Rozdział 40

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po skończeniu zmiany w kawiarni, poszłam na zaplecze, w celu przebrania się i zabrania wszystkich swoich rzeczy. Zdjęłam czarny fartuszek oraz obcisłą koszulkę w tym samym kolorze, a następnie ubrałam bluzkę z wyciętymi bokami i koszulę w czerwono-czarną kratę. Rozpuściłam włosy z wysokiego kucyka i przeglądnęłam się w lustrze.

Dzisiaj spotykam się z anonimem. W końcu nadszedł ten cholerny 15 czerwca i nareszcie poznam chłopaka, z którym piszę już od prawie trzech miesięcy. Wszystkie obawy zniknęły i jestem całkowicie gotowa do tego spotkania. Jedyne czego się obawiam to, to że nie będę miała o czym rozmawiać z anonimem i na żywo będzie równie tajemniczy... Od samego rana jestem podekscytowana i ignoruję wszelkie zastrzeżenia Michael'a, co do tego spotkania.

Sięgnęłam po torebkę leżącą pod lustrem i wyjęłam z niej telefon komórkowy. Za pomocą zaledwie kilku kliknięć, weszłam w moją konwersację z anonimem. Przeczytałam ostatni raz sms'a, dotyczącego szczegółów naszego spotkania i ruszyłam w ustalone miejsce.

Ja: 15.06, godzina 16:30, Sunrise*, masz być

Po kilkunastu minutach drogi dotarłam pod kawiarnię Sunrise, znajdującą się zaledwie przecznicę dalej od mojego domu. Lokal znajdował się na rogu dwóch głównych ulic, dlatego panował tu spory ruch. Ominęłam przechodniów i weszłam do budynku. W środku panowała miła atmosfera. Na wejściu od razu można było poczuć przyjemny zapach kawy, do którego jestem przyzwyczajona. Usiadłam przy wolnym stoliku i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na środku znajdowały się duże drewniane lady, na których stały przygotowane napoje kawowe, kasy oraz przeszklona lodówka z sokami i innymi zimnymi napojami. Nad głowami pracowników wisiały czarne tablice, na których kredą zostało spisane menu. Natomiast z tyłu można było zauważyć półki z naczyniami.

- Witam, co dla pani? - z zamyślenia wyrwała mnie drobna blondynka, kelnerka. Posłała mi przyjazny uśmiech i wskazała palcem na menu, leżące na stoliku.

- Poproszę caffe latte - odparłam bez zastanowienia.

- Coś jeszcze? - spytała blondynka.

- Nie, czekam na kogoś - oznajmiłam.

Przypominając sobie po co tu przyszłam, wyjęłam z torby telefon. Odblokowałam urządzenie i spojrzałam na zegarek. 16:24. Anonim ma jeszcze chwilę. Po kilku minutach kelnerka przyniosła mi zamówioną kawę oraz kawałek ciasta. Podziękowałam jej i wróciłam do czekania na anonima.

Dziesięć minut. Piętnaście minut. Dwadzieścia minut. Nic. Anonim się nie zjawił. Zaniepokojona spojrzałam na telefon. Może napisał, że się spóźni i przyjdzie trochę później? Niestety zastałam pustą skrzynkę.

Kolejne pół godziny spędziłam, sztywno siedząc w fotelu i wypatrując anonima. To głupie, bo przecież nawet nie wiem, jak wygląda... Czego, a raczej kogo mam się spodziewać? Zaskoczy mnie przystojny, wysoki blondyn, a może niski, brodaty brunet? Może anonim dawno tu jest, ale boi się podejść? Gdybym znała tylko jego imię... Mogłabym nawet wtedy się upokorzyć i zacząć pytać ludzi, czy to oni są moim anonimem?

Minęła godzina. Zrezygnowana i jednocześnie zdenerwowana, zapłaciłam za swoją kawę, a następnie wyszłam. Wystawił mnie. Cholerny anonim mnie wystawił. Ale czego mogłam się po nim spodziewać? Liczyłam, że przyjdzie z bukietem róż i odpowie na wszystkie moje pytania? Może.

Ja: zmarnowałam tylko swój czas

Ja: naprawdę liczyłam, że ruszysz swój parszywy tyłek i przyjdziesz

Ja: widocznie myliłam się

Ja: a teraz pewnie nawet mi nie odpiszesz

Ja: zajebiście, anonimie

Ja: jesteś po prostu zajebisty

Ja: dziękuję za wszystko

Ja: do nigdy!

Wysłałam wszystkie te sms'y i wróciłam do domu. Po drodze wpadłam na dwóch, trzech przechodniów, ale to zignorowałam i szłam dalej. Kiedy byłam pod samym domem ponownie wpadłam na człowieka. Tym razem na wysokiego, dobrze zbudowanego blondyna. Luke.

- Um, Adelaide? - spytał zdezorientowany, patrząc na mnie z góry.

- Ten dupek nie przyszedł, rozumiesz? - powiedziałam, patrząc w niebieskie oczy chłopaka. To chyba jedyny sposób, żebym się teraz uspokoiła. - Wystawił mnie. Cholera, byłam taka głupia.

- Chyba lepiej, że nie przyszedł, niż zrobił ci krzywdę, prawda? - przygryzł wargę.

- Ty nic nie rozumiesz, Luke - jęknęłam. - Uważasz go za kolejnego dupka, który chce mnie wykorzystać... a ja... Ja uważałam go za fajnego gościa, z którym dobrze mi się pisało. To nic, że na początku był pieprzonym stalker'em. Naprawdę chciałam go poznać.

- To nie tak...

- A jak? Inaczej nie odradzałbyś mi tego spotkania.

Nieświadomie ścisnęłam pięści. Dlaczego tak bardzo wkurzył mnie fakt, że całkiem obca osoba mnie wystawiła? Nie mam pojęcia. Jestem po prostu wściekła.

- Uspokój się - niebieskooki uśmiechnął się krzywo i powoli złapał mnie za nadgarstki. Momentalnie poczułam przyjemne dreszcze na całym ciele. - Nie ma co się denerwować.

- Luke... - zaczęłam.

- Adelaide... - przerwał mi. - Nie denerwuj się... - szepnął. - On... On jest zwykłym dupkiem, na którego nie powinnaś tracić czasu ani energii... Jesteś za wspaniała na to, okej? Zapomnij o nim i się wyluzuj...

Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na uśmiech blondyna. Próbuje mnie uspokoić. Luke Hemmings, próbuje mnie uspokoić. Liczę się teraz ja. Nie jakaś pusta farbowana blondynka, z którą przespał się po pijaku. Nie idiota Michael, Ashton, czy Calum. Ja.

Cholera. Cholera. Cholera. Jak patrzę na jego pełne usta i kolczyk w dolnej wardze, mam ochotę rzucić się na niego i pocałować...

- Luke, cholera, ja znowu cię kocham.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

*Sunrise - nazwa kawiarnii, którą wymyśliłam na potrzeby tego opowiadania; nie wiem, czy taka istnieje naprawdę, jednym słowem jest f i k c y j n a.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro