♔ I ♔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Prochem jesteś i w proch się obrócisz."

 Księga Rodzaju.

♔♔♔♔ Aaron ♔♔♔♔  

Patrzyłem na niego rozszerzonymi źrenicami, a jego oczy z srebrnych zmieniały się na niebieskie. Stał przede mną jeden z króli. Dodatkowo srebrny, drugi najsilniejszy z pośród władców. Skierował on na mnie swój wzrok i upadł na kolana podtrzymując ciało rękami. Nie czekając na nic zerwałem się i podbiegłem mu pomóc.

 Coś się stało? — spytałem podnosząc go z ziemi.

 Gło... dny...   powiedział, a ja poczułem się zażenowany. Pokonał przed chwilą z dziesięciu mężczyzn, a padnie z powodu głodu? Westchnąłem ciężko. Co za człowiek.

 W ramach wynagrodzenia, za uratowanie mnie postawię ci obiad. — Nie lubię być dłużny nikomu. Nawet jeżeli tą osobą jest jeden z króli.

Uniósł ponownie na mnie wzrok i się uśmiechnął. Tylko jest jeden problem... Za cholerę nie wiem, gdzie tu jest hotel, a co dopiero bar! Wyjąłem z kieszeni mapę i szukałem miejsca, gdzie jesteśmy. Nienawidzę mojej orientacji w terenie, jest gorsza niż u pięciolatka. Silv musiał zauważyć, że się z tym męczę bo wyrwał mi mapę z ręki. Rzucił na nią okiem i pokazał palcem drogę, którą powinniśmy iść. Usłuchałem jego polecenia i razem ruszyliśmy w tym kierunku. Po niecałych piętnastu minutach byliśmy już na miejscu. Zajęliśmy jeden z  zaciemnionych stolików i czekaliśmy na kelnerkę.

 Powiedz jak nazywa się, osoba, która stawia mi obiad?    spytał Silv z założonym na głowie kapturem.

 No tak, nie przedstawiłem się...  Wyciągnąłem do niego rękę, a on tylko się spojrzał. –Aaron Selth.  Cofnąłem rękę, gdy nie doczekałem się reakcji z jego strony.

Kelnerka przyszła, a ja złożyłem swoje zamówienie i czekałem, aż mężczyzna zrobi to samo. Momentalnie w jednej chwili opadła mi szczęka. Zamówił z dziesięć porcji dla samego siebie. Rozumiem, że jest głodny, ale to nie powód by pozbawiać mnie wszystkich pieniędzy! A w sumie... powiedziałem, że ja stawiam, więc to, że z tego korzysta jest normalne... Boże, ale ja jestem głupi!

 Co cię sprowadza do tego zatęchłego miasta?    spytał mnie, bujając się na krześle i patrząc w sufit.

 Chciałem odpocząć, zanim dotrę do stolicy.

 Chcesz zostać psem Verma?

 Psem? Nie, zamierzam dołączyć do ognistej gwardii.

 To, to samo co stanie się jego psem...   stwierdził dobitnie.  Będziesz musiał wypełniać jego rozkazy co do joty, więc będziesz na jego smyczy — mówiąc to wyciągnął piersiówkę i upił z niej kilka łyków.

 Nie obchodzi mnie to, chcę by moja rodzina miała godne życie.

 I tak umrą... wcześniej czy później... tylko odwlekasz nieuniknione.  — Ziewnął, znudzony tą konwersacją. 

♔♔♔♔ Silv ♔♔♔♔  

Kiedy kelnerka przyniosła nasze zamówienia, nie mogłem się powstrzymać od jedzenia. Od tygodnia nic nie jadłem, a moje kiszki grały marsz żałobny. Talerz jeden za drugim był opróżniany w zastraszającym tempie.  A ja dalej byłem głodny. Nie dość, że moje ciało potrzebowało kalorii do regeneracji to jeszcze musiałem nabrać trochę wagi. Wygląd szkieleta mnie nie satysfakcjonuje. Chyba powinienem pójść na jakąś siłownię. Może zatrudnię trenera i wypisze mi dietę? Ale to później, jak sytuacja w tym gównianym świecie się ustabilizuje albo dostane jakiegoś raka, który w końcu mnie zabije.

 Wracając do twojej zmiany w psa   powiedziałem, gdy przełknąłem ostatni kęs.  Nie lepiej by było pójść do armii złotego króla?

 Za daleko... rodzice nie wytrzymali by takiej podróży...

— I tak zginą w tym tygodniu — powiedziałem bez emocji odkładając talerz na stół. Jednak co smażony ryż to smażony ryż, lepszy od gotowanego i jeszcze z tym kurczakiem na ostro. Po prostu palce lizać, a najlepsze jest w tym wszystkim to, że nie płace za niego ani flara.

 Co to ma znaczyć?! — uniósł się młodzik.

 Twój król zabije w tym tygodniu wszystkich ludzi, którzy nie są zdolni do służby.  Ot taka selekcja naturalna. Ci którzy mu się nie przydadzą zginą ot tak.

 Kłamiesz!  wrzasnął, a po chwili dodał.   Skąd to niby mógłbyś wiedzieć?!

Nie znoszę drących się idiotów. W ogóle nie znoszę ludzi. Fakt, że z nim tu siedzę w jakimś pieprzonym mieście należącym do czerwonego jest kwestią przypadku. Gdyby nie głód nie wszedłbym na te tereny. Po dłuższym namyśle trzeba było zostać na terenach Halla... tam przynajmniej jest więcej dzikiej równinny niż zatłoczonych miast. Czemu wszędzie tak nie może być?

— Po prostu, to wiem.   Wzruszyłem ramionami.  Wyczuwam kiedy i gdzie nadejdzie śmierć.

Spojrzał na mnie jak na totalnego pojeba, a ja tylko westchnąłem i wstałem od stołu. Poprawiłem swoją bluzę i przeciągnąłem się.

— Dziękuje za posiłek   powiedziałem na odchodne. 

— Zaraz, chyba nie chcesz zastawić mi całego rachunku?!   Odwróciłem się do niego i uśmiechnąłem złośliwie.

– Tak, zamierzam —powiedziałem, a następnie dodałem zakładając kaptur. — W końcu mówiłeś, że stawiasz.

Miałem już wyjść, kiedy przez drzwi weszli żołnierze w czerwonych zbrojach. Że też muszą przychodzić, kiedy się najadłem... Masz ci los. Wskazali na mnie dłońmi na których tańczyły płomienie, jeden ruch i zostaną one wystrzelone. I teraz chyba powinienem się bać, ale czego? Bandy idiotów, którzy dostali moc nakurwiania płomyczkami na lewo i prawo? Więcej od nich IQ ma chomik z downem. A mnie raczej ogień nie zabije. Mówię raczej, gdyż zawsze gasnął, gdy chciałem się podpalić i odejść w spektakularny sposób z tego zjebanego świta.

 Z rozkazu najwyższego władcy płomieni. Zostajesz aresztowany srebrny królu i każdy twój poplecznik. – Spojrzałem w stronę Aarona, który był tak, jak ja otoczony przez gwardzistów.

 Sądzisz, że dacie mi radę?  Uniosłem wyzywająco głowę i schowałem ręce do kieszeni spodni. 

 Jak śmiesz się tak zwracać do generała!   Jeden z przydupasów wystrzelił we mnie płomieniem, który zgasnął przede mną. O tym właśnie mówiłem, ale czy ktokolwiek z czerwonych ma mózg? Po dogłębnie przeprowadzonych badaniach przez szarego, wniosek nasunął się jeden. Ni chuja.

 Ogień bez tlenu jest bezużyteczny...   Uśmiechnąłem się i machnięciem głowy zrzuciłem z niej kaptur.

Te srebrne włosy dalej mnie irytują, a farbowanie ich nie działa. Może kiedyś do nich przywyknę, kto wie? Zaczęli wystrzeliwać we mnie kule ognia. Co za bezmózgi... dostali moc i myślą, że są nie wiadomo kim. Efekt był taki sam jak poprzednio, ogień nim do mnie doleciał gasł. Uniosłem na nich wzrok moich srebrnych oczu, a oni wszyscy zastygli w bezruchu. Za ich gardła złapały kościane dłonie i jednym szybkim ruchem skręciły kark. Trupy żołnierzy padły na podłogę, a ja patrzyłem jak ich dusze wlatują w moje ciało.

— Jak ty to...    spytał zszokowany Aaron.   Czemu oni chcieli też mnie zabić?

 Bo mi pomogłeś?   Wzruszyłem ramionami i podrapałem się po szyi w miejscu, gdzie miałem wytatuowaną srebrną czaszkę.   Chodź   machnąłem do niego ręką    zanim zjawi się ich tu więcej.

— Czemu miałbym z tobą iść?  Uniósł brew patrząc na mnie.

 Jak chcesz to tu giń...   Nałożyłem kaptur  i ruszyłem w stronę wyjścia.  Pierdoli mnie to. 

Usłyszałem za sobą powarkiwanie, a potem obok mnie pojawił się Aaron. W końcu nie będę podróżował samotnie. Cieszyć się czy płakać? A zresztą może go coś zabije... kto wie? Droga długa, a mój humor zmienny jest jak pogoda.

Jak widać Silv i Aaron są zmuszeni ze sobą podrozowac XD. Co z tego wyniknie? Jak bardzo Silv jest potężny? I czy jest ktoś wyżej od niego? O tym dowiecie się w dalszej części ich historii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro