19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Góra wielka, droga kręta
Trudno czasem iść, nie stękać

Było dobrze i dobrze się skończyło. Zaczął się rok szkolny, zaczyna się praca i czas na piekło z niewychowanymi dziećmi z 8 klasy bo to one najbardziej nie potrafią się zachować.

Westchnąłem głośno. Wcale za tym nie tęskniłem. I nawet nie wiem w co mam się ubrać!

— Co tak nagle ucichłeś? — Clay przerwał ciszę aż podskoczyłem. Kompletnie zapomniałem, że z nim gadam. Jego twarz była oblana porannym światłem zza okna a jedno oko miał zamknięte.

— Zamyśliłem się — odpowiedziałem szybko — i nie wiem w co się ubrać — dodałem szybko.

Clay zaczął cicho mruczeć. Oderwałem wzrok od jego skrzywionej twarzy od mocnych promieni słońca. Marnuje za dużo czasu gapiąc się na niego.

Dziewczyny zjadły już sniadanie, umyliśmy razem zęby i jedynie ja wszystko utrudniałem bo nie wiedziałem w co się ubrać.

To był ich pierwszy dzień szkoły, pierwsza klasa to bardzo poważna sprawa więc już od trzech dni były tak podekscytowane, że aż mnie to trochę przerażało.

— Może załóż po prostu czarną koszulę i jakieś czarne spodnie, najłatwiej i myślę, że będzie ci bardzo pasować — zawahał się dodając te ostatnie słowa.

Uśmiechnąłem się. Nie wiem czy mam jakąś czarną koszulkę która nie będzie wyglądać jak wyjęta psu z gardła.

Zagłębiłem się w szafę i zacząłem w niej grzebać. Przebierałem tysiące ubrań. Większości nawet nigdy na siebie nie założyłem, bo kupiła je Suzie a mi kompletnie się nie podobały. Chyba muszę się ich pozbyć, nie dość że zajmują tyle niepotrzebnego miejsca to jeszcze kotłują w sobie tyle nieprzyjemnych wspomnień.

Podkręciłem głową. Nie ma teraz czasu na te wszystkie przemyślenia. Wyciągnąłem w końcu czarną koszulę z krótkim rękawkiem. Wiedziałem, że gdzieś tu jest!

— Mam! — powiedziałem z dumą.

— Ubierz się i się pokaż, bo chce cię zobaczyć — zaśmiał się po czym promiennie się uśmiechnął.

Zawahałem się przez chwilę. Nie wiedziałem czy pójść przebrać się do łazienki czy zrobić to tutaj w pokoju. Ale, skoro Clay i tak ciągle ma widok na sufit, to tak czy siak nic nie zobaczy.

Złapałem ubrania w rękę i tak na wszelki wypadek, popędziłem na drugi koniec pokoju żeby tam w spokoju się przebrać.

Zaciągnąłem szybko spodnie na swoje biodra. Pokiwałem się na boki zapinając guzik i zasuwając rozporek. Zarzuciłem koszule na ramiona i powoli zacząłem zapinać kolejne guziki. Wygładziłem ubrania ręką. Chyba mie wyglądam źle.

Wróciłem do Clay'a.

— Ubrałem się.

Chyba aż zakrztusił się piciem bo zaczął dziko kaszleć.

— Pokaż się bo zaraz nie zdążysz!

Racja. Z tego wszystkiego zapomniałem że to rozpoczęcie roku było o danej godzinie.

Oparłem telefom o mała stertę ubrań i zrobiłem kilka kroków w tył. Dokładnie widziałem jak Clay zaczyna skanować mnie wzrokiem. Z każdą sekundą na jego twarzy pojawiałam się coraz większy uśmiech.

— Rany ale zajebiście wyglądasz! — błysnął wzrokiem.

— Na prawdę? — musiałem się upewnić.

— Tak! Na prawdę!

Policzki zaczęły mnie lekko piec. Nadal tak stałem a Clay nadal się na mnie patrzył. To było, dziwne. Zacisnąłem mocno zęby aż zabolała mnie szczęka. Koniec tego!

— Dobra bo się spóźnię — w końcu się ruszyłem — Muszę zawieźć dziewczyny — westchnąłem chwytając telefon do ręki.

Po długich rozmyślaniach, postanowiłem zapisać dziewczyny do innej szkoły niż do tej w której uczę ja. Coś czuję, że fakt że ciągle gdzieś bym tam był, na pewno nie pomógłby im się zaklimatyzować. Mają siebie i tyle powinno im wystarczyć. Muszą sobie jakoś radzić bezemnie.

— A kiedy to się skończy? Ile będę czekać?

Wywróciłem oczami. Nawet nie zdążyłem tam pojechać, nawet się nie rozłączyłem a Clay już się boi ile będzie musiał czekać.

— Nie wiem — westchnąłem — Mam nadzieję, że to nie potrfa długo.

Clay pokiwał głową.

Zbiegłem po schodach. Od razu kiedy pojawiłem się w zasięgu wzroku dziewczyn, one podskoczyły. Zaczęły swoją gadkę jak to są podekscytowane i ciekawe jak to wszystko będzie wyglądać. Nie przejawiały żadnego strachu, żadnych obaw. Nie to co ja. Idą do pierwszej klasy i będą kończyć wcześniej a obawiam się że ja kończyć wcześniej nie będę. Więc trzeba będzie zapisać je na świetlice bo raczej inaczej tego nie pogodzę.

Wsiedliśmy do samochodu, połączenie nadal trwało a Clay siedział cicho i grzecznie, jakby bał się odezwać.

— Musimy kończyć — powiedziałem wyjeżdżając samochodem z podwórka.

Clay jęknął głośno.

— A nie mogę ci potowarzyszyć? Nie chce tak siedzieć sam — był niemożliwy.

— Clay kiedyś mnie wykończysz.

Zaśmiał się. Oparłem telefon tak, żebym kątem oka gp widział. Od razu jakby mnie zobaczył i się uśmiechnął.

— Tak możemy jechać, co ci przeszkadza? — zaczął kiwać głową na boki. Zachowywał się jak małe dziecko.

Wjechałem na posesję szkoły. Dziewczyny zaczęły cicho piszczeć. Zacisnąłem mocno zęby zajmując jendo z ostatnich miejsc parkingowych. Odpiąłem pasy i spojrzałem się na niego ze zrezygnowanie.

— Muszę iść może kiedyś wrócę .

Clay znów pokiwał głową.

— Tylko nie chce mi się czekać długo — zacisnął oczy i odchylił głowę do tyłu.

Uśmiechnąłem się. Słodkie.

— To rusz dupe i zacznij coś robić — wysiadłem z samochodu i zamknąłem za sobą drzwi.

Dziewczyny zaczęły podskakiwać obok mnie. Kręciły się w kółko. Złapałem Nancy za rękę. Dobrze widziałem jak na jej twarzy zaczęło malować się lekkie zakłopotanie.

Weszliśmy do środka szkoły. Powitały nas kolorowe obrazki na ścianach, ciapkowate wzorki na drzwiach. Tylko, gdzie mamy iść? Westchnąłem i zacząłem iść w jakąś losową stronę. Może się nie zgubimy.

— Oj dzień dobry! — usłyszałem jakiś przesłodzony głos i aż się skrzywiłem. Odwróciłem się i moim oczom ukazała się miło wyglądająca blondynka z dziwnie szerokim uśmiechem na twarzy, za szerokim.

— Dzień dobry — zawahałem się. Gdzie jest jakaś cholerna sala i gdzie jest rozpoczęcie roku! Czuje się bardzo zagubiony i wcale mi się to nie podoba.

— Miło mi widzieć nowych uczniów — nadal mówiła tym dziwnym tonem głosu. Lekko się skrzywiłem.

Dziewczyny grzecznie się przywitały.

— Jest Pan tutaj pierwszy raz? — uśmiechnęła się podchodząc bliżej. Jej oczy dziwnie mocno mnie skanowały i czułem się bardzo nie swojo.

Nie nie jestem tutaj pierwszy raz, przecież musiałem jakoś zapisać dziewczyny do tej głupiej szkoły! Ale nie powiedziałem tego, przecież nie chciałem być nie miły.

— Nie wiem gdzie jest jakaś sala gdzie jest rozpoczęcie roku, trochę się zgubiłem — zawahałem się. Podrapałem się ręką po karku. Czy ona mogłaby przestać się tak na mnie patrzeć!

— Ah oczywiście proszę za mną — kiwnęła ręką w jakąś stronę i zaczęła nas gdzieś prowadzić. Nancy wyrwała swoją rękę z mojego uścisku i podbiegał do Carmen.

A ta babka się przybliżyła. Odejdź odemnie!

— Przyszedł Pan sam? — zapytała trzepocząc swoimi doklejonymi rzęsami.

Nie kurde z rodzicami przyjechałem. No a z kim miałem przyjechać? Z dziewczyną której nie mam?? Jakbym miał dziewczynę to bym tu nie przyjechał i od razu pojechałbym do pracy!

— Tak, ale nie mogę zostać, muszę jechać do pracy — uśmiechnąłem się lekko, żeby zaraz nie wyjść ma jakiegoś nie miłego.

— Oh rozumiem — pokiwała głową — Kto w takim razie je odbierze? — w tym momencie weszliśmy na sale. Dzieci było dużo, światła były rozpalone, raziły mnie w oczy. Na ścianach były porozwieszane jakieś serpentyny i oczywiście wielki napis "NOWY ROK SZKOLNY"

— No raczej ja, niby kto inny? — zaśmiałem się.

Kobieta wysłała mi zakłopotane spojrzenie . Niech ona lepiej nie będzie taka ciekawska!

Westchnąłem. Kucnąłem tuż obok dziewczyn. Nancy od razu złapała materiał mojej koszuli. Chyba jednak trochę się bała. Carmen wszystko oglądała, wyglądała ma wręcz zachwyconą.

— Pamiętacie co wam mówiłem? — uśmiechnąłem się łagodnie. Obie polowały głową — Macie być grzeczne i uważnie słuchajcie, przyjadę po was później dobrze?

Wstałem. Ta baba nadal się na mnie patrzyła. Ja na przykład nie mogłem się na nią patrzeć, bo miała tak obrzydliwe plamy różu na policzach, że aż mi się śniadanie zwracało.

— Jak coś będzie się dziać, wychowawczyni na pewno będzie do pana dzwonić.

Mam nadzieję, że nic nie będzie się dziać i że przyjadę na czas.

Nawet kiedy wychodziłem ze szkoły, czułem na sobie wzrok tej babki. Nie polubie tej babki a coś czuję, że ona polubiła mnie.

Wsiadłem do samochodu i dopiero swobodnie odetchnąłem, bo jak się okazało, prawie że ciągle trzymałem oddech w płucach.

— I jak było? — Clay zapytał prawie, że od razu.

Podkręciłem głową.

— Dziwnie. Mam nadzieję że nic się nie stanie — przekręciłem kluczyko w stacyjce i ledwo co wyjechałem ma drogę. Ci ludzie na prawdę nie potrafią prosto parkować — Jedynie przeraża mnie jakaś babka, ciągle się na mnie gapiła — prychnąłem.

Clay mruknął cicho.

— Może jej się spodobałeś — wzruszył ramionami.

Momentalnie mnie zmyliło. Że co? Nie, nie, nie, nie możliwe.

— Wymyślasz, może sobie coś uroiłem — spojrzałem na zegarek.

O boże! Jestem spóźniony na rozpoczęcie roku!

— Kuźwa — mruknąłem zatrzymując się na parkingu. Złapałem telefon w rękę. Wysiadłem szybko z samochodu i zacząłem prawie, że biec na dużą salę gimnastyczną.

— Co? Czemu tak biegniesz? Jesteś spóźniony? — przyciszony głos Clay'a szumiał na wietrze. Włosy mi się rozwiewały kiedy tak biegłem. A zimny pot zaczął spływać po moich plecach.

— Jestem spóźniony zadzwonie jak ten cykr się skończy, pa! — krzyknąłem w tym samym czasie rozłączając się i wchodząc do szkoły.

Przebiegłem przez korytarz i już o wiele spokojniej zagłębiłem się na sale gimnastyczną. Zacząłem skanować wzrokiem nauczycieli. Większość osób kojarzyłem ale oczywiście pojawiły się nowe twarze. Stanąłem pod ścianą. Nie spóźniłem się jakoś bardzo ale lepiej nie rzucać się w oczy.

Rozejrzałem się dookoła. Nigdzie nie widziałem dyrektorki, mam nadzieję, że nie zobaczy że się spóźniłem, bo było by nie fajnie gdyby to widziała.

Wszystko się dłużyło. Ciągle coś gadali, jakieś bezsensowne przedstawienie. Spóźniłem się więc nie mogę tak po prostu wyjść wcześniej bo dziewczyny już na mnie czekają. Muszę dostać plan lekcji a jak sobie pójdę, to będą nici ze wszystkiego. Więc oczywiście wsystko na złość trwało trzy razy dłużej niż zazwyczaj, dlaczego? Nie wiem, po prostu mam pecha w życiu i nic nie poradzę.

Telefon zaczął buczeć. Ktoś dzwoni. Jasna cholera. Wyjąłem go z kieszeni. Jakiś nieznany numer. Muszę odebrać.

Jak to jakaś fotowoltaika, to się załamie.

— Halo? — powiedziałem najciszej jak się da.

— Oh dzień dobry czy dodzwoniłam się do pana George'a? — znów jakaś babka z dziwnym głosem. Czy innych już nie ma na tym świecie?

— Tak to ja — odpowiedziałem cicho, kuląc się widząc jak kilka osób odwiedziło się w moją stronę.

— To świetnie! Gdzie pan jest? Wszystko się już skończyło, córeczki na pana czekają — skrzywiłem się.

Jasna cholera! Dlaczego tam to przestawienie nie mogło trwać tyle, co trwa tutaj. Bez sensu! Zacisnąłem mocno oczy. Co mam niby zrobić?!

Na prawdę mam największego pecha w całym moim życiu.

Myśl, myśl.

Do kogo moge zadziwić? Z mamą nadal jestem pokłócony, więc ona odpada. Karl jest zajęty spędzaniem czasu  ze swoim nieszczęsnym chloapkiem i ma mnie totalnie gdzieś więc też mi nie pomoże.

Zachłysnąłem się powietrzem.

Clay.

Muszę zadzwonić po Clay'a! Nie ma innej opcji. Clay musi po nie pojechać. Teraz.

— Yy tak, za chwilę, za chwilę ktoś po nie przyjedzie — panika zaczęła zalewać całe moje ciało. 

Jak się nie uda to jestem głęboko w dupie.

Dzieci zaczęły śpiewać kolejną piosenkę z rzędu. Kto zaakceptował to rozpoczęcie roku?! Przecież to trwa już dłużej niż półtorej godziny! Tak długie przedstawienia powinny mieć zakazane!

Otworzyłem Messengera. Zacząłem uderzać drżącymi palcami o klawiature. Wysłałem mu adres szkoły, chyba się nie pomyliłem w pisaniu.

» Proszę pojedź po dziewczyny bo ja nadal kisze się na rozpoczęciu.

Odczytał prawie od razu.

< Już jadę

Clay jest moim zwabcą.

Odetchnąłem głośno i wyłączyłem telefon. Jak ja niby wszystko ze sobą pogodzę? Przecież ja tego sam nie ogarnę. Nie ogarnę tego sam.

Oficjalnie przyznaje, że sam nie dam rady z tym wszystkim.

─────────────────────
١ ❛ 1851 słów

✒️ ⨾ Mam nadzieję że ogarniacie się do się dzieje!!!!! MUSICIEEEEEE. BO BĘDZIE SIĘ DZIAŁOOOOOOOOOO

Ahhh ale jestem podjarana jdksksksksllsks

. . . ┊Melka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro