Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stars Town to miasto położone między piaskami pustyni Sahary. Na skraju snu i jawy, tam gdzie łączy się niebo i ziemia, a nieustanna spiekota przyprawia ludzi o szaleństwo...

Tam zaczyna się nasza historia...

 Miasto rządzone jest przez potężnego księcia Magnusa. Okrutny władca raz w miesiącu robi "przegląd" mieszkańców,  na podstawie którego wybiera kolejne ofiary do swojego obrzydliwego i rozpustnego haremu. Bierze wszystkich: kobiety, mężczyzn, dzieci...

Nawet zwierzęta.

Wszystko, aby tylko zaspokoić swe pragnienia...

- Co myślisz o tym? - sługa wskazał na bruneta, hardo unoszącego głowę i patrzącego przed siebie.

- Hmm... - książę zamyślił się i podszedł do chłopaka. Oblizał się i dotknął policzka bruneta, który mimowolnie skrzywił się z obrzydzenia. Oczy Magnusa błysnęły. Lubił takich...

- Idziesz ze...

- On jest mój. - Wypowiedź księcia została przerwana. Przerażony tłum rozstąpił się, a władca podszedł do wysokiego, lekko opalonego blondyna. Magnus westchnął. Nienawidził cudzoziemców. Zawsze uważali się za lepszych i tych mądrzejszych.

Ten był jednak wyjątkowo bezczelny.

- Cofnij swe słowa w tej chwili. W przeciwnym razie zostaniesz wychłostany.

Oczy blondyna i bruneta spotkały się. Dipper nie znał tego człowieka. Nie wiedział, dlaczego ten mu pomaga i nazywa swoim. Poczuł jednak wdzięczność i dlatego postanowił odegrać swą rolę najlepiej, jak potrafił.

- Przepraszam za ucieczkę. Panie...- ukłonił się przed złotookim, a ten ujął jego dłoń i pociągnął za siebie. Magnus uniósł brew. Zgodnie z prawem nie mógł odbierać sług innych szejków bez wcześniejszego ustalenia tego z nimi. Szejkowie jednak zazwyczaj oddawali mu (czy to ze strachu, czy z szacunku) swoją służbę, zadowalając się dobrami pieniężnymi w zamian. Ten jednak był widocznie albo szalony, albo niedoświadczony.

- Sługo, czyż nie chcesz zasilić mojego dworu? Mamy wszystko, co potrzebne ci do przeżycia. Jedzenie, bogactwa, perskie dywany... - próbował zbliżyć się do chłopaka, lecz blondyn zasłonił go swoim ciałem i powiedział z ironicznym uśmiechem:

- Władco, z kimże to rozmawiasz? Sługa ma służyć. To ja decyduję o jego losie.

Magnus zgrzytnął zębami.

- Ile chcesz za chłopaka? Dam ci wszystko na tej ziemi, czego zapragniesz. Tylko daj mi go. 

Oczy zapłonęły mu rządzą. Dawno nie widział tak pięknego i młodego ciała. Ta niewinność...Ta hardość w spojrzeniu...Wprost nie do wytrzymania. Chętnie oswoiłby tego chłopaczka swoimi metodami.

- Wybacz, szlachetny. Lecz nic na tym świecie nie jest go warte.

Książę rozejrzał się. Tłum patrzył. Gdyby teraz odebrał szejkowi sługę sprzeciwiłby się zasadom, które sam przyjął. Niechętnie oddalił się więc, obiecując sobie w duchu, że jeszcze posiądzie tego bruneta. Prędzej czy później on zostanie mój. 

                                                                            ***

- Dziękuję - brunet spojrzał z dołu w oczy swojego wybawcy. - Gdyby nie ty już dawno stałbym się zabawką księcia... Jak ci na imię?

-Jestem...- zaczął blondyn i zamyślił się. Musiał wymyślić sobie jakieś wiarygodne imię i nazwisko. Nie mógł przecież powiedzieć, że jest gwiazdą przynoszącą zmianę. To byłoby głupie. - Mam na imię...

-Nie pamiętasz? - brązowowłosy zaśmiał się. - Nie do wiary!

- Ależ pamiętam. - Obruszył się blondyn. - Mam na imię Bill. Bill Cipher.

- Bill? Dziwne imię - Dipper dalej się śmiał. W zasadzie nawet nie wiedział, dlaczego.

Chyba po prostu czuł się swobodnie przy kimś, kto nie oceniał go przez pryzmat prawa.

- I kto to mówi. - Bill wywrócił oczami, uśmiechając się pod nosem. Po chwili jednak obaj spoważnieli.

- Czyli... Od teraz muszę ci służyć. Inaczej Magnus znów się do mnie przyczepi.

Dipper spojrzał na blondyna uważnie. Żółte oczy (momentami wpadające w złoto) okalane czarnymi rzęsami, lekko kręcone włosy w nietypowym dla tych stron kolorze. Opalona skóra i umięśnione ciało. Szata godna szejka, jakby wyszywana złotymi nićmi. Ostry podbródek i wąskie usta.

Chłopak zmarkotniał. Tak bardzo różnił się od tego mężczyzny... Brązowe włosy, orzechowe oczy i zapadnięte policzki. Obdarte łachmany zamiast bogatych jedwabi. Pulchna budowa ciała i niski wzrost. Ubrudzony, o prostym wyglądzie i prostych manierach...
Nie mógł się z nim równać.

- Hej... - brunet poczuł na swoim policzku dłoń blondyna. Kiedy spojrzał w jego oczy, serce zabiło mu gwałtownie. Mógłby utonąć w tym spojrzeniu. Zahipnotyzowany, położył dłoń na odsłoniętej klatce piersiowej mężczyzny.

- Masz piękne oczy...- mruknął i nagle upadł na ziemię w pokłonie. Bill rozejrzał się i zauważył, że ulicą przechodzi książę ze swoją eskortą. Rysy jego twarzy natychmiast się zmieniły.

- Należałoby cię wychłostać! Tak opuścić swojego pana!

Ryknął, stojąc nad Dipperem w pozie ostatniego kata. Magnus posłał mu niechętne spojrzenie i szybko wyminął. Blondyn westchnął i otarł czoło, ale kiedy Dipper dalej nie podnosił się z ziemi, klęknął przy nim. Uniósł głowę bruneta i zauważył prawdziwe przerażenie i łzy w jego oczach. 

- Hej... Nie bój się mnie...- delikatnie i jeszcze niepewnie przytulił do siebie Dippera. Chłopak wstrzymał oddech. Czuł, że nie zasłużył na to. W końcu był tylko sierotą. Brak mu było ogłady, pięknych słów i opanowania. Mimo to postanowił ulec chwili i zatonął w ramionach gwiazdy przynoszącej zmiany, czując błogi spokój i szczęście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro