Rozdział XIV: Mike ?!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wstałam nie wiem o której godzinie, nie byłam głodna, ani nie czułam potrzeby posprzątać czy chociaż się przebrać. Położyłam się na kanapie i oglądałam jakieś głupie programy telewizyjne. Ktoś zaczął pukać w drzwi, jakoś się tym szczególnie nie przyjełam. Po parunastu minutach osoba ta zaczęła krzyczeć, to chyba Mike. Udałam się do przedpokoju i posłuchałam nawoływań chłopaka.
-Wiem, że tam jesteś otwieraj!
-Musisz w końcu wyjść z tego ukrycia!
-Dziś jest pogrzeb. Zack mi powiedział.-To zdanie wypowiedział już spokojniej. Zdecydowałam się podejść do drzwi, przekręciłam klucz w zamku i powoli położyłam dłoń na zimnej klamce. Do środka jak poparzony wbiegł mój przyjaciel. Popatrzył na mnie oczami pełnymi współczucia i troski. Mocno mnie przytulił, a ja odwzajemniłam uścisk. Oderwał się ode mnie i powiedział:
-Ja poczekam w pokoju, Ty lepiej idź się przebierz.-Kiwnełam tylko głową i poszłam do szafy po ubrania. Wybrałam ciemne rurki, czarną bluzkę i tego samego koloru garsonkę. Udałam się do łazienki, wzięłam prysznic, wysuszyłam i spiełam włosy oraz ubrałam się. Skierowałam się w stronę drzwi, gdzie czekał już na mnie czarnowłosy. Podążałam za nim, aż do auta i pojechaliśmy jego autem na cmentarz. Jak najwolniej powłuczyliśmy nogami w stronę miejsca ceremonii, która miała się zaraz zacząć. Jakie było moje zdziwienie, gdy na pogrzebie Iana, zobaczyłam tylko stado i mojego brata. Nie było nikogo oprócz nich, rodziców brak, wójostwa brak, nie ma jakiejkolwiek rodziny chłopaka. Teraz wiem ile dla nich znaczył. Pogrzeb dłużył
mi się strasznie, z moich oczy leciały łzy, zresztą nie tylko z moich. Natalie i Amy płakały w najlepsze, lecz chłopacy próbowali się powstrzymać. Dla nich Ian był kimś bardzo ważnym, tak jak i dla mnie. Całe wydarzenie pamiętam jak przez mgłę, wiem tylko, że po tym wróciłam z naszym, niestesty niepełnym stadem do ich domu. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu i czekaliśmy na księżyc. Gdy na dworze zrobiło się ciemno, wyruszyliśmy do lasu, ja prowadziłam w stronę polany. Wszyscy zmieniliśmy się w wilki i zaczęliśmy wyć do księżyca w pełni, aby pożegnać alfę.
Po pożegnaniu się ze stadem, wróciłam do swojego mieszkania, w którym był już Mike. Usiadłam koło niego, na kanapie. Zobaczyłam, że w mieszkaniu panuję porządek.
-Postprzatałeś?
-Czemu jesteś taka zdziwiona?- Odpowiedział i uśmiechnął się do mnie.
-Dzięki.- Odpowiedziałam, miałam już dość tego dnia, więc wstałam i poszłam do łazienki. Gdy się ogarnełam,wyszłam i ujrzałam siedzącego na moim łóżku chłopaka. Nie zwracając na niego uwagi, położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą.
-Możemy porozmawiać?-Spytał niepewnie. Nic nie odpowiedziałam, nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy.
-Co robiłaś przez te miesiące?
-Należą Ci się jakieś wyjaśnienia, ale nie mogą poczekać do jutra?
-Czekałem już za długo.-Musiałam się zastanowić co mu powiedzieć, bo przecież nie powiem mu, że zostałam porwana przez swoje stado i jestem wilkołakiem. Ian mówił mu, że wyjechałam szukać brata, więc przy tej wersji zostanę.
-Wyjechałam szukać brata i go znalazłam.
-Wiem widziałem go w szpitalu.
-Byłeś w szpitalu?
-Tak, ale całkiem przypadkiem.
-Po co?
-Odwiedzić znajomą. Widziałem tam Ciebie, ale nie zdążyłem się przywitać, bo weszłaś do jakiejś sali. Po co tam byłaś?
-Miałam jechać na ślub brata, ale jego żona i mój stary znajomy mieli wypadek.
-To na pogrzebie tego znajomego byliśmy?
-Tak, już koniec?
-Dobranoc, będę spać na kanapie.
-Dobranoc.-Źle się czułam okłamujac przyjaciela. Nie umiałam zasnąć, choć byłam zmęczona.
Obudziłam się gdy usłyszałam spadający przedmiot chyba w kuchni. Szybko wstałam i skierowałam się w jej stronę. Stanęłam w drzwiach i zobaczyłam Mike robiącego śniadanie, nie zauważył mnie, więc wróciłam do sypialni. Stanęłam przed szafą i zastanawiałam się co mam na siebie włożyć. Po namysłach zdecydowałam się na bordową bluzkę w kratę i czarne, koronkowe, krótkie spodenki. W łazience upiełam włosy w warkocz.
Po chwili siedziałam już w kuchni i jadłam śniadanie, przygotowane przez chłopaka.
-Tak właściwie co stało Ci się z włosami i oczami?-Spytał. Ja popatrzyłam się na niego pytający wzrokiem. Potem przypomniałam sobie, że mam naturalny kolor włosów i oczu.
-Zafarbowałam włosy na szaro, a na tęczowkach mam soczewki.-Skłamałam.
-Nie musisz teraz nosić okularów?
-Nie, bo mam soczewki.
-Żółte oczy? Naprawdę?-Spytał, śmiejąc się.
-Taaa...-Dalej jedliśmy w ciszy, a gdy skończyłam odłożyłam talerz i wyszłam z mieszkania. Udałam się do lasu. Gdy znalazłam się w części nie odwiedzanej przez ludzi, zmieniłam się w białego wilka. Biegałam pomiędzy drzewami przez długi czas. Później zmęczona dalej w postaci wilka, usiadłam pod drzewem. Wtedy usłyszałam łamanie galęzi w krzakach, odwróciłam się gwałtownie w ich stronę i ujrzałam ludzi ze strzelbami. Szybko wstałam i w nienaturalnie szybkim tempem biegłam przed siebie. Gdy miałam już pewność, że nikt mnie nie śledzi zamieniłam się w człowieka i zdyszana, ruszyłam w stronę domu.
Jakie było moje zdziwienie gdy w moim mieszkaniu zostałam moją przyjaciółkę Emily. Bez zastanowienia przytuliłam dziewczynę.
-Cześć jak dawno się nie widziałyśmy. Czemu nie dzwoniłaś.-Dziewczyna odeszła trochę ode mnie, popatrzyła na mnie i stwierdziła.
-Wyglądasz inaczej.
-Zmieniłam kolor włosów i kupiłam sobie soczewki.
-Ładnie, choć opowiesz mi co robiłaś przez ten czas.-Obie udałyśmy się do dużego pokoju. Odpowiedziałam dziewczynie dokładnie to co poprzednio naszemu przyjacielowi.
-Strasznie mi przykro z powodu tego. Musiało być to dla Ciebie bolesne.
-Jest.
-A co z twoim bratem?
-Nie mam ochoty się z nim teraz widzieć. Nawet się do mnie wcześniej nie odzywał, tylko zakładał nową rodzinę.
-Dlatego go znalazłaś.-Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
-Tak, tak.-Westchnełam.
-Może pójdziemy na zakupy?-Zaproponowała dziewczyna.
-Ok.-Odpowiedziałam bez większego optymizmu.
Po godzinie byłyśmy w galerii. Chodziliśmy po sklepach z ubraniami, butami i biżuterią. Przyjaciółka pożyczyła mi pieniądze, bo przecież dotychczas żyłam na utrzymaniu Iana. Po udanych zakupach poszłyśmy coś zjeść. Po 4 godzinach spędzonych na zakupach i jedzeniu, każda z nas wróciła do swoich domów. Wchodząc do mojego mieszkania poczułam zapach Mika. "Co on tu znowu robi?"-Pomyślałam. Ignorując jego obecność poszłam do sypialni. Jednak on chyba nie chciał mi dać spokoju i po chwili siedział już na moim łóżku.
-Cześć.
-Mika. Uważam, że powinieneś trochę czasu spędzać też w swoim mieszkaniu. Dziękuję Ci za pomoc, ale wiesz potrzebuję też trochę samotności.
-Samotności miałaś już za dużo. Pora wyjść do ludzi.
-Jestem zmęczona.
-Idź się ogarnąć, za godzinę idziemy do klubu.
-Żartujesz?!-Wyszedł z mojej sypialni, chyba mówił to na poważnie. Więc wzięłam kąpiel, przebrałam się w sukienkę i zwykłe balerinki, włosy splotłan w warkocza, ponieważ nie będę się jakoś specjalnie ubierać i tak nie mam zamiaru tańczyć.
Od jakiś 2 godzin siedziałam przy barze i oglądałam tańczących ludzi, przy okazji popijając drinki.
-Który to już.-Zapytał wkurzony Mika.
-To był twój pomysł.
-Nie żeby upić się do nieprzytomności.
-Wyluzuj.-Chłopak usiadł obok mnie i zamówił drinka. Nawet nie pamiętam co było dalej.
------------------------------------------------------
Zbliżamy się powoli do końca. Dziękuję za przeczytanie i jak zawsze proszę o pozostawiania po siebie jakiegoś znaku, to bardzo motywuje.
Jula <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro