~*~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Przed lekturą przeczytajcie opis.]

Nie lubię chodzić w kapturze, bo to ogranicza mój zmysł wzroku i słuchu.

Jednak nadal go nie ściągnąłem.

Boję się.

Słyszę kroki, wyraźnie rozpoznaje ten stukot obcasów.

A może tylko mi się wydaje.

Nie wiem.

Kaptur mi przeszkadza.

Nie obracam się, bo się boję, że on za mną jest.

Przystaję.

Wszystko cichnie.

On pewnie też się zatrzymał.

Nie mogę zachowywać się podejrzanie, więc ruszam dalej.

Boję się cały czas.

Wiem jak on wygląda, poznaje go po krokach.

Czarne obcasy i włosy pofarbowane na niewiadomy kolor - coś pomiędzy fioletowym, a różowym. Biały top i białe spodnie, w uszach kolczyki w kształcie serc.

Widzę wyraźnie jak idzie za mną krok w krok, jak śmieje się z mojej bezradności i lęku, choć ani razu nie odwróciłem głowy.

Nie zrobię tego, zbyt bardzo się boję, że on naprawdę tam jest i mnie śledzi.

Przystaję znowu.

Odwracam się powoli.

On też się odwrócił uciekając z mojego pola widzenia.

Nie widzę go, chociaż wiem, że wciąż kryje się za moimi plecami.

- Pokaż się - chcę powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle.

Nie chcę robić z siebie debila przy ludziach.

On zdejmie swój kamuflaż, gdy już będę sam.

Ale przecież nigdy nie jestem sam.

On zawsze za mną podąża, nawet patrzy na mnie jak śpię.

Boję się.

Inni też go nie widzą, przed nimi też się ukrywa.

W przeciwieństwie do mnie oni nie wiedzą o jego obecności, bo nie oni go obchodzą, tylko ja.

Ja jestem jego celem.

Wślizguję się na klatkę schodową, zaczepiając plecakiem o drzwi.

On nie miał nawet szans wejść, ale jest tutaj.

Boję się.

Ściągam kaptur.

Nie słyszę już kroków, wchodząc po schodach, bo zagłuszało je echo moich własnych.

Mam pokusę się obrócić, ale nic by mi to nie dało.

Jedynie jemu satysfakcję.

Boję się, a on wie to i cieszy się jeszcze bardziej widząc każdy objaw tego.

On zawsze był przy mnie odkąd się poznaliśmy, nigdy nie opuszczał mnie na krok.

Teraz jest tak samo, gdy dotarłem już do domu.

Boję się.

On to uwielbia.

To jest aż wyczuwalne, gdy jego podniecenie wybija poza skalę.

On się karmi moim strachem, a ja go produkuję w nadmiarowych ilościach.

To wszystko przez niego.

On zaplanował to od samego początku, do samego końca.

Nie umrze przede mną, postarał się o to.

Boję się go.

Czasem nie słyszę go, nawet jak zakładam kaptur.

To mnie jeszcze bardziej przeraża.

Manipuluje mną, dając dni przerwy, ale mimo to wiem, że to nie są przerwy.

On nadal jest.

Ja się nadal boję.

Nikt nie widzi mojego strachu.

Ja o nim nie rozpowiadam.

Tylko tego by mu brakowało do szczęścia.

Gdyby inni nazywali mnie wariatem.

Nie chcę do psychologa.

Nie boję się go.

To znaczy go tak, ale psychologa nie.

Powie mi tylko, że mam stany lękowe, ale to nie prawda.

Ja boję się realnej rzeczy, a nie jakiś urojonych bzdur.

To poważna sprawa, a ludzie chcieliby mnie leczyć.

Lepiej niech go złapią.

Ale to niemożliwe.

On znów się pojawi.

Znów będzie za mną chodził niewidoczny i nieuchwytny.

Tak jak wtedy, gdy był w więzieniu.

Chwalili się, że go złapali i przez to straciłem czujność.

To był błąd.

On znów pochwycił mnie w swoje sidła.

Już teraz o nim tak nie trąbią w mediach jak uciekł, udają tylko, że nadal go mają w swojej klateczce.

Ale oni nie wiedzą o mnie i moim strachu.

On mnie przeklął.

Cały czas stara się i kontroluje, aby czar nie prysł.

Boję się.

Nie wiem czego się boję.

Boję się go.

Albo siebie samego.

Nie wiem.

Boję się.

Tak po prostu.

Boję się wszystkiego.

Bo on jest wszędzie.

Nie ważne gdzie pójdę, on pójdzie za mną i będzie mnie nękał.

Do końca moich dni będzie mówił, że mnie kocha.

Że kocha moje lśniące włosy, moją porcelanową cerę i przerażenie wymalowane w moich oczach pomimo neutralnej miny.

Ja wiem, że on nie tylko kocha, ale wprost uwielbia się drażnić i owijać mnie wokół własnego palca.

Ale nie dałem się mu i nie dam.

Chociaż się boję.

Inni uwierzyli, że on jest tam - w więzieniu, lecz tylko ja wiem, że to nie prawda.

Bo on mnie prześladuje. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro