Rozdział IX. Zbyt długa cisza to bolesny wróg

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Doświadczenie Syriusza pozwalało mu prawie nieomylnie wyczuć nadchodzące zagrożenie. Był rad, że przeciwnicy podczas aportacji narobili hałasu, nierozważnie niwelując swoją przewagę i dając im kilka sekund na przygotowanie. Jednocześnie jednak uderzyła go świadomość, gdzie się znajdują. Nie martwił się nieuniknionym starciem, ale mugolskie osiedle to chyba najgorsze możliwe miejsce, jakie mogło im przyjść do głowy. Jeśli mugole ich zobaczą, Ministerstwo Magii z pewnością wtargnie, choćby po to, aby im wymazać pamięć.

Lepsi ci kolesie niż sztab cholernych urzędników — pomyślał.

Eric rozejrzał się za miejscem, gdzie mogliby się ukryć, by nie zwracać na siebie aż tak dużej uwagi. Robiło się późno, a mimo wczesnej wiosny dzień nadal był dość krótki. Mrok mógł okazać się sprzymierzeńcem.

Black zwrócił się w kierunku Iriny. Zesztywniała i nie miało to nic wspólnego z otaczającym ich chłodem dnia. Już zrozumiała, że coś jest nie tak. Położył dłoń na jej ramieniu i spojrzał prosto w oczy.

— Błagam, powiedz, że masz ten dziennik przy sobie.

Z jej przerażonej miny wyczytał, że jednak nie. Właśnie przepadła jego jedyna iskierka nadziei na to, że jednak będzie można uniknąć konfrontacji i po prostu zwiać. Niestety, nie zamierzał odejść stąd bez dziennika i Iriny.

— Mam go w domu — odparła.

— To leć po niego. Wróć do nas jak najszybciej, bo musimy uciekać.

Irinie dwa razy nie trzeba było powtarzać. Kiwnęła tylko głową i ruszyła biegiem do mieszkania. Oddaliła się co najwyżej o dziesięć metrów, gdy nad głowa przeleciał jej pierwszy oszałamiacz.

W tym samym czasie Eric dostrzegł miejsce nadające się na kryjówkę. Za jednym z budynków rozciągał się pas zieleni i wąska spacerowa ścieżka a zaraz za nim wysokie, gęsto rosnące drzewa. Jeśli się tam dostaną, może się udać.

Wskazał to miejsce, a pozostała dwójka puściła się biegiem za nim. Z miejsca, skąd doszedł ich ów znajomy trzask, wychynęła grupa ludzi. Było ich co najmniej pięciu. Najwyraźniej to Irinę chcieli dopaść, ale niespodziewali się przeszkody. Teraz poruszali się bardzo ostrożnie, jakby zastanawiając się, który kierunek obrać.

Kathrina postanowiła rozwiać ich wątpliwości. Nim postanowiła biec szybciej za przyjaciółmi, strzeliła dwukrotnie zaklęciem „Ekspeliarmus". Natychmiast ściągnęła na siebie ich uwagę i podążyli za nią. Dokładnie tam, gdzie chciała.

~*~

Irina wpadła jak burza na klatkę schodową. W mgnieniu oka pokonała schody i pobiegła do własnego mieszkania. Nie trudziła się próbą otwarcia drzwi za pomocą kluczy. Zaklęcie „Alohomora" wypowiedziała z taką mocą, że drzwi huknęły o ścianę. Z pewnością pozostanie tam dziura po klamce, ale Irina nawet nie zwróciła na to uwagi.

Dziennik leżał spokojnie dokładnie tam, gdzie go pozostawiła, ale zanim go pochwycila coś przeszło jej przez myśl.

Przecież wiedzą, gdzie mieszkam. Kto wie, kiedy znów będę mogła wrócić.

Postanowiła zaczarować swója aktówkę tak, żeby zmieściłoby się tam znacznie więcej rzeczy niż normalnie by mogło. Udało się. Irina zaczęła wrzucać tam najpotrzebniejsze rzeczy, przede wszystkim ubrania. Na sam koniec starannie zapakowała książkę. Cały ten proces zajął jej niewiele ponad pięć minut.

Znów rzuciła się na schody i wybiegła na świeże powietrze. Nie wybrała jednak drogi, z której przyszła. Żeby uniknąć ataku, pobiegła na tył budynku. Tam nie było już nic poza spacerowa ścieżka i mnóstwem drzew.

Irina zobaczyła błyski. Atakujący ludzie zmierzali w kierunku drzew. Niestety, ciemność i cała ta roślinność sprawiła, że znalazła Syriusza ani tamtej dwójki. Ukryli się tam? Postanowiła zaryzykować, by to sprawdzić.

Ciężko było się przedostać przez drzewa i krzaki. W pośpiechu trzykrotnie potknęła się o wystające korzenie. W końcu natrafiła na trzy postacie ukryte za grubymi pniami.

Najbliżej stał Syriusz, który gdy tylko zorientował się, że Irina wróciła, zawołał:

— Wiejemy!

Chwycił mocno jej dłoń i sekundę później osunęli się w ciemność.

~*~

Irina nie miała pojęcia, gdzie Syriusz ją zabiera, ale z całą pewnością nie spodziewała się tego.
Stali na nieoświetlonej drodze. Natychmiast uderzył ją zapach pól uprawnych. Byli na wsi. Czyżby naprawdę Syriusz tutaj mieszkał?

Uznała, że chyba ma zbyt bujną wyobraźnię, skoro spodziewała się czegoś w stylu kwatery bojowej albo innego głupstwa, ale to było do Syriusza takie... niepodobne. Przynajmniej do tego Syriusza, którego znała jeszcze przed laty.

Chłopak i dziewczyna poszli do przodu, a więc gdzieś niedaleko musiał być dom. Irina czuła, mimo słabej widoczności, obecność Syriusza tuż za swoimi plecami, ale nie odezwała się ani słowem.

Wciąż była wystraszona. Przecież do tej pory jej codzienność przepełniał spokój i monotonia, a teraz? Ci ludzie chcieli ją zabić i tym razem nie był to tylko Delany i Lillie, lecz cała grupa. W dodatku musiała zostawić jedynie miejsce, gdzie czuła się bezpiecznie - swój dom. A jeśli zrobią krzywdę mieszkającym tam ludziom? Czy może mieć jeszcze nadzieję, że nie zastanie tylko zniszczonego budynku, jeśli wróci? Nie, nie jeśli, tylko gdy wróci.

Merlinie, znów się zaczyna — pomyślała.

Para idąca przed nimi kilka metrów skręciła nagle w bok. Irina spojrzała w górę by ujrzeć majaczący ciemny kształt. Dom wyglądał bardzo zwyczajnie, zdecydowanie nie pierwszej młodości, ale też nie odrzucał.

Posłusznie weszła do środka, zaproszona gestem bruneta, który uśmiechnął się przyjaźnie.

Dziewczyna, będąca przed nią, machnęła różdżką i w końcu po raz pierwszy tego wieczoru mrok zastąpiło światło. Wnętrze wyglądało dość przyjemnie. Irina utwierdziła się w przekonaniu, że do miejsce ma już swoje lata i jest pozbawione wszelkich nowoczesnych udogodnień, ale było bardzo przytulne. Dostrzegła wzorzyste dywany, kilka obrazów przedstawiających jakieś nieokreślone kształty lub widoki. Nie ruszały się, co oznaczało, że właścicielami byli mugole.

Na lewo od wejścia mieściło się pomieszczenie, które uznała za salon, połączony z jadalnią. Najwiecej miejsca zajmował kominek, a przy nim stały dwa, wyglądające na bardzo miękkie fotele. Z boku, przy ścianie stała kanapa, a na niej leżało kilka poduszek. Z drugiej strony była ciemnobrązowa komoda z mnóstwem małych szafeczek, a we wnęce po drugiej stronie pokoju mieścił się stół nakryty białą, koronkową serwetką.

— Jestem Eric Reyes, a to Kathrina Kane — przedstawił się chłopak.

Uścisnęli sobie dłonie. Eric znów uśmiechnął się pocieszająco. Dopiero teraz Irinie przyszło do głowy jak żałośnie musi wyglądać. Strach jeszcze nie opuścił jej oczu, dlatego nieświadomie, ale kurczowo ściskała aktówkę, gdzie spoczywały resztki jej dawnego życia. Na dodatek musiała być bardzo... wymięta po szaleńczym biegu i przedzieraniu się przez zarośla.

Natychmiast założyła włosy za ucho, lekko wytrzepałała ubranie i rozluźniła nerwowy uścisk na uchwycie teczki.

— I co teraz? — zapytała nieśmiało, patrząc po wszystkich — Jeśli oni wrócą? Zrobią krzywdę tym mugolom?

Kathrina popchnęła wszystkich w kierunku salonu, ale nie odpowiedziała. Utkwiła wyczekujące spojrzenie w Syriuszu, tak jakby to on miał zadecydować o losie Iriny, która wolała to zrobić sama, ale w obecnej sytuacji czuła się bezradna.

— To nie są Śmierciożercy — zaczął po krótkiej chwili Black — bardzo wątpię, żeby chcieli jeszcze bardziej narażać się Ministerstwu, ale nie ulega wątpliwości, że chcą ciebie. Jeśli byli w stanie odszukać twój dom, to znaczy, że nie spoczną i nie masz już odwrotu. Nie wracaj do domu, przynajmniej nie teraz — prosi — zostań z nami.

Irina milczy. Uderzyła w nią prawdziwość jego słów i świadomość, że wkopała się w kolejną niebezpieczną intrygę. Znowu.

— Ma rację — mówi Eric — nie zajdą nas tutaj.

— Ale wyglada mi to na jakaś grubszą sprawę — wtrąca Kathrina — jeśli ci przestępcy, których spotkaliście jeszcze w Hogwarcie, są w to zamieszani, to wystarcza, aby przekonać mnie, że musimy rozwiązać tę sprawę. Ale ty chyba wiesz znacznie więcej od nas. Opowiedz nam —prosi.

— W porządku — odpowiada Irina.

Równie dobrze mógłby się nie zgodzić, a i tak by tu została. Przecież nie ma dokąd iść.

Postanowiła więc nie zwlekać i zaczęła opowiadać o wszystkim, co się jej przydarzyło w przeciągu ostatnich dni. W międzyczasie Eric zrobił coś do jedzenia, a potem wszyscy wypili wielki kubek herbaty. W trakcie opowieści Irina poczuła, że w końcu się rozluźnia.

Kiedy skończyła, miny reszty świadczyły o mentliku w głowie jaki im zafundowała. Nie da się ukryć, że nie miało to sensu.

— Dziwne — mruczy Kathrina — jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką... nawet nie wiem jak to nazwać... manipulacją? Zdradą?

Eric natomiast był bardzo zdumiony tym wszystkim.

— Facet najpierw ci coś podrzuca, a potem napada na Minusterstwo cała jego kompania, że aż huczy od podejrzeń i skandali w całej Anglii. Napada na ciebie, a jeszcze tego samego dnia ci ludzie próbują nas wysadzić w powietrze! A teraz jeszcze podpowiada ci jaki będzie ich lub twój następny krok. Przecież to niedorzeczne!

— Lillie nie próbował mnie przekonywać — wtrąciła Irina — on był całkowicie pewny, że spróbuję odszukać tego mugola.

— A więc nie mamy wyjścia. Jeśli chcemy zrobić jakikolwiek krok naprzód, Joe Dalhgren to nasz cel — powiedział Syriusz.

Ta rozmowa ciągnęła się jeszcze przez jakiś czas, aż stary zegar ścienny wybił północ.
Irina zaczęła się zastanawiać, gdzie będzie mogła się przespać, ale nie musiała nawet wyrazić tej wątpliwości na głos, bo okazało się, że w tym domu nie brakuje niezagospodarowanych pomieszczeń i na piętrze jest jedna wolna sypialnia.

Irina poczuła już pewną sympatię do Erica i Kathriny, ale bez względu na to, jakimi ludźmi by nie byli, wciąż dusiła w sobie coś, co musiała Syriuszowi powiedzieć. Nie mogła przez to odrzucić ciągłych myśli o uczieczce.

Weszła po wyjątkowo nieznośnie skrzypiących schodach, a potem do niewielkiego pokoju. Od razu w oczy rzucało się dość spore okno, przez które wlewalo się światło księżyca. Przy nim stało długie biurko, a zaraz obok regał. Łóżko mieściło się na środku. Wyglądało na wygodne. Niestety tu już bardziej dawał się we znaki wiek budynku. Skoro nikt tu nie mieszkał, nie było sensu poprawiać niczego czarami, a niektóre meble - szczególnie regał - wyglądały na bardzo stare. Wszystko pokrywała również warstwa kurzu.

Irina zapewniła, że sobie poradzi, ale postanowiła zrobić to jutro. Wprawdzie zaklęcia domowe szły jej bardzo dobrze, ale teraz była na to zbyt zmęczona. Zbyt dużo wydarzyło się jednego dnia.

Usłyszała ciche kroki. To Syriusz Black wszedł do pokoju. Miał zupełnie nieodgadniony wyraz twarzy.

— W porządku? — pyta.

— Tak — odpowiada, choć w tym zapewnieniu nie ma krzty prawdy.

— Chcę, żebyś wiedziała, że bez względu na to, co się stanie będziesz tu bezpieczna. Obiecuję.

Irina czuje, jak dłoń Blacka delikatnie obejmuje jej spoczywającą na owym regale. Przechodzi przez nią przyjemne ciepło. Brakowało jej tego.

— Ten dom — mówi w końcu — co to za miejsce?

— Jesteśmy dość niedaleko od Londynu. Chronimy go wszelkimi znanymi nam zaklęciami. Tu możemy się ukryć.

— Przed czym? Czy coś wam grozi?

— Czasem lepiej po prostu żyć w cieniu.

Irina prycha cicho. Tylko ludzie, którzy boją się prawdziwego świata, chowają się przed nim jak dzieci.

— To co w takim razie robicie? Chyba, że ujmuje to twojej godności, by w końcu coś powiedzieć — zaczyna lekko drwić, ale już nie potrafi się pochamować.

Syriusz wyczuł już, że Irina, której silny charakter czasem dawał się porządnie we znaki, jest zdeterminowana, by usłyszeć wreszcie to, co jest jej winien. To, że jest zmęczona i dalej w szoku po wydarzeniach dzisiejszego dnia zdecydowanie nie pomagało. Zauważył nawet, że jej dłoń, którą nadal obejmował, zaczynała drżeć.

— Nie mów tak. Wiesz, że to nieprawda. Ale musiałem odejść. Była wojna, a Dumbledore potrzebował ludzi. Liczyłem na to, że im szybciej o mnie zapomnisz, tym lepiej. A gdy wrócę, będzie tak jak dawniej. Nie sądziłem, że walka z przemytnikami i nielegalnymi ugrupowaniami będzie wymagała tyle poświęcenia i czasu.

Black się starał. Ale wiedział, że popełnił błąd, który ciągnął się zbyt długo. Mimo wszystko liczył, że Irina to zrozumie. Jednak się pomylił. A także w fatalny sposób dobrał słowa.

— Liczyłeś, że tak po prostu o tobie zapomnimy?! — w tym momencie miarka się przebrała i Irinie puściły wszelkie hamulce — Doskonale zdaję sobie sprawę, że była wojna. Musiałam patrzeć jak umierają nasi przyjaciele jeden po drugim! A potem ty odszedłeś tak po prostu, bez żadnego wytłumaczenia. Minęły cztery cholerne lata, a ty nagle pojawiasz się jakby nigdy nic i uważasz nic się stało, tak?! I nie próbuj mi wmówić, że wiesz, co czuję, bo gdyby tak było, to niepowinniśmymy się spotkać na tamtej mugolskiej ulicy.

Irina wyrywa rękę spod jego uścisku i gwałtownie się odsuwa. Przyjemne ciepło i fala spokoju, którą jeszcze niedawno czuła zniknęły bezpowrotnie.

Black wpatruje się w nią przez chwilę przenikliwie, jakby szukał potwierdzenia, że to, co właśnie powiedziała to nieprawda. Ale Irina jest zacięta. Kiedy nie doszukał się w jej oczach niczego poza furią, wyszedł. Potem tylko usłyszała trzask drzwi.

Odrzucenie boli co, Syriuszu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro