①⑦

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego poranka Shigaraki obudził się już w znacznie lepszym humorze, mimo że sam w swoim łóżku, bo wieczorem Dabi konsekwentnie odprowadził go do drzwi i sam wrócił do siebie. Jednak nawet jeśli Tomura nie spał z wyższym to świadomość, że między nimi znów wszystko jest okay (oraz noc bez dręczących go koszmarów) dawały mu niesamowitą satysfakcję.

I z tak dobrym humorem młodzieniec wstał, ubrał się, uczesał włosy i pościelił starannie łóżko, a dopiero potem dumny z odprawienia pełnej porannej rutyny zerknął na zegarek, żeby upewnić się, że to najwyższa pora, aby obudzić Dabiego.

Jednak zdziwił się niemale, kiedy spotkali się w połowie drogi.

— Co ty tu robisz? — zapytał zaskoczony Tomura, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, jak mogły wybrzmieć jego słowa, choć widząc wciąż trwający uśmiech na twarzy wyższego, nie zamierzał się poprawiać.

— Z tego co pamiętam, wczoraj chciałeś, żebym został. Chodź — powiedział zadowolony brunet, bo on przez to wszystko również miał wręcz wybitny humor, jednak nie na tyle, aby pewnie chwycić Tomurę za rękę.

— Gdzie?

— Na coś super. No chodź, nie daj się prosić. — Wesołość bijąca od Dabiego mogłaby być zaraźliwa, dla kogoś, kto wstałby na przykład lewą nogą. Tomura westchnął ciężko, udając, że robi wielką łaskę brunetowi, a potem posłusznie ruszył za nim aż pod same drzwi, gdzie zaczęli się ubierać. A potem wyszli na dwór.

I pierwszym, co rzucało się w oczy była oczywiście pogoda. A raczej się nie rzucała, bo promienie słońca raziły po oczach i na początku ciężko było cokolwiek zobaczyć. Ładne niebo, niestety nie bezchmurne, ale i tak bardzo czyste i ostro niebieskie. Jeszcze mokre od poprzednich ulew chodniki i rześkie powietrze, chłodne, choć przez to pobudzające.

Dabi poprowadził Tomurę chodnikiem przez pobliski park, a potem alejką prosto na obrzeża miasta, gdzie powoli zaczynało wschodzić życie. Praktycznie przez całą trasę nie wymienili ze sobą więcej niż kilka słów, a w głównej mierze były to narzekania Tomury.

— Wiesz, mogłeś mi powiedzieć, że idziemy na spacer. Ubrałbym się cieplej — mruknął, kiedy światło sygnalizacji dla pieszych zrobiło się zielone, a oni mogli przejść przez pasy.

— Nie bądź marudny, staram się, dobra? — odparł Dabi, oglądając się przez ramię, na towarzysza i posyłając mu tajemniczy uśmiech, a potem nie chcąc, aby mimo wszystko tamten został w tyle i może chcąc być bliżej niego, w końcu odważył się złapać go za, jak się okazało, zimną dłoń. — Naprawdę nie rozumiem, jak można tak szybko marznąć — dodał, próbując tym razem jakoś pociągnąć rozmowę, zbliżali się do celu.

— Jestem zimnokrwisty — mruknął niższy, wolną ręką (bo oczywiście ani przeszło mu przez myśl zabierać swoją dłoń Dabiemu) postawił kołnierz skórzanego płaszcza, żeby ochronić szyję przed ziąbem, który nieprzyjemnie muskał mu skórę.

— Następnym razem przypilnuję, żebyś ubrał się cieplej — odparł brunet, wkładając rękę Tomury, która wciąż była spleciona z tą jego do swojej kieszeni, co oboje pozostawili bez komentarza, choć Shigaraki nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu.

Chwilę później przeszli przez ostatnie skrzyżowanie, a potem ku zaskoczeniu niższego został poprowadzony na wprost drzwi, miejsca, które było wciśnięte między przychodnie lekarską a jakiś supermarket, przez co ciężko było je w ogóle zauważyć.

Dabi bez słowa wszedł do środka, ciągnąc za sobą mamrocącego różne pytania Tomurę, a wszystkie odpowiedzi ukazały mu się, jak tylko postawił swoją stopę w środku. Po pierwsze: ogarniające go ze wszystkich stron ciepło od razu poprawiło mu humor, po drugie: zapach kawy unoszący się w powietrzu sprawiał, że u każdego smakosza tego napoju, w tym właśnie niego, ciekła ślinka.

Dopiero po chwili Tomura oderwał wzrok od mleczno-czekoladowej lady, za którą stał jakiś młody, zielonowłosy chłopak, żeby rozejrzeć się po niewielkim pomieszczeniu. Nawet bardzo niewielkim, bo w kawiarence, prócz rzekomej lady, obok której stała specjalna lodówka do lodów (które swoją drogą, miały całą gamę smaków, kolorów i kształtów posypek), były raptem trzy stoliki, każdy z trzema krzesłami, w tym jeden zajęty. Jednak całość prezentowała się bardzo schludnie, czysta posadzka wyłożona mozaiką kafelek, ściany pomalowane na jasne, ciepłe barwy, a na nich różne ramki z kolorowymi zdjęciami ludzi, miejsc, plantacji kawy i różnobarwnych cukierków.

— Dzień dobry! — przywitał się chłopak za ladą, posyłając nowo przybyłym szeroki przyjazny uśmiech, przez co jego piegowata skóra marszczyła się delikatnie wokół nosa.

— Dobry — odparł Dabi, z uśmiechem obserwując zaciekawienie Tomury, a potem pociągnął go delikatnie w głąb pomieszczenia, żeby mogli złożyć zamówienie. Na ścianie za zielonowłosym chłopakiem wisiała tablica, gdzie starannym, ozdobnym pismem zostały wypisane serwowane napoje i dodatki do nich. — Na co masz ochotę? — zapytał Shigarakiego.

Niebiesko-włosy omiótł tablicę wzrokiem jeszcze raz, teraz bardziej skupiając się na nazwach napoi i ich znaczeniu.

— Może Mocha? Z bitą śmietaną i cynamonem — powiedział, a piegowaty barista zapisał sobie zamówienie na jednej z samoprzylepnych karteczek.

— Dobrze, ja poproszę to samo, ale w wersji mrożonej — oznajmił Dabi.

— Na miejscu czy na wynos? — zapytał barista. Brunet spojrzał na Tomurę, ale ten tylko wzruszył ramionami, jakby mówił: "Ty zapraszasz, ty wybierasz", więc ostateczna decyzja i tak padła na niego.

— Na wynos — orzekł, choć trochę niepewnie.

— W porządku. Będzie gotowe za 5 minut — oznajmił barista, posyłając im ostatni serdeczny uśmiech, zanim nie zniknął za drzwiami na zapleczu, aby nie podać zamówienia dalej. Patrząc na niego, wręcz ciężko było samemu zachować ponury wyraz twarzy, chłopak promieniał pozytywną energią, co zdecydowanie było dodatkowym plusem tego miejsca, bo taka obsługa na pewno byłaby w stanie poprawić Tomurze humor, gdyby nie to, że ten już był bardzo dobry.

Podczas oczekiwania na swoje zamówienie między chłopakami nawiązała się pewnego rodzaju dyskusja na temat kawy, gdzie Tomura mógł wykazać się swoją dość obszerną wiedzą, a kiedy już otrzymali swoje napoje, Dabi zapłacił za nie kartą płatniczą, mimo że Shigaraki zarzekał się, że to on może zapłacić, a potem spokojnie wyszli z kawiarni na już trochę bardziej zatłoczoną ulicę.

— Jak znalazłeś to miejsce? — zapytał Tomura, ogrzewając obie dłonie na gorącym tekturowym kubku. Może nie było już tak zimno jak z samego poranka, bo słońce trochę nagrzało powietrze, ale mimo to różnica temperatur na zewnątrz a w środku lokalu była dość dotkliwa.

— Szwendałem się raz i tak wyszło — odparł brunet, prowadząc Shigarakiego w stronę parku, gdzie usiedli na jednej z ławek, mimo że trochę na uboczu, aby nie przeszkadzali im ludzie, to Dabi zadbał, żeby nie było to gdzieś w cieniu. — Już teraz wiem, dlaczego tak bardzo lubisz kawę. Ma swój urok.

— Ta, boski napój — zaśmiał się cicho Tomura, odgarniając włosy za ucho, żeby te przypadkiem nie wpadły mu do kubka. Może nie wiało, ale lekka bryza z łatwością unosiła co mniejsze włoski, które ochoczo dyndały mu przed twarzą. — Mogłem wziąć gumkę — mruknął już bardziej do siebie, po czym zaczął przeczesywać kieszenie płaszcza w złudnej nadziei znalezienia potrzebnego przedmiotu.

— Jak zawsze nieogarnięty. Uważaj, żeby nie powpadały ci do picia, bo się mi jeszcze zadławisz własnymi kłakami — bąknął Dabi, puszczając oczko do niższego, kiedy ten mierzył go znudzonym (jego głupimi żartami oczywiście) spojrzeniem.

— Żebyś ty się przypadkiem, którymś kolczykiem nie zadławił. To mogłoby być bardziej niebezpieczne niż moje włosy — mruknął Tomura, popijając łyk gorącej kawy, a płyn przyjemnie rozgrzewał mu wnętrze. Dabi parsknął śmiechem.

— Co prawda to prawda, ale żyję z nimi na tyle długo, że wątpię, aby taka sytuacja miała miejsce — odparł, po czym położył ostrożnie swój kubek na ławce w wolnej przestrzeni między nimi, aby mieć obie wolne ręce. Następnie zgarnął wszystkie włosy Tomury i wsunął je pod kołnierz płaszcza, pomagając tym samym niższemu uporać się ze jego szopą. — Znowu się drapałeś, co? — zapytał, ponownie biorąc w dłonie swój napój, w przeciwieństwie do kawy Tomury z jego kubka nie szalała para, która grzałaby go w twarz, wywołując delikatne czerwienienie.

— Miałem stresujący czas ostatnio. Wtedy swędzi bardziej.

— Przeze mnie?

— Świat nie skupia się tylko na tobie, wiesz? — zapytał Tomura, unosząc do góry jedną brew. Dabi westchnął męczeńsko, a potem przysunął się bliżej chłopaka i objął go ramieniem.

— Bywasz okrutny — mruknął wyższy, choć nie jakimś pretensjonalnym tonem. Tylko droczył się z Tomurą, na co ten tylko zaśmiał się cicho, podłapując żart, a potem szturchnął wyższego kolanem.

— To właśnie to uratowało ci życie — odparł, wspominając ich spotkanie z Kaiem. — Ktoś z nas musi mieć głowę na karku.

— Boże, dlaczego musiałem polubić akurat takiego sadystę — jęknął brunet, opierając swój policzek na czubku głowy Shigarakiego, choć było to trochę niewygodnie, bo ciało niższego dygotało, kiedy ten zaczął się śmiać. — To nie jest śmieszne, wiesz? To tragedia.

— Mnie tam odpowiada — odparł Tomura, upijając kolejny łyk już lekko przestygłego, za sprawą temperatury na zewnątrz, napoju, a potem oblizał spierzchnięte wargi z resztek bitej śmietany. Siedzieli tak przez chwilę blisko siebie, na co Shigaraki nie mógł narzekać, bo ciało Dabiego go ogrzewało, dlatego mruknął niezadowolony, kiedy wyższy nagle się odsunął.

— Cholera — zaklął pod nosem. Tomura spojrzał na niego, ale niestety słońce, które akurat świeciło mu po oczach, skutecznie utrudniało zobaczenie czegokolwiek.

— Poparzyłeś się? — zadrwił, ale wyższy nie zripostował, tego tylko nerwowo pokręcił głową, przykładając jedną dłoń do twarzy. — Nie mów, że oderwał ci się jakiś kolczyk...

— Chciałbyś — odparł wyższy, ocierając policzek ze stróżki czerwonego płynu. Mimo że dalej się uśmiechał, nie chcąc, aby jego kompan pomyślał, że to coś poważnego, Tomura i tak się zmartwił.

— Co się stało?

— Nic takiego. Zaraz przestanie — odparł brunet. Czasem niby zabliźniona skóra w miejscu łączenia zdrowej tkanki z tą chorą, pękała, a z powstałych uszkodzeń, przez jaki czas sączyła się krew. Dabi przeklął w myślach, że taki incydent musiał mieć miejsce akurat teraz, psując im wesołą chwilę.

Tomura odłożył kubek ze swoją kawą i zaczął macać kieszenie w poszukiwaniu paczki chusteczek, a kiedy w końcu udało mu się ją wydobyć, wyjął jedną i wstał, aby móc lepiej wszystko wiedzieć.

— Pokaż się. Jak z małym dzieckiem — mruknął, powielając ich ukochaną aluzję, choć już się nie śmiał. Dabi opuścił swoją dłoń i obrócił twarz prosto do Shigarakiego, żeby ten mógł się tym zająć.

— Żebyś się nie martwił, tak się czasami dzieje — mruknął Dabi, widząc smętną twarz chłopaka.

— Dlaczego z góry zakładasz, że się martwię o ciebie, a nie o nowy garnitur? — odparł niższy, ostrożnie przykładając chusteczkę do krwawiącego miejsca, dopóki to nie zakrzepnie. Dabi uniósł jeden kącik ust do góry. — Nigdy nie zapytałem, skąd to masz? Wygląda na mocne poparzenie i to rozległe, nie tak łatwo takie zrobić.

— Miałem pewien wypadek — odparł wymijająco wyższy. Na samo wspomnienie tamtego wydarzenia ciarki przechodziły mu wzdłuż kręgosłupa i to wcale nie te przyjemne.

— Tyle mogę się domyślić — odparł Tomura, przenosząc swój wzrok prosto na niebieskie oczy Dabiego. Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy, dopóki wyższy się nie poddał.

— Na początku próbowałem uciec stamtąd — powiedział, zjeżdżając wzrokiem gdzieś na bok. — Było blisko, ale mnie złapali. Chcieli pokazać wszystkim, co się dzieje z takimi jak ja. Okrzyknęli mnie mianem buntownika — dodał, a potem zapadła cisza, bo brunet nie zamierzał mówić już nic więcej o tym paskudnym wydarzeniu, które z jednej strony wywoływało u niego falę gniewu, na siebie, na rodzinę, na handlarzy, a z drugiej i wstyd.

Shigaraki widząc, że to najwyraźniej trudny temat, nie chciał już ciągnąć nikogo za język. Resztę mógł sobie wyobrazić. Wiedział, jak brutalni potrafią być mafiosi, Yakuza, wiedział, że lubili patrzeć na cierpienie innych i uważali je za najlepszy środek dyscypliny.

Delikatnie przejechał opuszkami palców po sinej skórze.

— Czy kiedy cię dotykam... czy to boli? — zapytał niepewnie. Ku pociesze zobaczył, że brunet uśmiecha się lekko, a potem złapał jego dłoń w swoją i pewniej ułożył ją na swojej skórze, jakby chcąc potwierdzić to, co zaraz powie.

— Nie. Wręcz przeciwnie. Trochę łaskocze, ale to przyjemne uczucie.

— To dobrze. — Tomura sam uśmiechnął się, przygryzając przy tym lekko wargę, jakby chciał temu zapobiec, a potem przejechał dłonią w górę po linii szczęki i poczochrał
Dabiego po czarnych sterczących włosach. — Wiesz co? Nie uważam, żebyś był brzydki. Nawet z tymi bliznami.

— Podlizujesz się? — zaśmiał się brunet. Nie mógł zaprzeczyć, że zrobiło mu się ciepło na sercu, kiedy Tomura go skomplementował, szczególnie że od tamtego wydarzenia już nigdy nie mógł spojrzeć w lustro z satysfakcją. Położył dłonie na talii młodszego, który do tej pory stał między jego nogami i trzymał chusteczkę przy otworzonej ranie.

— Za kogo ty mnie masz? Myślisz, że każdemu słodzę na prawo i lewo? — Tomura puścił mu oczko, a potem nachylił się i złożył krótkiego całusa na ustach Dabiego. Po pierwsze nie chciał przekraczać jakiejś granicy, w końcu dopiero niedawno się pogodzili, a po drugie nigdy nie uważał, aby namiętne okazywanie sobie uczuć w miejscu publicznym (nawet jeśli siedzieli na uboczu) bylo dobrym pomysłem.

— Jesteś zmienny, jak burza. Wracajmy do domu. Kurogiri jeszcze pomyśli, że cię uprowadziłem.
_________________________________________

No więc... dzisiaj dość późno, ale to dlatego, że pisałam obiecanego one shota 18+ i z dumą stwierdzam, że udało mi się go skończyć, więc wstawię albo jeszcze dzisiaj, albo jutro, zależy jak się wyrobię.

Co do tego opowiadania to dalej nie ruszyłam z rozdziałami, więc następnego możecie spodziewać się dopiero we wtorek/środę (trzymajmy kciuki, że wtorek).

Standardowo, za danie gwiazdeczki nikt się nie obrazi :3

Do usłyszenia!

PS W następnym rozdziale będzie uchylony "rąbek" back story Dabiego,  więc no, możecie czekać XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro