Spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krajobraz był nietypowy. Wielkie łąki suchych traw, które lekko kołysały się na boki przy delikatnym podmuchu wiatru poprzecinane ogromnymi górami. Darkest spodobało się to miejsce, miało swój urok. Oczywiście niektórzy powiedzieli by, że nie może równać się z Naboo, bo przecież tam są cudowne wodospady, jeziora i piękne miasta. A tu tylko chaszcze i gigantyczne kamienie. Jednak było tu spokojnie i cicho, jakby był to jedyny zakątek galaktyki, gdzie wojna jeszcze nie dotarła. Przynajmniej miało się takie wrażenie...

Xantarianka szła w kierunku skąd unosił się dym. Za górką łąka się skończyła. Jej oczom ukazał się kanion. Gdy do niego weszła poczuła przyjemny chłód bijący od skał. Przejście na drugą stronę nie zajęło dużo czasu, mimo to dzień zaczął chylić ku końcowi. U wyjścia zauważyła wioskę, a może raczej bazę. A w niej pierwszych mieszkańców tej planety. Twi'leków.
- Czyli jestem na Ryloth - pomyślała.
Kilku tubylców zmierzało w jej stronę. W rękach trzymali blastery wymierzone prosto w... Darkrst!
- No proszę, ładny komitet powitalny - burknęła pod nosem.
- Czego chcesz ? - pierwszy odezwał się wysoki mężczyzna o zielonym odcieniu skóry i wytatuowanych głowoogonach. Nie wyglądał na lubiącego dyplomatyczne rozwiązania konfliktów. Po jego bokach stanęło jeszcze czterech rosłych przedstawicieli tej rasy. Przyjaźnie nastawieni z pewnością nie byli.
- Spokojnie! Nie szukam zaczepki, tylko schronienia i transportu - zapewniła ich. - Miałam awaryjne lądowanie... Jeśli można to tak nazwać. Niestety mój statek już nigdzie nie poleci. Leży gdzieś w górach roztrzaskany na kawałki.
- Hmm... Republika czy Separatyści ? - zapytał jeden z jego kompanów.
- Bezstronna - ale jeśli trzeba to Republika - odpowiedziała.
- Możesz u nas przenocować - odparł oschle. - Masz szczęście, akurat jutro wylatuje stąd transportowiec.
Ruchem ręki dał znak aby dzieweczyna poszła za nimi. Wioska przypominała bardziej bazę niż miejsce do mieszkania. Nieliczne domki i kilka prowizorycznych namiotów, zrobionych z rozciągniętego materiału na dużych palach. Po środku paliło się pokaźnych rozmiarów ognisko. Darkest z zaciekawieniem przyglądała się osadzie. Nagle zauważyła dziób statku wystający zza jednego z większych namiotów. Wydawał się jej dziwnie znajomy...
- Nie! To niemożliwe - pomyślała z niedowierzaniem.
Podeszła bliżej maszyny i przyjrzała jej się uważnie. Nie zauważyła, że ktoś stał za jej plecami.
- Co za niezwykłe spotkanie ? - usłyszała głos dobiegający z tyłu. Wystraszona odwróciła się gwałtownie. Ujrzała tego samego młodego twi'lekańskiego pilota co na Tatooine. Twi'lek miał niebieską skórę i dość długie głowoogony na których widniały dwie czerwone opaski. Ubrany był w brązowo-czarny kombinezon z elementami zbroi. Na rękach miał czarne skórzane rękawice. Do pasa przypięty były blaster i kilka rzeczy, które z pewnością mogły się przydać w sytuacjach bez wyjścia.
- To ty. Ten pilot od "zwykłej broni dla Huttów" - wypaliła Xantarianka. - Udało ci się wylecieć przed bitwą - powiedziała bardziej do siebie, niż do niego.
- "Porządna łowczyni nagród" -zażartował. - Mi też miło cię widzieć. Odleciałem na samym początku starcia, tuż przed jatką jaka się szykowała - odpowiedział z uśmiechem. - A gdzie twój statek ?
- Ja nie miałam tyle szczęścia co ty - odparła z wymuszonym uśmiechem. - Wleciałam w sam środek potyczki. Ledwo udało mi się stamtąd uciec. Niestety trafili mój wahadłowiec w skrzydło. Z początku myślałam, że to tylko niewielka usterka ale prawda była inna. Skończyło się na tym, że statek rozbił się o jedną z tych gór - wskazała palcem na pobliskie wzniesienia - i teraz gdzieś tam sobie leży w kawałkach.
- No to miałaś niezłą przygodę - podsumował zgrabnie i puścił do niej oko.
- Można tak to nazwać - rozchmurzyła się.
- Jestem Tajron - przedstawił się.
- Darkest.
- Może pójdziemy w przyjemniejsze miejsce ? Ognisko ? - zaproponował.
- Z chęcią - odparła.

Oddalili się od transportowca i usiedli przy płonącym ogniu. Xantarianka chwilę obserwowała płomienie.
- Chciałam cię prosić o transport - zaczęła niepewnie.
- Ja...
- Tak wiem, nie ma nic za darmo. Zapłacę ci - przerwała mu.
- Ale ja nie mogę - przyznał pośpiesznie.
- Niby dlaczego ? - żachnęła się Darkest.
- Myślę, że na pokładzie znajdzie się jeszcze jedno miejsce - ich rozmowę przerwała postać z kapturem na głowie i długim ciemnobrązowym płaszczem opadającym do samej ziemi.

Dzisiaj trochę dłuższy rozdział :D Miał być wstawiony wczoraj ale musiałam go poprawić. Jak myślicie, kim jest tajemnicza postać ? Odpowiadajcie w komentarzach :) Na górze macie zdjęcie twi'lekańskiego pilota.
PS Jutro będzie nowy rozdział !

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro