Historia na bagnie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bohaterem tej opowieści jest 8 letni Paweł Rosa, uroczy trochę pulchny blondasek. Jego celem jest spotkanie bratniej duszy. Każdego dnia wychodzi na trzepak poszukać odpowiednich materiałów na kolegów. Tego dnia zaciągnęło go nad Wisłę, przyszedł poszukać na bagnach ciekawych okazow.
Kiedy dotykał martwą żabe patykiem usłyszał za sobą bulgot. Obrócił głowe i ujrzał statystycznie starszego chłopaka w ciemnych włosach. Utknęła mu noga w błocie. Podszed do niego skocznie ostrożnie omijając błocko.
- Hej podasz patyka? - usłyszał nieśmiały Paweł podskakując zaskoczony kiedy trzymał patyk kurczowo między rękami.
- H-hej... - wyszeptał, odchrzaknął i powtórzył głośniej. - H-HEJ...
- No dobra ale podaj rękę chociasz bo się utopie - pospieszył biednego blondyna, chwytając sie pnia drzewa. Paweł zdziwił się nieco. Ruchome piaski? Tutaj? Nie wachał się jednak długo. Już po chwili podał chłopcu pomocny badyl po czym silnie pociągnął go na twardy brzeg i pomógł wstać.
- Dzięki, siłacz jesteś
- Emm... m... spoko... - odpowiedział mu i zawstydził się lekko oblał rumieńcem. W tym czasie chłopak w tshircie z głową żaby zdążył wstać, otrzepać się z kurzu i pyłu i podeprzeć rekoma na biodrach.
- Pierwszy raz cię tu widze. Jestem Dominik. Dominik Boss. To tereny mojej rodziny, więc ja tu rządzę - zadeklarował twardo. Wbił intensywne spojrzenie w młodszego chłopkaa.
- Och, ja jestem Paweł... Rosa... - odpowiedział jeszcze mniej pewnie Paweł, widocznie przez drugiego onieśmielony. Wrecz zdominowany.
- Paweł, niezłą masz pare w bickach, przydałby się taki ktoś w moim gangu - stwierdził nagle zainteresowany Boss, pocierając się po podbrudku.
- Jesteś szefem mafii? - wypalił także i młodszy, widocznie zafascynowany takimi rzeczami. - Sprzedajesz narkotyki? A-alboo przetrzymujesz zakładników w piwnicy?
- Er, cóż, ja n- ej, tak, w sumie to taak - zapewnił nagle aż nazbyt pewny siebie Dominik, przytakując śmiertelnie poważnie. - Zakopujemy ciała czasem. Ja i moja mafia, cała. Tak.
- Łaaał - wyszeptał rozmówca w wyraźnym szoku. Zawsze widział tyle detektywistycznych filmów, może mógłby się poczuć jak w jednym z nich? Tyle że tym razem jako kumpel mafiozy! - D-dominik, aaa masz już może zastępcę? Albo chociaż miejsce w gangu?
- Pewnie, mamy akurat jedno wolne miejsce! Ale wiesz, to bardzo trudna robota, tak - kontynuował mafioza, patrzac oceniająco. - Znajdź mi coś wartościowego. Odpowiedni podarunek to najważniejsza część rekrutacji - dodał, siadając na kamieniu i chwytając w garść parę żuczków, żeby zrobić wojny żuczkowe. - Ale pośpiesz się, po południu mam ważne spotkanie. Nie mamy całego dnia.
Paweł, rozemocjonowany, zatrząsł się i przytakną ohoczo z błyskiem w oku. Od razu pognał zpowrotem na bagna, szukając czegoś odpowiedniego jako dar dla mafiozy. Niestety nic nie wydawało się odpowiednie. Obejrzał się jeszcze na siedzącego w oddali zbierającego owady kumpla. To idealny materiał na przyjaciela, nie mógł go zawieść! Zacisnoł ręce w pięści z zaangażowaniem. Wtem go natchneło. Szukał jakby ze zdwojoną energią.
Po chwili już biegł zpowrotem do Dominika, nieco zdyszany, ale promieniujacy dumą. Dłonie trzymał złączone tak blisko, że nie było widać, co jest pod kopułą.
- Panie szanowny mafiozo Dominiku Bosie, mam dla ciebie prezent i p-prosze oprzyjęciemniedomafii - powiedział szybko, przymykając oczy. Otworzył tym samym delikatnie ręce. Ciemne włosy chłopak wstał oraz rzucił okiem na podarunek. Pociągając nosem.
- O rany! Skąd wiedziałeś że lubie żaby - krzyknął zaskoczony, chwytając zieloną kumkę w garść. Młodszy zaczerwienił się lekko, odważnie znowu otwierajac oczy.
- Widziałem twoją bluzke i pomyślałem...
- Dobra. Wiesz co? Mianuje cię moim zastępcą. Witamy w gangu, młody - rzekł zadowolony Dominik, potrząsając drugiemu wolną rękę na powitanie. - Od dzisiaj nosisz ksywę, hm... Lakarnum. Na mnie mów Awięc. I tak w suuumie to jesteś jedynym członkiem poza mną. Nie masz kim żądzić - dodał jeszcze mimochodem szef, wzruszając rękami. W tym czasie usłyszeliśmy głośny krzyk i ujrzeli osobę stojąca niedaleko na polanie. - Juuż południe? Dobra, Lakarnum, widzimy się jutro o tej samej porze. Lecę na obiad. Cześć!
- T-to nic, znaczy, co do tego gangu. I będę jutro, tak! Czeeeść - odpowiedział szybko Paweł, machając ręką na pożegnanie, patrząc jak starszy sprintuje do domu. Pierwszy raz w życiu dostał ksywę. To było takie dziwne, acz przyjemne uczucie. Nieświadomie na jego twarzy zakwitł szeroki uśmiech. I udał się w swoją stronę, szczęśliwy i pełen nadzieji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro