Rozdział II. Zabójczo przystojny gangster

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wayn i Irina siedzieli w milczeniu. Oboje przekładali papiery i grube, oprawione w skórzane okładki książki. Stracili już rachubę czasu. Jednak w pewnym momencie rozległo się ciche pukanie i do pokoju weszła wysoka, smukła blondynka o jasnych oczach, ukrytych za grubą oprawą okularów.

Spojrzenie jej bystrych oczu padło na Irinę, jednak nieco dłużej zatrzymało się na twarzy Wayna.

— Mam dla pani paczkę, komuś chyba bardzo zależało na jej dostarczeniu, bo zażądał natychmiastowego przyniesienia — powiedziała, poirytowana brakiem kultury owego osobnika i wcisnęła Irinie pudełko.

Jeszcze raz rzuciła przelotne spojrzenie na Ralina i wyszła.

Paczka była niewielka, niedbale owinięta brązowym papierem. W głowie Iriny zrodził się niepokój, podparty zgorszeniem wywołanym na twarzy sekretarki, kiedy mówiła o nadawcy.

— Jak mniemam, nie masz pojęcia, kto ci to wysłał — powiedział Wayn, stając obok dziewczyny.

— A więc oświeć mnie — odparła z przekąsem.

— Na szczęście nie wiem, kto to mógł być.

— Nie dowiemy się, póki nie otworzymy — powiedziała i lekko drżącymi rękami zaczęła rozrywać papier.

Mina Wayna wyraźnie mówiła, że Irina jest po prostu nierozsądna, ale to nie była żadna nowość. Całe jego życie było pozbawione ryzyka.

Paczka nie wybuchła, nie rzuciła się na nich ani nie wywołała w nich żadnej zmiany. W środku znajdowała się książka, w bardzo starej brązowej okładce. Na środku widniał znak kielicha, na tyle jednak zniszczony czasem, że nie sposób było dojrzeć jego koloru.

— Lepiej uważaj — odezwał się wreszcie Ralin — na to może być rzucony urok.

Przysunął się bliżej, wypowiadając formułkę zaklęcia. Nic się nie wydarzyło. Użył więc wszystkich zaklęć, jakich tylko pamiętał, by sprawdzić, czy nie kryje się w tym przedmiocie jakaś nieprzyjemna niespodzianka, ale wciąż nic się nie stało.

Irina, która z uwagą obserwowała jego poczynania, powiedziała w końcu:

— Chyba to jednak zwykła książka. Musi być jednak bardzo stara, tylko spójrz na te okładki!

Powoli i z nadmierną ostrożnością otworzyła książkę. Na pierwszej stronie widniała data 1896. Na następnej natomiast był duży podpis, robiony z ogromną dokładnością także szpiczaste litery układały się w dwa słowa: Srebrna Dama. Dalej, z równą dokładnością, były długie wpisy, nawet listy, które musiały być bardzo ważne.

Irina oglądała każdą stronę z niedowierzaniem. To absolutnie niesamowite, że przez prawie sto lat ten dziennik zachował się w tak dobrym stanie. Był to jednak jedyny plus całej tej sytuacji. To nie powinno znaleźć się od tak w rękach przeciętnego pracownika, jakim Irina była. Tym powinien zająć się historyk sztuki!

Dlaczego, do jasnej cholery, ten dziennik wpadł w moje ręce?! - pomyślała.

Irina była już przewrażliwiona do tego stopnia na punkcie tak nietypowych zjawisk, że była świecie przekonana, iż to nie może być przypadek. Ktoś miał cel w tym, żeby to otrzymała. Jak widać, bardzo mu zależało na tym, aby zwróciła uwagę na tę całą Srebrną Damę. Ale komu?

Dziewczynie coś przemknęło przez myśl. Jednak jej sens tak ją ugodził, że z wrażenia osunęła się na krzesło. Wayn spojrzał na nią, unosząc lekko brwi i powiedział:

— Wszystko w porządku? Czy... wiesz, skąd jest ten dziennik?

— Nie mam pojęcia, ale... komuś musiało bardzo zależeć na tym, żeby mi to dać... a są tylko dwie osoby, które chciałby mi coś zrobić.

— Myślisz o Francisie i Nathanie? A czy nie zostali deportowani do dawnej szkoły?

— I co z tego? — oburzyła się, widząc jego sceptyczną minę — Francis nie jest głupi. A z resztą, minęło tyle lat.

— No może tam już ułożył swoje życie.

— Nie wierzę w to. Ten statek był dla niego wszystkim. Przez nas stracił całą ładownię złota i kamieni szlachetnych wartych nieprawdopodobne pieniądze.

— No nie wiem. A nie sądzisz, że to może być ktoś, kogo dobrze znasz?

— Kogo masz na myśli? — zdziwiła się.

— Tylko jedna osoba ma usposobienie jak zabójczo przystojny gangster z mugolskich filmów, w dodatku znika ot tak, nie ma szacunku do nikogo i nie trzyma się żadnych zasad. Innymi słowy Black.

— Black? — powtórzyła, wybałuszając oczy — Żartujesz sobie?

— A nie jest tak, jak mówię?

— W szkole wszyscy Huncwoci się tak zachowywali. Poza tym Black nie jest zły. On tego nie zrobił. To nie w jego stylu — odparła z cichym westchnieniem.

Resztę czasu spędzili na pracy w ciszy, choć z trudem im to przyszło, przerywanej co jakiś czas nową dyskusją. Ralin już nie szukał innego winnego i wciąż podtrzymywał swoje przekonania. Irina natomiast szczerze wątpiła w to, że Black ma z tym cokolwiek wspólnego. Zniknął prawie cztery lata temu i to dosłownie. Zapał się jak kamień w wodę, ale nawet nie miał dla kogo wracać. Nic go tu nie trzymało.

Irina wróciła do swojego mieszkanka i od razu padła na składaną kanapę, która pełniła funkcję łóżka. Dziennik Srebrnej Damy, który wzięła ze sobą mimo wszystko skupił całą jej uwagę. Zaczęła przeglądać trudne już do odczytania wpisy na pożółkłych kartkach. Sens tych zdań jednak do niej nie docierał, ponieważ wszystkie jej myśli skupiały się wokół jego osoby.

W wirze codziennej pracy i obowiązków nie zastanawiała się nad losem Syriusza Blacka. Nie można jednak powiedzieć, że o nim zapomniała. Nie, ale każde jego wspomnienie wzbudzało w niej dawną rozpacz po beznadziejnej przeszłości.

W zasadzie od kąt Irina ukończyła szkołę, zaczęli się do siebie przybliżać. Dużo czynników miało na to wpływ. Zarówno James, Remus, jak i Peter traktowali całą zagadkę Starego Przeznaczenia jako coś nie wielkiej rangi. Życie codzienne w wojennych realiach tak ich pochłonęło, że czytanie długich artykułów w gazetach na temat zaginionego galeona nie wywierała zbyt dużego wrażenia. Tylko oni nie byli w stanie zapomnieć. Niestety ta ich bliskość dotarła jedynie do pewnej granicy, a z czasem w zaskakująco szybkim tempie zdawała się oddalać.

Zrozpaczona Irina musiała uciekać od rodziny, aby ją ochronić. Nie mając wsparcia od nikogo, zaczęła tracić nadzieję na jakikolwiek promień słońca w swoim trudnym życiu. Do tej pory tym promykiem był właśnie Syriusz. Ale i w jego życiu musiało wydarzyć się coś przełomowego. Zaczął znikać na wiele dni, które przerodziły się w niemiłosiernie długie tygodnie. A kiedy już się pojawiał, coraz bardziej przestawał przypominać człowieka. Z wesołego, rzucającego żartami na prawo i lewo osiemnastolatka, który bawił się z przyjaciółmi w rozwiązywanie zagadek, nie rozumiejąc konsekwencji, stał się po prostu wrakiem. Zgarbił się, wychudł a przede wszystkim uśmiech znikł z jego twarzy. Nikt nawet nie pytał, co się stało, bo stał się też bardzo markotny, ponury i małomówny.

Ostatni raz widzieli się zaraz po śmierci Lily i Jamesa. Wtedy Irina nie potrafiła myśleć racjonalnie, więc po prostu uciekła jak zwykły tchórz, by stanąć przed ich zniszczonym domem. Często ten chłodny, deszczowy dzień wracał jak najgorszy koszmar. I kiedy Irina tak stała, widząc przez łzy miejsce, gdzie jeszcze niedawno żyła szczęśliwa rodzina zjawił się on, Syriusz Black, a w zasadzie jego smutny cień. On też nie potrafił powstrzymać łez, nawet nie próbował. Ale po czasie, który wydawał się być wiecznością, przemówił głosem łamiącym się tak jak jego serce. Wyznał, że musi odejść. Nie wie, czy kiedykolwiek wróci i nie może nic więcej powiedzieć, by Irina była bezpieczna.

Nie powiedział już nic, tylko mocno się do niej przytulił, tak jak jeszcze nigdy dotąd. Nie chciał jej puszczać, nie chciał jej zostawiać, ale nie miał wyjścia. Odsunął swoją dłoń od trzęsącej się ręki Iriny i powoli zaczął odchodzić, starając się nie patrzeć w tył, by nie dostrzec kolejnych łez, które były jak wszystkie wspomnie ulatujące wtedy ze złamanego serca dziewczyny.

Bo Syriusz Black ranił i dawał szczęście jednocześnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro