Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Camila

Rano budzę się w świetnym humorze.

Wczoraj David i jego siostra pojechali gdzieś tak o dwudziestej drugiej, więc naprawde się wyspałam, a do tego wczorajszy wieczór był naprawdę wspaniały.

Chociaż jak pomyśle że muszę iść do szkoły... odechciewa mi się wszystkiego.

Ale jakby to powiedzieć nie chodziłam przez prawie dwa tygodnie, a do tego wczoraj zerwałam się z ponad połowy lekcji, więc naprawdę przydałoby się pójść.

Szybko się ubieram w jakieś jeansy, bluzę, zarzucam plecak na jedno ramię i jestem gotowa.

Po krótkim namyśle między książki wciskam małą parasolkę.
Mamy listopad, a pogoda nie dopisuje, więc naprawdę wolę się ubezpieczyć.

Gdy już mam schodzić ze schodów pukam się w czoło, zszokowana swoją głupotą. Kompletnie zapomiałam o Claudi, która przecież u mnie nocuje po wczorajszym wieczorze.

Co prawda plan był inny. Miała normalnie wrócić do domu, ale wyszło jak wyszło.

- Wstawaj, leniu! - dre się na śpiocha leżacego na łóżku i zrywam z niej kołdre i żeby nie było, najpierw próbowałam ją obudzić normalnie, ale z nią się nie da po ludzku.

Dziewczyna mruczy coś niezrozumiałego pod nosem.

- Wstawajjjjj!
Lepiej żebyś się nie spóźniły!
Wiesz gdzie masz ciuchy? - pytam dla pewności, Claudia ma dendencje do zapominania o tak błahych sprawach jak na przykład gdzie zostawiła telefon, i taka sytuacja nastąpiła wczoraj chyba z piętnaście minut szukałam jej komórki, która oczywiście była wyciszona.

Więc znając jej zapominalstwo wolę się upewnić.

A to że ma oddzielną szufladę u mnie w domu też jest upezbieczeniem, bo dziewczyna lubi wpadać bez zapowiedzi.

Gdy mam pewność że Claudia mnie nie zignoruje i nie pójdzie dalej spać schodzę na dół, gdzie w kuchni zastaje mamę robiąc pysznie pachnące naleśniki.

- Co to za święto, że takie dobre śniadanie jest?
- Mam wolne, dużo czasu i mamy gościa przecież - odpowiada odwracając się w moją stronę.
- Co? Zaprosiliście kogoś?
- Nie, mówie o Claudi. Na przyszłość informuj kiedy będziesz ją zapraszać na noc.

- Okej, okej - odpowiadam i po chwili sobie coś uświadamiam.
- Skąd wiedziałaś że Claudia tutaj nocuje?

- Trochę trudno jej nie usłyszeć - odpowiada robiąc śmieszę, lekko zawstydzoną minę, a ja wybucham śmiechem.

Najwyraźniej zapach naleśników zwabił nie tylko jednego śpiącego niedźwiedzia, a dwa.

Claudia i William razem stają w progu tyle że różnica między nimi jest taka że dziewczyna jest już w miarę ogarnięta, za to mój brat wygląda jakby coś go rozjechało.

I to dosłownie, włosy ma rozczochrane i sterczące w różne stronę na policzku ma trochę śliny, a na sobie wygniecioną i uplamioną czymś koszulkę.

Jednym słowem wczorajsza impreza poszła dobrze.

- Synku, coś ty wczoraj robił? Wyglądasz jakby cię tygrys pożarł i zwrócił - mówi mama, gdy zauważa stan Williama.
- Mamo, czy mogłabyś nie gadać o wymiocinach przy śniadaniu, proszę - kieruje na nią błagalny wzrok, a następne słowa są skierowa już do mojego brata - a ty faktycznie wyglądasz jakby cię coś potrąciło.

- Mhmmm - nic sobie nie robiąc z naszych uwag William siada przy stole i zabiera się za jedzenie, a Claudia zaciskając usta ostentacyjnie się od niego odsuwa wyrażając obrzydzenie.

- Nie mogłeś się chociaż umyć, śmierdziś jak szambo - przyjaciółka wtrąca swoje trzy grosze.
- Czy wy naprawdę możecie nie przy śniadaniu, bo powoli tracę chęć na te naleśniki.

***

- Choć, bo jeszcze się spóźnimy, a ja pieszo nie będę łazić - woła do mnie Claudia, która jest kilka metrów przede mną.

Oczywiście moja mama uznała że jak mnie kostka nie boli to mogę jechać autobusem i ona nie będzie tracić czasu na zawożenie mnie.

- Ta, łatwo ci mówić - odkrzykuje dziewczynie już mocno zziajana i zdenerwowana.

- Nie gadaj, tylko chodź!

Jakieś trzy minuty przed czasem udaje nam się wreszcie dotrzeć na przystanek, gdzie czeka już David.

W sumie nie umawialiśmy się, ale spodziewałam się że tu bedzie, bo mieszka niedaleko, a chodzimy do tej samej szkoły.

Jedyny co mnie martwi to że wyglądem przypomina trochę mojego brata, ma ciemne wory pod oczami, ale gdy nas dostrzega na jego twarzy wykwita uśmiech i wiem, że to tylko niewyspanie.

Jednak Claudia, która zawsze mówi co myśli, nie może się powstrzymać i komentuje wygląd chłopaka:
- Wyglądasz jak miś panda, któremu w dodatku rozmazała się maskara.

- Dzięki za szczerość, zdaje sobie z tego sprawę - opowiada sarkastycznie David.

- Ale tak właściwie to co ci się stało? Wróciliście w miarę wcześnie.
- Nie mogłem spać - tymi słowami kończy rozmowę, a po chwili podjeżdża autobus, a my siadamy na samym tyle.

Claudia najwyraźniej albo ma nas w dupie albo to jej kolejny chytry plan, bo zakłada słuchawki i zostawia nas samych.

- Jedziesz dziś do stajni? - pyta po chwili niezręcznej ciszy David.
- No, nie wiem. I tak nie mogę jeździć, ale chyba pojadę zobaczyć się z Zelką.
- Nie odwiedzałaś jej w ogólne? - pyta szczerze zdziwiony.

- Nie, nie. Była u niej kilka razy, ale to mój wujek się nią opiekował więc była w dobrych rękach.
- Prawda, raz widziałem jak jeździ, świetny jest.

- Trenuje zawodowo, wiec jakby miało być inaczej.

***

Czekam pod głównym wejściem do szkoły już od kilku minut, bo David się spóźnia.

Podaczas jednej z przerwy ustaliliśmy że pojedziemy razem do stajni i zahaczymy o jego dom żeby mógł przebrać się w rzeczy odpowiednie do użytku przy koniach.

Przeglądam coś na telefonie, aż czuję na ramieniu czyjąś dłoń i gdy go rozpoznaję szybko rzucam słowa pośpiechu i ruszam w stronę przystanku.

David przez chwilę stoi nie wiedząc co się dzieje, a potem szybko za mną rusza, a po zrównaniu ze mną kroku pyta:
- Ugryzło cię coś?

Mam zamiar odpowiedzieć i otwieram usta, ale potem szybko je zamykam i zaciskam w wąską linie.

Tak właściwie to nie wiem czemu się tak zachowuje, więc tłumaczę to chłopakowi dodając szybkie przepraszam i mając nadzieję że zrozumie.

- Poprawić ci humor? - pyta uśmiechnięty David.
- Jak chcesz.
- Obok mojego domu jest zoologiczny, jak chcesz to możemy zajść pooglądać małe chomiczki i myszki, mają tam taką część gdzie można sobie na nie popatrzeć. Co ty na to?

- Ty to jednak jesteś genialny.

I jak obiecał chłopak tak się dzieje, po kilkunastu minutach docieramy do sklepu i o mój boże jakie małe myszki są słodkie, niektóre są jak pół mojego palca serdecznego.

Z chęcią bym przygarneła takie maleństwo, ale niestety moją mamą ma tak okropną alergię na sierść że gdy tylko idziemy gdzieś gdzie mieszka futrzak zaczyna ona kichać i to nie tak że kichnie dwa razy i jej przejdzie tylko jak już zacznie to już nie może przestać.

- Ale słodziaki! - mówię rozczulona i wieszam się na ramieniu Davida chcą zobaczyć stworzonka z niższej klatki na co nie pozwala mi kostka.

Gdy podnoszę się do pionu nagle uświadamiam sobie jak blisko chłopaka stoję...

Momentalnie jak oparzona się od niego odsuwam, a gdy on obraca się w moją stronę czuję gorąco na policzkach.

Przez chwilę stoimy tak w ciszy, ja skrępowana i zawstydza, on spokojny.
Aż wreszcie odmrukuje "przepraszam" i szybko odwracam się w inną stronę.

Później jedziemy do stajni, gdzie spędzamy czas uporczywie ignorując sytuację że sklepu.

Aż dostaję sms'a od mamy że mam wracać i tak robię.

***

I oto koniec naszego mini maratonu, mam nadzieję że się podobał.
W wakacje rozdziały bedą wpadać w KAŻDĄ sobotę ewentualnością są jakieś wyjazdy czy coś ale o tym będę informować.
Ps. Mam nadzieję że do końca w akacji uda nam się skończyć historie Davida i Camili.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro