Rozdział VI. Pieśń przeszłości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Syriusz Black aportował się. Był na opustoszałej drodze. Drodze do domu. Chłodny wiatr zdmuchnął ostatnie kosmyki czarnych włosów z jego twarzy.

Pięćdziesiąt kilometrów od Londynu znajdowała się mała wieś. Nigdy nie przypuszczałby, że swoje obecne miejsce zamieszkania, ale los przygnał go aż tutaj.

Ale skąd miał wiedzieć, że nieprędko przyjdzie mu złożyć broń? Nawet kiedy całe społeczeństwo czarodziejów świętowało odejście Czarnego Pana, on wciąż pozostawał w cieniu. Wciąż myślał o przeżyciu i marzył o tym, aby jego życie stało się prostsze. Ale gdyby choć przez chwilę takie było, to Lily i James by żyli, a on nie znajdowałby się na tej drodze.

Odkąd Dumbledore zdecydował się na nowy plan, zakładający inne zadania niż miał Zakon, choć także jemu podległe, Syriusz wiedział, że tam się znajdzie. Zadania były względnie nietrudne. Należało zapobiegać rozprzestrzenianiu się większemu złu. W czasie wojny czarodziejów wręcz rozkwitał nielegalny handel, przemyt i działalność grup, które mogłyby nawiązać współpracę ze śmierciożercami w celu pozyskiwania korzyści. Należało ich wytropić i rozbić. Te wszystkie rzeczy składające się w jedno były jak gałęzie, które trzeba uciąć, żeby dostać się do pnia.

Aby jednak móc w pełni swobodnie działać, trzeba było... zniknąć. Black zostawił całe swoje dawne życie. W głównej mierze dlatego, żeby nie narazić przyjaciół na jeszcze większe niebezpieczeństwo. A potem? Potem zaczęła ta wielka przygoda. Większość czasu spędził za granicą, głównie we Francji i Bułgarii. Tam poznał swoich przyjaciół, z którymi dzielił wszelkie niebezpieczeństwa. Byli jak rodzina.

Dopiero niedawno powrócił do Anglii. Oznaczało to rozpoczęcie całkiem nowego rozdziału, dlatego swoje miejsce znalazł tu w dawno zapomnianym domu, który był po prostu bezpieczny. Trochę oddalony od domów mugoli, przy użyciu silnych zaklęć ochronnych praktycznie niewykrywalny. Dobry punkt wypadowy, do Londynu, który w końcu był nie tak daleko.

Będąc już dość blisko, zobaczył biegnącą ku niemu dziewczynę, a zaraz za nią chłopaka.

— No nareszcie! — zawołała z silnym francuskim akcentem — Udało nam się dorwać Proroka! Dlaczego tak długo cię nie było?

— Martwiliśmy się — dodał — ale nie byłeś w Ministerstwie, prawda?

Kathrina Kane spojrzała z wyrzutem na Syriusza. Do tej pory nie zdarzało mu się aż takie opóźnienie. Poza tym zawsze jakoś się kontaktowali, kiedy występował problem. Miała jednak nadzieję, że ma świadomość o powadze sytuacji.

Każdy błąd stanowił poważny problem.

Kathrina należała do ludzi o mocnym charakterze. Między innymi z tego powodu jako nastolatce ciężko było jej się odnaleźć. Jako rodowita francuska uczęszczała do Akademii Magii Beauxbatons. Choć ukończyła szkołę z bardzo dobrymi wynikami, zawsze w duchu uważała, że tam nie pasuje. Nigdy nie była odtrącona, ale zawsze czuła się inna. Czy problem tkwił w niej?

Kiedy wybuchła wojna, niemal od razu, bez chwili zastanowienia wstąpiła do konspiracyjnej grupy obronnej skąd później wysłano ją do realizacji planu samego Albusa Dumbledora. Ponieważ było to na skalę międzynarodową, wkrótce poznała Brytyjczyka, Syriusza Blacka.

Dopiero wtedy naprawdę poczuła, że jest we właściwym miejscu. Choć ryzyko i niebezpieczeństwo zawsze było, to nigdy nie wybaczyłaby sobie poddania się. Zawsze szybko orientowała się w terenie i zdobywała przydatne informacje. Chciała jednak mieć pod kontrolą każdy ruch, każdą możliwość i każde zagrożenie. Była bezkompromisowa i nie poddawała się bez walki. Rzadko zdarzało się, by nie broniła swojego zdania. Nowo poznanych traktowała z dystansem i brakiem zaufania, dlatego uchodziła za ignorantkę. Cóż, nic bardziej mylnego. Bała się o losy najbliższych i dokładała wszelkich starań, aby pomagać. Tylko... nie potrafiła tego okazać. Wolała zaprzestać śmiesznym próbom okazywania uczuć, tak jak inni tego oczekiwali. Kathrina chciała milczeć.

Eric Reyes natomiast nie mógł powstrzymać się od dłuższego spojrzenia na Kathrinę. Obawiał się powrotu Syriusza, bo komplikacje nieczęsto występowały, zwłaszcza odkąd mieszkali w Anglii.

Ojciec Erica wprawdzie był Anglikiem, ale jego matka pochodziła z Bułgarii, gdzie mieszkali. Nie uczył się jednak w kraju, lecz w Instytucie Magii Durmstrang. Po ukończeniu szkoły i otrzymaniu swoistej wolności musiał przyznać, że nigdy czas aż tak mu się nie dłużył jak w szkole. Nie tylko miał problem z odnalezieniem się w realiach tej szkoły, ale zawsze czuł się inny. Nigdy nie był lubiany. Był po prostu kompletnie obojętny tym wszystkim ludziom, których mijał codziennie na korytarzu, a którzy nie wiedzieli nawet o jego istnieniu. I dobrze. Było to jednak dziwne, biorąc pod uwagę jego zasługi. Eric interesował się Quidditchem. Grał nawet na pozycji pałkarza w szkolnej drużynie. Poza tym był naprawdę dobrym uczniem. Zasób wiedzy to jego mocna strona. Dobry obserwator i marzyciel natomiast to słowa najczęściej rzucane pod jego adresem. Kochał książki i marzenia, dzięki którym dostrzegać świat nie takim, jakim jest, ale takim, jakim mógłby być.

Czasem dziwił się, że jego losy połączyły się w takim kierunku. Wojna wszystko zmieniła. Może na lepsze? Ruszył do walki za starszym bratem, a to doprowadziło go do samego Dumbledora. Został wciągnięty w międzynarodowe ugrupowanie. Tak też poznał swoich przyjaciół. Najlepszych przyjaciół, za których skoczyłby w ogień.

W jego duszy romantyka zawsze tliła się nadzieja, że kiedyś wszyscy będą szczęśliwi.

Razem tworzyli naprawdę dobry zespół. Zgraną grupę, która wkrótce była zupełnie samodzielna, a i tak odnosili całkiem warte uwagi sukcesy.

— Byłem — odparł Syriusz — ale to o wiele gorsza sprawa niż sądziłem. Chyba będziemy musieli się temu przyjrzeć.

Bez dalszych słów skierowali się do domu, z którego wybiegła Kathrina i Eric. Był to niegdyś opuszczony przez mugoli dom, ale za pomocą magii stał się jak nowy. Nie jak nowoczesne mugolskie mieszkania, bardziej jak tradycyjny czarodziejski dom pozbawiony nowoczesnych udogodnień, ale mimo do zadbany i porządny.

Zasiedli w małej kuchni, gdzie odbywało się najwięcej takich obrad. Pomieszczenie, dość skromnie urządzone, było utrzymane w ciemnych kolorach. Na nieproporcjonalnie dużym stole stało małe radio i rzucony Prorok Codzienny. Gazetę pozostawiono otwartą akurat na stronie z opisem dzisiejszych wydarzeń.

— Miałeś dowiedzieć się, kim są i dla kogo pracują ci ludzie, których śledziliśmy tydzień temu — zaczęła Kathrina — ale nie sądziłam, że poszli do Ministerstwa. Na zwykłych pracowników to oni nie wyglądali.

— Bo nie poszli.

— To co się stało?

— No... — zawahał się, nerwowo drapiąc się po karku — bo widzisz, ja spotkałem Irinę. Ona pracuje w Ministerstwie i tam za nią poszedłem. Zaraz potem pojawili się ci ludzie w czarnych maskach i musieliśmy uciekać.

— Irinę? Naprawdę? Co za przypadek! — powiedział entuzjastycznie Eric.

— To ta dziewczyna, z którą byliście na starym galeonie? To ją uratowaliście? — zapytała Kathrina.

— Właściwie to było na odwrót. Gdyby nie zniszczyła górnego pokładu, to nie wiem, jaki byłby koniec tej historii — odparł Black.

Mimo tego, że historia była przepełniona niebezpieczeństwem, nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. To były wspomnienia, których nigdy nie chciałby się pozbyć.

— Chyba dobrze, że nastąpiło to „przypadkowe spotkanie"— dodał Eric — byliście przyjaciółmi.

— Najlepszymi.

Kathrina zmuszona była przerwać tę dyskusję o dawnych czasach. Wiadomości z gazety ją zaniepokoiły, ale i zaciekawiły. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej o tajemniczych ludziach, który ni z tego, ni z owego postanowili wywołać takie zamieszanie wśród całego społeczeństwa.

— Byliście świadkami tego ataku. Co dokładnie się tam wydarzyło? Może zauważyłeś tam jakiś szczegół, który mógł umknąć reporterom?

Black opowiedział im o całym zdarzeniu najdokładniej jak tylko potrafił, a na zakończenie powiedział o czymś, co wprawiło ich w osłupienie:

— To nie wszystko. W ostatniej chwili przed ucieczką zauważyliśmy wśród nich Francisa.

— Na Merlina! Tego, który próbował was zabić? — Eric wybałuszył na niego oczy — Myślałem, że już go nie ma w Anglii.

— Najwyraźniej wrócił. Czegokolwiek by z resztą nie robił, nie wróży to nic dobrego.

— Jesteś pewien, że to był on? — upewniła się Kathrina.

— Na sto procent. Uwierz mi, jego nie da się zapomnieć.

— No moi drodzy — rzekł Eric, zacierając ręce — wygląda na to, że mamy nowe zadanie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro