Rozdział 28
Leżałam zapłakana w łóżku i nie chciałam przyjąć do wiadomości, że Luke naprawdę przespał się z tą zdzirą. Gdzieś w głębi duszy miałam drobną nadzieję, że na sobotniej imprezie nie widziałam Hemmings'a, tylko chłopaka bardzo do niego podobnego... Niestety, jest dupkiem i wskoczył do łóżka pierwszej lepszej lasce. Ugh, chciałabym o tym zapomnieć, ale nie mogę... Dlaczego musiałam zakochać się akurat w nim?
Postanowiłam jednak nie iść dzisiaj do pracy. Mam gdzieś, że już raz w tym miesiącu sobie na to pozwoliłam... Nie jestem w stanie obsługiwać tych wszystkich klientów i sztucznie się uśmiechać. Pani Collins odziwo zgodziła się na to, żebym wzięła wolne. Chyba poznała po moich głosie, który aktualnie nie jest za wesoły, że nie jest ze mną najlepiej... Także zostaję w domu, a Mike idzie do pracy, co oznacza, że zostaję w domu razem z tym frajerem Luke'em.
Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer anonima, aby do niego napisać. Nie wierzę w to, co robię. Pierwszy raz napiszę do niego z własnej woli... Wystukałam na klawiaturze krótkie "hej" i wysłałam:
Ja: hej
Idiota: cześć
Idiota: wow, piszesz do mnie
Tak, anonimie mnie też to dziwi. A nawet trochę przeraża...
Ja: obiecałam, że się odezwę, to się odzywam
Ja: ja w porównaniu do innych słowa dotrzymuję
Idiota: co masz na myśli? znowu chodzi ci o luke'a?
Ja: może
Idiota: czyli tak...
Idiota: napisz o co chodzi
Ja: nie
Idiota: skoro nie chcesz mówić, co się stało, to chociaż powiedz, czy mogę coś zrobić, żeby poprawił ci się humor?
Ja: jest jedna rzecz
Idiota: jaka?
Ja: spotkajmy się, chcę cię zobaczyć
Idiota: nie wiem, czy to dobry pomysł
Idiota: znienawidzisz mnie
Ja: ugh, anonimie
Ja: mam dość, ciągle ta sama wymówka
Ja: to jedyna szansa
Ja: proszę cię
Idiota: ...
Ja: co mam zrobić, żebyś się zgodził?
Ja: chcę cię poznać
Ja: czy to tak wiele?
Idiota: już mnie znasz, ale o tym nie wiesz...
Ja: to może pora, żebym w końcu się dowiedziała?
Ja: jest 15 maja, dokładnie za miesiąc spotykamy się w kawiarni przecznicę od mojego domu
Ja: 15 czerwca się widzimy
Ja: okej?
Ja: myślę, że miesiąc to odpowiedni czas, żeby się przekonać i ze mną spotkać
Idiota: no nie wiem...
Ja: zgódź się albo nigdy więcej się do ciebie nie odezwę
Ja: ostrzegam
Idiota: och, no dobra
Idiota: 15 czerwca
Ja: dziękuję
Usłyszałam czyjeś kroki, więc wiedziałam, że to Hemmings. Cholera, człowieku daj mi spokój!
- Adelaide? - spytał Luke, wchodząc do mojego pokoju bez pukania.
- Spieprzaj, Luke - warknęłam, a następnie obróciłam się do niego plecami. - Nie chcę cię widzieć.
Ponownie spojrzałam na telefon, ale zamiast znowu napisać do anonima, wysłałam wiadomość do Ashton'a.
Ja: SOS
- To... to jak zareagowałaś... - zignorował mnie. - Rano...
- Tak, to nie powinno cię obchodzić.
- Chcę tylko wiedzieć, czy... czy ty naprawdę... coś do mnie...
- Nic do ciebie nie czuję, Luke - skłamałam, przerywając chłopakowi. - Kiedyś czułam, ale nie teraz.
- To dlaczego tak wściekasz się za to, że po pijaku poszedłem do łóżka z jakąś dziewczyną? Nie kontrolowałem swojego zachowania... Brałem coś.
- J-ja... po prostu nie rozumiem, jak możesz być taki głupi... Aż tak bardzo chciało ci się bzykać, że przeleciałeś pierwszą lepszą sztuczną lalę? Nie było innych dziewczyn w Sydney?
- A co, chętna? - zachichotał. Oj, grabisz sobie.
- Wal się - zmarszczyłam brwi. Poczułam w ręce wibracje, oznaczające, że Ashton albo anonim odpisali, więc nadal ignorując Luke'a, odblokowałam telefon. Irwin
Ashton: co jest, foster?
W tobie moja jedyna nadzieja, Ash. Mimo, że zacząłeś razem z Michael'em shippować Lukelaide, uwolnisz mnie od niego...
Ja: błagam zabierz mnie stąd
Ashton: gdzie jesteś?
Ja: w domu
Ashton: i co takiego się dzieje?
Ja: luke
Ja: napastuje mnie
Ja: rozmową
Ashton: to chyba dobrze
Ja: nie
- Halo, Adelaide, ja nadal tu jestem - mruknął niebieskooki i niezadowolony szturchnął mnie w ramię.
- Tam są drzwi - bąknęłam, nieodrywając wzroku od telefonu.
Ja: to jak, uwolnisz mnie od niego?
Ashton: nie mogę
Ashton: do wieczora jestem po za sydney
Ashton: przepraszam
Ja: ugh
Ja: dzięki
Zrezygnowana rzuciłam telefon na drugi koniec łóżka i odwróciłam się do Luke'a. Blondyn wyglądał na zdezorientowanego i smutnego... Nie lubię patrzeć na niego, kiedy jedyne, co zobaczę w tych pięknych błękitnych oczach to ból, złość i strach.
- Jeszcze tu jesteś? - spytałam, głośno wzdychając.
- Nigdzie się nie wybieram. Chcę poważnie z tobą porozmawiać.
- W takim razie, to ja wychodzę - oznajmiłam i szybko wstałam z łóżka.
- No bez jaj, znowu będziesz mnie ignorować, tak jak na początku? - jęknął.
- Tak - odpowiedziałam oschle.
- Adelaide!
- To moje imię!
- Wiem, że coś się dzieje... Dlaczego ty ciągle wszystko ukrywasz? Kiedyś taka nie byłaś...
- Masz rację. Przestałam ufać debilom, odkąd pewien dupek wyśmiał mnie i zostawił, żeby wyjechać do USA.
Gwałtownie otworzyłam drzwi i wybiegłam na korytarz. Luke nawet nie wstał z mojego łóżka, na którym usiadł podczas "rozmowy".
Może trochę przesadziłam? Chyba nie powinnam tak na niego najeżdżać... Zachowuję się, jak najgorsza suka bez serca. Ugh. Zaczyna mi być jego żal... Przecież nadal cholernie go kocham...
Od autorki: Taki rozdział na dobranoc. Naszła mnie "nocna wena", więc napisałam...
Co myślicie? Może być?
Czekam na komemtarze x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro