②⓪

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shigaraki uczył Dabiego, że przy oddaniu strzału należy wstrzymać oddech i to była chyba jedyna rzecz, o której brunet pamiętał. Ba, pamiętał tak dobrze, że zapomniał o tym, żeby przestać wstrzymywać powietrze jeszcze na kilka bardzo długich sekund po tym, jak kula trafiła prosto w czoło mężczyzny w masce. Ten runął na ziemię z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi ustami, jakby w ostatniej chwili uświadomił sobie, co go czeka, ale nie mógł już nic zrobić. Runął prosto do tyłu, a Tomura, którego dusił, osunął się na podłogę, kiedy to uchwyt napastnika przestał go trzymać w pionie. I dopiero kiedy drugi huk, roznoszący się po korytarzu - nieco później niż poprzedni - dotarł do uszu Dabiego ten został sprowadzony do teraźniejszości.

— Shiggy! — krzyknął, równocześnie, kiedy pistolet wypadł mu z ręki, nie bacząc na wszelkie zasady bezpiecznego korzystania z naładowanej broni palnej. Brunet rzucił się do przodu i padł przy Tomurze, który kasłał jednocześnie z trudem wciągając łapczywie powietrze. — Boże... Już dobrze, Shiggy, już dobrze — mówił, lecz jego głos drżał i przeciętny obserwator mógłby stwierdzić, że to Dabiego ktoś powinien uspokajać, a nie on Tomurę. Całkiem możliwe, że płakałby się, gdyby nie fakt trwałego uszkodzenia kanalików łzowych.

— W-wiem, dzięki — wychrypiał niższy głosem, który brzmiał, jakby został wcześniej nadużyty na jakimś szalonym koncercie albo w wyniku mocnej infekcji gardła.

Dabi wciągnął Shigarakiego na swoje kolana, podświadomie nie chcąc, aby ten tarzał się w kałuży krwi, która już zdążyła powstać wokół Staina. Może gdyby nie fakt, że sam cały się trząsł i nogi odmawiały mu posłuszeństwa, wstałby i zabrał Tomurę daleko stąd, ale obecnie nie był w stanie. Tępo wgapiał się w martwego kolesia przed sobą, który stężał, a oczy pusto patrzyły w sufit. Wzdrygnął się, gdy niebiesko-włosy zacząć szarpać go delikatnie za koszulkę, chcąc zwrócić na siebie uwagę.

— P-patrz na mnie, a nie tam — polecił, doskonale wiedząc, co ma za sobą i co tak mocno przerażało Dabiego.

Wyższy rzeczywiście opuścił swój wzrok na ukochanego, którego oddech dopiero teraz zaczął się uspokajać, choć kolory na twarzy jeszcze nie wróciły.

— J-jak się czujesz? — zapytał, odgarniając drżącą ręką na boki niebieskie włosy wraz z grzywką, byleby skupić swoją uwagę na czymś innym niż zwłoki czy nieprzytomna osoba, bo Hawks dalej się nie ocknął.

Wyższy jeszcze nie wiedział, że zaraz będzie mieć idealną okazję do zaabsorbowania czymś myśli. Zanim Shigaraki zdążył, chociażby zastanowić się nad odpowiedzią drzwi do domu się otworzyły, a w progu (najpewniej oniemieli z powodu sytuacji, jaką zastali) stanęli dwaj mężczyźni, a jak się potem okazało, za nimi był kolejny, jednak ten nie omieszkał się wejść do środka jak do siebie.

Spojrzał najpierw na zdezorientowanego Dabiego i Tomurę w jego rękach, potem na ciało i krew, a na koniec na pistolet nieopodal bruneta. Dokładnie w momencie, kiedy nieznajomy bardzo wysoki i umięśniony mężczyzna z dziwną, czy raczej przerażającą maską na twarzy sięgnął po coś, co miał za paskiem spodni do rezydencji wbiegł jeszcze ktoś i go na szczęście Dabi dobrze znał.

— Szefie, stój! — krzyknął Kurogiri, wyciągając rękę do przodu, jakby chciał pochwycić pistolet, który już odbezpieczył jego domniemany przełożony.

-— Puść go — polecił Dabiemu, a jego głos dotarł do uszu zgromadzonych z lekkim pogłosem, zapewne przez masę metalu, jaka zasłaniała mu usta.

Brunet spojrzał szeroko otwartymi oczyma na Kurogiriego i odruchowo mocniej przycisnął do siebie Tomurę, bojąc się, że przybyła kolejna osoba z Yakuzy, która zamierzała zrobić mu krzywdę, jednak ku swojemu zaskoczeniu poczuł, że niebiesko-włosy zaczyna się wiercić, próbując wstać.

— Wszystko gra, tato — odparł spokojnym, a może zmęczonym głosem. Dabi przełknął ciężko ślinę patrząc to na Shigarakiego, to na mężczyznę w masce. Oczywiście na próżno było się doszukiwać podobieństwa między nimi, bo pomijając już fakt hełmu, nie byli tak naprawdę spokrewnieni.

— All For One? — zapytał Dabi, pomagając Tomurze wstać. Teraz mógł się na własne oczy przekonać, dlaczego ten mężczyzna jest postrzegany za elitę w przestępczym świecie i dlaczego budzi taki postrach. W sumie aż ciężko było mu uwierzyć, że ktoś taki przygarnął kogoś pod dach, aby wychować go jak własne dziecko.

— Kurogiri, zajmij się Tomurą. Niech odpocznie w swoim pokoju. Spinner, sprowadź Garakiego, niech reszta zajmie się tym bałaganem — polecił stanowczo, stojąc na swoim miejscu, podczas gdy pracujący dla niego ludzie zaczęli szybko rozchodzić się każdy w inną stronę, aby spełnić przydzielone im zadania.

— Czuję się dobrze. Nie potrzebuję lekarza — odparł Shigaraki i jakby na potwierdzenie swoich słów puścił bruneta, aby pokazać, że może ustać o własnych siłach. Na swoje nieszczęście zwrócił też tym na niego uwagę ojca.

— Kto to jest? — zapytał All For One, ponownie skupiając się na obcej sobie twarzy Dabiego. Jak do tej pory to tylko on i ewentualnie Kurogiri za jego poleceniem rekrutowali nowych ludzi, więc oczywiście, że był podejrzliwy stosunku do obcej osoby, szczególnie kiedy zastał taką masakrę po powrocie do swojego domu. — I co się tutaj stało?

— Tato, to jest Dabi. Pracuje dla mnie już od jakiegoś czasu — odparł Tomura. — Napadła na nas Yakuza, a on mnie uratował — dodał szybko, zanim jego ojciec zdążyłby posądzić bruneta o ewentualną nielojalność.

— Porozmawiam z tobą rano. A teraz idź na górę i nie kręć się tutaj, kiedy służba będzie robić porządki — powiedział All For One, zwracając się ewidentnie do syna, bo jego głos jakby łagodniał. I ku uciesze Shigarakiego odszedł, chcąc zająć się całą sytuacją,

Niebiesko-włosy nie zamierzał dawać mu czasu na ewentualne rozmyślenie się czy na to aż przypomni sobie o nowym ochroniarzu, więc złapał Dabiego za rękę i pociągnął na górę, chcąc zabrać go jak najszybciej od tego całego zamieszania.

— Shiggy? Co teraz będzie? — zapytał wyższy, kiedy pokonywali kolejne stopnie. Tomura się nie odwrócił ani nie zatrzymał, jedynie mocniej ścisnął dłoń chłopaka.

— Moim tatą się nie przejmuj, pracujesz dla mnie — odparł podświadomie myśląc, że chodzi o to, co jego samego trochę martwiło. Szczególnie że tak naprawdę Dabi nie był jedynie zwykłym pracownikiem.

— A co z tamtym człowiekiem? Zgłosicie mnie na policję? — Wyższy już mógł sobie wyobrażać, jak po raz kolejny trafia do jakiejś ciemnej celi z mnóstwem innych ludzi na długie kilkanaście lat, a może i dożywocie.

Shigaraki dopiero teraz zdecydował się zatrzymać, ale to może dlatego, że byli już na odpowiednim piętrze, przed pokojem bruneta. Szef położył mu dłonie na ramionach i odpowiedział, patrząc prosto w twarz, jakby to miało pomóc Dabiemu w zrozumieniu następujących słów:

— Jak coś tak głupiego mogło ci wpaść do głowy? Nikt cię nie odda policji. Wszystko będzie dobrze, zadbam o to. — Na koniec niebiesko-włosy uniósł kąciki ust do góry, ale przez zmartwienie widoczne w oczach nie wyszedł z tego za bardzo pokrzepiający uśmiech. Kiedy chłopak zdał sobie z tego sprawę (możliwe, że przez jabłko Adama, które drgało niepewnie, gdy wyższy przełykał ciężko ślinę), westchnął i mocno go przytulił. — Jeszcze tego nie mówiłem, ale wiesz, że cię kocham... prawda?

Miłosne wyznanie podziałało na bruneta jak kubeł zimnej wody, po tym wszystkim, co dzisiaj przeszedł. Trochę pomogło mu się otrząsnąć i przy tym trochę zszokowało. Sam czuło objął Tomurę, opierając swoją brodę na czubku jego głowy, a potem pozwolił sobie zamknąć na chwilę oczy.

— Domyślałem się. Ja ciebie też.

***

Oboje byli wykończeni tym dniem, ale wtedy tylko jednemu udało się zasnąć w miarę spokojnie, oczywiście na tyle, ile było to możliwe w obecnych okolicznościach. Tomura na prośbę Dabiego bez wahania zgodził się zostać z nim w jego pokoju, a potem oboje siedzieli razem na łóżku w ciemności i praktycznie kompletnej ciszy, przerywanej tylko pojedynczymi słowami od czasu do czasu, głównie ze strony niebiesko-włosego. Jednak po pewnym czasie niższy chłopak zasnął, co w sumie Dabi przewidział już jakiś czas wcześniej, czując, jak co chwila głowa Shigarakiego opada na jego ramie.

I brunet nie miał mu tego za złe. W sumie to cieszył się, że Tomurze udało się zasnąć i uważał, że ten potrzebował odpoczynku. Szczególnie biorąc pod uwagę, że mało co nie został uduszony.

Dabi opuścił jego ciało na poduszki, a potem okrył kołdrą i sam położył się zaraz obok, jednak jemu samemu było bardzo ciężko zapaść w sen. Pozwolił sobie co jakiś czas przeczesać delikatnie, tak, aby go nie zbudzić, włosy Tomury, pod pretekstem uspokojenia (bardziej siebie niż śpiącego), ale myślami był wciąż na dole przy mężczyźnie z dziurą w głowie.

I kiedy po dobrej godzinie dręczenia się, kiedy już z trudem trzymał powieki otwarte, więc pozwolił im opaść i już ich nie unosił, mogłoby się wydawać, że problem został zażegnany, a przynajmniej do rana. To tak naprawdę we śnie było jeszcze gorzej. Podświadomość postanowiła przypomnieć Dabiemu to, co widział, gdy idąc razem z Tomurą po schodach, obrócił się na moment (akurat wtedy, kiedy wynosili zwłoki) i połączyć to z kryminałami widzianymi w telewizji.

W konsekwencji powstał obraz rodem z żywych trupów czy innych filmów o zombie, tyle że główną rolę, pełnił zgarbiony mężczyzna z przepaską na oczach i specyficznego akcentu w postaci dziury w czole. Ba, a nawet dwiema. Jedna, w czole, która wyglądała względnie w porządku. Gdyby być dobrym makijażystą śmiało, można by stworzyć coś takiego, jako mało oryginalne przebranie na Halloween. Problemem mogłaby być tylko ta druga (z tyłu głowy Staina), którą wyszła kula. A zwykłą dziurą trudno to było nazwać. Wielkością przypominała spodek do herbaty, choć w odróżnieniu od niego nie serwowała pysznego napoju czy ewentualnych herbatników, a spiczaste, odstające odłamki roztrzaskanych kości, poobklejane gdzieniegdzie skórą, która opinała się na nich cienko, jak rozciągnięta guma balonowa. Wszystko wokół (oraz poniżej, jeśli wliczając kark) napuchło okropnie i zsiniało, miejscami nawet do bordowego koloru, jakby nazbierała się tam krew. Jednak wisienką na torcie była szara masa, ściekająca leniwie na potylicę, coś, co bez wątpienia było kiedyś dobrze utwierdzonym w czaszce mózgiem.

Dabi zdołał wytrzymać w tym śnie, aka koszmarze, dobre 20 minut, zanim nie obudził się nie tyle zdyszany, a okropnie spocony i pierwsze co mu wtedy przyszło do głowy, to że koniecznie musi pójść do łazienki, gdzie zwrócił całą zawartość żołądka.

Dopiero po tym, jak rzeczywiście to zrobił i nie był w stanie wydusić z siebie cokolwiek innego niż ślinę, pozwolił sobie posiedzieć przez chwilę na zimnych kafelkach w pomieszczeniu. Oczywiście nie pomogło mu to zapomnieć o koszmarze, a już tym bardziej o fakcie popełnienia morderstwa, ale przynajmniej mdłości ustały. Wypłukał jeszcze usta wodą, żeby pozbyć się gorzkiego smaku soku żołądkowego. Dopiero potem zdecydował się wrócić do pokoju, aby nie robić już zamieszania i przypadkiem nie obudzić Tomury.

I myślał tak dopóki z powrotem nie wgramolił się do łóżka.

— Co się dzieje? — zapytał cicho Tomura, wciąż ewidentnie mocno zaspany. W pokoju było ciemno, więc Dabi nie mógł go widzieć, ale był święcie przekonany, że niebiesko-włosy nawet nie otworzył oczu (może, dlatego, że po omacku chciał go dotknąć, ale najbliżej siebie miał tylko jeszcze nieco nagrzany materac).

— Nic — odparł równie cicho Dabi, a potem sztywno zaczął poprawiać się na łóżku, jakby zardzewiały mu kości. Równie niepewnie odłożył głowę na poduszce, stwierdzając przy tym, że jest mokra od potu i może, gdyby nie to, że był wykończony (zarówno fizycznie, jak i psychicznie), przejąłby się tym, chociażby na tyle, aby przewrócić ją na drugą stronę.

— Nie możesz spać? — kolejne pytanie padło z ust niższego chłopaka, a po tym, jak materac obok Dabiego zaczął się uginać, mężczyzna wywnioskował, że drugi już zdążył się wybudzić. Sam westchnął zrezygnowany, a potem z trudem przeturlał się na bok, podświadomie chcąc być bliżej Tomury, i złapał go za leżącą między nimi rękę, delikatnie ściskając.

— Miałem koszmar. Nie chciałem cię obudzić, przepraszam — mruknął. Przy każdym zamykaniu powiek, czuł, jak szczypały go oczy, bardzo prawdopodobne, że ze zmęczenia, ale tak jak jakiś czas temu marzył o tym, żeby pogrążyć się we śnie, tak teraz wręcz obawiał się to zrobić, domyślając się, co mógłby tam zobaczyć.

— Nie przepraszaj — odparł Shigaraki. Nie musiał pytać, aby wiedzieć, co dręczyło bruneta, a nawet po części czuł się odpowiedzialny za to, co się stało. W końcu to on z nich dwóch był bardziej doświadczony i to on powinien był zapobiec takiej sytuacji albo chociażby umieć sam się obronić. — Nie masz za co przepraszać — dodał, kiedy to brunet nie odpowiedział mu ani słowem. — Chcesz się przytulić?

— Śmierdzę potem i rzygami — odparł Dabi, nerwowo pocierając dłoń Shigarakiego, którą dalej trzymał, swoim kciukiem. Niższy mimo tego, co usłyszał, nie zastanawiał się wiele, tylko przysunął, jak najbliżej ukochanego, a potem objął go ramieniem, choć rzeczywiście czuł pod palcami, że koszulka, której dotykał, jest wilgotna.

— Trudno, zdarza się — odparł, głaszcząc go czuło między łopatkami.

Wyższy uśmiechnął się niemrawo, czego oczywiście Tomura nie dostrzegł, a potem zaryzykował i oparł swoje czoło na klatce piersiowej Shigarakiego, musząc się przy tym trochę skulić.

Zamknął oczy i skupił się na powolnych uniesieniach torsu niższego, a kiedy dodatkowo poczuł, jak tamten zaczyna głaskać go po głowie (przeczesując czarne, również wilgotne, włosy w różne strony), trochę mu ulżyło. Nawet jeśli biorąc pod uwagę wszystko, co zdarzyło się tego dnia, miał poczucie bezpieczeństwa i cieszył się w głębi serca, że w końcu miał kogoś, kto troszczył się o niego w taki sposób.
_________________________________________

Po długiej przerwie Shigadabi powraca! Brakowało mi go xD

Jako że trwa obiecany maraton, zachęcam do spędzenia ze mną całego tygodnia :3

Jutro pojawi się one shot 18+ z Shigadabi hehe (dodany jako druga praca do opowiadania "Dominacja", ale nie trzeba znać 1 części, żeby przeczytać tę nową).

Tutaj usłyszymy się w środę!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro