Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy dotarli pod wskazany adres, okazało się, że Shigaraki mógł jednak wypalić całą paczkę papierosów zamiast jednego, a mimo to spokój by z nim nie pozostał.

O byłym partnerze biznesowym swojego taty wiedział tyle, że był to nadziany mężczyzna w podeszłym wieku. To co zastał po wejściu do praktycznie pustego baru, kompletnie mijało się z jego wszelkimi oczekiwaniami.

Tylko jeden stolik był zajęty przez dość młodego chłopaka o ciemnych, krótko obciętych włosach z czarną maseczką na twarzy. Za nim stało trzech dużych goryli, którzy cały czas utrzymywali ciała w takiej samej pozycji zupełnie jakby byli manekinami, a nie żywymi ludźmi.

— Miło cię widzieć, Tomura! Jak zdrowie? — zapytał młodzieniec, poprawiając białe rękawiczki na swoich rękach, choć i tak nie miał zamiaru podać niebiesko-włosemu dłoni.

— Daruj sobie, Kai. Co się stało z Shie Hassaikai? To z nim miałem rozmawiać — warknął Tomura, wchodząc bardziej w głąb. Już kiedyś miał okazję poznać się z Overhaulem, ale nigdy nie mogli się dogadać i Shigaraki doskonale wiedział, że tym razem również nie nastąpi żaden przełom w ich relacji.

— Usiądź, porozmawiajmy — powiedział Kai sztucznie przyjemnym tonem i kiwnął dłonią na jednego ze swoich ochroniarzy, aby ten odsunął Tomurze krzesło. — Wiesz, jak to jest. Nowi przychodzą, starzy odchodzą. Już najwyższy czas, aby ktoś go zmienił — dodał, łącząc powoli dłonie i przekrzywiając głowę na bok.

W powietrzu niemal czuć było kumulujące się napięcie. Minęło kilka długich chwil, zanim niebiesko-włosy zdecydował się zasiąść naprzeciw Kaia, a Dabi z Kurogirim podeszli bliżej niego.

— Nie mieliśmy niestety okazji spotkać się ostatnim razem, wybacz, coś mi wtedy wypadło, ale widzę, że jeszcze na tym skorzystałeś — rzekł Chisaki, zawieszając przez chwilę swój wzrok na Dabim. Już Tomurę traktował z wyższością, więc w jego mniemaniu brunet powinenien czuć się zaszczycony, skoro był chętny raczyć go spojrzeniem. W końcu w oczach Kaia (który konsekwentnie dzielił ludzi na kategorie) Dabi nie mógł liczyć na miano wyższe niż "bezwartościowy". — Nigdy bym nie pomyślał, że gustujesz w takich zabawach. Zmieniłeś się — dodał uszczypliwie.

— Do rzeczy, czego chcesz? — zapytał Tomura. Był rozczarowany, że dał się w to wciągnąć i tu przyjechał, ale z drugiej strony był ciekawy, co takiego planuje Kai skoro aż tak się fatygował, aby ściągnąć go na rozmowę.

— Mam na oku duży interes. Zamierzam przywrócić Yakuzę do dawnej świetności — powiedział, uśmiechając się szeroko, o czym świadczyły jedynie jego oczy i zmarszczki mimiczne wokół nich, bo dół twarzy miał zasłonięty maseczką. Tomura poczuł, jak złość buzująca w jego ciele zaczyna mieszać się z obrzydzeniem. W sumie mógł się tego domyślić, czego innego mógłby chcieć napakowany ambicją i egoizmem Kai?

— Myślisz, że będę wspierać Yakuzę? — parsknął krnąbrnie, nachylając się lekko do przodu nad stolikiem, doskonale wiedząc, że to zmusi Kaia do wycofania i nie mylił się. Chisaki dalej miał swoją chorą obsesję na punkcie zarazków i przebywania w zbyt bliskim kontakcie z innymi ludźmi w obawie przed zarażeniem się czymś.

— Czyżby kupowanie niewolników nie było wspieraniem Yakuzy? Przydadzą mi się ludzie tacy jak ty. Przyłącz się do mnie, zobaczysz, wiele na tym zyskasz.

Tomura nie był święty, ani on, ani jego nie-biologiczny ojciec, ale nigdy nie śmiało im choćby przejść przez głowę pomóc w odbudowanie Yakuzy. A tymbardziej nie na taką, jakiej pragnąłby Kai. Chłopak prychnął zirytowany i wstał ze swojego miejsca, nic z tych negocjacji nie wyniesie. Jednak tylko zdołał się odwrócić, a stojący, za nim Dabi już miał przystawiony pistolet do głowy, z kolei Kurogiri mierzył do ochroniarza stojącego przy Kaiu, a tamten do Tomury. Istna kwintesencja przestępczego świata.

— Puść go — warknął niebiesko-włosy do napakowanego mężczyzny za Dabim, ale wtedy tylko rozległ się charakterystyczny dźwięk przeładowywania broni, co było oczywistym ostrzeżeniem: "Jeden podejrzanym ruch i po nim".

— Nie skończyliśmy jeszcze — powiedział spokojnie, jakby właśnie rozmawiali o pogodzie, Kai.

— Ja owszem. Nie będę się bratać z kimś takim jak ty — powiedział ostro Tomura. Nie drgnął ani o milimetr, wciąż stał odwrócony tyłem do Chisakiego, a centralnie przed Dabim, w którego się wpatrywał, czy raczej w pistolet przystawiony do jego głowy. Jeszcze nigdy nie stracił żadnego swojego człowieka na misji i zamierzał dołożyć wszelkich starań, aby tak pozostało.

— Nie wiesz, co tracisz. Nie chcę mieć w tobie wroga. Powinieneś w końcu schować urazę do kieszeni i zacząć patrzeć obiektywnie — odparł obecny szef Yakuzy i teraz w jego głosie pobrzmiewała już nutka irytacji.

— Nie wydaje mi się, żebyśmy byli w stanie dojść do kompromisu. Na pewno nie z twoim nastawieniem. Zamierzam stąd wyjść, więc wypuść łaskawie mojego człowieka.

— W takim razie, opuśćcie broń — zażądał szatyn, zerkając kątem oka na Kurogiriego. Tomura doskonale wiedział, że zabicie Dabiego nie stanowiłoby dla niego żadnego problemu, ale wiedział też, że ta zasada nie tyczy się jego samego. Mimo wszystko był bezpieczny, więc w trosce o dobro Dabiego, które wisiało teraz na włosku, postanowił spełnić żądanie oponenta, choć w głębi czuł, że może się nie obejść bez użycia siły.

— Kurogiri, odłóż broń — rozkazał.

— Szefie...

— Natychmiast! — warknął, spuszczając tylko na sekundę wzrok z przerażonego Dabiego, aby upomnieć swojego starszego ochroniarza. Ten już więcej nie protestował, a jedynie schował broń i wyciągnął ręce przed siebie, aby pokazać, że nic w nich nie ma. Jednak zgodnie z podejrzeniami Tomury, Kai nic sobie z tego nie zrobił. Jedynie zaśmiał się cicho, jakby Shigaraki zapewniał mu niezłą rozrywkę.

— No widzisz, Tomura, znowu nie patrzysz na sprawę racjonalnie. Niczego się nie uczysz. Po co to zrobiłeś? Nic nie stracisz jeśli go zabijemy — beztroska w głosie Kaia, jeszcze bardziej podburzała Tomurę, który wiedział, że powinien zachować zimną krew, co było piekielnie trudne. Szczególnie kiedy wpatrywały się w niego intensywnie niebieskie tęczówki Dabiego, a mimo że jego twarz pozostawała niewzruszona, to te oczy zdradzały, że się boi.

— Powtórzę się ostatni raz, natychmiast go wypuść, albo pożałujesz — rzucił Tomura i nie mogąc już dłużej znieść widoku przed sobą, odwrócił głowę w stronę Kaia. To było ostatnie ostrzeżenie.

— Dalej nerwowy i impulsywny — zaśmiał się szatyn, po raz kolejny poprawiając swoje rękawiczki. Dla niego doprawdy była to świetna zabawa, szydzenie sobie w taki sposób z innych, pogrywanie z nimi, a tego zszargane nerwy Tomury nie wytrzymały i mimo że strzelanina w biały dzień nie należała do wąskiego grona rozrywek, jakie preferował, to nie mógł już dłużej tego wytrzymać. Niech Kai raz na zawsze wbije sobie do głowy, że nie może z sobie z nim tak pogrywać.

Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, po barze rozniósł się głośny huk, kiedy Shigaraki wyciągnął zza paska pistolet i bez wahania postrzelił człowieka —który przystawiał broń do głowy Dabiego — w udo.

Mięśniak krzyknął z bólu, zataczając się do tyłu. Barmanka zaczęła wrzeszczeć ze strachu, kelnerka upuściła tacę. Pozostali ochroniarze Kaia skupili się na zasłonięciu swojego szefa, a obsługa na ucieczce. Taka panika jak najbardziej odpowiadała Tomurze, wprost idealne warunki, aby się zmyć.

Pociągnął zdezorientowanego Dabiego za ramię, czego na szczęście nie musiał robić z dużo bardziej czujnym Kurogirim, i wypadli za drzwi baru, zostawiając wykrwawiającego się człowieka na ziemi.

Cała trójka szybko weszła do samochodu, a Kurogiri odpalił silnik i od razu wyjechał z parkingu. Minęło trochę czasu, zanim wszyscy wzięli kilka głębszych oddechów, żeby opanować emocje. Ale co niektórym to nie pomogło.

— Coś ty sobie myślał, co?! — krzyknął Tomura, do (teraz siedzącego razem z nim na tylnym siedzeniu) Dabiego. Poluźnił krawat, aby móc podrapać swędzącą skórę na szyi. — Nie możesz się głupio zastanawiać, zanim wyciągniesz broń, to nie przedszkole! Strzelasz do kogoś albo ktoś do ciebie, rozumiesz?!

— Mogłeś ostrzec, zanim tam przyszliśmy, z kim będziemy mieć do czynienia, może nie byłbym tak zaskoczony — mruknął Dabi, przecierając twarz dłonią. Zdecydowanie nigdy nie bał się tak jak chwilę temu, nawet wtedy kiedy pierwszy raz stanął na scenie jako towar do sprzedania.

— Myślałeś, że gdzie jedziemy?! Do wesołego miasteczka!? Jesteś aż tak głupi?! — warczał Tomura, ale jego złość jeszcze nie zniknęła, więc teraz to Kurogiri trafił na celownik. — A ty co, żeś do cholery robił?! Dlaczego dopuściłeś do takiej sytuacji!? W przeciwieństwie do niego nie jesteś tu pierwszy dzień!

— Przepraszam, szefie, to wszystko działo się bardzo szybko. Nie myślałem, aby chcieli strzelać w miejscu publicznym. Zareagowałem, kiedy postanowili mierzyć do ciebie — odpowiedział kierowca.

— Nie zabiliby mnie. Powinieneś był pilnować nowego.

— Nie musieli cię zabijać, mogli cię ranić. Twój tata na pewno bardzo by się zdenerwował, gdybyśmy cię nie ochronili — rzekł Kurogiri, zerkając w lusterku na swojego szefa. Tomura westchnął głośno.

— Mniejsza. Nie powinienem był cię zabierać — burknął w stronę Dabiego. — Nic ci nie jest?

— Nie, wszystko dobrze... Dzięki za ratunek — odparł brunet, uśmiechając się delikatnie. Doskonale wiedział, że sam nie dałby rady strzelić do człowieka, nawet biorąc pod uwagę to, co mówił niebiesko-włosy.

— Następnym razem bądź bardziej czujny. Mogę dobrze strzelać, ale nie gwarantuję ci za każdym razem bezpieczeństwa — odparł Tomura. Przechylił lekko głowę, żeby móc podrapać się pod żuchwą, a potem odwrócił wzrok w stronę okna.

— Co będzie z tamtym człowiekiem? — Dabi ośmielił się zadać najbardziej nurtujące go pytanie. Mimo wszystko nie chciał, żeby Shigaraki miał przez niego krew na rękach.

— Nie nasza sprawa — mruknął szef, ale kiedy wciąż czuł na sobie uporczywy wzrok rozmówcy, raczył odwrócić się w jego stronę i udzielić bardziej empatycznej odpowiedzi. — Nie zabiłem go. Pewnie pojedzie do szpitala, nic mu nie będzie.

Dabi pokiwał ze zrozumieniem głową, mógł się domyślić takiej odpowiedzi. W końcu Tomura nie był jasnowidzem, a Kai chyba nie zostawiłby swojego człowieka na ziemi, aby wykrwawił się na pewną śmierć, ktoś na pewno mu pomoże. Poza nimi była tam jeszcze obsługa, zwykli szarzy ludzie powinni mieć tyle współczucia, aby wezwać pogotowie, prawda?

Brunet wpatrywał się jeszcze chwilę w mruczącego coś pod nosem Tomurę, zapewne obelgi pod adresem Kaia. Jego wzrok przykuwały drobne ręce natarczywie drapiące szyję, a obserwując te ruchy, sam czuł dyskomfort. Złapał nadgarstek bliższej sobie ręki chłopaka i odciągnął go od skóry, z zaskoczeniem stwierdzając, że opuszki palców są czerwone od krwi, a pod paznokciami zostały resztki zdrapanego naskórka.

— Możesz się tak nie drapać? Nie mogę się skupić — powiedział z lekkim grymasem. Udało mu się ostatni raz zerknąć to w oczy Tomury, to na brudną dłoń, zanim chłopak mu ją wyrwał i przyciągnął do siebie, zamykając w tej drugiej, jakby chciał schować wstydliwy sekret.

— A co ci do tego? Moja sprawa, po prostu nie patrz — burknął cicho, tak, że brunet ledwo co dosłyszał, ale mimo to nie wrócił do poprzedniego zajęcia, a jedynie oparł czoło na szybie i obserwował otoczenie mijane z zawrotnym tempem. — Kurogiri, potrzebuję jakiejś dobrej kawy.

— Tak jest, szefie.
_________________________________________

Piątek weekendu początek! Mam nadzieję, że zdążę się nim chociaż trochę nacieszyć zanim przyjdzie poniedziałek (i wy też).

Ponadto zastanawiam się czy nie zrobić jakiegoś maratonu na majówkę, co wy na to?

Więcej do przekazania nie mam, cieszcie się i korzystajcie z wolnego!

Do usłyszenia w niedzielę <3

PS Prawie bym zapomniała o przypominajce a propo zostawienia gwiazdki XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro