Krew i "Bestia"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tego dnia, pogoda była słoneczna, przez co większość dnia Jasper spędził w ogrodzie rozmyślając i pijąc herbatę. Nic specjalnego się nie działo, nie wydawało się jakby cokolwiek miało się zadziać do końca dnia. Ta myśl lekko go przerażała.

- Zwyczajne szare popołudnie co? - Mruknął, chowając twarz w stoliku ogrodowym pod altanką.

- Znudził się już panicz prawda? - Suave stojący obok, nalał mu jeszcze trochę herbaty.

- Nawet bardzo! Czemu nic się nie dzieje... Nawet ojciec wydaje się bardziej zabiegany niż wcześniej - Mówił wciąż mając twarz schowaną, przez co Suave wyłapał jedynie małą część jego słów.

- Hrabia pracuje obecnie nad czymś bardzo ważnym, więc to naturalne że będzie bardziej zabiegany. Jednak zawsze też ja mogę dotrzymać paniczowi towarzystwa.

Tak jak przewidział, Jasper natychmiast wstał i go przytulił. Przez te wszystkie lata nie trudno było mu się do tego nie przyzwyczaić.

- Dziękuję.

- Nie ma za co paniczu - Lekki uśmiech rozpogodził jego twarz.

Stali tak chwilę, aż w końcu wampir nie puścił go i z powrotem usiadł pod altanką, biorąc jeszcze łyk herbaty, a jednocześnie rozmyślając nad zajęciem dla nich. Po kilku minutach intensywnegi wpatrywania się w kwiatostany pobliskich krzewów, do jego głowy wpadł wspaniały pomysł.

- Chodźmy na przejażdżkę!

- Przejażdżkę? - Dopytał.

- Tak! Konną! - Uśmiech nie schodził mu z twarzy, gdy łapiąc za przedramie lokaja zaczął ciągnąć go do stajni. Suave bez najmniejszego sprzeciwu, jedynie spojrzał w kierunku jednego z okien w rezydencji. Tak jak się spodziewał zastał tam cień, który natychmiast po zauważeniu skrył się w głębi jednego z pokoi.
Już chwilę później, dosiadając dwóch wierzchowców, kłusowali po leśnej ścieżce, co jakiś czas spoglądając po sobie nawzajem. Suave aby upewnić się że nie stracił Jaspera z oczu, a wampir aby uśmiechnąć się w jego stronę. Gdy teraz o tym myślał, zaczęło mu to przypominać coś znajomego, jednak nie mogąc znaleźć dokładnego punktu zaczepienia, popędził swojego konia aby trochę urozmaicić przejażdżkę.

- Spróbuj mnie pokonać w wyścigu Suave! - Zawołał, nie tracąc ani chwili. Suave czuł jak dusza podchodzi mu do gardła.

- Paniczu zaczekaj! To może być niebezpieczne! - Uderzając strzemieniem w bok konia, pognął za wampirem. Jednak Jasper będąc już spory kawałek od niego nie słuchał tego co mówił do niego lokaj. Jadąc nawet szybciej, przez co uśmiech nie schodził mu z twarzy.
W przeciwieństwie do Suave'a, który czując, że zaczyna tracić go z oczu bezowocnie zawołał jeszcze dwa razy. Miał coraz to gorsze przeczucia.
Nawet jeśli w lesie nie było zbyt dużo potworów czy ludzi, to jednak dalej był to niebezpieczny las, pełen dzikich zwierząt, oraz osuwisk. "Z pewnością jeśli nie będzie uważał wpadnie na jedno z nich prędzej czy później!"

- Paniczu Jasper!? - Po raz kolejny jedynym co zdołał usłyszeć w odwecie to dźwięki kopyt własnego konia.
Spojrzał po całym lesie. Poza jedną ścieżką prowadzącą od rezydencji było ich jeszcze z sześć, jednak pomiędzy niektórymi drzewami znajdowała się dość spora przerwa. Wystarczajco duża aby pomieścić mogła konia ze stosunkowo niewielkim wampirem.
Nim jednak skończył swoje rozmyślania o możliwe obranej ścieżce, usłyszał z oddali stukanie kół powozu.
____ ____

Czując szczęście i adrenaline, nawet nie myślał aby zwolnić, a przynajmniej dopuki jego koń zaczął odmawiać mu posłuszeństwa. Co chwila na przemian zatrzymując się i rżąc. "Ewidentnie przesadziłem z szybkością" - Z taką myślą delikatnie pogłaskał konia po głowie.

- Przepraszam, nie chciałem Cię aż tak zmęczyć - Mówiąc to, zaskoczył z konia i chwycił za lejce.
- Trzeba będzie poszukać jakiegoś strumyku, aby napoić cię i wrócić do Suave'a.
Mimo że mówił to bardziej sam do siebie niż do konia. Nie czuł się z tego powodu źle, wręcz przeciwnie. Pozwoliło mu to trochę opanować emocję, które zdążyły się nagromadzić w jego umyśle.
Jako wampir nigdy nie miał problemów z usłyszeniem dźwięków wydawanych naprawdę daleko od niego. Już w młodości był w stanie usłyszeć dźwięk skrzypiących drzwi z sąsiedniego korytarza, dlatego dosyć szybko odkrył że w stosunkowo niedalekiej odległości znajdowała się rzeka. Zabierając tam konia pogłaskał go po raz kolejny, gdy zwierzę zajęte było nawadnianiem. Pierwszy raz zaczął wtedy żałować że nie wziął ze sobą niczego do nakarmienia go.

Niedługo po tym, usłyszał rżenie konia. Dźwięk ten jednak wydobywał się z głębi ponurego lasu za nim. Lekki uśmiech wstąpił na jego twarz gdy zawołał imię lokaja, jednak ku jego zdziwieniu zamiast znajomej twarzy zobaczył jedynie potwora ubranego w czarny płaszcz, który prowadząc swojego wierzchowca spojrzał na niego.
Fioletowe oczy w cieniu drzew wyglądały jak dwa oświetlone przez słońce kwiaty. Kontrastując z dwu-barwnymi źrenicami wampira, jednak spojrzenie jakim został uraczony, nie było tak urokliwe jak kolor tęczowek tej osoby. Zimne, ale za razem intensywne i przeszywające.
Jasper poczuł lekki dreszcz.

- Oh, wybaczy pan. Pomyliłem pana z kimś - Powiedział, starając się nie pokazać po sobie uczucia niepokoju.

- Nic się nie stało - Podszedł bliżej rzeki. Dzieliły ich teraz niecałe trzy metry.
Jak bardzo irracjonalne było bać się nieznajomego, tak jednak z każdą chwilą uczucie strachu lekko słabło. W końcu jeśli miałby złe intenecje to już dawno by zaatakował prawda? Zresztą wystraszył się jedynie spojrzenia, nie słów czy gestów.

- Jest pan tutaj sam? - Zapytał z lekkim uśmiechem. Potwór spojrzał ponownie na Jaspera - Tak, a jak z tobą?

- Jestem-

Nie zdążył dokończyć, gdy z lasu wyłonił się Suave. Wyglądał na wyjątkowo przyjętego i zdezorientowanego gdy zobaczył ich stojących obok siebie.

- Pa- Jasper! - Wampir spojrzał w jego stronę.

- Suave? Ah, przepraszam że wcześniej tak uciekłem - Powiedział, przecierając lekko kark dłonią - Swoją drogą poznałem kogoś - Już miał odwrócić się w stronę nieznajomego, gdy Suave złapał go za przedramie.

- Wracajmy już. Widziałem w okolicy dziką bestię, nie powinniśmy tutaj być - Dopiero przez małą odległość Jasper zauważył rane na jego ciele biegnącą poziomo na jednym z żeber.

- Suave! - Wystraszony, spojrzał jeszcze chwilę na mężczyznę w płaszczu, po czym wykrzykując szybkie pożegnanie, wsiadł na konia zmartwiony.

Jasper bardzo szybko odjechał z lokajem, przez ten cały czss będąc jedynie obserowanym przez osobę której tak wystraszył się Suave. Potwór był pewien, że rana która zdobiła ciało lokaja, wcale nie była zadana przez bestię, a z pewnością skutkiem walki z użyciem miecza.
Nim jednak zdążył się poważniej nad tym zastanowić usłyszał kobiecy głos, który dobrze znał.

- Na co czekasz?!
____ ____

Tymczasem Jasper gnał wraz z Suavem na koniach, jednak jak sie okazało wierzchowiec lokaja zbyt zmęczony by biec zaczął odmawiać posłuszeństwa. Podczas gdy Suave, którego wzrok zaczął się lekko mącić mocniej złapał się sa ranę. Wyglądało na to, że szybko nie przestanie krawić.

- Suave - Dukał wystraszony, nie widząc jednocześnie co zrobić. Chciał się już zatrzymać aby sprawdzić jego stan, jednak ten szybko mu przerwał.

- Musimy jechać okrężną drogą do zamku.

- Ale tak będzie dłużej! - Jęknął wystraszony.

- Ale bezpieczniej. Ta "bestia" nie może poznać drogi do zamku - Gdy to powiedział, wampir lekko się wzdrygnął.

- Jak wyglądała ta bestia? - Zapytał, chociaż bał się możliwego opisu przerażającej kreatury zdolnej tak zranić lokaja.

- To nie czas na rozmowę paniczu - Koń Suave'a zupełnie przestał jakkolwiek się poruszać. Wyczerpane zwierzę jedynie stanęło wydając dyszące dźwieki.
Jasper, nie mając pomysłów zaskoczył z konia. Nie chciał zostawić zwierzęcia na pastwę losu, jednak życie Suave'a było teraz priorytetem.

- Pomogę ci zejść i pojedziemy na moim koniu - Lokaj nawet nie protestując ostrożnie zszedł z konia i wsparty przez Jaspera zmienił wierzchowca. Ubranie młodego wampira przez te krótką chwilę zdążyło nasiąknąć zapachem krwii, jednak nieobudzone jeszcze zmysły i tak mocno oddziaływały na kojącą dla wampira woń.
Musiał się opanować. Szczególnie, że nigdy wcześniej nie pił krwi, więc mogło się to skończyć jedynie nieszczęściem, patrząc na zarówno stan Suave'a, oraz na własne rządze. Starając się nie oddychać zbyt pełnymi wdechami, sam usiadł na koniu kierując się drogą którą wskazywał mu oparty na jego plecach lokaj. Jednak gdy był już na tyle blisko aby zobaczyć zarys zamku, poczuł jak uścisk Suave'a się rozluźnia. Wiedział, że nie zostało mu dużo czasu w tym przerażającym wyścigu.

____

Miłego popołudnia

FrozenRoseBerry

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro