Miecz i Krew

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      Gospoda znajdująca się między rynkiem a główną drogą prowadzącą przez miasto była najczęściej odwiedzanym miejscem. Przejezdni niejednokrotnie wabieni zapachem grzanego wina i piwa korzennego wybierali właśnie tą skromną gościnę, której niepowtarzalny klimat często wychwalany był w okolicznych miejscowościach. Wybór tej gospody nie był przypadkowy, przyjemniej nie ze strony Eterny, która zdawała sobie sprawę jak ważne jest aby porozmawiać o naglącym temacie tak aby nikt nie słyszał. W gwarnej gospodzie w której pijańskie pieśni oraz głośne rozmowy są na porządku dziennym, nikt nie zaprzątałby sobie głowy podsłuchiwaniem, zwłaszcza ich rozmowy.
Gdy już wszyscy się zjawili, rozpoczęła.

- Mam podejrzenie, że jednak nie wszystkie wampiry zostały wytępione - Powiedziała, spoglądając swoimi złotymi oczami po siedzących przy stole towarzyszach.

- Można wiedzieć skąd? - Głos starszego ale doświadczonego mężczyzny, rozległ się z lekko prześmiewczym tonem - Wielka czystka z pewnością wytępiła te plugawe istoty.

- Marconi, proszę wstrzymaj i wysłuchaj tego co inni mają do powiedzenia nim wydasz swój osąd - Słowa potwora uciszyły mężczyznę który tylko odkaszlnął w odwecie - Kontynuuj Eterno.

- Ostatniego dnia dostaliśmy zlecenie. Pamiętacie pewnie? Chodziło o zaginioną dziewczynę, która zniknęła na dzień przed ślubem. Jej ojciec uparcie twierdził, że musiała to być wina wampirów czy innych bestii, w co osobiście nie wierzyłam jak ty Marconi.

Mężczyzna spojrzał na nią groźnie gdy pominęła przedrostek "pan". Jednak ona niewzruszona kontynuowała.

- Jednak gdy sprawdzaliśmy Czerwoną kaskadę, natrafiliśmy na coś dziwnego. W głębi lasu jakieś trzy godziny drogi od głównej ścieżki natknęłam się na potwora, mężczyzne w dość młodym wieku. Jakby tego było mało ubrany był w cichy przywodzące na myśl służbę i wydawało się jakby się nas wystraszył? To z pewnością nietypowa reakcja kogoś kto znajduje się w niebezpiecznym lesie i zamiast bestii widzi normalną osobę.

- Ale wciąż jakie masz dowody, że to mógł być wampir a nie zwykły podróżny?

- Gdy zapytałam go o powód, nie był w stanie podać klarownej odpowiedzi, a wręcz próbował wyminąć temat, cały czas nerwowo się rozglądając. Już wtedy wydawało się to podejrzane, zwłaszcza że gdy zaproponowałam mu eskorte do miasta odmówił. Wywiązała się walka, jednak niestety zdołał uciec.

- wciąż nie widzę podstaw do wysnuwania takiej teori - Mruknął, pociągając łyk piwa.

- Ja również myślę że mógłbyć to po prostu jakiś szaleniec - Odezwał się inny łowca, a za nim kolejni.

- Posłuchajcie sami siebie - Warknęła - Zresztą to nie koniec. Valter spotkał jeszcze jedną osobę - Wszystkie spojrzenia zwróciły się w stronę potwora odzianego płaszczem, który przez cały ten czas nawet nie pisnął słowem, jedynie oceniając sytuację z bezpiecznego dystansu.

- Tak i z tego co mówiła Eterna, jestem pewien że osoba która uciekła z pod jej nosa, również się tam pojawiła. Zraniony potwór szkielet, odciągnął również młodszego potwora tego samego rodzaju.

- Były jakieś znaki szczególne? - Mruknął Revolt, który zaczął bardziej zaciekawiać się tematem.

- Osoba która uciekła Eternie nie wyglądała nadzwyczajnie. Jednak nie wiadomo czy nie była to mistyfikacja, a co do tego dziecka. Tu już można byłoby podyskutować. Zwłaszcza, że nie wyglądało jakby osiągnęło pełną liczbę wiosen.*

Po tych słowach zapadła cisza. Nikt nie spodziewał się że w ciągu jednego dnia spotkają aż dwie podejrzane osoby, jedna mogła być uznana za przypadek, jednak aż dwie? To już nie było tak bardzo możliwe. aostatnie słowo w temacie wampirów zostało powiedziane dobre kilka lat temu. Zupełna cisza miała być symbolem pokoju i zwycięstwa, jednak tetaz? Szansa na przetrwanie niedobitków budziła wstręt i zniesmaczenie na pokrytych bliznami twarzach łowców.

- Myślisz nad wysłaniem kolejnej grupy zwiadowczej? - Zwrócił się do Eterny.

- Najprawdopodobniej. Następne dni będą decydujące. Jednak nawet po ich upływie nie powinniśmy tracić czujności, a w razie ewentualnego powrotu tych morderców, zwyczajnie powtórzyć czystkę z przed lat.
Słysząc to, postać  w czarnym płaszczu, która obserowała ich od jakiegoś czasu skrzywiła się.
_

__                                                          ___

Kilka godzin wcześniej:

O

czy wampira od kilku godzin patrzyły tylko w jednym kierunku, przez co powoli zaczynał odczuwać ból. Zmęczony i senny, jednak dalej nie chciał się poddać, cały czas błądząc ślepiami w jego stronę. Bał się, jak nigdy wcześniej po raz pierwszy poczuł nawet ból w okolicy klatki piersiowej. To tak się nie mogło skończyć, nie teraz. Nie było możliwości, a jeśli nawet była to nie chciał dopuścić jej do siebie. Drobne dłonie zacisnęły się na ręce lokaja, jakby wystraszone szukały pomocy. Pomocy której prędko na pewno nie znajdą.
- Suave - Wyszeptał, starając się "nie obudzić" przyjaciela. Chciał mu tyle powiedzieć, jednak nawet jeśli pragnął tego najmocniej, nie było jakiekolwiek gwarancji, że w ogóle to usłyszy.
- Przepraszam... Tak bardzo przepraszam... Powinienem był Cię posłuchać, zamiast jak skończony idiota jechać dalej, aż w końcu straciłem Cię z oczu... Teraz... przeze mnie jesteś ranny... Ja nie wiem jak ci to wynagrodzę, ale z pewnością to zrobię...

Całej tej sytuacji przyglądał się Fallacy, który stojąc w drzwiach bezgłośnie westchnął. Jak to mogło się tak skończyć? Kto by przypuszczał że ktokolwiek byłby w stanie zranić Suave'a mieczem. Zwłaszcza w Czerwonej Kaskadzie? Coś ewidentnie tutaj nie grało. A jedyne co zdołał się dowiedzieć to coś o "bestii", wymamrotane przez Jaspera. Jaka by to bestia używała mieczy w samym środku lasu?
Wtedy coś do niego dotarło. Malutka iskierka zapaliła się prowadząc jego umysł do dziwnych konkluzji. Jeśli rzeczywiście tak było... To z pewnością nie było dużo czasu.
Powoli zamknął drzwi, nie przerywając "modlitwy" swojego syna. Po czym skierował się czym prędzej do jednej z bocznych komnat, zabierając stamtąd broń i płaszcz. Jeśli łowcy znowu pojawiliby się w czerwonej kaskadzie, znów mogłaby powtórzyć się tragedia z przed lat. Ta myśl dała Fallacy'emu do zrozumienia na jak ciękiej żyłce stąpał od tylu lat. Powinien był przewidzieć, że pokój nigdy nie trwałby dostatecznie długo by mógł powiedzieć że zaznał spokoju.

___

FrozenRoseBerry

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro