Rozdział II. Nie popełnić faux pas.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Ja wam mówię, to był jakiś podstęp — zawołał Syriusz, opadając na swoje niepościelone łóżko.

— Ach, daj spokój, Łapo to mógł być zwykły wypadek — powiedział polubownie Remus.

— Czy ja wiem — wtrącił James — to mógł być wypadek, ale to wyglądało tak dziwnie.

— Mogliśmy to sprawdzić, przesunąć te rzeczy — westchnął szarooki.

— No cóż, jest chyba tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć — powiedział James.

— Mam nadzieję, że myślisz o tym samym co ja — rzekł Black, a w jego oczach pojawiły się iskierki takie jak zawsze, gdy miał zrobić coś szalonego i przeważnie niezgodnego z jakimikolwiek zasadami.

— A jak!

— Więc może wytłumaczcie, o co chodzi, zanim znowu wpakujecie się w jakieś kłopoty — mruknął Remus.

— Ależ Lunatyku nie widzę powodów do zmartwień. To tylko taka niewielka akcja, która umożliwi nam lepsze poznanie naszej kochanej Irinki — powiedział Syriusz z pychą w głosie.

— To znaczy? — dalej nie dawał im za wygraną.

— Trzeba będzie tylko dostać się do jej torby — powiedział James wymijająco.

— No nie wierzę, chcecie ją okraść!

— To nie kradzież. My tylko pożyczymy tę torbę i jak tylko dokładnie przejrzymy jej zawartość, wróci na miejsce, w powiedzmy, nienaruszonym stanie.

Remus dalej patrzył na nich podobnie jak profesor McGonagall, kiedy otwierała usta, by wymierzyć im szlaban.

— Więc głosujemy! Kto jest za? — zawołał Syriusz i natychmiast podniósł rękę.

James podniósł obie ręce, by podkreślić powagę sytuacji i cała trójka spojrzała wyczekująco na Petera, który dotychczas nic nie mówił, spoglądając tylko na tę wymianę zdań.

— Uważam, że nie zaszkodzi się upewnić — powiedział wymijająco, patrząc przepraszająco na Remusa.

— I to się nazywa demokracja! Teraz tylko nie popełnić faux pas — James zatarł ręce — jakieś konkrety, Łapo?

— Może ich dormitorium? —zapytał z nieukrywaną nadzieją. 

— Całe szczęście to odpada — powiedział Remus, odkładając książkę na szafkę nocną — ponieważ dziewczyny uważano za bardziej godne zaufania, kiedy tylko jakiś chłopak spróbuje wejść do ich dormitorium, schody będą zmieniać się tak, by mu to uniemożliwić.

— Co za bzdura — oburzył się okularnik.

— Może lekcja? — rzekł Peter.

— I co? Pozwolimy by nas ścigała przez całą szkołę? Na pewno się zorientuje, trzeba będzie ją czymś zająć.

Cała trójka spojrzała wyczekująco na Lupina.

— Co? — zapytał.

— Zajmij ją czymś. Pogadaj o książkach czy lekcji, a my zwiniemy torbę. Powinno minąć trochę czasu, zanim się w tym połapie.

— Jesteście niemożliwi, nie wierzę, że się do tego przyczyniam i uprzedzam, że nie mam zamiaru nawet dotknąć jej rzeczy.

— Eh, przesadzasz, Luniu — Potter machnął ręką.

— Ty, łosiu, też.

— Pozostaje jeszcze jedna kwestia — wtrącił szybko Peter, zanim którykolwiek zdążył odpowiedzieć. — Na której lekcji?

— Na obronie przed czarną magią — odparł Syriusz zaskakująco szybko, a widząc miny przyjaciół, wzruszył ramionami — no co? To jej ulubiony przedmiot. Najbardziej się wtedy skupi.

~*~

Lekcja obrony przed czarną magią miała odbyć się dopiero po południu, dlatego Huncwoci mieli trochę czasu, by dopracować swój w gruncie rzeczy nie taki trudny plan. Choć byli świadomi, że Irina zorientuje się, co się stało, wierzyli, że będą mieli trochę czasu, by przejrzeć zawartość jej torby w nadziei, że znajdą coś wartego uwagi.

Na lekcji dziewczyna uważnie słuchała nauczyciela a oni, choć mieli w zwyczaju przeszkadzać na każdy możliwy sposób, tym razem siedzieli, nie odzywając się do siebie oraz gromieni wzrokiem Lupina.

Zdaniem Huncwotów lekcja bez „umilania" sobie czasu jest niemiłosiernie nudna, dlatego, kiedy naszedł upragniony dzwonek, obudzili się jakby z transu.

Remus natychmiast podszedł do Iriny, zasypując ją pytaniami, natomiast Syriusz przeszedł niby od niechcenia przy nich i niepostrzeżenie zsunął jej torbę z poręczy krzesła. Zarzucił ją sobie na ramię i wyszedł powoli by nie wzbudzić podejrzeń. Dopiero kiedy on, James i Peter odeszli na bezpieczną odległość pognali do dormitorium. Pięć minut później zjawił się Remus, który usiadł w najdalszym kącie pomieszczenia, okazując swój brak zainteresowania tą sprawą.

— Zaczynamy — powiedział Pettigrew.

— Książki szkolne — zaczął wyliczać Black, wyciągając kolejne rzeczy — pióro, kałamarz, paczka chusteczek... nigdy nie rozumiem, po co im tyle chusteczek... ooo tutaj jest jej zdjęcie z Ann, chyba je sobie zatrzymam i...

— Romansami zajmij się później, Romeo — przerwał Potter, zabierając mu torbę — no dobra mamy tu notatki na historię magii, to chyba jej kosmetyczka i... to jest list może tu coś będzie — urwał, przebiegając wzrokiem treść listu — a nie to tylko jej rodzice piszą, że jakaś jej ciocia przyjedzie do nich na wakacje. No niestety chyba tu już nic więcej nie ma.

— Nie zupełnie — powiedział Syriusz, przyglądając się powstałemu stosikowi rzeczy — to nie jest książka szkolna. Musiała ją wczoraj zabrać z Pokoju Życzeń.

Przyjrzał się dokładnie okładce, potem ją przekartkował, aż wreszcie spojrzał na ostatnią stronę, która powinna być pusta, ale...

— Zobaczcie! To są jakieś napisy.

— Napisy? — zainteresował się Remus.

— Czyli pan „nie będę dotykać się do jej torby" nagle zmienił zdanie? — powiedział cynicznie okularnik z szerokim uśmiechem na twarzy.

Remus nic nie odpowiedział, tylko podszedł do stłoczonych nad książką przyjaciół, ale zanim któryś zrozumiał ich treść, rozległo się łomotanie do drzwi. Kiedy żaden z nich nie ruszył się z miejsca, a Peter jęknął cicho, ktoś nie tyle wypowiedział ile wykrzyczał „Alohomora" i do dormitorium wpadła zdyszana i kipiąca ze złości Irina.

— Gdzie — wydyszała — gdzie jest moja torba do cholery!

— Ależ spokojnie, piegusku — powiedział Syriusz takim tonem, jakby ktoś przerwał mu wypoczynek.

To tylko pogorszyło sprawę. Takie określenia tylko pogłębiły kompleks Iriny na punkcie zbyt widocznych piegów, dlatego stała się bardzo wrażliwa na ich punkcie.

Dostrzegła swoje rzeczy i bez słowa zaczęła je wrzucać do torby.

— Nie wierzę — warczała — nie wierzę, jak mogliście to zrobić. To bezczelne!

Zauważyła, że Remus dalej trzyma jej książkę.

— Proszę mi to oddać — zażądała, wyciągając rękę.

— Co to jest? — Peter wskazał na ostatnią stronę.

— Nic, co powinno was interesować — odparła oschle.

— Gdzie znalazłaś te napisy? — zapytał Syriusz.

Irina posłała mu mordercze spojrzenie i dalej wrzucając do torby książki, mruczała pod nosem obelgi na ich temat, ale w końcu Black złapał ją za przegub.

— Znalazłaś to w Pokoju Życzeń? — zapytał.

Dziewczyna popatrzyła po wszystkich przez chwilę.

— Owszem — odparła takim tonem, jakby sprawiało jej to wielką trudność.

Remus spojrzał na nią nie pewnie, ale skoro na nikogo się nie rzuciła, uznał, że może zacząć czytać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro