować, skup przy tym wzrok na celowniku na broni — dodał. Mrużył lekko oczy, pomagając ustawić Dabiemu odpowiednio pistolet. — W porządku?

— Tak. Jestem gotowy.

— Dobrze. Teraz wstrzymaj oddech i powoli pociągnij za spust — mruknął cicho Shigaraki zupełnie tak, jakby to on strzelał i nie chciał niczym mącić swojej uwagi. Dabi zastosował się do ostatnich wskazówek, a potem po sali rozniósł się trzask wystrzału i kula trafiła prosto w środek klatki piersiowej tarczy imitującej kształtem człowieka.

Dabi opuścił broń i zaskoczony przez chwilę wpatrywał się w idealnie oddany strzał. Tomura poklepał go lekko po plecach.

— Moje gratulacje. A teraz muszę coś zjeść — powiedział, po czym po prostu ruszył do wyjścia, a pozostała dwójka zaraz za nim.
_________________________________________

Dobra, mnie udało się uniknąć świątecznej atmosfery i jestem niemal w stanie powiedzieć, że niedziela jak każda inna XD Mam nadzieję, że spędziliście ten dzień rownie udanie.

Standardowo będę namawiać do zagwiazdkowania (i komentowania dla bardziej ambitnych) ;)

Skoro chcąc nie chcąc mamy te święta, to kolejna część będzie jutro, a co mi tam :3

Do usłyszenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro