Rozdział 20 Ironhide - spojrzeć śmierci w działo.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obrazek u góry jest z DeviantArt.
Swoją drogą, ktoś od*ebał kawał zajebistej roboty.
_________________ 

- Jazz! Gdzieś znowu zostawił te części?! - zawołał wyprowadzony z równowagi Crosshairs.

- Co ja?! Nie dotykałem ich! - bronił się oburzony srebrny pontiac.  

Takie mniej więcej było słychać "rozmowy", kiedy z samego rana poszliśmy na złomowanie po dwóch dniach nudy i nic nie robienia, Wreckerzy w końcu wyczerpali zapasy części i metalu, a teraz naszym zadaniem, było uzupełnić te zapasy. Praca nie była zbyt trudna, tylko trzeba było uważać na dobre części, które można by wykorzystać. Z tego co słyszałam, to Jazz właśnie gdzieś zgubił takie części albo Crosshairs sam to zrobił, tylko nie chce się przyznać. Było nas ośmiu i każdy miał jakieś zadanie przy którymś z dwóch aut. Jolt, zanim zaczynaliśmy rozpruwać zardzewiałe rzęchy, wyszukiwał w nich przydatnej i działającej elektroniki. Crosshairs, który miał najwięcej styczności z Wreckerami i mniej więcej miał pojęcie, co może im się przydać do odbudowy dwóch innych statków niż Atom, wyszukiwał dobrych części. Ja, Bumblebee, Jazz, Dino i Sideswipe, oprócz rozrywania wraków na większe fragmenty, szukaliśmy w nich jakiś nam przydatnych rzeczy, takich jak nie zbutwiałe i nie popękane opony, w miarę czyste tapicerki i wykładziny, plandeki jak się trafiły, kołpaki i wiele innych. Flare Up rozcinała wszystko co niepotrzebne i nie użyteczne swoją piłą na małe kawałki. Często jej pomagał Sideswipe, który za pomocą swoich rozgrzewających się ostrzy, mógł równie skutecznie rozcinać metal. Gdy u fioletowej robotki uzbierała się górka metalu przeznaczonego na przetopienie, wraz z Bumblebee'm odrywaliśmy się od dotychczasowej pracy i ładowaliśmy poćwiartowany złom na przyczepki.

- Bumblebee, co z tym? - zapytałam pokazując dość dobrze zachowaną kierownicę w brązowym kolorze. Żółty Autobot podszedł do mnie i chwilę się zastanowił.

- Do złomu jej wrzucić nie możemy... - stwierdził. - Nie wiem do czego mogłaby się przydać, ale weźmiemy. - powiedział uśmiechając się do mnie, co koniecznie musiałam odwzajemnić, bo inaczej się nie dało. Od dłuższego czasu jak zaczęliśmy pracę obserwowałam go i zauważyłam, że on ciągle na mnie spoglądał, kiedy na niego nie patrzyłam. Może i trochę się krępowałam, kiedy czułam na sobie jego wzrok, ale ogólnie podobało mi się to uczucie.

Bee wyciągnął kierownicę i zaniósł do oddzielnej przyczepki. Ja w tym czasie, wyciągnęłam sztylety i obchodząc w kółko przerdzewiały samochód, odcięłam dach od reszty nadwozia i zaniosłam go Flare Up. Autobotka oderwała się na moment od pracy i spojrzała na mnie i na spory kawał blachy, najwyraźniej zastanawiając się co z tym zrobić.

- Sideswipe, kochaniutki, weź mi to potnij. - poprosiła, a ja położyłam dach na stosiku. Srebrny Autobot odwrócił się od drugiego, złomowanego auta. Bumblebee rozrywał już przebrane części silnika na mniejsze. Czego by nie robił, to zawsze tak słodko wyglądał, nawet jak się siłował z jeszcze mocnymi częściami.

- Łoooaa! - ktoś wrzasnął i na raz nastąpił huk i brzdęk. Cross zaczął się niepohamowanie śmiać, zaś Dino i Jazz patrzyli z przechylonymi głowami na Sideswipe'a, który wyrżnął i walnął głową o próg grata, przy którym ja i Bee głównie urzędowaliśmy. Chevrolet jęcząc i rozcierając bolące miejsce na czole podniósł się.

- Złapałeś go? - zapytał Dino chyba w ogóle nie przejmujący się losem przyjaciela.

- Co złapałem? - jęknął spoglądając na czerwone ferrari.

- No Scorpnoka. - zaśmiał się czerwony Autobot, a srebrny wywróci oczami. - Cross, zamknij ryj. Nie mam ochoty wysłuchiwać twojego rechotu... - warknął, na co zielony corvette zachłysnął się powietrzem i spiorunował snajpera wzrokiem. Do srebrnego stingray'a podszedł Jolt oferując pomoc przy podniesieniu się, z której Autobot skorzystał robiąc przy okazji Mirage'owi wyrzuty, że to on mu nie pomógł, co czerwony po prostu olał. Jolt również chciał sprawdzić, czy specjaliście od spontanicznych akcji nic się poważnego nie stało, ale Sideswipe  zbył go machnięciem ręki i dziwaczne krocząc po trawie i kamieniach, poszedł pomóc Flare Up. Zerknęłam na Jolta, który patrzył na corvette trochę zmartwiony. Podeszłam do niego i trąciłam w łokieć, na co niebieski Autobot tylko sprawdził, kto go dotyka.

- Skąd to zmartwienie? - zapytałam uśmiechając się delikatnie, a on znowu spojrzał na mnie.

- Myślisz, że tylko o Jazza się martwię? - odparł. - Sideswipe też ma problem. - powiedział wymijająco i poszedł pomóc zielonemu chevroletowi. Wzdrygnęłam się. Trochę chłodno mnie potraktował. Wzruszyłam ramionami i poszłam pomóc żółtemu camaro dalej rozkładać starego gruchota. Kiedy oba samochody były już w częściach, szybko je zapakowaliśmy na trzy przyczepki, które do bazy zaciągnął Bumblebee, Jolt i Crosshairs. Reszta w tym ja jechaliśmy za nimi i pilnowaliśmy, czy czasem coś nie spadło. Było trochę problemów ze zjazdem w tunelu, ale chłopaki mieli już to wyćwiczone co zrobić, kiedy przyczepka zaklinuje się na najostrzejszym zakręcie.

W głównej sali czekał Leadfoot i Hound, na których widok ze strachu przez plecy przebiegały mi niemiłe dreszcze. Zatrzymałam się przy zdezelowanej wołdze Jazza, kiedy oni odbierali od zwiadowcy i młodego medyka ładunek, przy czym wypadło kilka części. Kiedy zniknęli w lewym korytarzu przetransformowałam i zanim zrobiłam jakikolwiek ruch, z laboratorium wyszedł zdenerwowany Ratchet.

- Jolt! - zawołał nagle, na co Młody niemal podskoczył i zanim jasnożółty zaczął coś mówić, niebieski volt podbiegł do niego i zniknął za foliową zasłoną. Pierwszy oficer medyczny tylko rzucił na nas szybko okiem i poszedł za swoim lekko zwariowanym pomocnikiem.

Spojrzałam na resztę towarzystwa, a Ci tylko wymienili ze sobą spojrzenia. Jazz, bez słowa podszedł i walnął się na maskę czarnego złomu.

- Wiecie o co chodzi? - zapytał Bumblebee.

- Domyślam się, ale nie wiem, czy się cieszyć, czy wręcz przeciwnie. - rzucił Sideswipe i usiadł na dachu wołgi opierając ręce na kolanach.

- Jak możesz się nie cieszyć Sideswipe? - zapytała nieco oburzona Flare Up.

- Po prostu się martwię. - wytłumaczył.

- A myślisz, że my nie? - obruszył się Dino. - Jakbym na to pozwolił, to z zdenerwowania by mi ręce dygotały jak rozwalone łożyska. - powiedział. - Chociaż i tak wiem, że coś się idealnie zje*ie. - dodał machnąwszy ręką i przysiadł się do stingray'a.

- Nie pomogłeś. - mruknął corvette zatapiając twarz w dłoniach i trąc po niej swoimi palcami, aż w końcu przetarł policzki i podparł podbródek na prawej ręce. Fioletowa robotka odjechała, prawdopodobnie w poszukiwaniu swoich sióstr. Bee usiadł na tyle samochodu, a ja stanęłam przed chłopakami. Jazz leniwie przekręcił w moim kierunku głowę, a pozostali tylko na mnie zerkali. Chociaż nie, Dino bez przerwy wbijał spojrzenie w podłogę i jakby coś przeżuwał.

- Można wie... - zaczęłam, kiedy z laboratorium Knockouta doszła do nas jakaś wrzawa. Głos podnosił głównie Ratchet i Optimus. Czwórka Autobotów na te dźwięki podniosła się ożywiona, Sides i Mirege wymienili spojrzenia i podbiegli bliżej wejścia osłoniętego folią, a za nimi Bee i Jazz. Ja natomiast, czując coś w rodzaju zagrożenia, zrobiłam kilka kroków w tył oddalając się tym samym od zniszczonego samochodu.  Przez półprzeźroczystą zasłoną widziałam tylko zasłonę do drugiego laboratorium.  Coś szło nie tak wnioskując po nasilających się wrzaskach. Krzyczał Ratchet i Optimus, chwilami było słychać Jolta. Aż nagle ktoś zaczął się drzeć grubym głosem. Knockout chyba zaczął panikować.

- Uspokój się! - wrzeszczał  jasnożółty medyk.

- To Decepticon! - wydarł się posiadacz niskiego tonu głosu.

Powstało zamieszanie, każdy próbował uspokoić Ironhide'a, który najwyraźniej nie miał takiego zamiaru. Aż nagle spomiędzy wrzasków przedarł się skowyt Jolta, a po chwili został zagłuszony przez okrzyki Prime'a i wrzask przerażonego czymś czerwonego Astona Marina. Na raz zza zasłon wyskoczył Knockout potykając się w pośpiechu o własne nogi, a zaraz za nim wypadł czarny Autobot mierząc jednym ze swoich wielkich dział za czerwonookim. Knockout był coraz bliżej wyjazdu z bazy, kiedy potknął się o zostawione części ze złomowania. Czarny był już tylko kilka kroków za nim, a on zamiast wbiec do tunelu, skręcił w stronę ściany. Nie wiem jakim cudem, ale zanim Ironhide zatrzymał się przed medykiem, stanęłam mu na drodze. Czerwonooki rąbnął o ścianę obok wjazdu do tunelu. Działo czarnego Autobota zatrzymało się na wysokości mojej piersi, za raz potem i drugie we mnie mierzyło. Iskra ze strachu mi łomotała, choć to mało powiedziane. Waliła, aż od jej pulsów pierś mi drżała. Ktoś krzyczał, ale nawet nie wiedziałam co. Wszystkie dźwięki odbijały mi się w głowie niczym echo, nie dając ich zrozumieć. A to wszystko przez to, że przed oczami miałam dwa ogromne działa. Z jednego, wokół którego lufy były jakieś pociskopodobne części, wydobywało się żółte światło. W samym środku lufy było biało od wysokiej temperatury, a im bliżej wylotu, bijące z wnętrza światło robiło się przez żółte, po pomarańczowe. Przyszło mi na myśl, że zaraz zginę w największych czeluściach piekła całego wszechświata. Znowu z drugiej lufy biło błękitne światło. Biel w samym środku świadczyła o niewyobrażalnie wysokiej temperaturze, a im bliżej wylotu, tym światło było intensywniej niebieskie. Wyobraziłam sobie niebieskie płomienie, jakimi w pierwszych chwilach płonie energon, które za chwilę miały buchać w moich przewodach i Iskrze. Czarna zbroja właściciela broni całkowitej zagłady była jak szata śmierci wyobrażanej sobie przez ludzi. Bieli w działach robiło się coraz więcej, co sygnalizowało mi, że zaraz zginę. Mam nadzieję, że chociaż uratuję o wiele bardziej przydatnego ode mnie medyka. Zanim jeszcze padły strzały, spojrzałam w górę i natrafiłam na błękitne optyki Autobota, wypełnione furią i nienawiścią. Światło bijące z luf robiło się jaśniejsze. Z oczu spłynęły mi łzy, aż nagle ktoś staną przede mną, zasłaniając mnie. Nim się zorientowałam kto to zrobił, usłyszałam łagodny głos Sideswipe'a.

- Opuść broń, Ironhide. - powiedział.

Zrobiłam jeden, chwiejny krok w tył. Czas przyspieszył i znowu leciał normalnie. Sideswipe coś mówił, ktoś inny też się odzywał. Odeszłam kilka kroków patrząc gdzieś przed siebie, a w głowie wciąż miałam widok piekielnej broni. Stanęłam w połowie drogi do drugiej ściany uświadamiając sobie, że kilka sekund temu mogłam zginąć. Zrobiło mi się słabo, nogi się pode mną zaczęły uginać.

- AA! Aaaa! Mój lakier! Lakier! - zaczął drzeć się Knockout.

Nie wytrzymałam napięcia i nerwów. Z mojej piersi wydarł się wrzask potępieńca. Krzyczałam, aż mnie aparat mowy rozbolał. Zakryłam rękami klatkę piersiową i padłam na kolana. Głośny wdech jakbym się topiła i drugi wrzask, krzyk który było słychać chyba na powierzchni. Z oczu spłynęły strumienie łez, które po chwili stworzyły mokre plamki na podłodze. Nakryłam głowę rękami i nachyliłam się do samej ziemi, po raz trzeci wyrzucając siebie strach w postaci przerażającego wrzasku.

- Zafira. - usłyszałam nad sobą głos Bumblebee, a po chwili na siłę podniósł mnie i przycisnął do siebie ciągle wypowiadając moje imię i żebym się uspokoiła, ale nie potrafiłem. Strach mnie unieruchomił, nie mogłam ruszyć rękami, które kurczowo trzymałam skrzyżowane na piersi i objąć Autobota. Szloch i wrzask mieszał się w moich ustach. Camaro puścił jakąś piosenkę, ale to mało dało. Łapczywie jednak z trudem łapałam powietrze. Bee wziął mnie pod pachy i przeciągnął pod ścianę, pod którą usiadł i naciągnął mnie na siebie. Założył sobie moje ręce za kark, a wtedy strach nieco mnie popuścił i wtuliłam się w pierś robota. Dalej płakałam, ale z każdą chwilą było troszeczkę lepiej. W jego silnych ramionach czułam się bezpieczna.

Knockout wciąż dramatyzował nad swoim porysowanym lakierem. Powinien mi teraz stopy całować i dziękować, że go zasłoniłam. Pewnie by to nic nie dało, ale chciałam go ratować. Nie wiem jednak, co by się stało gdyby nie nie Sideswipe. Ironhide chciał zabić Decepticona, ale na drodze stanął mu ktoś nieznajomy i raczej dopiero widok przyjaciela go uspokoił. Jedno jest pewne, mogłam zginąć, a Knockout to, powiem szczerze, cholerny, seksowny tchórz i egoista, któremu powinnam porządnie zrujnować karoserię.

Kiedy byłam już w miarę opanowana, spojrzałam za siebie. Bumblebee ciągle delikatnie głaskał mnie po głowie i plecach. Ironhide siedział oparty o ścianę przy wejściu na parking od strony kąta. Miał nieobecne spojrzenie, które wbijał w podłogę przed sobą. Nie reagował na słowa przykucającego przy nim Optimusa i Ratcheta po jego drugiej stronie. Sideswipe i Dino stali zmartwieni obok Prime'a i obserwowali. Jazz i Jolt kręcili się w pobliżu, jakby uważali na ewentualny akt agresji. Knockout stojąc przy miejscu, gdzie dobił do ściany ciągle opłakiwał lakier, na którym powstała niewidoczna gołym okiem ryska.

- Optimusie! - wrzasnął nagle czarny Autobot, od czego skuliłam się i jeszcze bardziej przywarłam do żółtego camaro. - Optimusie! Namierzono Wszechisk...! - wykrzyknął. Jego oczy były rozbiegane, jakby śledził przed sobą szybko przemijające obrazki. Lider najwyraźniej nie zrozumiał o co chodzi i chciał coś powiedzieć, ale Ironhide mu przerwał. - Dlaczego walczymy za ludzi? To prymity... Prime... Nie mogliśmy go uratować. Decepticońskie ścierwo!

Nie wiem o co chodziło, mówił od rzeczy. Jednak z każdymi, wypowiadanymi fragmentami zdań, jego wyraz twarzy się zmieniał, raz był smutny, raz wściekły. Granatowo-czerwony Autobot słuchał go uważnie obserwując każdy ruch.

- ...Prime! Zrób coś ze sobą! Opuście broń. Lekcja skończona. - zamilkł i nagle położył dłonie na piersi. - Coś ty zrobił?! - zawołał przerażony. - Optimusie! - wrzasnął łapiąc lidera za ramiona. - Sentinel to zdrajca! - krzyknął patrząc w oczy Optimusowi. Zapanowała cisza, którą mącił jedynie szybki dech czarnego Autobota. Granatowo-czerwony robot złapał go za nadgarstki i ściągnął jego ręce ze swoich ramion.

- Wiem, Ironhide. - powiedział spokojnie. Zbrojmistrz niepewnie spuścił wzrok z lidera i rozejrzał się. Zatrzymał wzrok na Jazzie, zmarszczył czoło i przyglądał mu się zdezorientowany.

- Jazz? - zapytał niedowierzająco, na co porucznik zatrzymał się i tylko patrzył na czarnego, który w kilka sekund później przeniósł spojrzenie na wystraszonego Jolta. - Jolt? - zapytał znowu. - Ale przecież... - spojrzał na Prime'a. - Gdzie ja jestem?! - wrzasnął.

- Spokojnie, Ironhide. Jesteś bezpieczny.

- Ale gdzie?!

- W naszej nowej bazie, w Czarnobylu. - odpowiedział, na co Ironhide znowu się rozejrzał. Patrzył po wszystkich z przerażeniem.

- Ja zgasłem? - zapytał.

- Na sześć lat. - palnął Dino, za co Sideswipe trzepnął go w tył głowy.

- Jakie sześć...? Co jest grane?! - panikował.

- Jest ziemski dwa tysiące siedemnasty. - powiedział zrezygnowany corvette.

- Jaki siedemnasty?! Jest jedenasty! - krzyknął, a srebrny chevrolet pokręcił głową spuszczając ją ze smutkiem. Spuścił powietrze i znowu popatrzył na czarnego, który, wnioskując po jego oczach, nie wierzył.

- Sześć lat temu Sentinel Prime strzelił do Ciebie trzema pociskami rdzawiącymi. Knockout - wskazał na już spokojniejszego czerwonookiego - za pomocą swojej maszyny odbudował Cię, a Optimus przywrócił do życia Matrycą Przywództwa. - wytłumaczył.

- Ale Jazz, Jolt...!

- Oni też są odbudowani. Ratchet jest odbudowany. Ja jestem odbudowany. - powiedział. Ironhide nie odzywał się. Patrzył na srebrnego i tylko tyle. Wciąż nie wierzył.

- Hej, joł! Sześć lat to nie tak dużo w porównaniu do dziesięciu. - próbował pocieszyć Jazz. Podszedł bliżej i stanął obok Dino.

- Ale Ciebie Megatron rozerwał. Pochowaliśmy Cię! - oburzył się.

- Liczyłem na cieplejsze przywitanie. - mruknął drapiąc się po głowie. - No niby tak było, ale skoro Sam mógł Prime'a ożywić, dlaczego Knockout i Prime nie mogli Ciebie?

- Dobra, dość tego gadania. - odezwał się Ratchet. - Wstawaj. - rozkazał czarnemu szarpiąc go za ramię do góry. - Trzeba Cię przebadać. - poinformował, a mina zbrojmistrza zmieniła się z przerażonej na wściekłą. Szybkim ruchem złapał medyka za odstające części na klatce piersiowej i pociągnął w dół.

- Spróbuj tylko, a skręcę Ci kark. - syknął po czym z jego gardła wydobył się niski, głęboki warkot. Pierwszy oficer medyczny zmarszczył nos i odpowiedział nieco cichszym warkotem. Wyrwał się z ręki Ironhide'a i spojrzał na Optimusa.

- Nic mu nie jest. - powiedział rozeźlony i odszedł od czarnego Autobota. Szedł w naszą stronę, ale wtedy tuż przed jego nogami przemknęła Flare Up z piskiem, a zaraz za nią Chromia, która jednak była cicho. Flare dopadła Ironhide'a wskakując na niego i obejmując, a Chromia zatrzymała się przed nim i tak jakby czekała na swoją kolej. Fioletowa obsypywała zdezorientowanego Autobota mnóstwem buziaków po całej jego twarzy, a on nie wiedział co ma z tym zrobić. Optimus wstał i odsunął się speszony powstałą sytuacją. Up w końcu przyssała się na kilka sekund do ust Ironhide'a, na co zbrojmistrz nie wiedział, czy ma jej na to pozwolić, czy ją odepchnąć. Skończyło się na wielkich oczach. Botka w końcu odkleiła się od niego i owinęła ręce wokół jego szyi.

- Oooo, Hidey...! Kochaniutki, ty mój! Jak ja za tobą tęskniłam...! - zawołała. - Jak mogłeś dać się zastrzelić...?!

- O to samo mógłbym Ciebie zapytać. - wydusił zszokowany zachowaniem Autobotki.

- Flare Up. - odezwała się Chromia, na co jej siostra odsunęła się i zeskoczyła z Ironhide'a, dając jej możliwość przywitania. Niebieska robotka trochę niepewnie i z pomocą czarnego wspięła się na niego, pocałowała w policzek i przytuliła się do niego, a on ją. Ewidentnie widać, że między nim, a Flare Up i Chromią są całkowicie różne relacje. Po chwili zjawiła się jeszcze Arcee, którą zbrojmistrz również chciał przywitać w jakiś czulszy sposób, ale ona nie chciała i skończyło się na podaniu rąk.

Ratchet przyklęknął przy nas. Podniosłam głowę drżąc i spojrzałam na niego. Bumblebee nieprzerwanie mnie gładził po głowie i plecach, nucąc przy tym puszczoną przez niego piosenkę. Medyk bacznie mnie obserwował i chyba to mu wystarczyło, bo chwilę potem wyciągnął do minie ręce, uważający by mnie jeszcze bardziej nie wystraszyć i podniósł. Nogi miałam jak z gumy, więc jasnożółty wziął mnie ręce w stylu panny młodej i zaniósł do swojego laboratorium. Posadził na stole, obok którego zaraz stanął Bee. Medyk drgnął, ale zacisnąłem dłonie na jego rękach zanim odszedł od stołu. Przystanął, a po chwili przycisnął mnie do siebie.

- Coś jej jest? - zapytał zmartwiony chevrolet.

- Jest w szoku. - opowiedział swoim niego ochrypłym, jednak miłym głosem starszy Autobot. - Bumblebee, bądź tak miły i wyciągnij mi z szuflady, po prawej stronie na samym dole, taki mały metalowy pojemnik z czerwoną nakrętką. - poprosił, na co camaro rozejrzał się lokalizując szufladę, a po chwili podał wskazany przedmiot Ratchetowi. Starszy Autobot odkręcił wieczko, a z naczynia z jakąś przeźroczystą mazią ulotnił się intensywny zapach, chyba ziół. Umoczył w tym palec, a następnie przystawił mi pod nos, a chwilę potem pod dziurkami miałam umazane części w tym czymś. Resztę substancji, która została na dłoni robota roztarł w palcach. Zapach był bardzo mocny, ale nie drażniący.

- Co to? - zapytał żółty Autobot, na co medyk spojrzał na niego z uniesioną brwią.

- Myślisz, że z wami wszystkimi da się wytrzymać? - zapytał retorycznie, a Bee najwyraźniej trochę się zestresował. - To maść zapachowa na uspokojenie. - odpowiedział. - Ale przez was mam cały arsenał leków na uspokojenie. To co dałem Zafirze to słabizna. - skarżył się, a na twarzy camaro jakby przez moment zaistniał wredny uśmieszek. Ratchet zakręcił pojemnik i dał żółtemu zwiadowcy, bo ten odłożył naczynie na swoje miejsce. W tym czasie jasnożółty Autobot ustawił w bardziej siedzącej pozycji. Podkuliłam nogi i pozwoliłam, żeby mnie mocniej przytulił. Przytknęłam głowę do jego klatki piersiowej tuż pod jego podbródkiem. Przymykając oczy i ignorując gwar spoza laboratorium, moją klekoczącą Iskrę wsłuchałam się w spokojne, rytmiczne pulsowanie jego Iskry. Strach ustępował.

- I co ja mam z Tobą zrobić? - zapytał straszy Autobot, a ja po chwili namysłu wzruszyłam ramionami. Medyk zaśmiał się serdecznie.

- Ratchet, czy on by strzelił? - zapytałam, a jego rozbawienie natychmiast zniknęło.

- Nie mam pojęcia. - odpowiedział. - Ironhide jest nieprzewidywalny i często nieobliczalny. Po za tym, prawdopodobnie działał w amoku i odruchowo zaatakował czerwonookiego Transformera. Jednak... gdybyś wtedy nie stanęła mu na drodze, Knockout już by nie żył. Jesteś bardzo odważna.

- Tylko tak mówisz... Jakby tak było, nie spanikowałabym.

- Odwaga, to nie zawsze brak leku. - powiedział spokojnie, poklepując mnie po ramieniu.

Wrzawa po za siedzibą medyka stała jakby głośniejsza, aż nagle, zrywając foliową zasłonę do laboratorium wpadł czarny zbrojmistrz wspierając się to na ścianie, to na ramieniu już zmęczonego Sideswipe'a. Zaraz za nimi wbiegł Dino, wrzeszcząc na rozjuszonego Autobota, żeby wyszedł z laboratorium, używając przy tym nie zbyt miłych słów.

- Kim ona jest?! - wrzasnął dopadając medyka, który w porę mnie zasłonił ramieniem, zanim Ironhide mnie dopadł.

- Zostaw ją! - krzyknął Ratchet, odpychając łapę wielkiego robota.

- Ironhide, odejdź. - warczał srebrny chevrolet, który z pomocą Bumblebee próbowali utrzymać czarnego z dala ode mnie. Schowałam twarz w dłoniach i znowu zaczęłam płakać. Ratchet ciągle zasłaniał mnie swoimi silnymi ramionami.

- Kim ty jesteś?! Czy Tobie życie nie miłe?! Do jasnej cholery, odpowiadaj! - krzyczał. Strach znowu mnie paraliżował, zaczęłam szlochać. Jego działa mnie przerażały. Były jak piekielny wyrok śmierci! Zakryłam audio receptory dłońmi i płakałam z przerażenia. Krzyki nagle ucichły, ale ja dalej szlochałam skulona. Ratchet nieco popuścił uścisk.

- Nie widzisz, że ona się boi? - zapytał, jednak nikt mu nie odpowiedział. Niepewnie się podniosłam i zlustrowałam otoczenie.  Ironhide stał naprzeciw medyka po drugiej stronie stołu i przyglądał mi się. Jego broń była zbyt blisko mnie. Ze strachu zaczęło mi się robić niedobrze. Odwróciłam głowę i schowałam nos przy częściach starszego Autobota.

- Ironhide, schowaj chociaż broń. - powiedział spokojnie, a po warknięciu niezadowolenia usłyszałam szczęk metalu.

- Lepiej? - burknął.

- O wiele. - syknął jasnożółty. - Zafira panicznie boi się broni palnej.

- Że co?! Jak można?! - oburzył się.

- Jak widać, da się. - palnął Dino, który chyba stał gdzieś za medykiem. - Tak w ogóle stul w końcu mordę. Drzeć się nie musisz. - dodał, a ja usłyszałam złowrogie warczenie zbrojmistrza.

- Dlaczego wlazła mi na linię ognia? Przecie... - nie skończył.

- Ironhide? - zapytał zaniepokojony Ratchet.

- Co się dzieje? - zapytał Sideswipe. Spojrzałam na czarnego Autobota. Marszczył czoło i zaciskał powieki, jego usta wygięły się w grymasie bólu, a palce wbijał w blat stołu.

- Moja głowa. - jęknął, przenosząc dłonie na wspomnianą część ciała. Ratchet natychmiast zareagował, puścił mnie i obchodząc stół podszedł do czarnego Autobota, który zaczął się chwiać. W kilka sekund przy mnie znalazł się żółty chevrolet, który pomógł mi zejść ze stołu. Owinęłam ręce wokół jego szyi i obserwowałam. Nie wiem co się działo, medyk również, ale był opanowany w przeciwieństwie do Sideswipe'a. Ironhide cierpiał z powodu bólu, ale nie chciał tego okazywać. Nagle jedną rękę położył na klatce piersiowej, a chwilę potem zaczął sapać.

- Co się dzieje?! - panikował srebrny chevrolet.

- Komplikacje. - odpowiedział krótko medyk, podnosząc łeb czarnego i zmuszając go do otwarcia oczu. Mignął kilka razy światłami na ramionach, na co zbrojmistrz zareagował szarpnięciem się i oczywiście warknięciem. - Brak reakcji źrenic na światło. Sideswipe, Dino, pomóżcie mi. Bumblebee, zabierz Zafirę i przyślij mi Jolta. - rozkazał, a camaro zrobił jak chciał. Usadził mnie na wołdze, opiekę nade mną przeją Jazz, a on sam poszedł szukać Młodego. Knockout ciągle zawodził nad lakierem i powoli podnosił mi ciśnienie. Ledwo się uspokoiłam, a już Iskra mi przyspieszała, tylko tym razem z wściekłości. Wstałam wyrywając się Jazzowi, który zdążył się do mnie przykleić, podeszłam do czerwonookiego i z całej siły zdzieliłam go z otwartej dłoni w twarz, aż się zachwiał.

- Ty cholerny egoisto! - wrzasnęłam, po czym uderzyłam go w drugi policzek. - Ja Ci życie ratuję, a tylko o lakierze! - dorzuciłam i ruszyłam w stronę tunelu, a za sobą słyszałam szybkie kroki pontiaca.

- No to Knockout może sobie odpuścić. - zaśmiał się Crosshairs, który wcześniej był zajęty rozmową z rozradowaną Flare Up.

- Zamknij się Cross. - warknęłam po czym przetransformowałam i wyjechałam z bazy, a za mną solstice. Nie wiem gdzie jechałam, chciałam uspokoić się w zacisznym miejscu. Z Jazzem nie powinnam zabłądzić.


Więc... No myślałam, że rozdział wyjdzie mi lepiej. Miało być wielkie bum, ale nie zbyt mi wyszło. Napiszcie co myślicie. Pa :-*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro