Rozdział I. Niezły z ciebie szpieg, Irino.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wrzesień 1977 rok, Hogwart

— Podasz mi sól? — zapytała siedemnastoletnia dziewczyna o ciemnorudych włosach. Oczy o oliwkowym kolorze utkwiła w osobie siedzącej naprzeciwko niej.

— Pewnie — usłyszała melodyjny głos.

Rudowłosa siedziała naprzeciw Iriny Ambrose swojej koleżanki. Dziewczyna miała płowe włosy oraz duże wodnisto szare oczy, które przez większość ludzi były uznane za bardzo nietypowe. Natomiast na policzkach i nosie miała piegi widoczne już z daleka. Zawsze dziwiło ją, jak ludzie mogą uważać, że piegi dodają uroku. Miała serdecznie dość dziwacznych określeń na swój temat.

Wręczyła rudej solniczkę i zaczęła przeglądać plan lekcji, który dostała od opiekunki swojego domu - profesor McGonagall.

— Wygląda na to, że nasz ostatni rok w Hogwarcie rozpoczynamy transmutacją — rzekła lekko cynicznie Irina, odkładając plan i zajmując się wielką miską z owsianką.

— Nie lubię transmutacji — odrzekła ruda, jakby to przesądziło całą sprawę — dobrze, że jeszcze nie ma tu... o rany podaj mi gazetę szybko!

Irina podała dziewczynie Proroka Codziennego, za którym natychmiast się schowała. Teraz dostrzegła, przed czym jej koleżanka próbowała się ukryć. Do sali wkroczyło czterech chłopców, którzy - nie wiedzieć dlaczego - nazywali się Huncwotami. Nikogo nie dziwiło, że przyszli spóźnieni, ponieważ dbali o to, żeby być w centrum uwagi.

Trzech z nich usiadło niedaleko Iriny, natomiast ostatni wepchnął się między rudą a uczniem z trzeciej klasy.

— Cześć, Lily — rzekł James Potter okularnik o wiecznie rozczochranych ciemnych włosach i orzechowych oczach — nie przywitasz się ze swoim ukochanym Rogaczem?

Lily Evans wynurzyła się znad gazety i odparła:

— Nie widzę do tego powodu, Potter.

— Uważaj, bo jeszcze dostaniesz tą gazetą — zaśmiał się Syriusz Black najlepszy przyjaciel Jamesa.

— Gdybyś był taki mądry, nie dostałbyś w twarz przynajmniej dziesięć razy — James uniósł ręce w teatralnym geście.

— To było ryzyko zawodowe — mruknął z pychą w głosie.

O Syriuszu Blacku można było powiedzieć sporo dobrego, ale na pewno nie to, że ma szacunek do kogokolwiek. Wykorzystywał swoją urodę w celach rozrywkowych. Większość dziewczyn, z którymi się umawiał, traktował jako przygodę na krótki czas. Irina zawsze sądziła, że prawie wszystkie popełniały ten sam błąd. Mianowicie uważały, że Black to będzie ich wielka miłość. Niestety relacja z kimś takim jak on może się udać tylko wtedy, kiedy ta druga strona chce przeżyć przygodę, którą zakończy po jakimś czasie i rozejdą się pokojowo. Ludzka naiwność jednak nie zna granic, przez co czasami widywało się jakąś dziewczynę, która ze łzami w oczach żaliła się koleżance lub wspominała, jak jeszcze niedawno szła dumnie z Syriuszem Blackiem, myśląc, że cały Hogwart ma u stóp, bo umawaiała się z — temu nie da się zaprzeczyć — jednym z najprzystojniejszych chłopaków w całej szkole.

— To całe ryzyko zawodowe niedługo sprawi, że wylądujesz w skrzydle szpitalnym — zaśmiał się Peter Pettigrew średniego wzrostu chłopak o wodnistych oczach i blond włosach. Był powszechnie uznany za najmniej interesującego Huncwota, chociaż to nie do końca była prawda. Śmiały był tylko w towarzystwie przyjaciół, dlatego nie wiele osób wiedziało o tym, że bardzo lubi Quidditcha. Choć latanie na miotle nie należało do jego mocnych stron, to miał imponującą wiedzę na temat większości znanych drużyn i mioteł. Gdyby tylko ktoś pobył z nim trochę dłużej, przekonałby się także o jego talencie kucharskim.

Syriuszowi mina nieco zrzedła, dlatego nie odezwał się aż do początku lekcji, co bardzo usatysfakcjonowało Irinę i Lily, bo pociągnął za sobą Jamesa. W zasadzie dziewczyna nie zadawała się zbytnio z Huncwotami. Ich znajomość zaczęła się pięć lat temu, kiedy to James zaczął uganiać się za Lily, a ona poprosiła o pomoc i tak jakoś wyszło, że się poznali, a nawet spędzali ze sobą trochę czasu.

~*~

Klasa ustawiła się przy sali i czekała na profesora. Irina plotkowała w najlepsze ze swoją najlepszą przyjaciółką - Ann Eoghan oraz Lily.
Nagle dziewczyna poczuła, że ktoś klepnął ją w ramię. Odwróciła się i zobaczyła zdyszanych Huncwotów.

— Ej, jaką mamy teraz lekcję? — zapytał Black.

— Wróżbiarstwo — odparła beznamyślnie — nie dostaliście planu?

— Przecież spóźniliśmy się na śniadanie, a potem McGonagall gdzieś sobie poszła.

— Tak i to przez ciebie — dodał Remus Lupin najbardziej opanowany i cierpliwy z całej czwórki chłopak o jasnobrązowych włosach i przenikliwych zielonych oczach.

— A to niby czemu? — Syriusz udał zdziwienie.

— Mam ci przypomnieć — wtrącił James — ile godzin spędziłeś przed lustrem?

— Na tak zabójczy wygląd trzeba pracować — odrzekł nąszalancko przeczesując sobie włosy.

— Przepraszam, przepraszam... proszę dać mi przejść — rozległ się głos nauczyciela wróżbiarstwa. Mierzył nie wiele ponad półtora metra, dlatego klasa zorientowała się dopiero po chwili, co się stało.

~*~

— Jak tam wróżbiarstwo? — zapytała Dorcas Meadows, kiedy dziewczyny w czwórkę siedziały w swoim dormitorium już po lekcjach i miały czas na rozmowę.

— Beznadziejnie — powiedziała Irina lakonicznie.

— Ciągle żałuję, że nikt mi nie powiedział, na czym polega ten przedmiot, kiedy wybierałam go w drugiej klasie — zaśmiała się Ann.

— Ja też — przyznała dziewczyna, wspominając tamte czasy i mimowolnie uśmiechając się — zazdroszczę ci tej numerologii.

Dorcas poprawiła swoje kasztanowe włosy i zaczęła opowiadać o numerologii, co potem przerodziło się w snucie długich teorii na temat rozstania pewnej Puchonki i Krukona, o których krążyła plotka już wtedy, gdy dziewczyny były w pociągu.

W między czasie Irina zajrzała do kufra, jednak po chwili dotarło do niej, że to, czego szuka, nie znajduje się na miejscu.

— Coś się stało? Dokąd idziesz? — zdziwiła się Ann.

— Przewaliłam cały kufer i nie mogę znaleźć mojej ukochanej książki, ale domyślam się, gdzie może być — powiedziała, zakładając sweter i wpychając różdżkę do kieszeni.

— Iść z tobą?

— Nie trzeba, zaraz wracam — rzuciła i wybiegła.

~*~

Dziewczyna dotarła na siódme piętro. Skręciła w prawo i natychmiast wpadła na kogoś. Okazało się, że był tam Potter, a obok niego Lupin, Pettigrew i Black.

— Przepraszam — powiedziała i stanęła pod ścianą.

— Zamierzasz tak tutaj stać? — zapytał Syriusz.

— Nie — odpowiedziała spokojnie — zamierzam wejść do Pokoju Życzeń.

James aż zaczął kaszleć jakby zaksztusił się powietrzem natomiast Remus patrzył na nią z niedowierzaniem.

— Skąd wiesz o Pokoju Życzeń?

— Zawdzięczam to wam — uśmiechnęła się, a widząc ich zdziwione miny, poczuła satysfakcję — widziałam, jak jakoś dziwacznie łaziliście wzdłuż tego korytarza i postanowiłam na to popatrzeć. Schowałam się za posągiem, a wy nagle weszliście do miejsca, które pojawiło się z nikąd. Poszperałam trochę w historii Hogwartu i skojarzyłam fakty.

— Niezły z ciebie szpieg, Irino — rzekł Black, nie kryjąc zdumienia, choć dziewczyna nie uważała tego za jakiś wyczyn, lecz przypadek, choć nigdy by tego przed nimi nie przyznała.

— Kto wejdzie pierwszy? — zapytał Peter.

— Zależy, co zamierzasz robić? — zwócił się do Iriny James.

— W zeszłym roku zostawiłam tu książkę.

— Świetnie, więc nie traćmy czasu — zaoponował Remus.

James przeszedł trzy razy wzdłuż ściany i przed nimi pojawiły się duże, bogato zdobione drzwi. Rozdzielili się i Irina zaczęła kluczyć między czymś, co wyglądało jak dawno zapomniane miasto zbudowane z odłamków historii, które pozostawiali po sobie uczniowe przez prawie tysiąc lat.

Kiedy znalazła się we właściwym miejscu, bez problemu odszukała książkę i już miała skierować się ku wyjściu, jednak zobaczyła coś, co wcześniej umknęło jej uwadze - napisy. Napisy znajdujące się na podłodze okryte warstwą kurzu, wyblakłe właściwie ledwo widoczne.

Odczytała je raz, drugi, trzeci. Nic nie zrozumiała. Pomyślała, że warto by je zapisać. Od razu pojawiło się pióro i kałamarz, jakby tylko na to czekały. Na ostatniej stronie książki zapisała wszystko w identycznej konfiguracji. Poderwała się z klęczków i już zamierzała wyjść, ale rąbnęła bokiem o wystąjcą nogę krzesła. Piętrzące się nad nią przedmioty runęły z głośnym trzaskiem na prawo, tworząc stos strzaskanych rupieci.

Tłumiąc wrzask i trzymając się za bok, na którym siniak pozostał jeszcze przez kilka następnych dni, Irina wypadła z ciągu uliczek i zanim któryś z Huncwotów zdąrzył zareagować, wybiegła z tajemniczego pokoju...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro