23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I ja tak jak każdy
Mam niepokoje


Odliczałem sekundy na ostatniej lekcji. Ledwo wytrzymywałem w tej szkole, a to dopiero początek tego całego pierdla. Nie żegnałem się z nikim, po prostu tuż po końcu ostatniej wypragnionej lekcji, poczułem choć małą radość, że wrócę do domu i będę mógł leżeć pod ciepłym kocykiem obok Clay'a. I do tego zjemy coś dobrego i będzie idealnie.

Wsiadłem do samochodu. Trzasnąłem za sobą drzwami, torbę rzuciłem na miejsce pasażera. Wsadziłem kluczyki w stacyjke i nie minęła chwila, a już pędziłem drogą do szkoły dziewczyn, żeby odebrać je ze świetlicy. Czułem się winny, że będę je teraz tak zaniedbywać, że będą musiały tyle tkwić w szkole, ale nie mogę inaczej robić czegokolwiek, żeby to naprawić. Moje oczekiwaniami względem nowego roku kompletnie się nie sprawdziły i na prawdę, chce żeby znów były wakacje i chce spędzać czas z Clay'em.

Westchnąłem wjeżdżając na teren szkoły. Zatrzymałem się na losowym wolnym miejscu. Wypadłem z samochodu, zabierając ze sobą tylko kluczki. Popędziłem w stronę drzwi. Tak spieszyło mi się i tak, kompletnie się z tym nie kryłem. Wbiegłem do środka i trochę zwalniając, poszedłem w stronę świetlicy. Z daleka było słuchać głośne śmiechu i rozmowy. Kamień spadł mi z serca, kiedy zajrzałem do pomieszczenia. Było tam znacznie więcej dzieci niż się tego spodziewałem.

Nancy zobaczyła mnie prawie od razu.

— Tata! — poderwała się z krzesełka i podbiegła do mnie z otwartymi ramionami. Prawie że na mnie wskoczyła. Mocno ją objąłem, tak żeby przypadkiem nie spadła.

Dopiero teraz, Carmen podniosła głowę znad karki, i piszcząc cicho, znalazła się tuż obok mnie, w zaledwie sekundę.

— Dzień dobry panu — stanęła przede mną jakaś babka. Nie wiem, jakaś kolejna. Tyle już ich tutaj widziałem i tyle z nich sliniło się na mój widok, że przestałem liczyć i starłem się jakoś bardzo nie przywiązywać do nich swojej uwagi.

— Dzień dobry — odpowiedziałem miło, uśmiechając się gładko. Odstawiłem Nancy na ziemie. Carmen złapała mnie mocno za rękę, ale nie na długo.

— Dziwczynki, idźcie po swoje plecaczki — babka powiedziała głaszcząc Nancy po głowie i poczułem jak gardło mi się ściska. Jak ona ma czelność ją dotykać i głaskać, jak jakiegoś zwierzaka!

Spojrzałem się na nią tak zimnym wzrokiem, aż mam wrażenie, że trochę się zawahała przed wypowiedzeniem kolejnych zdań.

— Trudno je rozróżnić — zaśmiała się. Czułem jak żałośnie próbuje pociągnąć mnie za język i zmusić do rozmowy. Ale ja się nie dam. Dla niej od dziś przystaje być miły.

— To wcale nie takie trudne — powiedziałem prawdę. Może i dziewczyny są bliźniaczkami, ale zdecydowanie nie są do siebie aż tak podobne. Babka wyolbrzymiał a, a ja nie miałem zamiaru mówić do niej czegokolwiek więcej.

Dziewczyny znów pojawiły się obok mnie. Carmen znów ścisnęła mnie za rękę. Miała na plecach swój różowy plecak w jednorożce a Nancy swój plecach, w niebieskie dinozaury, bo taki sobie zażyczyła, dopiero zakładała na plecy. Widziałem jak się mota, ale nie chciałem nic mówić. Minęła sekunda i w końcu wyplątała się z macek plecaka i ładnie założyła go na plecy.

— Pożegnałyście się? — czułem jak moje serce się rozpływa, tak po prostu. Widok dziewczyn od zawsze trzymał mnie na duchu, i do tej pory w żaden sposób się to nie zmieniło.

— Tak — powiedziały w tym samym momencie a Nancy pokiwała jeszcze głową. Spojrzałem się katem oka na babke która nadal stała obok nas.

— Co się mówi do pani. — musiałem dać im przykład, że trzeba być kulturalnych, bo nie chce, żeby wyrosły na tak samo nie miłe osoby jak ja i musiały się zmuszać to uśmiechania się między innymi.

Dziewczynki spojrzały się na babke, i tak jak je o to poprosiłem, ładnie się pożegnały. Ja też mruknąłem jakieś dowidzenia ma odchodne i od razu popędziliśmy do szatni. Trochę im się zeszło zanim zmieniły swoje buty, ale nie pośpieszałem ich, ani nie starałem się pomóc, skoro wiedziałem że dadzą sobie same radę.

Razem, jak w pełni normalna rodzina, rzuciliśmy się biegiem do samochodu. Dziewczyny śmiały się w niebo głosy a mi też udzielił się ich dobry humor. Ale tak czy siak, chciałem wrócić do Clay'a, znaczy, do domu.

Nie odzywałem się przez całą drogę. Dziewczyny myślę że trafiły do własnego świata i rozmawiały o jakiś dziwnych, wymyślonych i chyba bardzo fascynujących je rzeczach.

Mi się to podobało. Czułem się dziwnie. Z jednej strony czułem mocne zmęczenie, ale jednak jakaś dziwna energia rozpierała mnie od środka. To takie dziwnie. Nie wiem jak mam to sobie wyjaśnić? Nie mogę się doczekać powrotu do domu i aż tak się tym ekscytuje? Możliwe.

W końcu, mam wrażenie że po godzinnej jedzie, wjechaliśmy na podwórko. Wyszedłem z samochodu i pomogłem dziewczynom odpiąć pasy. Od razu poleciały do domu. Drzwi były otwarte i tym razem ani one, ani ja, się tego nie wystraszyliśmy. Do moich uszu dobiegły pisk,i aż się uśmiechnąłem. Z przedniego siedzenia wziąłem swoją torbę i w końcu mogłem iść do wypragnionego domu.

Zdjąłem buty i poprawiłem wszystkie pary tak, aby stały równo obok siebie. Rzuciłem torbę na ziemię. Nie chciałem na razie na nią patrzeć. Dwa małe kolorowe plecaki leżaly tuż obok schodów. Z łazienki docierały głośne śmiechy i szum wody. Clay z dziewczynami myje ręce.

Odetchnąłem. Chciałem się przytulić. Czy to nie jest dziwne? Trochę tak. Przecież, nigdy nie czułem aż tak mocnej potrzeby przytulenia się do kogoś, a teraz? Teraz czuję, że ta myśl mnie obezwładnia. Znów chce poczuć ciepło Clay'a. Takie roztapiające ciepło jak nikogo innego, ani Karla, ani mamy. Ciepło Clay'a było wyjątkowe i takie przyjemne.

O boże.

Co się do cholery ze mną dzieje?

W końcu wyszli z łazienki. Cała swoją uwagę skupiłem na nim. Ja nawet nie będę się rozwodził nad tym jak ładnie wyglądał, bo on przecież zawsze ładnie wygląda.

Dziewczyny zabrały swoje plecaki i pobiegły na górę, krzycząc że za chwilę wrócą. I zostaliśmy sami. Sami we dwoje. Dobra, to brzmi dziwnie, cofnijmy proszę te słowa.

— Jak tam minął ci dzień? — uśmiechał się tak łagodnie, tak ładnie. Westchnąłem. Nie powiem że było dobrze, bo bym skłamał, nie lubię kłamać a Clay raczej wie, że ten dzień nie miał prawa bytu być dobrym. I co, mam powiedzieć że było źle i myślałem tylko o powrocie do domu? No nie, to też będzie dziwnie.

Więc po prostu się na niego spojrzałem. Patrzyłem długo i on też patrzył, nic nie mówił tylko patrzył, tak jak ja. Aż w końcu wstałem z krzesła. Podszedłem do niego i mocno się do niego przytuliłem. Chyba się tego nie spodziewał, bo na początku stał wryty jak kołek, ale sekunde później objął mnie mocno. Poczułem to przyjemne ciepło. Jego dotyk mnie już nie parzył, to chyba kwestia przyzwyczajenia.

Uśmiechnąłem się. To było takie, przyjemne. Miałem wrażenie że się rozpływam.

— Powiesz coś, czy będziemy tylko stać się tulić? — zaśmiał się cicho, prawie że centralnie w moje ucho — nie mówię że mi to nie pasuje, po prostu wiesz, to troszeczkę dziwne że się tak do mnie przytulasz, coś się stało? — jego głos był taki gładki, mówił tak idelanie. I o boże z czuję się jakbym był pijany.

— Po prostu chciałem się przytulić.

Clay nic nie odpowiada. Na pewno się uśmiechał, czułem to. Ja też się uśmiechnąłem, to ciepło jest takie przyjemne. Ścisnął mnie jeszcze mocniej. Oczy aż mi się załzawiły. Wciskam głowę mocniej w jego klatkę piersiową. Nie wiem co mam powiedzieć, nie wiem co mam myśleć.

— Chcesz dziś gdzieś ze mną pojechać? — zaczął jeździć palcem po moich plecach — jak zjemy, jeśli ci to pasuje, możesz odwieźć dziewczyny do swojej mamy — zrobiło mi się ciepło kiedy tak o tym wszystkim mówił.

Odsunąłem się od niego. Popatrzyłem na jego buźkę. Był czerwony, to takie słodkie.

— Myślę że chce gdzieś z tobą pojechać — uśmiechnąłem się do bólu policzków. Nawet jakoś głębiej się nad tym nie zastanawiałem. Przecież to logiczne, że chce z nim gdzieś jechać i spędzić miło czas, po prostu.

Clay aż zamknął oczy. Był tak bardzo oblany czerwienią, że aż się boje, jak ja musiałem wyglądać.

— To super, zjemy i szybko jedziemy, bo nie ma czasu — zaśmiał się i chyba w ostateczności mnie puścił.

Ciepło odemnie odeszło, Clay poszedł do kuchni. Aż zadrżałem. Chce żeby więcej razy mnie przytulał, to przecież takie miłe, dlaczego wcześniej tak bardzo tego nie chciałem?

Dziewczyny zrobiły hałas na cały dom, zbiegając na dół. Były takie zadowolone, ciągle uśmiechnięte. Moje małe aniołki. Usiadły przy stole, szeptając coś między sobą.

— Chcecie jechać do babci? — usiadłem naprzeciwko nich. Od razu się rozpromieniły. Wiem, że lubią jeździć do mamy, to w większości sprawach zawsze ratowało moją dupe. Nie miałem dużo czasu żeby się nimi zająć, wysyłałem je do mamy, byłem padnięty na łeb, wysyłałem je do mamy, byłem zmęczony psychicznie, wysyłałem je do mamy. Proste, szybkie i klarowne.

— Proszę, zjecie i od razu zawieziemy was do babci — Clay powiedział stawiając dwa talerzyki lasagne. Aż zaburczało mi w brzuchu.

— To od razu jedziemy? — odwróciłem się w jego stronę. Miał spuszczoną głowę i był wyjątkowo skupiony na krojeniu kolejnego kawałka Lasagne.

— Tak, wszystko jest zaplanowane więc nawet jakbyś się nie zgodził, to zaciągnął bym cię siłą — podniósł głowę. Patrzył się na mnie swoimi szeroko otwartymi oczami. Widać było że był podekscytowany. Ciekawe co planuje.

Nałożył ładnie ukrojony kawałek na talerzyk, wziął go do ręki, podszedł do mnie i delikatnie postawił jedzenie na stole.

— Czyli nie zdradzisz mi nic? — zachichotałem biorąc do ręki widelec.

— Nie, nic ci nie powiem, to ma być niespodzianka — usiadł obok mnie.

Aż mi zawrzało w brzuchu. Nie wiem w sumie dokładnie przez co, czy przez to jak Clay się na mnie patrzył, czy przez to jak dobrą zrobił Lasagne, albo może przez tą ekscytację.

Dziewczyny uwinęły się z jedzeniem wyjątkowo szybko, jak nie one. Wszyscy skończyliśmy jeść w tym samym czasie. Brzuch bolał mnie mocniej z każdą sekundą. Tak bardzo chce wiedzieć co on planuje!

Nie minęło dziesięć minut, a dziewczyny już były u mamy. Zostawiłem je pod drzwiami, zadzwoniłem dzwonkiem i rzuciłem się pędem z powrotem do samochodu.

— No to jedziemy — zanucił. Zamknąłem oczy i pokiwałem głową na boki. Czułem taką ekscytację że to hit!

Clay ciągle się uśmiechał, kiedy rozmawialiśmy. Ja w sumie też. Mimo takiego nieprzyjemnego poranka, jeśli można tak powiedzieć, teraz miałem strasznie dobry humor. To dziwne! To serio dziwne! Ale, chyba nie będę próbował dociekać, dlaczego tak jest.

— George? — Clay przerwał cisze. Dopiero zorientowałem się, że ciągle gapie się w okno, uśmiechając się jak głupi.

— No? — uniosłem brew do góry i spojrzałem się w jego stronę. Przez chwilę bezdźwięcznie mlaskał ustami, jakby chciał coś powiedzieć, ale jednak trochę się bał.

— Em, czy to jest randka? — zatrzymaliśmy się na światłach i spojrzał się na mnie tymi głupimi błyszczącymi oczami.

O boże. O boże. Aż zrobiło mi się gorąco. Odwróciłem wzrok. Czułem to dziwnie rozlewające się ciepło po całym moim ciele. To takie głupie. Jaka randka? O co mu chodzi. To tylko, przyjacielski wypad, prawda? To nie tak, że nie wiem gdzie jedziemy i Clay chce zrobić mi niespodziankę. Takie niespodzianki są normalne u przyjaciół, co nie?

— Wiesz, nie musimy się bać tego słowa — z każdą chwilą mówił coraz niepewnie.

Zacisnąłem usta. To nie prawda. Ja w cale nie boje się słowa "randka", nie wiem skąd on takie coś wymyślił.

— Nie no słuchaj, ja się nie boje tego słowa, po prostu jakby wiesz, nie ma sensu używać taki stwierdzeń, przecież przyjaciele nie chodzą na randki — wzruszyłem ramionami i nawet czułem przez chwilę pewność siebie. Ale tylko przez chwilę. Bo potem znów spojrzałem się na Clay'a. Mimo że niby był skupiony na tym co dzieje się na drodze, nie widziałem już uśmiechu na jego twarzy. Jasna cholera! Czemu ja zawsze muszę jebnąć jakąś głupotą!

— Ale, przyjaciele chyba też mogą chodzić na randki — mówił to już bez żadnego podekscytowania jak wcześniej. Boże, widzisz a nie grzmisz! Trzeba było mnie porządnie trzasnąć zanim otworzyłem swoją głupią mordę!

Czułem się złamany. Zakrykem rekoma swoją twarz. Było mi tak gorąco.

— Boże przepraszam, nie chciałem znów zjebać swoją głupotą, ja po prostu nie raz mówię, i nie myślę o tym co mówię i wychodzą z tego takie kwiatki — jęknąłem. Czułem się jak ostatni debil. Co ja wyprawiam. Raz zachowuje się jakby Clay był moim przyjacielem, a kolejnym razem zachowuje się jak zakochany nastolatek, a potem znów jakieś gówno wychodzi z tego!

— George nie przepraszaj mnie, po prostu już jestem taki, że ciągle mam nadzieję, ale najważniejsze jest to, że jesteś ze mną szczery, nie robisz niczego na siłę, mówisz mi prawdę prosto w oczy, mimo że nie raz trochę to boli — poczułem jego rękę na swoich plecach. Zgarbiłem się przez to jeszcze bardziej.

On na mnie nie zasługuje. Na prawdę. Po raz kolejny powiedziałem coś tak debilnego, a on zachowywał się, jakby nic się nie stało. Clay jest za miły, Clay jest za Clayowaty! Taki, aż szkoda mówić!

Spojrzałem się na niego. Uśmiechał się tak ładnie i boże. Dlaczego ja nie raz jestem dla niego taki okropny? On sobie na to wszystko nie zasłużył! Nie zasłużył na takiego debila jakim jestem. Dlaczego nadal tu siedzi? Dlaczego nadal patrzy się na mnie, jakby nie widział po za mną całego świata? Dlaczego ciągle tak ładnie się uśmiecha, mimo że nie zasługuje patrzeć na ten uśmiech? To takie chore.

— Idziemy? Jesteśmy na miejscu — mówiąc to znów tak ładnie się uśmiechnął a ja znów prawie że się rozpłynąłem.

Kiwnąłem głową. Wysiedliśmy razem z samochodu i dopiero zorientowałem się gdzie jesteśmy, chociaż w sumie było to logiczne, że pojedziemy do galerii.

— Idziemy na film, ale spokojnie to nie horror — powiedział szybko i od razu zrobiło mi się lżej w środku. Przecież nielubimy horrorów i było by dziwnie, jakby właśnie Clay wybrał horror. Zresztą, nigdy nie byłem w kinie na horrorze i pewnie było by to dość, niekomfortowe.

— A na jaki film? — weszliśmy na ruchome schody.

Clay zaśmiał się cicho.

— Szczerze, nie wiem, wybrałem jakikolwiek, mam nadzieję że będzie w miarę spoko, bo głównie kierowałem się tym, żebyśmy miło spędzili czas — pokazał równy rządek swoich białych ząbków, uśmiechając się mocno.

Znów zrobiło mi się ciepło. Clay w takich momentach był strasznie słodki.

Szliśmy blisko siebie. Bardzo blisko. Kilka razy jego ręka obiła się lekko o moją, ale starałem się na to nie zwracać uwagi. To przez przypadek, przecież Clay nic by nie planował, to było by głupie.

Na początku poszliśmy do kasy. Odebraliśmy swoje bilety, w sumie nawet nie zakodowałem na jaki film idziemy, ale czy to ważne? Kupiliśmy jeszcze popcorn i picie. Byliśmy gotowi na film!

Miałem wielką nadzieję, że będzie to jakiś w miarę dobry film, bo po nim w sumie wszystkiego można było by się spodziewać. Może tak na prawdę mnie oszukał, i wybrał jakiś horror? Albo kurde będzie jakaś nudna komedia, jak tak, to stamtąd wyjdę, przysięgam.

Jakaś babka przy wejściu na sale żarliwie gapiła się na Clay'a. No halo! Co to ma znaczyć! Raz jakaś babka gapi się na mnie, teraz kolejna na niego, nie rozumiem tego za cholerę!

Wyrobiliśmy się na styk. Kiedy weszliśmy do środka, już były reklamy. Zacisnąłem rękę na pudełku z popcornem. Clay szedł pewnie. Dokładnie wiedział gdzie mamy siedzieć. Chociaż o tyle dobrze, że nie było ludzi. Nigdy chyba nie widziałem tak pustego kina.

Usiedliśmy na wygodnych fotelach. Obok nas nikogo nie było, można by powiedzieć że byliśmy w jakimś stopniu sami. Aż zrobiło mi się gorąco.

Spojrzałem się w stronę Clay'a. W tym samym czasie on spojrzał się na mnie. Już gryzł popcorn. Nie chciałem być gorszy, zaczęliśmy chrupać razem. Jego uśmiech błysnął kiedy światła zgasły. Widziałem jedynie zarys jego puchatych włosów. Odetchnąłem cicho.

Położyłem rękę na podłokietniku i trochę się wystraszyłem kiedy poczułem rękę Clay'a. Spojrzałem się na niego spod ukosa, ale chyba nie zwrócił na to uwagi. Dalej szamał popcorn i wlepiał wzrok w ekran.

Ale ja nie mogłem się skupić. Ciągle miałem w głowie to, jak blisko są nasze ręce. Lekko się wzdrygnąłem, kiedy poczułem jak jego mały palec leciutko smura mojego palca. To nie było przypadkowe, nie mogło być. Wstrzymałem oddech. Czułem jak mój brzuch boleśnie mi się skręca. O boże.

Serce podeszło mi do gardła. Uniosłem lekko rękę, dosłownie na minimalną odległość. Clay położył swoją dłoń tak, jakby chciał zaprosić mnie do uścisku. Jakby chciał trzymać mnie za rękę.

Zacisnąłem palce w pięść, aż paznokcie wbiły mi się w środek dłoni. To było takie cholernie dziwnie. Do czego to doszło? Jakim cudem znalazłem się w takim momencie. Jak doszło do tego, że serio chciałbym złapać go za rękę i zobaczyć czy ma tam taką delikatną skórę jak mogę sobie to wyobrazić.

Spojrzałem się na niego. Patrzył się na mnie. Zachowywał się jakby film nie miał znaczenia, cała uwagę skupiał na mnie, a ja cała uwagę skupiałem na nim. To takie powalone. Mam zrobić pierwszy ruch? Ja  mam złapać go za rękę? Zacisnąłem mocno zęby. Wstrzymałem oddech. Jak nie ja to kto? Na pewno nie Clay, jakiś tak gdzieś w środku mam wrażenie, że czekał z tym na mnie, kiedy to ja będę gotowy na trzymanie się za rękę.

Dobra. Na trzy cztery. Trzy, czte - ry. Opuściłem rękę. Poczułem jego ciepłą dłoń tuż pod swoją. Oblał mnie rumieniec, czułem to. Spanikowałem, chciałem cofnąć rękę, ale on był szybszy. Splótł nasze palce, ścisnął mocnej moją rękę na sekundę.

Zaraz zemdleje. Popatrzyłem się na niego. Mimo ciemności widziałem jego białe zęby. Uśmiechał się. Oczy zaszły mi łzami. Spojrzałem się na nasze ręce, potem na jego zarys jego twarzy. I miałem ochotę się popłakać.

Trzymam go za rękę. Trzymam się z Clay'em za rękę. Mam go obok siebie i on też chce żebym był obok niego, czuję to, tam głęboko w środku.

I o boże.

Co się właśnie ze mną dzieje.

─────────────────────
١ ❛ 2888 słów

✒️ ⨾ jestem w miłości z tym rozdziałem 😭😭 no uwielbiam i AAAAAAAA MAM NADZIEJĘ ŻE WAM TEŻ SIĘ PODOBA TO PLS NIE MOŻE WAM SIĘ NIE PODOBAĆ TO NIEMOŻLIWE!!!!!

Kckckckc ❤️❤️

. . . ┊Melka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro