①②

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy Tomura wraz z Kurogirim dojechali w końcu pod swój dom, było grubo po 21. Całą drogę przemilczeli, co z jednej strony pasowało Shigarakiemu, bo nie musiał odpowiadać na żadne, być może niewygodne, pytania, ale dało mu to też możliwość zanurzenia się w swoich pesymistycznych rozmyślaniach.

Przez całą drogę analizował wiele rzeczy, wiele scenariuszy i następnych kroków Yakuzy, a takie gdybanie nie wyszło mu na dobre. Rozbolała go głowa, a i tak nie wymyślił nic błyskotliwego, prócz tego, że jeśli ma dobrze spać, musi koniecznie przewietrzyć swoją głowę, a może wiatr zwiastujący zimny deszcz przegoni, choć część jego trosk.

Dlatego kiedy tylko samochód stanął przed domem, chłopak od razu wysiadł i nie chcąc tracić czasu, po prostu skręcił gdzieś w bok, zamiast skierować się do posiadłości. Wieczorny spacer na pewno dobrze mu zrobi. A przynajmniej miał taką, jak się okazało złudną, nadzieję, bo idąc tak chodnikiem wzdłuż drogi, aż w końcu dotarł do pobliskiego, opustoszałego parku, ciężko mu było opędzić się od myśli. Ba, jego głowa w tej prawie idealnej ciszy (bo mąconej jedynie sporadycznymi dźwiękami pojedynczych samochodów) mogła się skupić tylko na zatopieniu się w różnych wyobrażeniach.

Dopóki nie dosłyszał za sobą szybkich kroków. Nawet nie kroków, a raczej tupotu butów, kiedy ktoś za nim biegł. Tomura poczuł, jak tężeją mu mięśnie i odruchowo dotknął broni przy pasku, zanim się obrócił.

— Spokojnie, to tylko ja — powiedział Dabi, kiedy zrównał z nim kroku.

— Jeszcze ciebie mi tutaj brakuje — burknął Shigaraki, chociaż tak naprawdę to nawet się cieszył z nowego towarzystwa. Teraz przynajmniej będzie mógł skupić swoją uwagę na czymś innym niż czarne scenariusze.

— Nie wydaje mi się, żeby chodzenie samemu po nocy było bezpieczne.

— Chodzenie po nocy z tobą to dwa razy więcej kłopotów. Będę musiał bronić i siebie, i ciebie — ozjamił Tomura, a potem poczuł, jak wyższy szturchnął go pod żebro. Spojrzał na swojego towarzysza z ukosa.

— Nie jestem taki beznadziejny, jak ci się wydaje — powiedział Dabi, przybierając niby strzelniczą pozę, przy czym za pistolet robiły jego dłonie złożone w odpowiedni sposób. Widział, że Shigaraki najwidoczniej wrócił nie w humorze i chciał go rozbawić, ale niestety ta próba zakończyła się niepowodzeniem. — Jak było? — zapytał. — Długo na was czekałem. Już zaczynałem się martwić — dodał, puszczając do chłopaka oczko przy ostatnim słowie. Od ostatniego czasu mieli w zwyczaju przekomarzać się na temat tego, kto o kogo się martwi.

— Zostawmy to w spokoju, dobra? Głowa mnie boli — odparł Tomura, zakładając ręce na piersi, bo kieszenie w dżinsach zdecydowanie nie należały ani do dużych, ani do wygodnych.

— W porządku, zapytam później — odparł niezrażony brunet, specjalnie drocząc się z niższym. Ku swojemu zaskoczeniu odkrył, że sprawiało mu to prawdziwą satysfakcję.

— Do dzisiaj nie wierzę, że wydałem 15 000$ na kogoś tak irytującego.

— Doskonale wiemy, że to najlepiej zainwestowane 15 000$ w twoim życiu — zaśmiał się Dabi i ku jego uciesze Tomura pokiwał z politowaniem głową, ale nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu. Przez chwilę szli blisko siebie w prawie idealnej ciszy, bo gdzieś w tle można było się dosłyszeć szum wiatru (który na marginesie robił się coraz mocniejszy) czy turkot przejeżdżających samochodów.

— Yakuza wyznaczyła za mnie nagrodę. Dużą nagrodę — mruknął w pewnym momencie niebiesko-włosy. Twardo patrzył przed siebie, ale wręcz namacalnie czuł wzrok tego drugiego na sobie, a wyobrażenie jego zmartwionej i zarazem zaskoczonej miny nie przyszło mu zbyt trudno.

— To pewne?

Shigaraki westchnął i pokiwał twierdząco głową. Czuł, jak pierwsza kropka deszczu spadła mu na nos.

— Obiecaj mi, że nie będziesz się nigdzie włóczyć samemu.

— I kto to mówi, co? — prychnął Dabi, unosząc do góry jedną brew. Tomura zatrzymał się, żeby spojrzeć na wyższego, który najwidoczniej wolał sobie stroić żarty niż potraktować temat na poważnie.

— Ludzie widzieli cię w tym klubie ze mną, nie żartuję, możesz być w niebezpieczeństwie — powiedział, starannie wypowiadając każde słowo, patrząc Dabiemu prosto w oczy. Następne dwie krople spadły kolejno na jego czoło i dłoń.

Shigaraki widział, jak Dabi uśmiecha się szeroko, co zwiastowało, że zapewne zaraz powie coś głupiego. Tomura odwrócił się na pięcie i ruszył powoli w kierunku domu.

— Nie bój się o mnie, jestem niezniszczalny. — Zadowolenie Dabiego w tej sytuacji irytowało Tomurę, ale wyższy nie mógł nie cieszyć się, skoro niebiesko-włosy ewidentnie się o niego martwił, co w jego skromnej opinii było niezwykle słodkie.

— Wspaniale, a skoro już to wiemy, pospieszmy się, bo jest mi zimno — mruknął Shigaraki. Teraz zły na siebie, że dał tak łatwo zdemaskować swoje uczucia temu kretynowi. Już chciał przyspieszyć, najlepiej, żeby zostawić go gdzieś z tyłu, ale nagle poczuł, jak coś ląduje na jego ramionach.

— Proszę — powiedział Dabi, przytrzymując na ciele chłopaka swoją kurtkę.

— Nie jestem księżniczką w opałach, żebyś musiał dawać mi swoją kurtkę jak pierdolony dżentelmen — wysyczał Shigaraki, chcąc tym jakoś zamaskować swoje zawstydzenie. Ktoś się o niego troszczył i to w taki dziwny, nieznany mu dotąd sposób. Chcąc nie chcąc Tomura musiał przyznać, że ten denerwujący głupek potrafił być czasami uroczy i to go wkurzało.

— Jesteś małym upierdliwym bachorem, którym trzeba się zająć, tak lepiej? — zapytał brunet, nie mogąc ukryć swojego rozbawienia całą tą irytacją mniejszego, w końcu to chyba normalne zachowanie, co nie? Jeśli kogoś lubisz, nie chcesz, żeby mu było zimno, tłumaczył sobie brunet.

Teraz pojedyncze krople deszczu zamieniły się w swego rodzaju mżawkę, co przechyliło szalę zwycięstwa na stronę Dabiego i Tomura, mamrocząc coś pod nosem, wciągnął na siebie jego kurtkę, która była idealnie luźna dla wyższego, więc Shigaraki wręcz w niej tonął, co z dwoja złego było lepsze w tę stronę niż na odwrót.

Nie wymieniając już ze sobą żadnych słów, a jedynie chcąc uniknąć kompletnego przemoczenia (co Dabiemu groziło bardziej), szli jak najszybciej w stronę domu. Wyższy jeszcze uśmiechnął się, gdy gdzieś w połowie drogi, nadarzyła się okazja, żeby naciągnąć kaptur na głowę szefa rzucając coś, że kolczyk nie powinien obcować z brudną deszczową wodą.

Zdyszani pokonali ostatnie kilka stopni do rezydencji, a Dabi był już nawet skory, żeby wejść do środka, jednak Tomura zatrzymał się na ganku i to właśnie tam ściągnął z siebie lekko przemoczony płaszcz, po czym podał go brunetowi. Wolał, żeby służba, a w szczególności Kurogiri, nie pomyśleli sobie zbyt wiele.

— Dzięki — mruknął cicho, zgarniając sobie włosy za ucho.

— Drobiazg — odparł Dabi, standardowo z wielkim bananem na ustach. Jednak Shigaraki dalej stał na swoim miejscu, patrząc jak pojedyncza kropelka, która skapnęła z teraz oklapniętych czarnych włosów na twarz, przemierzała drogę po policzku. Niższy niepewnie podszedł bliżej i starł ją, kiedy dotarła do linii szczęki. Skóra Dabiego w tym miejscu była pomarszczona, ale wcale nie taka szorstka jak mógłby przypuszczać niebiesko-włosy. Jakoś przyjemnie mu się jej dotykało.

A wyższy nie zamierzał strącać kościstej dłoni tego drugiego. Wręcz przeciwnie, uznał, że nie miałby nic przeciwko, gdyby ten dotykał go tak cały czas. A w tej niby magicznej chwili, typowej dla beznadziejnych komedii romantycznych, było coś, co strasznie ciągnęło ich do siebie i na szczęście Dabi miał tyle odwagi, żeby posłuchać tego przeczucia.

Przyciągnął do siebie Tomurę i schylił sję, żeby go pocałować. Na początek jedno ostrożne muśnięcie i mimo że spierzchnięte wargi chłopaka mogłyby kogoś odrzucić, ich ciepło działało na Dabiego, jak magnez i chwilę później znów je połączył ze swoimi.

Kilka delikatnych i niepewnym buziaków, bo oboje jeszcze nie wiedzieli, na co mogą sobie pozwolić, a potem ich pocałunki zrobiły się dużo odważniejsze i bardziej intensywne. Tomura trzymał jedną rękę na karku Dabiego, specjalnie przejeżdżając po tym wrażliwym miejscu paznokciem i zgodnie z jego oczekiwaniami wyższego przeszedł przyjemny dreszcz. Z kolei brunet, widząc takie zaangażowanie mniejszego, postanowił jeszcze pogłębić pieszczotę, dokładając do niej języki.

Parę długich chwil później (co dla nich minęło zaledwie jak ułamek sekundy), odsunęli się od siebie, żeby zaczerpnąć oddechu, ale ręce Tomury dalej spoczywały na barku i szyi Dabiego, a ten drugi dalej trzymał Shigarakiego w pasie.

Wyższy uśmiechnął się ślicznie, z kolei niebiesko-włosy parsknął cichym śmiechem.

— Śmierdzisz jak zmokły pies — powiedział rozbawiony Tomura, a z jakiegoś powodu całe napięcie uszło z jego ciała i zastąpiło je szczęście w najczystszej postaci.

— Nic dziwnego, w końcu oddałem swój płaszcz, żeby księżniczka nie zmokła — odparł wyższy, zabierając jedną dłoń z talii młodszego, aby móc mu założyć włosy za ucho. Odkąd dotknął ich po raz pierwszy, mógłby to robić ciągle. Były miękkie i gładkie, nawet jeśli tak jak teraz przez nieprzyjemne warunki atmosferyczne trochę spuszone i skołtunione przy końcach.

Tomura przez chwilę pozwalał głaskać się po głowie, a kiedy fala wiatru dotarła nawet tam, na ganek, chłopak odsunął się od Dabiego i pociągnął go za rękaw w kierunku drzwi. Jeszcze ten idiota się przeziębi, a potem będzie rozsiewał zarazki po reszcie służby.

— Idź się wykąpać i to od razu. Cieknie z ciebie, jakbyś wyszedł spod wodospadu, dom mi zalejesz — mruknął niebiesko-włosy, a sam ściągnął buty i tyłem, żeby móc jeszcze chociaż przez chwilkę popatrzeć na Dabiego ruszył do kuchni.

— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, Shiggy — odparł brunet, kłaniając się delikatnie, przez co woda z jego włosów, zgodnie z przewidywaniami niższego, skrupulatnie zaczęła kapać na białe marmurowe kafelki. Tomura wywrócił oczami, a potem zniknął za rogiem jadalni, musiał napić się czegoś ciepłego.
_________________________________________

Dobra, po pierwsze miałam niezłego mind fucka, bo coś mi się pokręciło i byłam przekonana, że pocałunek jest rozdział później. No nic, niespodziankę w takim razie mieliście i Wy, i ja XD

Czekanie na tę chwilę chyba nie trwało ani za długo, ani za krótko, rzekłabym, że w sam raz, ale nie mnie to oceniać.

Gwiazeczka i do usłyszenia jutro! To będzie ostatni dzień maratonu, w sumie to szybko minęło ;)

PS Dzisiaj na maratonie pojawił się one shot Tianshan (manhwa 19 days). A jutro będzie... DRARRY! Jak ja długo nie pisałam nic z tym shipem, a to od niego wszystko się zaczęło hahah

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro