Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Podążałem przez pustynię. Słońce wypalało moje oczy, niemiłosiernie świeciło. Nie wiedziałem, ile już tak idę. Dzień? Miesiąc? Rok?   

Byłem wykończony...

Padłem na piasek. Zamknąłem oczy i wysunąłem język. Nagle poczułem coś pod nim. Zimna i gładka struktura, przyjemna dla podniebienia. Liznąłem. Pragnienie ustąpiło. Spróbowałem jeszcze raz. I jeszcze. Cóż za rozkosz. Nagle struktura zafalowała. Jęknąłem cicho.

- Nie faluj!

Struktura jakby mnie usłyszała. Uśmiechnąłem się do siebie. Poczułem wiatr przeczesujący moje włosy. Westchnąłem cicho z przyjemności. Niczego więcej nie potrzeba było mi do szczęścia.

Brunet otworzył oczy z uśmiechem. Jego brązowe oczy lśniły z radości, serce biło powoli i spokojnie.

- Dzień dobry.

Chłopak nie odpowiedział, wciąż jeszcze zaspany. Bill zaśmiał się cicho i przeczesał po raz kolejny włosy Dipper'a. Brązowowłosy uniósł wzrok i pokrył się rumieńcem. Delikatnie wyzwalając się z jego objęć, usiadł na łóżku i odsunął się odrobinę.

-Długo spałem?

- Jakieś trzy godziny. Ale nie dziwię ci się. W końcu dużo przeżyłeś...

Blondyn wstał. Dipper teraz mógł dokładnie mu się przyjrzeć.  To, co zobaczył nie spodobało mu się. Jego nowy przyjaciel kompletnie nie pasował do otoczenia. Kiedy jego wzrok zjechał niżej, chłopak z dojmującego poczucia wstydu przestał oddychać.

Lekkie ugryzienia na klatce piersiowej, idealnie widoczne na jego mięśniach smugi śliny...

- Nie, nie, nie, nie.

Dipper ukrył twarz w dłoniach. Nie był w stanie spojrzeć na twarz Billa. Czuł się jak zwierzę. Dlaczego jasnowłosy tak na niego działał?

- Hej, to nic takiego...

Dipper usłyszał kojący głos mężczyzny. Poczuł jego rękę na swoim ramieniu. Odsłonił twarz i nowa fala wstydu zalała go. Lekkie malinki na karku blondyna. Na bladej skórze widać było ślady po języku i zębach. W czekoladowych oczach chłopaka zabłysły łzy. Pokręcił głową dwukrotnie.

- To nie jest nic. To jest... To jest...

- Cii...- Bill położył palec na ustach Dipper'a i uśmiechnął się do niego.

Chłopak ze świstem wypuścił powietrze i odwzajemnił uśmiech.

- Okropny jesteś, wiesz?

Obaj się zaśmiali. Dipper zmrużył oczy i chwycił blondyna za materiał, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku.

                                                                                                                       ***

- Magnus dzisiaj nie w humorze, co?

Strażnik pilnujący zamku uśmiechnął się krzywo, widząc rozwścieczonego doradcę Magnusa.

- Nie w humorze?! On kompletnie zwariował! Tylko coś bredzi o tym brunecie czy tam blondynie...

- Blondyn tutaj? - młody mężczyzna uniósł brew, zaskoczony. - W tym mieście?

- No właśnie nie wiem! - czarnowłosy parsknął, mamrocząc do siebie. Jego energiczne kroki rozbrzmiewały po chwili w mieście, a przerażona ludność cofała się na bok. Rozległy się zaniepokojone szepty. Doradca podszedł do pierwszego lepszego obywatela.

- Ty! Widziałeś tutaj jakiegoś blondyna?

- Nie. Ale blondyn w tym mieście? -

Młody, na oko 20 letni czarnoskóry mężczyzna, zaskoczony i rozbawiony pokręcił głową.

- Przepraszam za pytanie... Ale czy doradca Jego Wysokości dobrze się czuje?

- Jak najlepiej  -wysyczał i obwieścił głośno. - Słuchajcie! Książę poszukuje młodego, jasnowłosego dobrze zbudowanego mężczyzny! Ma bladą cerę i złotą szatę.

Za odnalezienie go i przyprowadzenie czeka wspaniała nagroda! Szukajcie go!

Kobieta stojąca w tłumie drgnęła. Doradca odszedł. Tłum rozochocony zaczął się przerzedzać, wszyscy rozmawiali o tajemniczym człowieku. Ciemnowłosa chciała pójść w miejsce, w którym ukryła gwiazdę. Jednak po kilku chwilach zatrzymała się. A gdyby tak...

                                                                                                               ***

Hijo patrzyła z ponurym uśmiechem na Stars Town. Jej brat jadł śniadanie z tym ludzkim pomiotem. Zaśmiewał się z każdego słowa człowieka, na co ten oblewał się jeszcze większym rumieńcem. Granatowowłosa warknęła cicho i przeniosła wzrok na ciekawsze sytuacje.

Młody Magnus oszalał. Dokładnie tak, jak chciała. Doprowadziła jego żądze do apogeum i teraz chłopak będzie miał wszystko, czego zapragnie. Tak samo jak ona.

Opiekunka gwiazdy wciąż się wahała. Jednak Hijo coraz bardziej zaszczepiała w jej sercu przekonanie, że to nic złego...

Każdy by tak postąpił na jej miejscu. Możesz to zrobić, Sari.

Zrób to. 

Rozdziel te zakochane gołąbeczki.

Spraw im ból.

Niech Gwiazda Przynosząca Zmianę zgaśnie. Na zawsze.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro