①④

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chciałoby się powiedzieć, że po każdym deszczu przychodzi słońce i to właśnie taki piękny poranek miałby przywitać Dabiego, ale niestety nie tym razem. Ze snu wyrwał go ziąb, kiedy znaczna część kołdry ponownie zsunęła się z łóżka. Niezadowolony młodzieniec mruknął coś po nosem i ręką z powrotem naciągnął na siebie okrycie, ale wtedy z kolei coś innego nie dało mu spokoju. Spał na skraju, mimo że druga połowa łóżka była pusta.

Chłopak najpierw uchylił jedno oko, gdyż nieśpieszno mu było nabrać przekonania o tym, co już podejrzewał. I tak jak myślał, nie ujrzał nic nadzwyczajnego, nic wybijającego się spoza nudnej normy, a przecież był pewny, że zasypiając, przytulał do siebie Tomurę.

Dabi podniósł się do siadu i rozejrzał jeszcze nie do końca rozbudzonym wzrokiem po pomieszczeniu. Wszystko leżało tak, jak to zostawił, zero śladów tego małego upierdliwego dzieciaka, co było raczej nieprzyjemnym zaskoczeniem, bo dałby sobie rękę uciąć, że to nie było zwykłym snem, a działo się naprawdę. Shigaraki przyszedł do niego wczorajszej nocy, bo dręczyły go koszmary i zapytał się, czy może z nim spać.

Mężczyzna niechętnie zwlókł się z łóżka i zerknął przy tym kątem oka na zegarek stojący na szafce nocnej. Lekko po siódmej (choć pogoda za oknem wskazywała raczej na coś między czwartą a piątą), na szczęście się nie spóźni.

Zabrał z krzesła ubrania (wczorajszą koszulę i spodnie garniturowe), po czym udał się do łazienki, żeby ogarnąć się do zejścia na dół. Może Tomura zawsze szybko wstawał? Dabi nigdy go o to nie zapytał, więc na razie, to wydawało się najlepszym wytłumaczeniem jego nieobecności.

Tak więc chłopak ogarnął się i punktualnie o ósmej wyszedł ze swojego lokum w samą porę, aby spotkać na korytarzu Kurogiriego.

— Dobrze, że już jesteś. Chodź na dół — polecił rzeczowo i sam zaczął schodzić po schodach, nie oglądając się za siebie. Dabiemu zajęło chwilę otrząśnięcie się z zaskoczenia. Nie spodziewał się jakiegoś zadania o tak wczesnej (mimo wszystko) porze, a z drugiej strony poczuł ulgę, bo może to właśnie przez to Tomura zniknął?

Posłusznie zszedł na parter, akurat, żeby zobaczyć, jak Shigaraki wkładał na swoje ramiona ciemny, skórzany płaszcz. Już chciał do niego podejść, żeby się przywitać czy coś, ale to Shigaraki odezwał się pierwszy, jednak nawet nie raczył zawiesić swojego spojrzenia na brunecie.

— On niech zostanie — mruknął, kończąc wiązać buty.

— Ale szefie... — zaczął Kurogiri, nie wiedząc do końca, o co chodzi.

— Nie chcę, aby jechał ze mną — dodał stanowczo Tomura i wtedy reszta nadziei, że może chodzi o to, aby Dabi był bezpieczny, prysła. Coś było ewidentnie nie tak, jak powinno i starszy ochroniarz również to zauważył. Stanął teraz centralnie przed szefem, który dotychczas lekko zakłopotany wodził wzrokiem po podłodze, aby przypadkiem nie spojrzeć na zdezorientowanego Dabiego.

— Tomura, wiesz, że ktoś chce cię porwać. Bezpieczniej będzie, jeśli pojedzie nas więcej — oznajmił spokojnie Kurogiri, zerkając kątem oka na bruneta, jakby chciał wyczytać z niego, co się stało.

— On będzie tylko przeszkadzać — mruknął Tomura, wymijając starszego.

— Nie będę. Obiecuję, że się wykażę — powiedział stanowczo Dabi, uważnie wpatrując się w niebiesko-włosego chłopaka, ale ten się nie odwrócił, aby na niego spojrzeć. Jedynie westchnął ciężko i wyszedł z domu, nie racząc nikogo żadnym słowem zgody, bądź sprzeciwu.

Z kolei Kurogiri rzucił jeszcze okiem na bruneta, nie będąc do końca pewnym, o co w tym wszystkim chodzi, ale ostatecznie uznał, że to nie najlepszy czas na wyjaśnienia. Poza tym Tomura miewał swoje humorki i on będąc z nim tak długo, wiedział o tym jak nikt inny, dlatego wyszedł za szefem, nakazując Dabiemu gestem dłoni, aby ten poszedł w jego ślady.

***

Mimo że ta trójka miała już różne sytuacje, bardziej i mniej stresujące, to chyba napięcie nigdy nie było tak wielkie jak teraz. Nikt nie śmiał się odezwać, a Dabi, który może i byłby skory to zrobić, nie chciał rozmawiać z Tomurą plecami i to w obecności Kurogiriego.

Dlatego w ciszy między nimi i lekką muzyką z radia, którą zdecydował się zapuścić kierowca, żeby choć trochę złagodzić tę nieprzyjemną atmosferę, pokonali zaplanowaną trasę prosto do ulubionego klubu Tomury.

Młody chłopak wiedział, że nie dowie się już niczego więcej od Compressa i dalej będzie musiał poradzić sobie sam, o ile chce się dowiedzieć czegoś więcej na temat rzekomej nagrody za siebie i samej Yakuzy czy ich planów. A to właśnie w tamtej placówce miała miejsce pierwsza potencjalnie niebezpieczna sytuacja i Shigaraki był niemal pewny, że wie, kto mógł za tym stać.

— Szukamy nowego barmana. Młody blondyn. Wołali na niego Hawks — powiedział rzeczowo Tomura, oczywiście bardziej do Kurogiriego, bo Dabiego zdawał się traktować jak powietrze. — Nie rzucajcie się za bardzo w oczy. Chcemy pozostać jak najbardziej niezauważeni o ile to możliwe. Nie możemy robić żadnego rabanu — dodał, poprawiając płaszcz i jak to miał w zwyczaju, sprawdzając, czy za paskiem jest jego broń.

— Zrozumiano — powiedział Kurogiri. Shigaraki ruszył pewnie przed siebie, a pozostała dwójka kilka kroków za nim. — Bądź uważny, Dabi. Nie chcę, żeby komuś stała się krzywda — mruknął jeszcze starszy ochroniarz w stronę lekko zestresowanego bruneta.

Ale kiedy weszli do środka stres, jaki do tej pory ściskał klatkę piersiową Dabiego, zdał się lekko opaść. Mimo pory dnia klub wyglądał niemal tak samo, jak zapamiętał go chłopak. Dalej było tu głośno, duszno i tłoczno. Warunki, które kompletnie nie sprzyjały żadnej strzelaninie, zdecydowanie poprawiły mu humor w przeciwieństwie do unikowego nastawienia Tomury.

Szef sprawnie przeciskał się między tłumem, co jego ochronie szło już ze znacznie większym oporem, szczególnie jeśli chcieli być w miarę blisko niego, aby go nie zgubić, ale jednocześnie nie rzucać się w oczy, jako wielka obstawa.

— Sprawdźcie w okolicy baru — rzucił niższy, widząc, jak mozolnie idzie jego towarzyszom, a sam przyspieszył i chwilę później stał przed drzwiami na zaplecze. Nie dostrzegł Twice'a, który zapewne rozdawał gdzieś słodkie trunki, ale to dobrze, bo wolał nie tłumaczyć mu się ze swoich działań, czy z tego, że Yakuza zamierza sowicie za niego zapłacić, a już tym bardziej wolał uniknąć możliwych plotek i rozesłania tej nieprzychylnej mu informacji dalej.

Otworzył drzwi i wślizgnął się do środka. Panujący na sali zaduch od razu zmalał, ale zastąpił go smród wypalonych tutaj setek tysięcy papierosów, przez co ich charakterystyczny zapach wręcz wżarł się w ściany jak i meble, rażąc każdego niezapowiedzianego gościa.

Tutaj przynajmniej nie było masy ludzi, wylewających się z każdego kąta. Tomura po raz kolejny dotknął pistoletu, a potem ruszył przed siebie króciutkim korytarzem, prowadzącym prosto do czegoś na kształt kuchni, co można było wywnioskować po kilku blatach, starej kuchence gazowej i lodówce, która wyglądała, jakby wciąż działała. Mimo że w pomieszczeniu paliły się lampy i to nie kolorowe halogeny, a porządne oświetlenie nikogo w środku nie było.

Wolna ręka chłopaka odruchowo powędrowała w górę, jakby chciała dopaść do szyi i choć trochę musnąć jej skóry paznokciem, ostatecznie poszybowała trochę wyżej, zakładając włosy za ucho. Shigaraki podszedł do jednego z blatów, gdzie leżała deska do krojenia, a na niej rozmemłana resztka cytryny i kilka już ładnie pokrojonych plasterków owocu. Jednak co dziwne żadnego noża w zasięgu wzroku nie było.

Tomura odwrócił się i wtedy na ścianie naprzeciwko zobaczył drzwi ze znaczkiem WC. Od razu ruszył w ich stronę, chcąc jak najszybciej opuścić to nieprzyjemne miejsce. Od strony zwykłego odwiedzającego klub prezentował się o wiele atrakcyjniej.

Wszedł do toalety, ale nie znalazł nikogo w środku. Każda z dwóch kabin była otwarta i tam również nie było żadnych śladów żywej duszy. I kiedy niezadowolony chłopak już miał wracać, usłyszał, dźwięk szkła obijającego się o jeden z blatów.

Początkowo Tomura zastygł w bezruchu, ale szybko ocknął się na tyle, żeby wiedzieć, że stanie w miejscu jak kołek na nic się nie zda. Złapał w dłoń broń, nie wystawiając jej przed siebie, jak ostatni kretyn z filmów akcji, tylko trzymając ją ukrytą za plecami, a potem powoli i po cichu zaczął stawiać kroki w stronę wyjścia z toalety.

I kiedy już miał wychylać się zza rogu, to ktoś praktycznie wpadł na niego. Po łazience rozniósł się głośny krzyk przestraszonego mężczyzny, który z nadmiaru emocji upuścił trzymaną w ręku szklankę.

Tomura zacisnął dłoń na broni, ale na szczęście w ostatniej chwili się powstrzymał i nie oddał strzału.

— Boże! Co ty tu robisz? — zapytał przerażony Twice, kładąc sobie rękę na sercu. O mało nie dostał zawału i był pewny, że nie będzie musiał już dzisiaj pompować w siebie żadnej kawy, aby pozostać przytomnym. Nie pamiętał, kiedy ostatnio się tak wystraszył.

— Spokojnie. Szukałem kogoś — odparł Tomura, wkładają pistolet z powrotem za pasek spodni. Sam również odetchnął z ulgą, chociaż w przeciwieństwie do nieświadomego barmana spodziewał się, że nie jest sam.

— Tutaj? Powariowałeś, chłopie! Prawie serce mi stanęło!

— Luz, to tylko ja. Widziałeś może Hawksa?

— Hawksa? Nie, nie ma go w robocie od tygodnia. Chory jest czy coś. Pewnie leży nachlany czy nawalony. Ostatnio miał przy sobie jakieś prochy, będę musiał go zwolnić, jak tak dalej pójdzie — mruknął Twice wyraźnie niezadowolony z niedyspozycji swojego nowego pracownika.

A potem zapytał się jeszcze czy Tomura nie życzy sobie jakiegoś trunku, a kiedy ten odmówił, nakazał mu wyjść do głównej sali.

Shigaraki nie zamierzał się sprzeczać, bo de facto nie miał już tutaj nic do szukania, więc po prostu wyszedł z kuchni na zapleczu i ruszył korytarzem do wyjścia, jednak szczerze mówiąc, ledwo otworzył drzwi, a miała go spotkać kolejna niespodzianka.

— Może byś coś odpalił, kierowniku — mruknął mu praktycznie do ucha ktoś, kto zaszedł go od tyłu. Shigaraki momentalnie odwrócił się i omal nie zderzył się z niekomfortowo blisko stojącym wysokim jak drzewo mężczyzną.

Tomura nie zamierzał wchodzić z nim w żadną dyskusję, bo na pierwszy rzut oka było widać, że jego "kolega" nie jest już w pełni świadomy. Mocno rozszerzone źrenice wskazywały raczej na bliskie obcowanie z jakimś narkotykiem, więc kłótnia z kimś taki nie miałaby sensu, jednak ten drugi najwyraźniej myślał inaczej, bo mocno zacisnął swoją dłoń na ramieniu Tomury, nie pozwalając mu odejść. I Shigaraki już miał kopnąć oponenta w szczególnie wrażliwe miejsce między nogami, skoro wyjmowanie tutaj pistoletu mogło nie być najlepszym pomysłem, a wyrwanie się takiemu dryblasowi zapewne graniczyłoby z cudem, jednak chłopak nie zdążył się obronić, bo ktoś go postanowił wyręczyć.

— Ej, zostaw go! — Dabi znalazł się chwila moment przy nich, zupełnie jakby czekał gdzieś obok, bo niemożliwe było, żeby wypatrzył ich w tym ciemnym zaułku z tłumu ludzi.

— Bo co? — zapytał napastnik, uśmiechając się półgębkiem, ale nie można było stwierdzić czy robił to świadomie, czy po prostu jego druga strona twarzy nie działała, jak powinna przez zażyte dragi.

— Bo mówię, do cholery, że masz go zostawić — warknął, a sekundę później jego pięść zderzyła się z wykrzywioną gębą mężczyzny, który od razu puścił Tomurę i najpierw zatoczył się do tyłu, opadając na ścianę, a potem osunął się po niej na ziemię. Najprawdopodobniej stracił przytomność i dobrze, nie będzie już nikogo terroryzować. — Nic ci nie jest?

— Nie. Sam bym sobie poradził — mruknął Tomura, odwracając się na pięcie.

— Shiggy, zaczekaj. — Dabi złapał chłopaka za dłonie, chcąc go tym samym powstrzymać przed ewidentną próbą ucieczki.

— Odczep się. Musimy wracać — warknął niebiesko-włosy, przez chwilę próbował się wyszarpać większemu, ale szybko porzucił ten plan, wiedząc, że nic nie wskóra, a jedynie narobi niepotrzebnego rabanu wokół siebie.

— O co chodzi? Zrobiłem coś nie tak? — mimo głośniej muzyki, Shigaraki nie miał problemu, żeby dosłyszeć ewidentnie zmartwienie w głosie wyższego. Chłopak odwrócił jedynie swoją głowę, nie chcąc być tak blisko niego, a już tym bardziej chcąc zapobiec ewentualnemu planu Dabiego, odnoście jakiegoś całowania.

— Puść mnie — mruknął znacznie ciszej. W tej sekundzie miał ochotę zniknąć, po prostu zapaść się pod ziemię. Spanikował rano i panikował również teraz. Nie mógł sobie nawet jakkolwiek wytłumaczyć, dlaczego taka odwaga na robienie tych wszystkich rzeczy naszła go poprzedniego dnia, ani wyjaśnić tego, dlaczego teraz zniknęła.

— Chyba zasługuję na wyjaśnienia. Dlaczego mnie unikasz? Jeśli wstydzisz się tego co mi powiedziałeś... — ciągnął zatroskany Dabi, zupełnie nie zważając na to, że niższy nie ma ochoty ciągnąć z nim rozmowy, czy też na to, w jakim miejscu się obecnie znajdują.

— Niczego się nie wstydzę. Po prostu daj mi spokój — warknął Tomura, czując, jak żołądek skręca mu się w środku. To, że Dabi tak się o niego martwił, nie pozostawiało mu wątpliwości, że było czymś uroczym i jak najbardziej normalnym, jeśli mowa o jakichś romantycznych relacjach między ludzkich. Jednak Shigaraki miał wrażenie, jakby się dusił. To wszystko było dla niego bardzo nowe i tym samym bardzo straszne, mimo że sam nie umiał powiedzieć dokładnie dlaczego.

— Powiedz mi tylko czemu? Czemu mnie pocałoweś? Czemu do mnie przyszedłeś? — domagał się brunet. Wiedział, że zasługuje na jakieś bardziej konkretne wyjaśnienia i Tomura również to wiedział, ale problem był w tym, że nie miał pojęcia jak to przekazać. Tak po prosto, że się boi? Że to go przerasta, że jest zbyt nowe, że dzieje się za szybko, że nigdy wcześniej nikogo nie miał, że nigdy wcześniej nikt go nie kochał, a nawet jeśli to skończyło się to tragedią?

— Nie wiem! Przypływ chwili, zadowolony? — burknął już mocno rozeźlony Shigaraki, wszystko w jego wnętrzu się gotowało i naprawdę powstrzymywał wybuch tych negatywnych emocji ostatnimi resztkami dobrej woli, bo w najgorszym wypadku skończy się to płaczem i to na czyichś oczach. Może po prostu lepiej Dabiego odepchnąć, zanim ten się za bardzo zaangażuje, a potem zawiedzie?

— Z każdym tak robisz? Bawisz się, a potem zostawiasz? Jeśli myślisz, że to, że mnie kupiłeś, oznacza, że możesz sobie robić ze mną, co ci się tylko podoba, to się mylisz.

— Naprawdę? Myślałem, że ludzie właśnie kupują innych, żeby robić z nimi, co chcą. W końcu nie macie prawa głosu.

W pierwszej sekundzie Dabi nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Chciał mieć szczerą nadzieję, że to przez zbyt głośną muzykę coś mu się pomyliło, ale upór na twarzy mniejszego na to nie wskazywał. Chłopak od razu puścił jego ręce i zacisnął swoje dłonie w pięści. Wiedział, że Shigaraki może czytać teraz z niego jak z otwartej książki i że na jego twarzy maluje się cała gama emocji, jakie odczuwał, poprzestając na czystym bólu.

— Jesteś, kurwa, popieprzony — powiedział z wyrzutem, a potem po prostu odszedł.
_________________________________________

No chyba nie myśleliście, że będą teraz słodką i szczęśliwą parą, co? ;)

Trzeba pokomplikować sytuację, żeby było więcej rozdziałów <33

Za moje chamstwo, nie będę dzisiaj żebrać o gwiazdki XD

Do usłyszenia w niedzielę/poniedziałek!

PS Jesli ktoś chętny, to ff z Eruri jest już zakończone. Przypomnę, że jest to krótka historia omegaverse osadzona w naszym świecie, a nie w uniwersum aot :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro