Rozdział XIII: Nikt nie jest nieśmiertelny.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po paru minutach z Zackiem i resztą watachy byliśmy w szpitalu. Ian i Izabel (czyli przyszła panna młoda), mieli wypadek. Zderzyli się z ciężarówką, po czym auto wypadło z autostrady i przekoziołkowało przez leśną górkę. Była w szoku, nie wierzyłam w to co się stało. Serce waliło jak dzwon, a ręce pociły się jak szalone. To nie może być Ian! Dowiedzieliśmy się od lekarzy, że musieli natychmiastowo zostać przewiezieni na blok operacyjny. Siedziałam z daleka od innych. Sekundy zamieniały się w godziny, oczekiwań. Cała się trzęsłam. Cały czas sądziłam, że alfa to skończony debil, lecz teraz moja zdanie co do niego się zmieniło. Był miły i opiekuńczy ale na swój sposób. Jak wtedy skoczył za mną z okna, lub zgodził się na odwiedzenie mojego starego mieszkania, udaje przed Zackiem mojego chłopaka, żeby prawda nie wyszła na jaw. Wiem, że mnie porwał, lecz to nie jego wina, tylko wilczej tradycji i choć zawsze próbował udawać niewzruszonego i surowego, nie zawsze mu się to udawało. Mieliśmy zupełnie inne charktery, ale i tak umieliśmy dogadać się bez słowa. Kochałam go jak brata, jest moim najlepszym przyjacielem, którego nie chce stracić. Teraz w obliczu śmierci, wiem ile dla mnie znaczy, jak przeżyje, a napewno nie umrzę wszystko mu powiem. Nie wiem ile już tak siedziałam, ale nagle wyszedł lekarz.
-Pan Ian jest po bardzo ciężkiej operacji, chce widzieć wszystkich oprócz swojej dziewczyny.
- Co?!- Wykrzyczałam.
- Nie dała mi Pani dokończyć. Chce Panią widzieć później. Proszę się pospieszyć, bo szanse na to, że z tego wyjdzie, maleją z każdą minutą. - Całe stado oprócz mnie weszło do chłopaka. Nie mogę wierzyć, że nas opuści. Nie chciałam płakać, aby nie zepsuć naszych ostatnich chwil. Czekam. Czekam i czekam. Czekam..... Wreszcie wyszli, wtedy ja szybko wbiegłam do sali. Ian ten najsilniejszy, najprzystojniejszy, najmądrzejszy, prawie, że nieśmiertelny, leżał na łóżku, blady jak ściana, nieruchomy. Złapałam jego skamieniałą rękę i usiadłam przy jego łóżku. Po paru minutach zobaczyłam jak prawie martwe powieki chłopaka, powoli podnoszą się. Musiałam powstrzymać łzy, żeby się nie popłakać, widząc go w takim stanie. Powoli obrócił głowę w moją stronę. W jego pięknych, żółtych oczch było widać spokój, tak jakby pogodził się z czekającym go losem.
-Wiesz, że czytałam stare wilcze księgi i już chyba wiem jaki mam dar.- Po tych słowach rękę przeniosłam na policzek chłopaka.
- Mogę przywrócić Cię w jakieś wspomnienie.
- Wtedy.... jak pier.....wszy raz się po.....znaliśmy....- Powiedział słabym głosem.
Teraz moja dłoń znajdowała się na lodowato zimnym policzku chłopaka.
Udało mi się wrócić w myślach do miejsca o jakie prosił mnie alfa, nasze pierwsze spotkanie. Widział je i on. Mamy po 12 lat, moi rodzice zaprosili, jego rodziców na kolację. Ubrałam się wtedy w beżową sukienkę, na szyji miałam naszyjnik z motylkiem.
Ze zniecierpliwieniem czekałam na gości, wtedy drzwi otworzyły się i weszło małżeństwo, moi rodzice przedstawili mi ich, a potem wszedł Ian,wtedy jeszcze był nieśmiały, podał mi rękę i przedstawił się:
- Cześć jestem Ian.
- Hej, nazywam się Lynette, ale wolałabym jakbyś mówił mi Lynn. Miło mi Cię poznać. - Uśmiechnęłam się wtedy do chłopaka najładniej jak mogłam.
- Mi również. - Odpowiedział onieśmielony.- Dorośli weszli do jadalni.
- Choć zabiorę Cię w moje ulubione miejsce.
- Dobrze...- Westchnął chłopak, na co się zasmiałam. Zaczęłam biec w stronę wyjścia, chłopak widocznie nie wiedząc co ma robić, po paru sekundach dołączył do mnie. Dojście zajęło nam jakieś 30 minut, rozmowa była sztywna z powodu nieśmiałości towarzysza.
- To tu. - Oznajmiłam przybycie Ianowi, byliśmy w lesie. Mój gość rozglądam się na około, po czym wybity z tropu, odparł.
- Które to twoje ulubione miejsce?
- Stoimy przed nim.
- Stoimy przed drzewem.
- To nie jest zwykłe drzewo, to moje drzewo. - Zaczęłam się na nie wdrapywać.
- Co robisz?
- Nie widzisz, choć.
- Nie.
- Nie mów, że się boisz.
- Nie boję się, ale nie mam też ochoty wchodzić na to drzewo.
- Jak chcesz.- Powiedziałam obojętnie. Gdy weszłam na samą górę drzewa, zauważyłam, że mój kompan jest już w połowie wspinaczki.
- Jednak ? - Po paru minutach siedział już obok mnie, był wiczor więc już się zciemniało.
- Za niedługo pora wracać, robi się ciemno.
- Czego znowu się boisz? - Potem zaczęliśmy rozmawiać, Ian się otworzył i nie był już zawstydzony. Śmialiśmy się, jak i rozmawialiśmy na poważne tematy, takie dla dwunastolatków. Bawiłam się świetnie, po paru godzinach wspólnej stwierdziliśmy, że pora wracać. Zaskoczyło mnie strasznie to, że chłopak wziął mnie na barana. Strasznie go polubiłam. Gdy miał już wracać, byłam strasznie smutna. Potem spotykaliśmy się częściej, a gdy chłopak miał 16 lat strasznie się zmienił i kontakt się urwał.
Wróciliśmy ze wspomnień, spowrotem do sali szpitalnej. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, teraz widziałam znowu tego mojego alfe, nieśmiałego i kochanego.
- Przepraszam, że to przeze mnie przyjaźń się zepsuła.
- Nie musisz przepraszać, bo prawdziwa przyjaźń nigdy się nie kończy.
- Masz piękne oczy Linn, a oczy są odzwierciedleniem duszy. Dla mnie jesteś idealna. Nigdy o tobie nie zapomniałem, zawsze o tobie myślałem. Nie wiesz nawet jak się ucieszyłem gdy Cię znalazłem.
- Ja też się cieszę.- Wtedy pochyliłam się nad Ianem i pocałowałam go. Wtedy chłopak ścianął swoją lodowatą dłonią, resztkami sił moją rękę.
- Nigdy o tobie nie zapomnę Linn, do zobaczenia.
- Ja zawsze będę o tobie myślała Ian, do zobaczenia.- Wtedy zaczeły piszczeć urządzenia do których był podpięty chłopak. Akcja serca alfy zatrzymała się, na salę wbiegli lekarze, byłam oszołomiona, kazano mi odejść na bok. Nie wiedziałam co się dzieje, lekarze, reanimowali chłopaka, nic to nie dawało. Wtedy podeszła pielęgniarka i oznajmiła:
- Przykro mi zrobiliśmy co w naszej mocy. - Dalej jej nie słuchałam, podeszłam do jego ciała i złapałam go za jego martwą rękę, lewą dłonią dotknęłam jego blady policzek. Z moich oczy zaczęły płynąć gorzkie łzy, łzy rozpaczy, łzy złości, łzy bezsilności. To tak strasznie bolało. Potem doszła reszta stada i wszyscy staliśmy, przy łóżku już nieżywego chłopaka. To było okropne, nic nie mówiliśmy, wszystkim z oczu płynęły łzy. Po godznie wszyscy odeszli, tylko ja wyszeptałam do jego ucha.
- Wiem, że jesteś nieśmiertelny.-Na korytarzu stał mój brat. Po jego minie wiedziałam, że jest coś nie tak.
- Ona nie żyje. - Ledwie powiedział.
- On.....tttt....eee ....ż. - Tylko tyle z siebie, trudem wydusiłam. Oboje się przytuliliśmy. Potem ja taksówką, wróciłam do mojego mieszkania. Przebrałam się i poszłam się położyć, bo nie miałam co liczyć na sen. Cały czas myślałam o nim. Nie wspominając tych złych sytuacji, przypomniałam sobie to pozytywne. Około 10 dni nie wychodziłam z domu, prawie nic nie jadłam i nie robiłam. Nie włączyłam ani razu telefonu, przyjaciele i brat coś czasami mówili pod drzwiami, których im nie otwierałam. Dni wyglądały tak samo, już nigdy nie będą takie same bez niego.
-----------------------------------------------------
Ian już zakończył swoją historię. Jak po jego śmierci pozbiera się Lin? Chcę już kończyć to opowiadanie, aby zacząć nowe. Dziekuje za przeczytanie i mega motywujaca byłaby jakaś gwiazdka lub komentarz<3
Jula <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro