Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jedynie poprzez zachowanie zwierząt można było poznać, że zbliża się noc. Zmęczeni drapieżnicy wracali do pałacu i kładli się u nóg swojego pana, łypiąc wkoło pustymi oczodołami. Piana z ich pysków powoli spływała na posadzkę, a czerwona ciecz wokół ust zapewniała wszystkich, że było to dobre polowanie. Gdy Dipper pierwszy raz zobaczył te stworzenia przejął go niespotykany wstręt i strach; zdeformowane głowy, same białka zamiast oczu i ten odór...

Odór krwi i gnijących ciał. Chłopak pomyślał, że bestie takie mógł stworzyć tylko najprawdziwszy na świecie potwór. Zadarł głowę, patrząc na straszne słońce rzucające na pustynię przedziwny, krwistoczerwony cień. Usłyszał głosy ludzi, przerażone, ściszone, schrypnięte od braku wody. Poczuł litość, niczym prawdziwy bohater ruszył biegiem do pałacu. Zamierzał wyzwolić to miasto od tyranii tego podłego władcy, którego ludzie umierali... Tego okrutnego monstrum, który przywołał do życia tak wiele złych istot...

Wbiegł do środka, ruszył do sali tronowej. Gdy jednak otworzył jej drzwi, zaschło mu w gardle. Serce niczym wyścigówka wypadło z toru, zepsuło się. Zamarł z rozpostartymi ramionami w otwartych drzwiach, a jego oczy nie mogły uwierzyć w to, co widzą. Zamrugał kilkakrotnie, ale obraz nie zniknął - wprost przeciwnie, wyostrzył się oraz nabrał znaczenia, barw. Zachciało mu się wymiotować, płakać i krzyczeć jednocześnie. Przyłożył dłoń do ust, starając się uspokoić  rozedrgany oddech.
A on siedział - dumny, głaszczący swoje "pieski", z ciemnymi oczami i ciemną duszą. Podniósł wzrok, spojrzał na brązowowłosego znudzonym wzrokiem. O nic nie spytał, tylko jednym ruchem ręki wydał rozkaz. Połączenia hien z wilkami i psami otoczyły Dippera, jednak chłopak nie rzucał się ani nie bronił. Zniechęcone, przywiodły go tylko ku swojemu panu, czujnie śledząc go ślepiami. Bill zmierzył go złośliwym spojrzeniem.

- Cóż się znów stało? Umarło ci kolejne biedne dzieciątko lub żona padła z głodu?

- Nie... - szepnął chłopak, odwracając wzrok.

- Patrz na oblicze swojego władcy. Inaczej dołączysz do trupów w lochach.

Jego protekcjonalny ton doprowadzał bruneta do szału. Uniósł dumnie głowę i spojrzał na niego, starając się zapomnieć o tym z kim rozmawia. Powiedział twardym głosem:

- Potrzebuję twojej pomocy, Bill. Rozumiem, że wybrałeś Magnusa zamiast mnie. Nie sądziłem, że taki jesteś... Ale rozumiem. Jednak chociażby przez wzgląd na naszą dawną przyjaźń proszę cię, abyś wytłumaczył mi wszystko i pomógł w zemście na Hijo.

Splótł ręce i patrzył wyczekująco na blondyna. Ten odrzucił głowę w tył oraz parsknął  śmiechem. Nie spodziewając się takiej reakcji, Dipper cofnął się o stopień.

- Co cię tak śmieszy...? - spytał cicho, a łza spłynęła po jego policzku.

- Niezły kawał, chłopczyku - Bill spojrzał na niego z uśmiechem. - Dawna przyjaźń... Ja nie mam przyjaciół. A ciebie to już w ogóle nie kojarzę.

***

Sofia stała za kolumną, drżąca ze zniecierpliwienia. Mimo swojego wieku wciąż wierzyła w bajki i szczęśliwe zakończenie - a przecież ci dwaj się kochali. Kiedy więc tylko Bill zobaczy swojego wybranka, swojego jedynego, ukochanego... Wtedy na pewno wszystko się ułoży! Dziewczyna była o tym przekonana. Kiedy więc usłyszała słowa swojego brata wypowiedziane tak lekkim, obojętnym tonem wybiegła zza swej kryjówki i przeskakując po kilka stopni, stanęła przed Billem.

- Bracie, ty chyba żartujesz! To przecież Dipper, twój wybranek... Naprawdę niczego nie pamiętasz? Dla niego złamałeś kodeks, dla niego zostałeś na zamku! - mówiąc to wszystko, wskazywała na bruneta. Bill wstał i patrzył na nią z rosnącą wściekłością i pomieszaniem.  Dipper próbował zasygnalizować dziewczynie, aby umilkła; ta jednak niczym niezrażona, ciągnęła dalej coraz bardziej podnosząc głos. - Kochałeś go! Oddałbyś dla niego życie! I wtedy wtrąciła się Hijo, a ty rozpaczałeś...

- ZAMILCZ...!

I po raz kolejny jego głos zabrzmiał jak ryk dzikiego zwierzęcia. Węże spadły z sufitu i rzuciły się, kąsając ją boleśnie po ciele. Krzyczała, a one powoli ją torturowały. Dipper patrzył na Billa, jak cofa się pod ścianę panicznie ściskając w ręce berło. Dostrzegł na ułamek sekundy blask miodowych oczu, ujrzał, jak jego usta wykrzywiają się w typową, dziecięcą podkówkę. Miał ochotę rzucić się, ochronić go przed całym złem tego światła. Potwory jednak chwyciły chłopaka za nogi i wywiodły przed pałac. Wrzasnął z bólu, a one zaczęły go szarpać i zadawać coraz większe rany. Po chwili jednak przywołane gwizdnięciem, wróciły do swojego pana. A Dipper zwinął się w kłębek, przerażony zmianami jakie zastał. Łzy ciekły po jego twarzy strumieniem, a przed oczyma wciąż miał jego twarz: tak bliską i daleką zarazem, tak kochaną i tak smutną...

Bill, Bill.... Och... Cóż ja uczyniłem?

***

Hijo cieszyła się. W końcu udało jej się dokończyć obraz. Spojrzała na niego pełna dumy. Przedstawiał on ją i Gwiazdę Zmian - jej kochaną, jedyną, wyjątkową...

Niedługo opuści niebo i zejdzie na ziemię. Pozbędzie się tej głupiej Sofii, tego mięciutkiego i słabowitego chłopczyka...

Rozkocha go w sobie. W końcu Star of Changes była taka o jakiej zawsze marzyła. Będzie przeczesywać jego jasne włosy, zostawiać na ustach czułe pocałunki... A on oszaleje na jej punkcie i spełni każdą, każdą jej zachciankę!

- Tak!

Hijo parsknęła śmiechem i zakręciła się wokół własnej osi. Gwiazdy jednak patrzyły na nią bez wcześniejszego strachu. Czuły, że było coś potężniejszego nad nią. Jakaś inna gwiazda. Na ziemi. Musiały ją odszukać.

Zaczęły więc po cichu opuszczać swoje miejsca na nocnym niebie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro