O2 - bez tytułu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwaga. Nie czytać tego bo i tak nie zrozumiecie. Polecam przeznaczyć ten czas na coś bardziej wartościowego.

***

— Nísfinwë będzie idealne, czyż nie? — powiedział czarnowłosy elf, gładząc dzieciątko, zawinięte w kocyk na jego rękach, po policzku.

— Daj jej inne imię, błagam. Wiem, że uwielbiasz swojego ojca, ale żeby tak nazywać swoje dzieci? — westchnęła ciężko, siedząc w białej, eleganckiej koszuli, obok męża.

— Uważam, że to najlepsze imię. Nie kwestionuj tego — warknął rodzic, wciąż wpatrując się w córkę.

***

— Zachowuje się jak statek na spokojnym morzu. Spokojnie, cicho, wręcz niezauważalnie płynie. Jednak w jej sercu znajduje się dzika natura, która daje we znaki. Mój, mały słodki, promyczek — rzekła matka, obserwując bawiące się dzieci, a była to spora gromadka.

— Jest taka śliczna. Jakie imię nadasz? — zapytał, podnosząc wzrok na kobietę, siedzącą na drewnianej ławce obok niego.

— Płonący statek. Nárcirya — odparła, zerkając na ukochanego.

***

W pewien śliczny czas, rudowłosa dziewczyna wracała przez łąki do domu. Podskakując z jednej nogi na drugą, zachwycała się otaczającym ją pięknem. Aman zapierał dech w piersiach, był tak opętańczo piękny. Mimo wszystko próbowała się śpieszyć, albowiem spóźniała się. Jednak coś musiało zepsuć tą sielankę, bo jakżeby inaczej. Niedaleko Tirionu spotkała największego wroga swojego ojca – Melkora, później zwanego Morgothem. Z niewyjaśnionego powodu, jej oddech przyśpieszył, serce biło z każdym uderzeniem coraz mocniej, źrenice zwężyły, ręce zaczęły pocić i drżeć.

— Piękny dzień, prawda? — przywitał się Valar, powodując nieprzyjemne scenariusze w głowie elfki. Wyobrażała sobie różne rzeczy, o których nie miała pojęcia. Czuła ból wywołany w umyśle przez katusze. Zapragnęła uciec stamtąd jak najdalej, z dala od wszystkiego, już nic nie czuć.

— Zaiste, Panie — szepnęła. Nie mogła nic zrobić. Tak jakby ciało nie do końca do niej należało. Musiała zostać i odpowiadać na każde zdanie Wielkiego Nieprzyjaciela. Zamieniła się w słup soli.

— Jak idzie twojemu ojcu w kuźni, Pani? Dawno go nie odwiedzałem... Mam nadzieję, że przekazana przeze mnie wiedza ma wielki użytek, co ja mówię! Przecież to pewne, taki niesamowity kowal potrafi tylko ją udoskonalić, powiększyć — nie szczędził pochwał dla Fëanára.

— Ostatnio częściej zamyka się w swoim małym świecie, nie wpuszczając tam nikogo. Mówi, że pracuje nad jakimś ważnym projektem, dokładniej nie mam pojęcia — odpowiedziała bez zastanowienia elfka.

— Jesteś pewna, że nie wiesz? — zapytał z zainteresowaniem Ainur, uśmiechając się lekko. Zauważyła podejrzany błysk w oku Czarnego Władcy, jednak uznała, że to wszystko wina tego dziwnego stanu.

— Tylko proszę Panie, nikomu o tym nie mów, szczególnie moim rodzicom — rzekła. Gdyby mogła, odwróciłaby wtedy wzrok ze zdenerwowania. -
— I tak się wyda...

— Ja z pewnością nie powiem! Twoje tajemnice mogą być u mnie bezpieczne — odparł z przekonaniem w głosie.

— Widziałam... — już miała wszystko wyjawić, jednak głos Kanafinwë ją od tego wybawił.

— Nárcirya! Matka prosiła, abyś się pośpieszyła — zawołał, nie poznając osoby, z którą jego siostra rozmawiała. Dziewczyna odwróciła się, po czym cicho wypuściła powietrze z ulgą, co nie uszło uwadze Pierwszemu Władcy Ciemności.

— Przepraszam, ale muszę iść — popatrzyła na wroga trochę smutno.

— Dobrze, nie będę ciebie zatrzymywać. Miłego dnia — ze złością patrzył na oddalającą się córkę Curufinwëgo. Chyba wkrótce złoży wizytę pewnemu Ñoldorowi.

***

Ojciec wraz ze swoim ludem wyruszyli odzyskać klejnoty, kiedy przebywała prawie na drugim końcu Valinoru. Nie szybko dogoniła rodzinę, jednak wreszcie jej się to udało, kilka mil od siedziby Teleri. Poprosiła Fëanára o rozmowę, za pomocą otwarcia umysłu, na co się zgodził. Odeszli kawałek od towarzystwa, po czym zaczęli dyskusję.

— Matka kazała przekazać, żebyś zaniechał walki. Melkor to niesamowicie groźny wróg. Na drodze do pokonania go z pewnością spotkasz o wiele silniejszych przeciwników od siebie — oznajmiała wolno, patrząc wszędzie, tylko nie na twarz władcy.

— Nie Melkor, mówi się Morgoth — zganił dziewczynę. — A co ty chcesz przekazać? — odpowiedział ponuro, zasmucając Nísfinwë.

— Ja... — nie wiedziała co powiedzieć. Z początku zamierzała się przyłączyć do braci, do reszty swojej rodziny. jednak przypominając sobie złego Valara, zamierała. Martwiła się, że spotka tam tylko ból, cierpienie i wszystkie koszmary staną się prawdą. Jeszcze przed śmiercią Finwëgo każda myśl o Nieprzyjacielu napędzała ją strachem. — Kocham ciebie ojcze, mimo wszystko. Pragnę iść z tobą, ale nie potrafię. Błagam, przebacz mi to, błagam z całego serca — uklękła.

— Dlaczego? Nerdanel ci zakazała? — w jego głosie było słychać gniew. Uniósł prawą brew do góry.

— On mnie przeraża — przełknęła ślinę.

— Bać to mogłaś kilkadziesiąt lat temu. Jesteś dumnym, dorosłym Ñoldorem! Lęk to nieważne uczucie, które trzeba tępić i ignorować. Tylko osłabia, zamiast pomagać — prychnął, dziurawiąc serce Nárciryi.

— Zrobię wszystko! Tylko nie każ mi walczyć — złapała Curufinwëgo za rękaw.

— Zostając w Valinorze, stoisz po stronie tchórzy — rzekł.

— Postaram się przekonać innych elfów, że droga, którą wybrałeś, jest najlepsza — powiedziała.

— Hmmm — odparł, czekając na dalsze argumenty.

— Przyrzekam na Manwëgo i Vardę, na Eru Ilúvatara, że przekonam Quendi o twojej prawidłowej ścieżce. Wroga trzeba pokonać, stawić mu czoło, a nie ukrywać się przed nim — ułożyła wolną rękę w miejscu serca.

— To dlaczego tak nie zrobisz? Wyjaśnij mi — rozkazał.

— Ainurowie będą chcieli zataić prawdę. Rozpoczną się głupie, nieprawdziwe plotki na nasz temat. Nie można na to pozwolić. Czym jest wygrana bez pamięci, kto tego dokonał? — starała się go przekonać ze wszystkich sił.

— Niech tak będzie. Pamiętaj jednak, że byłaś o krok od wydziedziczenia z rodu — po dłuższej chwili postanowił. Dziewczyna przestraszyła się, że takie myśli chodziły po głowie Najwyższemu Królowi Ñoldorów.

**********

¹ Wymyślone przeze mnie, źle złożone i w ogóle, Fëanor się w duchu przewraca, ale m u s i a ł a m. Ognisty statek. Płonący statek. Przepraszam, okej?

Zgaduję, że popełniłam tutaj logiczne i inne błędy no ale cicho.
Może z tych kawałków coś w przyszłości będzie.

poprawione na bardziej kanonicznie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro