Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło kilka dni. Sprawy między mną Luke'em minimalnie się polepszyły, ale nadal staram się go ignorować i unikać... Za każdym razem, kiedy na niego spojrzę, przypominam sobie tą niezręczną sytuację. Ona i on razem w łóżku państwa Irwin, ja załamana stojąca w wejściu... Cholera, jak pomyślę, że patrzyła w te piękne, błękitne oczy, mam ochotę zwrócić śniadanie. Nie rozumiem, jak Hemmings mógł dać dotknąć się takiej zdzirze... Wprawdzie był pijany i prawdopodobnie naćpany, no ale... JAK?! Nie mógł wybrać ładniejszej i przede wszystkim mądrzejszej?

Siedziałam w kuchni razem z Michael'em i powoli jadłam ulubione płatki z mlekiem. Chłopak cały czas przejmuje się, że jestem przygnębiona i jednocześnie zła na cały świat. Właśnie tego chciałam uniknąć... Zamiast śmiać się, żartować i fangirlować z powodu nierealnej Lukelaide, próbuje mnie pocieszać i rozweselać. Niestety na marne, bo jedyne co poprawi mi teraz humor, to wieść o tym, że Luke chce ze mną chodzić. No, a to niemożliwe, także... siedzę smutna.

- O czym tak myślisz? - zapytał Clifford, wyrywając mnie z zamyślenia.

Nie odpowiedziałam, tylko obojętnie wzruszyłam ramionami.

- Może o Luke'u? - zaśmiał się. Wracają moje nadzieje, co do Michael'a i jego poczucia humoru... znowu zaczyna shippować mnie i Hemmings'a. A to oznacza, że wystarczy, że stanę koło blondyna, a ten zacznie wrzeszczeć i energicznie machać rękami... Och, czasami jest z nim jak z dzieckiem.

- Myślę o wszystkim, ale na pewno nie o nim - mruknęłam.

- No tak... Jesteś zazdrosna o tą głupią blondyneczkę.

- Co? Ja zazdrosna? - pisnęłam, zdradzając się. Zignorowałam chytry uśmieszek przyjaciela i wróciłam do jedzenia płatków.

Chciałabym zapomnieć o wszystkim, co ostatnio się wydarzyło, ale nie umiem... To ciągle do mnie wraca i nie pozwala na niczym się skupić. Mam dość, ale muszę żyć dalej. Luke namieszał w moim życiu, ale zadecydowałam, że nie chcę, żeby odchodził... Przynajmniej nie teraz.

Nagle do kuchni wszedł Luke. Miał na sobie tylko czarne, luźne bokserki. W ręku trzymał pogniecioną koszulkę, ale chyba nie zamierza na razie jej ubierać. Nie wiedząc kiedy, zaczęłam mierzyć go wzrokiem. Całego. Zatrzymałam się na umięśnionym torsie i lekko wyrzeźbionym, płaskim brzuchu.

- Cześć - przywitał się blondyn, siadając koło mnie. W ten sposób wróciłam do rzeczywistości. Niebieskooki posłał mi miły uśmiech, którego nie odwzajemniłam.

- Może cały się rozbierzesz? - spytałam z ironią, kiedy sięgnął po butelkę soku stojącą przed mną.

- Spokojnie, Adelaide - zachichotał Mike. - Napatrz się na swojego przyszłego chłopaka.

- Um, dzięki? - zakłopotany Hemmings podrapał się w głowę.

- No nie wsydźcie się! - kontynuował Clifford. - I tak wiemy, że do końca tego roku będziecie szczęśliwą parą! Aww!

- Spieprzaj - warknęłam, parząc się na szczęśliwego przyjaciela. W głębi duszy cieszę się z jego słów. Chciałabym, żeby tak było, ale... wszystko się komplikuje...

Chłopcy zaczęli się głośno śmiać, a ja zerknęłam na nich zdezorientowana. Luke uśmiechnął się do mnie i ubrał koszulkę, którą wcześniej trzymał w dłoni. Och, dziękuję, Panie Perfekcyjny. Nie można było tak od razu?

- Zaczerwieniła się - zauważył Mike, a ja od razu poczułam ciepło na swoich policzkach. Zakryłam je dłońmi i spuściłam wzrok, aby niepatrzeć na roześmianych chłopaków.

- Michael, musimy już iść - bąknęłam, powoli podnosząc się z krzesła. - Spóźnimy się.

- Oczywiście, szefowo - z entuzjazmem klasnął w dłonie i dogonił mnie.

Po kilku minutach siedziałam już w samochodzie Clifford'a i nie odzywając się, obserwowałam wszystkich minionych ludzi. Większość z nich to były pary, trzymające się za ręce i publicznie okazujące sobie uczucia. Nie przeszkadza mi, kiedy zakochani całują się na środku ulicy, nawet bardziej namiętniej... Jedynie wywołuje to u mnie masę myśli, których długo nie mogę się pozbyć... Od pewnego czasu wyobrażam sobie siebie i Luke'a w takiej sytuacji. Tak bardzo chciałabym poczuć jego pełne, różowe usta z kolczykiem na swoich.

Kiedy dojechaliśmy do kawiarni, rozstałam się z Michael'em i poszłam na zaplecze, aby ubrać czarny fartuszek, sięgający do połowy ud i związać włosy w wysokiego kucyka. Następnie sięgnęłam po tacę i gotowa do roznoszenia zamówień, udałam się do baru, gdzie siedziała już Brooke. Jak zawsze piękna i jednocześnie zdzirowata... Ugh.

- Jak tam sprawy z Blondynkiem? - spytała brunetka, posyłając mi złośliwy uśmiech.  - Zdecydowałaś się już, czy mogę się za niego zabrać? Hm?

- Może znajdź sobie faceta, który jest wolny?

- A ty może w końcu się ogarnij i zacznij flirtować z tymi wszystkimi przystojniakami, którzy ślinią się na twój widok? Po za tym... z tego co wiem, to Blondynek jest wolny. Nie jesteście razem.

- Jeszcze. A ja... nie mam potrzeby flirtować z innymi, dzięki - mruknęłam

- Nie udawaj takiej świętoszki, Adelaide. Dobrze ci radzę. Korzystaj póki masz do tego okazję.

- Bo to takie proste - przewróciłam oczami i niezadowolona położyłam mrożoną latte i kawałek ciasta na tacy. - Wybacz, ale muszę to zanieść.

Trzymajac w ręku zamówienie dla klienta, odeszłam od Brooke. Idąc w stronę konkretnego stolika, ominęłam Michael'a, który zbierał brudne naczynia z pozostałych. Chłopak posłał mi głupi uśmiech, przez co zagapiłam się i straciłam równowagę. W ułamku kilku sekund kawa, którą niosłam wylądowała na koszuli klienta. Kurwa. Co ja narobiłam?

- O mój Boże, przepraszam pana! - pisnęłam, wytrzeszczając oczy. - J-ja nie chciałam.

- Spokojnie, nic się nie stało.

- Zagapiłam się i... - zignorowałam mężczyznę.

- Nic się nie stało, naprawdę - powtórzył.

Odetchnęłam z ulgą i speszona spojrzałam na klienta. Brązowooki brunet, wyglądający na nie więcej niż 21 lat. Hmm... nawet przystojny... Nie. Stop, Adelaide. To twój klient, a ty kochasz Luke'a Perfekcyjnego Hemmings'a.

- Wszystko w porządku?

- Tak... Znaczy... Mam złamane serce, pracuję i właśnie wylałam kawę na klienta...

- To nie dobrze - zachichotał. - Brandon - uśmiechnął się, podając mi rękę.

- Adelaide - odwzajemniła gest.

- Adelaide, tak? - skinęłam głową. - Piękne imię. Może... Pójdziemy wieczorem do kina, czy na jakąś kolację? Znam bardzo dobrą restaurację w centrum...

- Nie za szybko? Znamy się od kilku minut - zerknęłam na niego niepewnie.

- Od kilku bardzo dobrych minut.

- Czy... Czy ty właśnie ze mną flirtujesz?

Brunet zlustrował mnie wzrokiem i pokiwał twierdząco głową.

- Masz złamane serce, a ja chętnie cię pocieszę.

Może to dobry pomysł? Może w jakiś sposób wywołam zazdrość w Luke'u? Wiem, że nie powinnam zachowywać się jak suka, ale w końcu ja też mam prawo do spotkań, prawda? Kocham Luke'a i nie chciałabym zmieniać go na nikogo innego. Ale jest ważne pytanie: Czy on kocha mnie? Wprawdzie raz, czy dwa powiedział, że jestem piękna i w ogóle... Nie, to o niczym nie znaczy wygląd to nie wszystko. Każdy chłopak może mi to powiedzieć... A ja nie mogę zrobić pierwszego kroku, dopóki nie jestem pewna jego uczuć...

- Zgoda - wzruszyłam ramionami i zabrałam się do sprzątanie wylanej kawy.

Podniosłam stłuczoną szklankę i za pomocą ścierki zmyłam ze stolika brązowy płyn. Wszystko położyłam ponownie na tacy i wróciłam do baru, aby przygotować Brandon'owi nową kawę. Brooke i Michael zaczęli się ze mnie śmiać, więc zignorowałam ich i zajęłam się pracą.

Czekając, aż ekspres zrobi nowe latte, wyjęłam telefon i przeczytałam nową wiadomość od anonima, którą dostałam zaledwie kilka sekund temu.

Idiota: no cześć, adelaide

Ja: no cześć, anonimie

Ja:co raz mniej do spotkania!

Ja: lol cieszę się jak głupia

Idiota:jej, genialnie

Ja:nie mogę się doczekać

Ja: tyle razy próbowałam sobie wyobrazić, jak wyglądasz, ale... nie umiem

Idiota:to łatwiejsze, niż myślisz

Ja:przestań być taki tajemniczy, anonimie

Idiota: jestem tajemniczy i jestem anonimem, czy to takie dziwne? hah

Ja: nie

Ja: ale obiecujesz, że przyjdziesz na spotkanie?

Ja: chcę poznać osobę, której zdradziłam większość swoich tajemnic...

Idiota: obiecuję

Ja: inaczej dowiem się kim do cholery jesteś i cię ukatrupię

Idiota: um, okej

Ja: przyrzekam, więc się pilnuj

Idiota: jak w pracy?

Ja: zaczęłam niecałą godzinę temu i... już umówiłam się na "randkę"

Idiota: randkę?

Ja: tak jakby

Idiota: a co z Luke'em?

Ja: nic, jak na razie czuję się nieswojo w jego towarzystwie

Ja: ciągle wraca do mnie moment, kiedy przyłapałam go na wchodzeniu w pewną zdzirę

Ja: to obrzydliwe

Idiota: um, tak

Ja: może brandon trochę pomoże mi zapomnieć o tym wszystkim?

Idiota: brandon?

Ja: tak ma na imię, fajny chłopak

Ja: przepraszam, wołają mnie


Od autorki: Ugh, oficjalnie oświadczam, że schrzaniłam końcówkę... Co myślicie o Brandonku? Zdradzę wam, że brunet namiesza trochę między Luke'em i Adelaide... Ale nie powiem w jaki sposób.

Bądźcie ze mnie dumni, bo ten rozdział ma ponad 1000 słów.

Czekam na komentarze x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro