①③

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I pogoda się tego dnia już nie poprawiła. Nawet Dabi odpuścił swoją wieczorną porcję papierosów na balkonie, gdzie na pewno złapałby go deszcz, bo na chwilę potem jak oboje z Tomurą weszli do domu, zerwała się prawdziwa ulewa.

Mieli szczęście, że zdążyli wrócić na czas. Ba, zdążyli wrócić i nawet się pocałować, co cały czas siedziało w głowie bruneta i kiedy ten tylko przypominał sobie o tym incydencie, uśmiechał się do siebie, jak idiota. Chciał pocałować Shiggiego i to zrobił, w dodatku niższy się na to zgodził.

Jeszcze jakiś czas temu Dabi nigdy by nie przypuszczał, że taka sytuacja miałaby prawo bytu, a teraz cieszył się jak dziecko, że pocałował Tomurę, że mógł go dotykać, a świeżość tego wszystkiego ogromnie go ekscytowała. Bo o ile miał już okazję na takiego rodzaju pieszczoty z różnymi osobami, żadna nie wywoływała u niego potem tylu emocji, nie sprawiała, że na samo wspomnienie czuł gilgotanie w brzuchu, zupełnie jakby latały tam te słynne motyle.

Fala ekscytacji, jaka przepełniała jego ciało była na tyle silna, że nie było mowy, aby teraz zasnął i nawet nie próbował mimo później pory. Jedynie przysiadł na parapecie swojego okna i otworzył je tak szeroko, jak umiał. Zimne powietrze od razu zaczęło muskać mu twarz, przynosząc ze sobą charakterystyczny zapach ulewy. Może trochę ziąbu, pomoże mu ochłonąć?

Dabi przygotował sobie jednego papierosa i zapalił, starając się, aby dym wylatywał uchylonym oknem na zewnątrz. W końcu nie chciał, żeby po takim przełomie między nim i Tomurą z głupoty uruchomił jakiś alarm, który bądź co bądź mógłby zdenerwować Shigarakiego na tyle, aby wszystko się zawaliło. Młodszy był nieprzewidywalny niczym burza.

I ta właśnie myśl była ostatnią, zanim chłopak wzdrygnął się przestraszony, kiedy nocną ciszę zmącił huk. A przynajmniej on to tak odebrał, gdy nagle został wyrwany z krainy snów na jawie.

Drzwi pokoju (który był praktycznie spowity w ciemności, bo jedynym źródłem światła była mała lampka nocna przy łóżku, którą Dabi zapalił, aby przypadkiem jego mały palec u stopy nie zaliczył nieprzyjemnego spotkania z krawędzią jakiegoś mebla) otworzyły się powoli, co tylko wzmogło ich skrzypienie. A kiedy nocny gość zajrzał do środka i stwierdził, że nikogo nie obudzi, niepewnie wszedł do pomieszczenia.

— Nie spodziewałem się, że tak szybko za mną zatęsknisz — oznajmił brunet, czując, jak jego serce zaczęło pompować krew znacznie szybciej niż zazwyczaj.

— Lubię zaskakiwać — dodał cicho Tomura, rzucając (wciąż popalającemu) Dabiemu tylko przelotne spojrzenie, zanim nie wgramolił się na łóżko wyższego, jak na swoje i nie usiadł w rozmemłanych pierzynach tak, aby oprzeć się plecami o ścianę. — Już myślałem, że rzuciłeś palenie, kiedy nie było cię na balkonie.

— Nie bądź śmieszny. Jak miałbym porzucić ten boski dar? — zapytał Dabi, a na jego ustach jeszcze przez chwilę gościł lekki uśmiech. — Stało się coś? — zapytał po kilku długich sekundach nasłuchiwania jedynie dźwięków zza okna.

— Nie, wszystko gra — odparł Tomura. Dabi zmrużył lekko oczy. W tym świetleniu słabo widział chłopaka, a w praktyce to nawet nie widział jego, bo drobne ciało tonęło w ogromnej koszulce, która służyła mu za piżamę. Oczywiście spokój Shigarakiego można by było zwalić na późną porę, bo nie należał on raczej do nocnych Marków, ale coś mówiło Dabiemu, że to nie o to chodzi.

— Albo kłamiesz, albo jestem w raju, że tak szybko pakujesz mi się do łóżka — zażartował brunet, przechylając lekko głowę na bok, żeby choć trochę lepiej widzieć swojego rozmówcę. Shigaraki podciągnął kolana do klatki piersiowej i poprawił nogawki szerokich dresów, które swoją drogą były trochę za duże w pasie.

— Idiota — mruknął, nie patrząc na wyższego, tylko poprawiając puchatą kołdrę wokół siebie, która do tej pory leżała rozwalona, a znaczna jej część zwisała luźno z łóżka.

— Po prostu nie jesteś typem osoby, która siedzi po nocach. Grzeczne dzieci już śpią, więc... — zaczął Dabi, gasząc resztkę papierosa i zamykając okno, żeby do środka nie wpadło zbyt dużo chłodnego powietrza. W końcu nie chciał, żeby Tomura się przez niego przeziębił.

— Więc dobranoc — rzucił krótko Shigaraki, chcąc jak najszybciej uciąć wszelkie pytania, jakie mogły się zaraz pojawić. Potem padł na poduszki i naciągnął na siebie kołdrę, odwracając się oczywiście przodem do ściany. Zaskoczony brunet zamrugał kilka razy, zastanawiając się, co się właściwie dzieje, czy przypadkiem nie śni, a jeśli nie to, co powinien zrobić?

Na to ostatnie odpowiedział sobie tym, że mimo wszystko to było jego łóżko, więc zszedł z parapetu i usiadł ostrożnie na materacu. Dobra, to było jego łóżko, ale nie chciał, żeby śpiąca w nim królewna poczuła się niekomfortowo. W końcu był dżentelmenem.

Minęło kilka kolejnych długich chwil, podczas których żaden z nich nie poruszył się nawet o milimetr, a cisza pełna napięcia i niepewności zdążyła wymęczyć już ich obu.

— Mogę tu dzisiaj zostać? — zapytał cicho Tomura, wciąż uparcie leżąc tyłem do Dabiego. Wyższy na początku pokiwał twierdząco głową, ale dopiero po chwili uświadomił sobie, że niebiesko-włosy tego nie widzi, chyba stres odbierał mu zdolność racjonalnego myślenia.

— Pewnie. Czuj się jak u siebie — odparł w końcu Dabi. — Chcesz, żebym sobie poszedł? — wolał się upewnić, zanim wślizgnie się do łóżka i zarobi porządny cios w policzek czy coś. Jednak ku jego zaskoczeniu Shigaraki zaśmiał się cicho, co momentalnie go rozluźniło.

— Jesteś głupi. Gdybym chciał siedzieć sam, nie przychodziłbym tutaj — odparł Tomura.

— Miewasz różne humorki. Lepiej dmuchać na zimne — odparł wyższy, a potem odkrył bliższy sobie kraniec kołdry, żeby się pod niego ostrożnie wślizgnąć i przysunął się trochę bliżej Shigarakiego. — Na pewno wszystko w porządku? — zapytał, kładąc rękę na zakrytym pierzyną (bo młodszy owinął się w kołdrę jak w kokon) ramieniu chłopaka.

— Tak. Zgaś już to światło — poprosił Tomura, a Dabi posłusznie sięgnął do lampki nocnej i odciął ją od systemu zasilania. Pokój od razu spowiły egipskie ciemności i początkowo przed oczami bruneta migały kolorowe plamy, a dopiero po chwili wzrok dostosował się do nowych warunków, dzięki czemu mógł widzieć co nieco w ciemności. Poprawił wolną poduszkę i położył się na niej ostrożnie, wciąż będąc niepewnym w tym, co robił.

— Nie mogłem spać przez koszmary — powiedział cicho Shigaraki, kuląc się bardziej na swoim miejscu. Minęła długa sekunda ciszy.

— Nigdy nie mówiłeś, że dręczą cię koszmary — zauważył Dabi, a potem przysunął się do Tomury. — Chcesz mi o nich opowiedzieć? Może poczujesz się lepiej.

— Śni mi się moja rodzina. Nic istotnego, a na pewno nie coś, o czym chcę gadać — odparł niższy, wzdychając ciężko. Szczerze mówiąc, nie sądził, aby nadszedł w jego życiu taki moment, że chciałby komuś o tym opowiedzieć, ale z drugiej strony Dabi był pierwszą osobą, przy której choćby uszczknął rąbek tej tajemnicy, co kiedyś również było nie do pomyślenia. A męczył się z tymi okropnymi snami, odkąd tylko tutaj przybył i tak jak dotychczas jedynym co pozostawało mu w takie noce to przewietrzenie głowy (dlatego wybierał krótką wycieczkę na balkon), tak od jego pierwszej pogawędki w takiej chwili z Dabim zauważył pewną zależność: rozmowa potrafiła pomóc, a przynajmniej rozmowa z Dabim.

— W porządku. Nie naciskam — powiedział równie cicho brunet, nie chcąc mącić ciszy zbyt głośnymi dźwiękami, a potem niepewnie przytulił Tomurę od tyłu, bo nie wiedział, jak inaczej miałby okazać mu w tej chwili swoje wsparcie. I tak jak początkowo wręcz wstrzymał przy tym oddech, niepewny reakcji niższego, tak odetchnął z ulgą kiedy ten złapał jego dłoń i przytulił do swojej klatki piersiowej.

Niby drobny gest, a Dabi czuł, jakby jego serce się rozpływało. Nigdy nie sądził, że dotyk drugiej osoby może być aż tak przyjemny, choć z drugiej strony podejrzewał, że dotykanie kogokolwiek innego poza Tomurą nigdy nie mogłoby przynieść mu takiej satysfakcji.

***

Gdzieś głęboko pod ziemią w metalowych labiryntach korytarzy czy pokojach, do których owe prowadziły, ulewa pozostawała obojętna. Nie dochodziły tam silne wiatry czy zacinające krople, więc tak naprawdę znajdujący się tam ludzie nawet nie mieli pojęcia, jaka pogoda panowała na zewnątrz, dopóki nie wynurzyli się na powierzchnię.

Właśnie w jednym z takich odizolowanych od świata pomieszczeń przesiadywał mężczyzna z obsesją na punkcie wszelkich zarazków i bakterii.

Aktualnie wygodnie rozsiadły na kanapie, a przed nim na stoliku stała rozłożona szachownica i pionki niby pozostawione w bezruchu po niedawnej rozgrywce. Choć czarne miały zdecydowaną przewagę nad białymi, nie zastawiły jeszcze króla przeciwników, przez co nie można było nazwać ich zwycięskimi. W świetle zasad gra wciąż trwała.

— Minął tydzień i dalej nic. Jesteś pewny, szefie, że to zadziała? — zapytał młodzieniec tak niski, że wzrostem przypominał 5-letnie dziecko.

— Złapanie Tomury wcale nie jest takie proste. Musimy dać im jeszcze trochę czasu — odparł Kai, już z przyzwyczajenia poprawiając rękawiczki na dłoniach, zanim dotknął jednego z czarnych pionków i nie przestawił go na inne pole.

— Moglibyśmy zająć się tym sami — odparł młodzieniec, siedzący nieopodal biurka zawalonego stertą papierzysk, do których nikt od dawna nie zaglądał, przez co ta tylko powiększała swoją objętość zamiast na odwrót.

— Po co mamy zawracać sobie tym głowę, skoro inny zrobią to za nas? — Chisaki zbił właśnie białą królową, a potem używając jasnych pionków, natarł na czarnego króla. Rozgrywka z samym sobą byłaby pewnie dla wielu oznaką jakiejś choroby psychicznej i to w zaawansowanym stadium, ale ci, co znali Kaia wiedzieli, że miał to w zwyczaju, a przynajmniej odkąd poprzedni przywódca Yakuzy zachorował... czy raczej ktoś mu w tym pomógł.

— Nie mamy pieniędzy, szefie. Dlatego powinniśmy uporać się z tym sami jak najszybciej, zanim ktoś coś zniszczy — odparł ten siedzący przy biurku, nalewając sobie do karafki kolejną porcję alkoholu.

— Spokojnie. Mam wszystko pod kontrolą. Koszty zwrócą nam się kilkukrotnie, jak już dostaniemy Tomurę. Jest dla nas cenną żyłą złota — rzekł Overhaul w momencie, kiedy najważniejszy czarny pionek upadł na drewnianej planszy, a potem przeturlał się po niej i spadł na ziemię. Białe wygrały. — Na razie Yakuza nie ma pieniędzy i nie powinna się wychylać, ale kiedy zdobędziemy okup za tego dzieciaka od jego bogatego ojca, nikt nam nie podskoczy.

— A jeśli Shigaraki Tomura będzie chciał zemsty?

— Umarli głosu nie mają.
_________________________________________

Ostatni dzień maratonu, właśnie za nami. Wydaje mi się, że zakończył się dobrze, akurat przełomem między Dabim i Shiggim.

Dzisiaj jako one shot mamy Drarry, jednak nie osadzone w oryginalnym świecie Harry'ego Pottera ;)

Mam nadzieję, że dobrze spędziliście majówkę i macie siły na powrót do szkoły (chyba, że tak jak ja, macie jeszcze wolne, to wtedy można dalej odpoczywać) <3

Do usłyszenia w piątek!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro