rooftop

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Peter stał na dachu najwyższego budynku w Nowym Yorku. W stroju Spider-mana wpatrywał się w powoli zachodzące, letnie słońce. To był wyjątkowo ciepły wieczór.

- Peter? - zza jego pleców odezwał się głos Starka

Chłopak momentalnie odwrócił się aby spojrzeć na mentora z charakterystycznym dla siebie, promiennym uśmiechem.

- Dobry wieczór panie Stark! - nie ruszył się z miejsca czekając aż starszy do niego podejdzie

- Co tu robisz? - zapytał mężczyzna, który nie spodziewał się, że spotka tu dwudziestolatka

- Szczerze to po prostu myślę... - powiedział Parker - jest bardzo ładnie.

Brunet podszedł do barierki i sam spojrzał na horyzont. Chłopak miał rację, było naprawdę ślicznie.

- Też przyszedłem tu pomyśleć. - ciche westchnienie uświadomiło młodszego w przeczuciu, że coś się stało

- Może... chciałby pan porozmawiać? Po prostu, żeby wyrzucić emocje. - zaproponował pająk spoglądając niepewnie w stronę Tony'ego.

Mężczyzna wyraźnie bił się z myślami, ale finalnie pokiwał głową i wygodniej oparł przedramiona o barierkę.

- Zwyczajnie nie wiem jak zaakceptować uczucie... - powiedział Stark - nie powinno się pojawić, dlatego nie umiem go zaakceptować.

Patrzył przed siebie prosto na zachodzące słońce.

- Wiesz Tony... nie jest łatwo kiedy zauważasz u siebie coś czego nie umiesz powstrzymać. Niepoprawność całej sytuacji daje ci poczucie winy, od którego nie da się odciąć.

- Dokładnie... niepoprawność jest doskonałym stwierdzeniem. - na chwilę obaj zamilkli - nie da się spać spokojnie mając w głowie kogoś, kogo nie powinno się w niej mieć.

- Coś o tym wiem... - skomentował Parker rzucając krótkie spojrzenie na twarz mentora

Gdyby tylko wiedział co z nim robi samą obecnością...

- Nie wiem już co robić - powiedział Anthony odchylając głowę do tyłu - po prostu nie wiem.

- M-może po prostu wyrzuć to z siebie? - niepewny głos Petera odbił się w uszach Starka dając mu promyk nadziei

- Nie powinienem Pete... właśnie o to chodzi.

Mężczyzna wyjął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego. Zaciągnął się dymem, jednak dosłownie po jednym wdechu zgasił go o barierkę.

- Miałem nie palić... - zauważył Stark i westchnął samemu karcąc się w myślach.

- Możemy po prostu pomilczeć. - zaproponował Peter, co spotkało się z krótkim skinieniem głowy Anthony'ego.

Obaj pogrążyli się w myślach o sobie nawzajem, wpatrując się zwyczajnie w zachód i tętniące życiem miasto.

O czym myślał Stark? Czy warto powiedzieć mu już teraz, czy faktycznie jest gotowy sam zaakceptować to, że go kocha? Tak bardzo chciał mu to pokazać, udowodnić, ale najpierw musiał udowodnić sobie, że się nadaje, a w to niestety nie wierzył.

Tak, Tony Stark nie wiedział czy jest gotowy na związek. To brzmiało conajmniej śmiesznie. Codziennie pewny siebie, wiedział czego chciał, a teraz? Teraz kiedy pojawił się Peter nie chciał go skrzywdzić, bo naprawdę mu zależało. Skoro mu zależało to by go nie skrzywdził, prawda?

O czym myślał Parker? Jak długo zajmie mu odkochanie się w mentorze. Czy w ogóle jest w stanie to zrobić. Miał promyk nadziei na to, że uda mu się poczuć smak jego ust, ale z logicznego punktu widzenia nie miał na to najmniejszych szans.

Myślał o tym jak każdego dnia budzi się i pierwszą jego myślą jest Tony. Jak płacze w nocy, bo wie, że mu się nie uda. Jak za każdym razem gdy są blisko, czuje te motylki w brzuchu i tak bardzo chce geniusza chociaż przytulić. Jak pragnie jego dotyku, uwagi i miłości...

Po paru minutach westchnął cicho i odepchnął się od barierki.

- Robi się chłodno. - powiedział chcąc jakoś kulturalnie się oddalić

- Czekaj Pete... możemy jeszcze chwilę porozmawiać? - Stark chwycił jego nadgarstek zanim chłopak zdążył się ulotnić

- Um, tak jasne.

Tony stanął przed nieco niższym dwudziestolatkiem patrząc prosto w jego oczy. Były śliczne, zauważał to za każdym, pojedynczym razem gdy się im przyglądał.

- Posłuchaj, to chyba ten moment kiedy chcę ci powiedzieć, że cię kocham Peter.

Nastąpiła chwila ciszy. Jedyną myślą młodszego było to czy aby na pewno nie śpi.

- Chciałem ci to powiedzieć już jakiś czas temu, ale bałem się, że to nie to, że tylko cię skrzywdzę... teraz chcę żebyś spróbował mi zaufać, bo sam się boję. Musisz tylko wiedzieć, że cię kocham.

Chłopak niepewnie podszedł o krok bliżej, położył obie dłonie na klatce piersiowej Starka jednocześnie stając na palcach. Delikatnie musnął jego usta, a czując jak mężczyzna odwzajemnia pieszczotę, kontynuował ją aż do momentu kiedy musiał zlapać oddech.

Rumieńce na jego policzkach mówiły wszystko. Jak zahipnotyzowany patrzył na starszego samym wzrokiek przekazując mu to samo co on powiedział.

- Też cię kocham Tony... chcę z tobą być, chodźmy do domu.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro