Rozdział XVI: Pożegnanie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Teraźniejszość
Położyłam pamiętnik na kolanach i otworzyłam go na ostatnio czytanej stronie. Niestety następne strony były powyrywane. Więc zaczęłam czytać tylko to co zostało.
Pamiętnik
Dzień porodu, nie zamierzam go szczegółowo opisywać. Napiszę tylko tyle, że odbył się on w domu z położną, która tak jak my była wilkołakiem. Na świat przyszły bliźniaki, piękna dziewczynka, której Amy wymyśliła imię Sky oraz trochę większy od siostry chłopczyk, któremu Natalii wymyśliła imię Aidan. Moja córcia miała czarne włosy po tacie, oczy miała brązowe, ale drugie w połowie żółte. Natomiast mój syn miał szare włosy i żółte oczy, tak jak ja. Domyślam się, że chłopczyk jest wilkołakiem, dziewczynka raczej nie.

Mijały kolejne miesiące, a dzieci uczyły się coraz to nowych rzeczy. Pewnego dnia usłyszałam donośne pukanie w drzwi, bez zastanowienia z Sky na rękach zbiegła na dół, Aidan na szczęście spał w łóżeczku. Otworzyłam drzwi, a w nich ujrzałam członka rady wilków. Mega.
-Dzień dobry, Panii Lynnet?-Zapytał starszy, wysoki brunet.
-Tak, o co chodzi?
-Jest Pani wezwana do stawienia się przed radą.
-W jakiej sprawie?
-Pani potomstwa.
-Kiedy?
-Teraz.
-Niech Pan na chwilę poczeka, zawołam tylko resztę.-Zamknęłam drzwi i udałam się na polanę.
-Amy zajmiesz się dziećmi?
-Jasne, co się stało?
-Przyszli po mnie z rady, muszę iść.-Szybko pobiegłam się przebrać i wyszłam na zewnątrz, gdzie czekało już na mnie auto z tym mężczyzną.
-Zapraszam.-Odrzekł mężczyzna, otwierając drzwi od strony siedzenia pasażera.
-Dziękuję.-Usiadłam w fotelu. Strasznie się bałam, ale nie chciałam tego okazywać.
Po 20 minutach, nieprzepisowo szybkiej jazdy byliśmy już na miejscu. Podążałam za nim w stronę wielkiego budynku, który znajdował się w środku lasu. Budowla, wbrew swojej wielości, nie rzucała się w oczy. Wyglądała jak ruina, porośnięta dzikimi roślinami. Weszliśmy do środka, nawet nie było drzwi, następnie skierowaliśmy się w stronę spruchniałych, drewnianych schodów do piwnicy. Na dole stało dwóch strażników, planujących wrót. Na nasz widok przesuneli się i otworzyli wejście, przez które przeszliśmy. Zdziwiłam się, ponieważ korytarz był zadbany. Ściany były koloru brązowego, na podłodze leżał długi, czerwony dywan. Po bokach wisiały pochodnie, oświetlajace całość. Na końcu znowu znajdowały się drzwi i ochroniarze, którzy nas przepuścili. Znaleźliśmy się w małej sali, chyba rozpraw. Popchnięto mnie na środek, przed sobą widziałam podłużny stół, przy którym siedziała rada. W jej skład wchodziły dwie kobiety i trzech mężczyzn, wszyscy wiekowi.
Po pół godzinnej dyskusji wreszcie zapadł wyrok ogłoszony przez drobną staruszkę:
-Kary wilków są surowe i nieodwracalne, Lynn zostaje skazana na śmierć.-W moich oczach pojawiły się łzy, nie mogłam w to uwierzyć.
-Do czasu wyroku, będzie w celii. Jej stado ma prawo się z nią pożegnać.-Dalej w to wątpiłam. Co z moim dziećmi, co ze stadem? Co z moim życiem? Nie byłam w stanie iść, przez co zostałam w dość brutalny sposób zaciągnieta do lochów. Byłam w celii, która była dość zadbana, ale mała.
-Może jakieś życzenie?
-Chce zobaczyć stado.
-Przyjdą, ale czy coś pozatym?
-Poproszę gruby zeszyt i długopis.-Mężczyzna z dość zdziwioną miną odszedł. Wrócił po parunastu minutach.
-Proszę.-Strażnik podał mi gruby, zielony dziennik i zwykły czarny długopis. Chce zostawić coś dla moich dzieci, ponieważ chce aby znały moją historię dołączenia do stada. Odtworzyłam w głowie stare wspomnienia. Moje życie przed watahą. Pisałam wszystko: dialogii, moje uczucia, zachowania innych to co mogłam. Na końcu zdjełam naszyjnik i włożyłam go do notatnika. Na jednej z końcowych kartek napisałam adres mieszkania Mike. Wyrwałam jeszcze kartkę z brudnopisu.
Luźna kartka.
-Hej.-Przywitała się niepewnie Natalii, po niej reszta. Wpuścili ich wraz z moimi dziećmi do mojej celii.
-Witajcie maluszki.-Uściskałam moje skarby ze łzami w oczach. Rozmawiałam z moimi przyjaciółmi i bawiłam się z moją córcia i synkiem. Na końcu dałam Amy pamiętnik i powiedziałam.
-Niech Aidan zostanie z wami jest wilkołakiem, Sky nie, więc niech zanieszka z moim bratem.
-Co z tym?-Pokazała na zeszyt.
Wyślij go ich ojcu, ale dopiero za 16 lat.
-Dobrze.
-Dziękuję.- Ostatni raz wszystkich przytuliłam i pożegniałam.
Wszystko to opisałam na kartce, która chcę aby dostarczył do Amy strażnik.
Teraźniejszość
Nie dam rady teraz z nim rozmawiać, wracam do domu.
----------------------------------------------------
Ten rozdział pisałam bardzo, bardzo długo. Brak weny, dlatego też taki krótki.Jeszcze jeden i koniec. W przygotowaniu mam już następne opowiadanie. Dziękuję za przeczytanie i proszę o pozostawienie po sobie jakiegoś znaku.
Jula <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro