2358

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chanyeol nie wiedział, na jak wiele mógł sobie pozwolić. Objęcie szefa nie spotkało się jednak z jego protestem, w taki więc sposób zaprowadził go do holu, by razem udać się na właściwe piętro. Kiedy tak stali w przyjemnym cieple niewielkiej windy, poczuł, jak bardzo był zmęczony. Współczucie nie potrafiło mu jednak pozwolić na opuszczenie Baekhyuna, przez co czuł się zobligowany, by mu pomóc i przede wszystkim - wysłuchać do końca. To, co usłyszał w taksówce, niemało nim wstrząsnęło. Zdecydowanie nie był gotowy na usłyszenie tak tragicznej historii, a świadomość, że było to życie właśnie siedzącego obok mężczyzny, tylko jeszcze bardziej utrudniało mu jakąkolwiek reakcję. Mimo że Baekhyun powiedział, że nie był to koniec historii, kiedy przemierzali korytarze Lalco Residency, nie odezwał się ani słowem, najpewniej zbyt skupiony na poprawnym stawianiu kroków. Pozwoliło to Parkowi na chwilę oczyścić umysł i skupić się na otoczeniu, a nie na mężczyźnie, który mógł mieć na sobie jeszcze większy bagaż przeżyć spakowany tylko w drogą markę, by z zewnątrz nie wydawał się aż tak ciężki. Hotel był zdecydowanie w stylu szefa. Wystrój utrzymywany był w klasycznym stylu, krzyczącym, że przeciętnego człowieka nie było stać by spędzić tam swój pobyt. Kolorystyka zamykała się w ciepłych brązach i beżach, co sprawiało bardzo uspokajające i zarazem przytulne wrażenie. Ich apartament, w którym w niedługim czasie się znaleźli, pasował bardzo do klimatu korytarzy, które przemierzyli. Skórzane kanapy głównego pokoju doskonale komponowały się na tle beżowych ścian ozdobionych symetrycznymi obrazami w złoconych ramach, a drewniany, ciemny parkiet tylko tworzył przyjemny dla oka kontrast. Za zakrętem znajdowała się część jadalna. Stół i krzesła były zrobione z drewna o tym samym kolorze co parkiet, a ich obicia najpewniej z tego samego materiału co obicia kanap. Wszystko prezentowało się minimalistycznie, a zarazem bardzo bogato i stylowo. Nie mieli jeszcze okazji zajrzeć do pozostałych pokoi, ponieważ ich walizki zostały tak jak stały w niewielkim przedsionku, w którym zostawili również buty. Paczka chrupek, upuszczona wcześniej przez Baekhyuna nadal leżała na podłodze. Chanyeol przez chwilę myślał, że przełożony zamierzał do niej dołączyć, ten również wyglądał, jakby się nad tym wahał. Resztkami równowagi dokuśtykał jednak do jednej z kanap i rozłożył się na niej wygodnie, zarzucając jedną nogę na oparcie.

— Wiesz Yeol — mężczyzna czknął po chwili ciszy, patrząc pijanym wzrokiem na młodszego, który nadal stał przy wejściu do pokoju. — Nie rozumiem, jak ludzie mogą mieć obsesję na punkcie czystości i pieniędzy na raz. Pieniądze są najbrudniejsze. Szczególnie te, które znajdujemy przypadkiem pod nogami. Ewentualnie między nogami.

~~

Repatriacja, eksport, ratunek... Mógłbym to nazywać, jak bym chciał. Oznaczało to jedynie nagłe rozdzielenie mnie od ludzi, z którymi żyłem. Nie wiedziałem, że tamtego dnia, wychodząc do pracy, raz na zawsze ich pożegnałem. Teraz jest mi jednak wstyd, że ich obraz, który był moim ostatnim wspomnieniem z tamtego miejsca, ani trochę nie wzbudzał mojego żalu. Do dzisiaj mam to przed oczami. Dziadek leżący na brudnym kocu na ziemi, śpiący w gorączce i matka, kołysząca się w kącie pomieszczenia z obłąkanym spojrzeniem i już dużym brzuchem ciążowym. Oboje już dawno przestali dbać o czystość, tylko ja regularnie udawałem się nad rzekę na szybką kąpiel i pranie wraz z krowami - inaczej nie zostałbym wpuszczony do sklepu. Moi krewni wyglądali tak już niemal codziennie, co sprawiło, że nie zwróciłem na nich zbyt dużej uwagi, kiedy wychodziłem, zbyt skupiony na pracy, którą musiałem wykonać mimo głodu i zmęczenia, które szybko nie miały zostać zaspokojone. Przynajmniej nie do przerwy w pracy, w której sklepik organizował dla wszystkich pracowników przysłowiową miskę ryżu. A raczej dosłownie miskę ryżu. Mimo że dyrekcja nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności tam, to mój dziadek powinien znajdować się na moim miejscu, dzięki czemu dostawałem porcję dla dorosłego mężczyzny. Nie miałem z niej jednak wiele, zwykle po zjedzeniu raptem kilku łyżek pakowałem resztę do woreczka foliowego, zabieranego zza kasy, ze świadomością, że po pracy będę musiał spróbować kupić jakiś owoc lub warzywo za drobne schowane w prowizorycznej kieszonce, by ostatecznie jedzenia starczyło również dla mojej rodziny. Tamtego dnia nie dostałem jednak ryżu, ponieważ mundurowi pojawili się już z rana, nim przyszedł moment mojej dość krótkiej przerwy.

Była to moja druga w życiu podróż samolotem. Tym razem nikt nie pomógł mi przezwyciężyć lęku wysokości. Nikt nie zapytał, jak się czułem ani nie wysilił się na jakieś głębsze wyjaśnienia. Wszyscy zdawali się patrzeć na mnie z góry. Nawet pseudo pani psycholog, która zwracała się do mnie jak do jeszcze mniejszego dziecka, niż byłem. Ja sam nie byłem zbyt skłonny do rozmów, ponieważ siłą utrzymywałem się na nogach. Wielokrotnie czułem się, jakbym miał stracić przytomność, mimo że dorośli, którzy mnie otaczali, zadbali o to, bym coś zjadł przez te kilka dni podróży i rozmów z pracownikami socjalnymi. Mój żołądek najwidoczniej odzwyczaił się od bycia pełnym, przez co wielokrotnie zdarzało mi się wymiotować. Rozmowę przeprowadził ze mną również lekarz i kompleksyjnie sprawdził, czy byłem zdrowy i odrobaczony, zanim zostałem wysłany do domu opieki społecznej. Posiadanie własnego miejsca do spania wydawało mi się wtedy abstrakcją, przez co przypisany mi opiekun musiał dosadnie wyjaśnić mi, że od tamtego dnia właśnie to było moje miejsce. I to właśnie tam rozpoczęło się moje nowe życie oraz obowiązek edukacji w klasie opóźnionej.

Po kilku latach byłem już przyzwyczajony do tamtego miejsca. Bez problemu trafiałem do ośrodka ze szkoły, do której zostałem zapisany. Przy pomocy terapii nie zaprzątałem sobie głowy tym, co spotkało mnie i moją biologiczną rodzinę kilka lat wcześniej. Wszyscy zadbali, bym nie zadawał pytań, czy mój dziadek oraz matka jeszcze żyli i jak żyli, a ja grzecznie się temu podporządkowałem. W szkole nikt nie wiedział o mojej przeszłości, dzięki czemu uniknąłem zbędnych komentarzy. W rzeczywistości nie rozmawiałem nawet ze współmieszkańcami domu dziecka, zbyt przerażony, że mógłbym w jakiś sposób zaszkodzić temu, w jaki sposób mnie postrzegali. Że mógłbym stracić dobre imię, ponieważ opiekunowie zadbali, by mieszkańcy nie wiedzieli, że byłem rok starszy, niż ich przekonywano. Skupiłem się więc w pełni na nauce. Dzięki bardzo wysokim wynikom w szkole, zdaniu egzaminów i wysłaniu wielu petycji, liceum udało mi się rozpocząć razem z moim właściwym rocznikiem, co wśród współsierot było wielkim wyróżnieniem. W końcu w ich oczach zwyczajnie przeskoczyłem klasę niczym osoba nadzdolna.

Liceum okazało się jednak najgorszą częścią mojego życia. Niemal nie pamiętałem już o czasach, które spędziłem w Indiach, wydawały się czymś, co mnie już nie dotyczyło niczym sen sprzed lat. Mój światopogląd zmienił się o tyle, że wiedziałem, czego chciałem i wartości społeczeństwa, w którym żyłem, stały się również moimi. Przestałem doceniać to, że po prostu żyłem, a chciałem więcej. Nadal starałem się o najwyższe stopnie, łapałem się wszelkich zajęć dodatkowych, by utrzymać się na pierwszym miejscu w rankingu szkoły a nauczyciele i uczniowie tylko mi poklaskiwali. Wszystko legło jednak w gruzach w drugiej klasie, kiedy dowiedziałem się, że nie miałem szans na otrzymanie stypendium, co przekreślało moje szanse na studia, ponieważ ośrodek nie byłby w stanie opłacić czesnych. Jedyną opcją było więc zarobienie samemu lub znalezienie firmy, która w zamian za pracę dla nich, opłaciłaby za mnie studia. Obie opcje były jednak nierealne, pierwsza, ponieważ moje stopnie najpewniej by się pogorszyły przez brak czasu na naukę, a zarobki mogłyby się okazać niewystarczająco wysokie, a druga, ponieważ niewiele firm zgodziłoby się zaoferować coś takiego przypadkowemu nastolatkowi, nawet z wysokimi ocenami. Mimo tej wiedzy nadal dawałem z siebie wszystko, jednak nauczyciele zaczęli patrzeć na mnie z politowaniem oraz oferowali mi mniej pomocy w zachowaniu najwyższej średniej w szkole. Przerwy zacząłem więc spędzać sam w klasie na douczaniu się we własnym zakresie. Nie liczyłem na studia, ot, musiałem zająć czymś swój umysł. I właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że nie wszystkie drogi były dla mnie zamknięte.

Ze swojej atrakcyjności zacząłem sobie zdawać sprawę właśnie wtedy, kiedy koleżanki z klasy, jak i z innych miały okazję podrzucić mi miłosne liściki lub osobiście zaoferować swój lunch. Tak jak wcześniej nie zwracałem uwagi na swój wygląd, tak wtedy coraz więcej czasu spędzałem na przeglądaniu się w lustrze i eksperymentowaniu z fryzurą, by dziewczyny ze szkoły poświęcały mi więcej uwagi. Nie zamierzałem się z nimi umawiać, zastępowały mi jednak podziw, którego nie otrzymywałem już od nikogo. Po czasie stały się również biznesem. Zaczęło się od tego, że pieniądze, które dostawałem na obiad w szkole, mogłem odłożyć, ponieważ zawsze byłem pewny, że ktoś przyniesie dla mnie coś w formie prezentu. Kolejna okazja na drobny zarobek przyszła do mnie na zgrabnych nogach rok starszej koleżanki, która za pocałunek i wspólne zdjęcie zaoferowała mi zapłatę. Wieść jednak szybko rozniosła się wśród jej koleżanek i chociaż wiele osób z niesmakiem zaczęło na mnie spoglądać, ja ulegle godziłem się na układy, które przynosiły mi coraz lepsze zyski.

Tak właśnie zacząłem się sprzedawać. Szacunek do ludzkiego ciała straciłem już w wieku sześciu lat, a liceum całkowicie wyprało mnie z szacunku do samego siebie. Znajome nieznajome regularnie płaciły mi za drobne gesty, bycie miłym, całowanie lub udawanie ich chłopaka na różnych wyjściach. Nie były to jednak duże pieniądze, przez co coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, że odkładane sumy były mi po nic, ponieważ nie wystarczyłyby nawet na pierwszą ratę czesnych na uniwersytecie, na który zamierzałem startować. To one zaprowadziły mnie jednak do pozornie lepszej szansy, która wtedy wydała mi się doskonała. Niektórzy pod wpływem trudnej sytuacji finansowej decydują się sprzedać ważne dla siebie przedmioty, ja zdecydowałem się sprzedać wszystko, co miałem - siebie samego. Pomógł mi w tym starszy, elegancki mężczyzna, którego spotkałem w jednym z klubów, do którego zabrała mnie jedna ze starszych klientek. Szybko straciła mną zainteresowanie, jednak wedle umowy nie mogłem opuścić lokalu, mimo że legalnie nie mogłem do niego nawet wejść. To właśnie on przedstawił mi, czym się zajmował. W połączeniu z wyszukanymi komplementami i wspomnieniu sum, jakie można było zarobić, bezmyślnie podpisałem umowę i dzień później udałem się pod adres, który mi podał. Wtedy jeszcze nie docierało do mnie, na co tak właściwie się zgodziłem. Niestety nadal nie potrafię powiedzieć, bym tego żałował.

~~

— Pamiętasz Park Chaeyoung? Na pewno ją znasz. A może nawet znasz Rose — Baekhyun przerwał, wstając i chwiejnie podszedł do swojej walizki. Butelka burbonu była ostatnim, czego Chanyeol się spodziewał, z racji na sytuację, nie był jednak w stanie tego skomentować, a tym bardziej zabrać trunek mężczyźnie, który ledwo trzymał się na nogach. — Wszyscy pracownicy ją znali. Stwierdzili, że zatrudniłem ją z fetyszyzmu, by zawsze mieć jakąś dziwkę pod ręką. Wiedziałem, jak źle ją traktowali i zrobiłem wszystko by to zniwelować. Skutecznie. Ale nie spotkałem jej w burdelu. No tak jakby.

~~

Hyacinth - moje nowe imię, pod którym poznała mnie każda nowa osoba. Imię, które zapewniało pozorną anonimowość moim ustom, męskości i tylnej części ciała. Mój znak handlowy, który do dzisiaj wytatuowany mam pod lewym pośladkiem. Część mojej historii, która zawsze będzie częścią mnie - w końcu to jej zawdzięczam sukces. Przynajmniej tą materialną jego część. A zawdzięczam go Przesyłce. Największemu burdelowi w Korei, znanym jako drukarnia.

Większość pracowników mieszkała w budynku, który wtedy odwiedziłem. Ponieważ byłem nieletni, nie mogłem się tam przenieść, mimo to miałem swój wydzielony pokój, w którym spotykałem się z klientami, o ile nie płacili dodatkowo za spotkanie w hotelu czy ich prywatnym domu. Dzięki temu miałem okazję spędzić czas w niemal każdym hotelu miłości w mieście oraz wycenić, że wszystkie pokoje tam były niemal identyczne. Dokładnie takie same jak pokój, który otrzymałem od agencji, z którą podpisałem umowę. Nie były w żaden sposób szczególne. Kolory ścian różniły się, jednak wszędzie panowały te ciemne, co podkreślały wiecznie zasłonięte okna i słabe światła. Te w moim były purpurowe. Obrzydliwie purpurowe i - jak się okazało - wygłuszające wszelkie dźwięki. Na podłogach znajdowały się wykładziny, przez które po czasie zapomniałem, jak pachnie dywan zaraz po odkurzeniu. Właściciele starali się zatuszować nieprzyjemny zapach wszelakimi odświeżaczami powietrza lub duszącymi olejkami, których do tej pory nienawidzę, jednak sprawiało to, że atmosfera w pokojach stawała się tylko trudniejsza do zniesienia. Szczególnie gdy w grę wchodziły jeszcze smród potu i innych mieszanek wydobywających się z ciał podczas stosunku. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego ludzie uznawali to za dodatkowo podniecające. Zdarzały się i sytuacje, gdy ważny klient mógł zażyczyć sobie konkretny zapach i kolor światła, był to jedyny powód, dla którego raz na jakiś czas mój pokój był wietrzony. Dziękowałem więc w duchu, że nie byłem zmuszony w nim mieszkać. Już pomijając to, że nie byłbym w stanie zasnąć w zarwanym, twardym łóżku.

Ale na początku o tym nie wiedziałem. Moje pierwsze zlecenie zdecydowanie odbiegało od tego, co zostało mi wstępnie przedstawione i od tego, do czego przywykłem po miesiącach pracy. Otóż pierwszego dnia, zaraz po przekroczeniu progu burdelu, na moją głowę został założony aksamitny worek, a ciało przytrzymane przez ludzi, których nie byłem w stanie sobie wyobrazić. Próby krzyczenia szybko sobie darowałem, ponieważ niebezpiecznie sprawiały, że zaczynało brakować mi tlenu. Wiedziałem, że ktoś mnie uderzył, po czym niedelikatnie rzucił na coś zimnego, brutalnie pozbawiając ubrań. Zdezorientowanie odebrało mi umiejętność trzeźwego myślenia, przez co nie byłem w stanie w żaden sposób się bronić, ponieważ moje reakcje wydawały się zbyt opóźnione, a zainteresowane mną ręce zbyt silne. Nawet moment, w którym wszystko ustało na kilka chwil, nie pomógł mi się opamiętać. Nawet poluźnienie rzemyka worka na mojej szyi nie pomogło mi pozbierać myśli, które przejęte zostały zamazanym obrazem sprzed lat. O gwałcie własnej matki nie myślałem, od kiedy na powrót pojawiłem się w Korei. Nie przywoływałem tego wspomnienia nawet podczas wymuszonej terapii, mimo że odcisnął na mnie swoje piętno. Jednak to właśnie nagła retrospekcja sprawiła, że się poddałem. Przez co wstępny gwałt, który musiał przejść każdy nowy pracownik, w żaden sposób mnie nie poruszył. Nie czułem się z nim źle, nie straciłem poczucia własnej wartości ani nie wyniosłem z niego żadnego doświadczenia. Potraktowałem go jak pierwsze zadanie w pracy. Zadanie, za które później zostało mi zapłacone.

~~

— Zaskoczony? — zaśmiał się Baekhyun, odkładając już częściowo opróżnioną butelkę na podłogę i rzucając się na kanapę. Uniósł biodra, wypinając się w stronę oniemiałego asystenta, by swobodnie zsunąć z siebie spodnie do kolan i unieść nieco materiał bokserek, ukazując ciemny kształt pod lewym pośladkiem. Po chwili odwrócił się jednak, całkowicie skopując z siebie spodnie i układając się wygodnie, na powrót sięgając po butelkę z alkoholem. — Chae była jego córką. Adoptowaną, ale córką, którą szkolił do pracy. Do usługiwania mężczyznom, bo to głównie oni byli gośćmi tego biznesu. Miała wtedy czternaście lat. Kiedyś obiecałem jej, że ją wykupię. I to zrobiłem — mężczyzna zaśmiał się jeszcze raz, przeciągając się nieco.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro