Rozdział.2-1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


       *Derek*

Robię właśnie śniadanie dla mojej księżniczki gdy nagle słyszę łomot na górze i krzyk Clair.

- Derek!

Pędzę na złamanie karku po schodach. Wpadam do naszej sypialni i zastaję moje maleństwo leżące na ziemi i płaczące z bólu.

- Clair co się dzieje?- pytam podbiegając do niej

- Rodzę debilu!- normalnie bym się wściekł ale rozumiem, że ją teraz boli

- Spokojnie kochanie już jedziemy.

Biorę ją na ręce i wybiegam z domu.

- Derek ty idioto, weź kluczyki!

Wracam z powrotem do domu i zgarniam kluczyki z przedpokoju. Biegnę do samochodu i już po chwili jedziemy do szpitala. Spoglądam na moją kruszynkę i aż serce mi się kraje kiedy widzę jak cierpi. Po 20 minutach jesteśmy na miejscu. Wyciągam moje maleństwo z samochodu i pędzę na izbę przyjcie. Pcham się przez kolejki nie zważając na nic.

- Moja żona rodzi.- mówię do zdziwionej kobiety

- Proszę ustawić się w kolejce.- odpowiada zdenerwowana

- Jestem Derek Black.- to wystarczyło

- Oczywiście panie Black.

Ruszam za pielęgniarka do sali porodowej.

- Proszę ją położyć na traku.

Robię to co mi karze. Jestem strasznie zdenerwowany, a widok płaczącej Clair wcale nie pomaga.

- Dajcie jej jakieś znieczulenie!- krzyczę na te idiotki

- Za późno na to.- odpowiada jedna z nich

******************************

       *Clarissa*

Po 2 godzinach wiecznego krzyku i bólu słyszę płacz mojego dziecka.

- To dziewczynka.- mówi lekarz i pokazuje mi moją małą córeczkę

- Jest piękna.- szepcze przez łzy

- To prawda.- Derek bierze małą na ręce i podaje mi ją- Tak samo jak jej mamusia.

- Jak damy jej na imię?- pytam przyglądając się dla naszego maluszka

- Lili.- odpowiada bez zająknięcia

- Podoba mi się. Nasza małą Lili.

Teraz wszystko będzie lepsze. A przynajmniej mam taką nadzieję.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro