Rozdział 1- Chleb Powszedni

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harita pakowała książki do plecaka. Starannie wybierała te potrzebne z szarej, drewnianej półki w jej niewielkim pokoju i wkładała je do czarnego plecaka bez żadnych ozdób, gdyż dziewczyna, pomimo studiów na prestiżowym kierunku, lubowała się w prostocie i spokojnym życiu. Niestety ostatnio nie miała szczęścia go zaznać. Już od miesiąca mieszkała z siostrą w wynajmowanym mieszkaniu w Stajni Moorland gdzie Justin przyjął ją i Avis z umową, że mają bezpłatne lokum do czterech miesięcy, dzięki którym mogłyby się zagospodarować i zacząć gdzieś pracować. Po chwili do ciemno-brązowego pokoju Harity weszła jej siostra. Niska dziewczyna o długich, brązowych włosach upiętych w warkocz stanęła na przekór starszej, ale równie niskiej, czarnowłosej Harity.

-Harito, Thomas ma nam coś do powiedzenia. Chodź ze mną!-powiedziała stanowczym, ale niechętnym głosem, kierując wzrok na małe, fioletowe łóżko a przy nim okno z widokiem na wybieg oraz na jasno-brązowe biurko, które o przypominało jej o czasie, w którym jeszcze żyli jej rodzice.

-Co znowu?-spytała się starsza z sióstr lecz nie uzyskała odpowiedzi, gdyż Avis od razu wyszła z jej pokoju a ona sama musiała dokończyć pakowanie się i po szybkim ubraniu się w ciepłe ubrania wyjść na dziedziniec stajni. Na dworze było zimno i wiało, nawet Avis, która zbytnio nie przykłada uwagi do tego, czy jest jej zimno w nogi czy nie, zaczęła to odczuwać tak, że aż zaczęła mieć gęsią skórkę. Co się dziwić, była późna jesień. Po chwili siostry Shadowgate znalazły się na dziedzińcu, na którym ujrzały Elizabeth Toadcastle- jednej z lepszych jeźdźców stajni Moorland, należącej do Bobcatów oraz mającej ostry język, ale nie będąca drugą Lorettą. Elizabeth była znacznie bardziej cierpliwa i milsza dla nowych jeźdźców- pozwalała im na błędy, radziła im i naprostowywała. Było widać również Geoffreya Coldwatera- cichego i wycofanego ze wszelkich otaczających go spraw. Był w wieku Avis i przyjechał na wyspę około rok temu, a na papierze głównym powodem była chęć zmienienia otoczenia a w rzeczywistości- ,,rehabilitacja" po nieudanej próbie samobójczej czyli patrząc głębiej- matka chłopca po śmierci męża i zdradzie drugiego partnera, swoje złe emocje przekierowała na Geoffreya, który miał 12 lat. Znęcała się nad nim niemiłosiernie przez to ten nie wytrzymał i po pięciu latach chciał się zabić, ale powstrzymała go policja, która później odebrała jego matce prawa rodzicielskie. Po jakimś czasie odezwała się rodzina Moorlandów, którzy byli jego dalekimi krewnymi, dlatego zaproponowali mu pobyt u siebie w ramach leczenia i rzeczywiście to pomogło choć nadal młody Coldwater musi pracować nad sobą, ale przynajmniej nie ma myśli samobójczych i nawet udało mu się zawrzeć bliższe przyjaźnie m. in z Avis, która również zmagała się z traumą po śmierci rodziców jeszcze mocniej niż Harita. Na dziedzińcu w tym czasie były jeszcze członkinie Bobcatów, stajenna i reszta jeźdźców. Ta grupka na tle innych stajni wyglądał na dość małą, ale zgraną drużynę, która potrafiła siebie na wzajem wspierać i naprawiać to, co w ich własnej psychice wyrządzili inni ludzie, pomimo tego, że życie na wyspie nie było łatwe. Przed grupą stał właściciel stajni, Thomas, ojciec Justina. 

-Drodzy pracownicy stajni Moorland. Mam złą wiadomość dla waszych kieszeni-powiedział-Dziś rano rząd przysłał wiadomość, że jutro przyjadą sanie z bieguna północnego. Niestety to nie będzie czas na zabawę, gdyż trzeba będzie zająć się dekorowaniem stajni i okolic oraz trzeba będzie się zająć porządkiem w Zimowej Wiosce-kontynuował swój monolog. W grupie od razu zaczęły się pojawiać szmery niezadowolenia i twarze nie będące zadowolone. Ale co by oczekiwać? Prace zwiane z przygotowaniami zwykle kosztowały i kosztują dużo, gdyż trzeba dokupić zwykle trochę dekoracji a dla szczupłego budżetu miejsca bez jeździeckiego klubu politycznego bądź administracji o silnych wpływach było to wręcz samobójstwem bez zwiększania pracy pracownikom.

-Ci łajdacy! Trzeba im dokopać!- krzyknęła Elizabeth, ale jednak nagle poczuła ból- Au!!-krzyknęła, nie mogąc się nawet ruszyć, przez co musiała wrócić do szeregu co dziwne tylko siostry Shadowgate dziwiło jakby mieszkańcy wiedzieli o co chodzi, ale tego nie mówili. Jakby ból w głowie przy każdej próbie sprzeciwu wobec władzy byla dla nich normalny.

-Pomimo waszych osobistych opinii o tym, prosiłbym was o streszczenie się z codziennymi obowiązkami by móc od południa się przygotowywać. A co do zadań to Avis, Harita, Elizabeth i Geoffrey zajmą się stajnią. Cassidy, Winston, Ed i Berta zajmą się zadaniami wokół Moorland. Reszta ma za zadanie zająć się sprzątaniem miejsca pod przyjazd sań i pomóc osobom wcześniej wymienionym. Najważniejsze byście współpracowali. A teraz rozejść się.-powiedział właściciel stajni po czym wyszedł z dziedzińca i powrócił na swoje miejsce koło stajni. Członkinie klubu Bobcat Girls też w żaden sposób nie pomogły, tylko stały i patrzyły jak gracze- w tym Avis i Harita- idą w stronę stajni, która miała chyba tak dużą liczbę pięter, że aż sięgały nieba za sprawą faktu, że gracz mógł mieć nawet kilkadziesiąt koni. Miejsce to zamiast mieć wejścia do stajni macierzystej i normalnej o niewielkiej liczbie boksów jak w normalnej grze Star Stable,  była dużym prostokątnym klocem, który zajął miejsce wcześniejszego ,,przedwejścia" i w końcu też zajął i stajnie macierzystą. Właśnie w momencie kiedy ostatni z czwórki- Geoffrey wszedł przez wielkie wejście do stajni, za nim przywlekła się grupa tej ,,reszty" jak to określił Thomas, którzy wiedzieli, że muszą pomóc, bo inaczej będzie lipa. Gdy już weszli do środka, ich oczom ukazał się obraz stajni wyglądającej jak macierzysta, ale boksy były upchnięte jak się dało aby pomieścić wszystkie konie. Na szczęście na każdym piętrze była myjka i szara na ubrania a na przeciwko wejścia była duża winda, wiodąca aż na samą górę.

-Robimy razem?-spytała Avis, chcąc jakoś podnieść siebie i swojego kolegę na duchu podczas brania rzeczy ze składzika na parterze: szczotki, kopystki, jedzenie, woda i maseczki by nie wdychać kurzu.

-Nie mam de facto z kim, więc chętnie-odparł ponuro po czym wziął swoje rzeczy i nagle ujrzał tą grupę graczy, która ma za zadanie wykonywać zadania poza stajnią. Gdy weszli, od razu skierowali się do swoich koni, które były nawet na wysokich piętrach.

-Pewnie będziemy musieli przygotować im boksy na powrót-stwierdziła Harita, biorąc swą część i kierując się do pierwszego boksu na pierwszym piętrze. Gdy tylko weszła, zauważyła bardzo zaniedbany boks, pełen brudu i odchodów- Jakim cudem koń, który tu siedział, jeszcze żyje?!-zawołała w myślach po czym zmusiła się, by wejść głębiej i zacząć wynosić gnój, który tam był. Tymczasem jej siostra i Geoffrey zaczęli wyprowadzać konie, nie wzięte przez ich właścicieli, na padok. Były one różnorodne: od dużych shirerów i cobów irlandzkich po małe kuce walijskie z Południowego Kopyta. Na szczęście żadne z nich nie stawiało specjalnego oporu, przez co szybko wyprowadzili tyle koni, że padok był przepełniony i po niedługim czasie trzeba było konie dawać na padok, gdzie stały Bobcaty oraz do ustanowionych jako pastwiska terenów leśnych wokół Moorland. Elizabeth oraz inni nie stali bezczynnie i dołączyli do czyszczenia boksów i wyprowadzania koni. Wszystko było to w harmonii- nikt się z nikim nie kłócić, jakby wszystko mieli zaplanowane już wcześniej. Jednak na ich twarzach widać było zmęczenie od czyszczenia nie tylko boksów, ale i podłogi, ścierania kurzy, wsadzania nowej wyściółki, siana i wody, sprawdzania, czy np. myjka dobrze działa i ostatniej rzeczy-dekorowania. Na zewnątrz nie było lepiej- zamiatanie dróg, czyszczenie zewnętrznych ścian, murów itp., sprawdzanie ogrodzeń i toru na mistrzostwa a także- dekorowanie. Samych dekoracji nie było za wiele, nawet po tym jak przyjechała nowa ich dostawa. Pod koniec prac wszyscy byli zmęczeni, a to nie był koniec wrażeń na dzień. Gdy udało się posprzątać stajnie i przyprowadzić z powrotem konie do boksów, a obszar na zewnątrz lśnił, wszyscy gracze zebrali się wokół Thomasa, czekając na jego wypowiedź. Wśród tłumu nie było Harity, gdyż ta musiała w połowie pracy przerwać i pojechać na swym gniadym jorviku gorącokrwistym do przystanku w Forcie Pinta i pojechać na wykład na Uniwersytecie Jorvickim. Avis jednak nie czuła się zagubiona- Od czegoś ma się znajomych-pomyślała, stojąc koło Geoffrey'a i Elizabeth. Thomas stanął przed graczami, ale nie mówił nic przez długą chwilę, jakby się zawiesił. Napięcie rosło a w głowach wielu jeźdźców tliły się najczarniejsze scenariusze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro