O3 - Legia Legolas vs Lechia Mairon

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jedynie wtajemniczeni wiedzieli, że te dwa kluby prowadziły wojnę. Krwiożerczą wojnę, która nie planowała się skończyć.

Legolasowcy stawiali na ilość, Maironowcy na jakość swoich wojowników. Ich walki trwały po kilka dni. Często się zdarzało, że nikt nie wychodził z niej bez żadnych uszczerbków na zdrowiu.

— Wy dranie, nie pokonacie naszych strzał! Naszego majestatu! Naszego piękna! — krzyczeli Legiowcy.
— Głupie dzieci, nie dacie rady pokonać Majarów! — odpowiedzieli Lechiowcy, kompletnie ignorując to, że kilka elfów potrafi tego dokonać.
— Chodźcie na pvp tępe dzidy! Zobaczymy, czy jesteście tacy pro, za jakich się uważacie!
— Niech wygra najlepszy! — mówili niektórzy przed rzuceniem się na siebie.

Cóż, walka nie przebyła tak, jak w niektórych opkach. Jedna osoba nie pokonała całej armii w sekundę. Kiedy Legolasowcy strzelali w wrogów, ci znikli i pojawili się w innym miejscu. Kiedy Maironowcy atakowali nieprzyjaciół, ci odskoczyli dwa kroki.

Ogólnie ich walka to nobiarskie nic (przynajmniej dla fenka) i skupiała się na wyzwiskach, które również były... dziwne.

— Świstaki wy! Tylko świszczeć potrafią! — niespodziewanie, jak podpalenie statków przez Fëanora, ktoś z wielbicieli Legolasa się odezwał.
— Mieszkacie na złomowisku? Czekaj, przecież Leśne Królestwo to jeden wielki śmietnik dla stłuczonych dzbanów — rzucił ktoś z oddali.
— Zapłacisz mi za to, grubasie jeden! — wydarła się osoba z drużyny żon elfa, przez co niektórzy w jej pobliżu dostali chwilowego oszołomienia.
— Cho na solo, skoroś taki pewny! — wrzeszczała osoba od „stłuczonych dzbanów".
— A wiedz, że pójdę! — wrogowie znikli z pola walki, aby załatwić takie rzeczy w cztery oczy.

— Nienawidzę was, lambadziary jedne! — udawana majarka okładała mieczem swojego wroga.
— Ale to przy was jenga sama z siebie spadnie, przez wasz wygląd! — oddał człowiek z Legiolasowców.
— Wolę to od braku jakiegokolwiek zasłaniającego ubrania, lamo!

Dobra, bo zaraz skończy się family friendly. Koniec końców wszyscy padły na ziemię. Nie było żadnych strat, ponieważ ich doświadczenie na polu walki wywodziło się z szarpanin na korytarzu szkolnym. Resztki przyjaciół zabrały ich z pola bitwy do kryjówek, gdzie czekali dużo czasu na dojście do siebie.

I tak działo się co jakiś czas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro