Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Młody książę spał, a przynajmniej próbował zasnąć. Przewracał się z boku na bok, zaciskał pięści, siadał i znów opadał na poduszkę... A wszystko przez to, że jego zabawka zniknęła. Magnus nie chciał tego przyznać nawet przed samym sobą, ale przyzwyczaił się do obecności Billa. Do jego niechęci, ciętych uwag i tej mocy...

Otumaniającej. Czystej. Wspaniałej.

Ilekroć stykał się z ciałem gwiazdy, choćby nawet muskał koniuszkami palców...

Czuł ją.

Potęgę gwiazdy - potęgę, której nigdy żaden człowiek na ziemi nie osiągnie. A teraz ją stracił i doprowadzało go to do szaleństwa. Dlatego nie mógł zasnąć. Dlatego torturowanie innych i przyjemności cielesne nie sprawiały mu, tak jak kiedyś, satysfakcji i przyjemności.

Zakazany owoc.

- Książę... - rozległ się głos po drugiej stronie drzwi. Magnus poderwał się, ale zaraz na powrót usiadł na łóżku. Odetchnął kilka razy i bez emocji powiedział:

- Wejść.

Drzwi uchyliły się i do jego komnaty wszedł Shan - jego sługa i najbardziej zaufany człowiek. Przestąpił próg i pokłonił się przed księciem, zamiatając długą galabiją podłogę.

- Jakie wieści przynosisz? - spytał Magnus.

- Książę, znaleźliśmy nieopodal miasta mężczyznę. Był nieprzytomny, więc chcieliśmy go zabrać na koń i przywieźć... Ale rzecz niezwykła - oczy Shana rozbłysły. - Nie mogliśmy go dotknąć. Ilekroć próbowaliśmy, zostaliśmy odrzucani olbrzymią falą energii...

- Przygotuj konia. Chcę zobaczyć to na własne oczy.

- Książę... Nie wiem, czy to rozsądne. Noc jest bardzo ciemna, to w zasadzie najczarniejsza noc, jaką widziałem - sługa zadrżał. - Tak, jakby wydarzyło się coś strasznego...

- Brednie! - jasnowłosy zaczął przygotowywać się do drogi, ubierając wygodną szatę do jazdy. Po czym dodał:

- Przesądne bzdury. Wykonuj rozkazy, Shan. Dobrze ci radzę.

- Jak sobie życzysz. - Sługa ukłonił się i odszedł spełnić polecenie księcia.

Kwadrans później Magnus i kilku jego ludzi wyjechało z zamku.

Głośny tętent kopyt o kamień niósł się w ciszy nocy, by później przemienić się w kłus. Piasek uciekał spod kopyt wierzchowców, a książę - niczym kobieta - siedział bokiem na koniu i prowadził go. Był skupiony i czujny, gotów na atak z każdej strony.

Było tak, jak mówił sługa; nawet księżyc nie wyszedł w tą noc.

Najciemniejszą noc od wielu lat.

***

Powiedz, jakie masz życzenie?

Spełnię je. Naprawdę, obiecuję.

Boli cię ząb? Uleczę.

Chcesz się na kimś odegrać? Pomogę.

A może chcesz, żeby ktoś cię pokochał? Załatwię to.

Tylko proszę... Nie odchodź.

Nie zostawiaj mnie!

Dipper?

Dipper...?

Di...

***

- To tu.

Magnus zsiadł z konia i podszedł do istoty. Na jej ciele były wyryte liczne znaki, czerwone plamy krwi mieszały się z złotym płynem. Gwiazda kuliła się na środku pustyni, świecąc nienaturalnym blaskiem. Trzymała się za pierś, która pulsowała bólem. Czarna maź wylewała się z jej oczu.

Łzy. Łzy bólu, łzy przeklętego marzenia.

Nie miał po co żyć. Jego przeznaczony odrzucił go, jego misja nie miała już znaczenia.

Został wygnany. Nie mógł przebywać w tym samym miejscu, w którym chłopak.

Musiał zniknąć z jego życia. Musiał opuścić niebo i zostawić przeszłość za sobą, musiał...

Zawył. Krzyknął z długo powstrzymywanego bólu, odginając kręgosłup.

Jak ranne zwierzę.

A potem jego oczy stały się czarne, zimne i puste.

Magnus cofnął się, kiedy Bill wstał i przeniósł na niego wzrok.

Zauważył uśmiech, straszny uśmiech. Coraz szerszy i szerszy...

Przełknął ślinę, gdy mężczyzna podniósł dłoń i ziemia zadrżała.

I wtedy nadeszła śmierć.

***

- Hijo, coś się dzieje? - spytał, ale granatowowłosa odwróciła się i pokręciła głową.

- Nic... Co tam nowego odkryłeś?

- Ogród. Jest przepiękny. Dlaczego wcześniej mi go nie pokazywałaś?

- Ogród... Tak, jest rzeczywiście piękny - przyznała niechętnie. - Ale nie jest niczym nadzwyczajnym. To po prostu kilka kwiatów.

- W sumie tak... - odpowiedział brunet i wzruszył ramionami. Pobiegł dalej z beztroskim uśmiechem na ustach, a Hijo wróciła do podziwiania.

- Idealnie... - szepnęła. - Wszystko układa się według mojej myśli...

Zaśmiała się cicho, a inne gwiazdy podniosły lament.

Natychmiast jednak ucichły, gdy najbliższa została zamieniona w pył...

- Co to było? - spytał niespokojnie Dipper, patrząc na królową.

Ta zamrugała, jakby wyrwana z zamyślenia.

- "To" znaczy co? - spytała niewinnie, całując chłopaka w czoło.

- N- nie... Już nic - odpowiedział niepewnie brunet, kręcąc głową.

Czuł jednak, że coś się stało...

***

Śmierć.

Ból.

Zdrada.

To tylko słowa.

A jak wiele znaczą...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro