O6 - Lúthien x Sarna

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To jedyne właściwe OTP. Ludzie z logiką i biolchemy, drzwi są otwarte.

Ta piosenka u góry to polecona przez pewnego człowieka, więc proszę.

***

To był zwyczajny dzień. Córka majarki i elfa, najpiękniejsza spośród najpiękniejszych, księżniczka Doriathu, znana później także pod imieniem Tinúvel, ale aktualnie nosiła jedynie Lúthien, tańczyła oraz śpiewała w lesie. Swój występ miała w zwyczaju zaczynać o poranku. Wstawała jeszcze przed Arien, ubierała pierwszą lepszą sukienkę, po czym pędziła na polanę jeszcze szybciej niż Morgoth uciekający na pająku z Valinoru.

Tak było i tym razem. Nic nie zapowiadało nadzwyczajnych zdarzeń. Tak normalnie, że aż śpiąco. Chociaż to może w tym tkwiła wyjątkowość ów ranka? Jeśli tak, to chyba powinna dostać nagrodę za najbardziej nudną datę na świecie.

A jednak dzień miał skończyć się inaczej.

Tego dnia na dotychczas pustej polanie, spała sarna. Nie opowiem jak spała, bo nie widzę w tym sensu. Po prostu spała, jak to robi normalna sarna. Bądź jak sarna i idź spać. No, ale do rzeczy, wtedy przybyła nasza półelfka.

Lúthien z początku dostała laga i nie wiedziała co zrobić, ponieważ pojawienie się tej kopytnej istoty trochę zepsuło jej plany. Jednak po chwili ruszyła się, po czym cicho (jak przystało na prawilnego szpiczastouchego, który nie jest taki szpiczastouchy u pana Tolkiena) podeszła do zwierzęcia.

Niepewnie ułożyła rękę na głowie ssaka. Ze zdziwieniem zauważyła, że jej ciało jest o wiele zimniejsze, niż powinno być. Bezmyślnie wzięła ją na ręce, pędząc spowrotem do swojego domu.

Po drodze nie spotkała prawie nikogo, ze względu na wczesną godzinę, więc mogła całkiem szybko dotrzeć na miejsce. Z hukiem zamknęła drzwi, wcześniej prosząc innych, aby przynieśli do niej koce. Zaczęła leczyć to zwierzę.

Leczenie potrwało bardzo długi czas, a polana wyglądała smutno przez to, że Tinúvel już na niej nie tańczyła. Poświęciła się w całości na przywróceniu sarny.

Po paru tygodniach czteronożna skoczka wreszcie się obudziła. Razem z dziewczyną spędzała całe dnie w komnacie, aż zupełnie nie wydobrzała. Udały się wtedy razem na to samo miejsce, skąd wcześniej księżniczka zabrała swoją ziomówę.

— Zanim tutaj przybyłam, spotkało mnie coś niezwykłego — zaczęła sarna. — Całe lata spędziłam w lesie. Kiedy w końcu się zebrałam i wyszłam, spotkałam wielkiego smoka. Nie zwracał na mnie uwagi, ponieważ był ogromny, niestety ja o tym nie wiedziałam, więc stałam w przerażeniu. Kiedy smok zaczął się wiercić, doszłam do wniosku, że chce mnie zaatakować. Wykonałam szarżę prosto na jego szyję. Wgryzłam się w mięso bydlaka, a on, aby mnie strącić, wzniósł się w powietrze. Niestety dla niego, nic nie zdziałał – zjadłam bestię w całości. Udało mi się przeżyć upadek, ponieważ spadłam prosto do wód rzeki. Długo czołgałam się, aż wreszcie dotarłam na to miejsce, gdzie mnie spotkałaś.

— Jestem pod wrażeniem twojego męstwa — twarz elfki przypominała jedną z tych emotek dzieciaków, która przedstawia dwie okrągłe litery oraz jedną kropkę pomiędzy nimi. — Mogę poprosić Daerona, aby ułożył na ten temat pieśń!

— Oh, nie ma takiej potrzeby, moja droga.

Lúthien spędzała wiele czasu ze swoją nową przyjaciółką. Kiedy ta kładła się na jej brzuchu, albo po prostu przebywała w pobliżu, dziecię Doriathu czuło w brzuchu motylki zjadające ją od środka. W skrócie – zapałała uczuciem, a dokładniej miłością do zwierzęcia. Długo to ukrywała, aż pewnego razu postanowiła wyznać swoje uczucia.

— Oh, jakie to piękne miejsce! Wiesz, że jeśli zrobisz sobie naszyjnik z jarzębin to dostaniesz tajną moc zionięcia ogniem, jak niektóre smoki? — czterokopytna wesoło paplała.

— Z pewnością... Chciałam ci coś wyznać.

— Zapowiada się groźnie ale mów, o co chodzi?

— Sarno... Ja... Ko–

Księżniczka przerwała. Jej ukochana została przebita strzałą. Prosto w serce.

***

Oto dowód, że ten ship jest najlepszy:

Miłego dnia i smacznego

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro