6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak mam się ruszyć gdy
Nie widzę granic moich ram

Kolejny dzień wyciągania zaspanym dziewczyn z łóżka zaliczony. Chciałem dość wczesniej zjeść śniadanie co właśnie uczyniliśmy. Muszę mieć dużo czasu żeby wszystko ogarnąć. Mam wszystko zaplanowane i jeśli ktoś mi zrujnuje plany to pogryze.

Westchnąłem głośno. Carmen uparła się, że dopóki nie zje swojego loda, nigdzie nie idziemy, więc tak siedzimy, ona niespiesznie zajadała się swoim przysmakiem, Nancy bujała się na boki i obserwowała wszytsko dookoła a ja stukałem nogą no kostkę i za chwilę zgłupieje bo nic nie układa się po mojej myśli.

Usłyszałem jakiś krzyk, nie wiem czy to do nas ale i tak podniosłem wzrok. Zza zakrętu wypadł Clay i biegł prosto na nas machając do mnie ręką. Momentalnie zrobiłem się cały czerwony. Miał na sobie białe spodenki i koszule, która była rozpięta i frunęła razem z nim na wietrze. Tylko, że pod koszulą nie miał koszulki, i wystawała jedynie goła klatka piersiowa. Nie mogłem odwrócić od niego wzroku. Miał na głowie okulary które trzymały włosy zaczesane do tyłu i na czoło opadało jedynie kilka kosmyków. Wszystko w środku krzyczało do mnie, żebym już się nie gapił, żebym skończył, żebym odwrócić wzrok, ale nie potrafiłem, Clay wyglądał dziś odrażająco dobrze.

— Wy już po śniadaniu? — zapytał zatrzymać się tuż obok mnie a jego nike zaszurały cicho. Kiwnąłem głową kątem oka spoglądając na Carmen która dalej jadła loda.

— Wstaliśmy dziś wcześniej żeby pójść kupić pamiątki i mieć wystarczająco czasu żeby się spakować — mruknąłem opierając się o fotel. Nadal miałem na nim zawieszony wzrok. On kurwa wyglądał nieskazitelnie pięknie — A gdzie zgubiłeś koszulke? — zapytałem starając się skończyć myśleć o nim w   t e n   sposób.

Chłopak pokiwał głową i zapiął jeden środkowy guzik koszuli.

— Taki dziś mój wygląd — powiedział taranując mnie swoim promiennym uśmiechem — poczekajcie trzy minuty wezme sobie coś do jedzenia i pójdę z wami — mruknął od razu znikając w głębi stołówki.

Jęknąłem po raz kolejny. Czy chociaż jeden dzień może być taki jak zaplanowałem? Zamknęłam oczy i odetchnąłem. Siedziałem wczoraj z Clay'em do późna i po cichu wypatrywaliśmy gwiazd, dopóki nie przybiegły do nas dziewczyny i nie zepsuły tej przyjemnej chwili w której mógłem na spokojnie oddychać i niczym się nie przejmować.

Bo czy oby na pewno wszystko spakuje, czy na pewno nie zapomnę o tym co mam dla kogo kupić. To wszystko znów mnie przytłaczało mimo, że było błahymi problemami i każdy by sobie z nimi poradził.

Clay wyszedł szybko ze stołówki. Trzymał w ręku kanapkę a drugą już kończył pożerać. Od razu wstałem, co też uczyniły dziewczyny z wielką chęcią.

Chłopak chciał mi chyba coś powiedzieć, ale nadal miał pełna buzie i dopiero co przełykał tą kanapkę.

— Najpierw zjedz potem możesz gadać — mruknąłem. Dziewczyny zatrzymały się przy pierwszym lepszym sklepie i zaczęły oglądać wystawione tam dmuchane rzeczy do wody. Zgarnąłem je ręką i zaczęliśmy wspólnie przyglądać się magnesom.

— Ładnie dziś wyglądasz — powiedział uśmiechając się trochę inaczej niż zazwyczaj. Zmarszczyłem czoło. Wyglądałem dziś normalnie tak jak zazwyczaj, ale za to on powalał wszystkich innych na kolana. O mało co nie odpowiedziałem mu, że on też, ale na szczęście w porę się powstrzymałem.

— Raczej nie wyróżniam się niczym od innych — odpowiedziałem jakby niepewnie. Chciałem odwrócić wzrok i przestać się na niego gapić ale w myślach mi krzyczało, przez co się zgubiłem i na prawdę nie wiedziałem co mam zrobić.

— W sumie zawsze ładne wyglądasz, masz ładną urodę to chyba przez to — Clay wzruszył ramionami i jakby nigdy nic zaczął oglądać jakieś naszyjniki. Momentalnie spaliłem buraka.

"jesteś zbyt przystojny żeby być tak długo sam"

Słowa Karła szumiały w mojej głowie a ja nie potrafiłem ich wypędzić. Rozumiem jakby zamiast Clay'a powiedziała to jakaś dziewczyna ale tak to nic nie rozumiem. Powiedział to czysto po przyjacielsku? No mam nadzieję bo jak nie to się zapłacze, pamiętajmy że ja nadal szukam dziewczyny!

— Zapnij swoją koszulę — powiedziałem próbując przestać o nim myśleć. On zagnieździł się w mojej głowie, czemu tak bardzo chce mu powiedzieć że też ładnie wygląda. Chce mu powiedzieć to jak przyjaciel przyjacielowi, nie jak chłopak chłopakowi.

— A czemu? Myślę że tak jest dobrze — kątem oka widziałem jak przejeżdża prawą ręką po swojej klatce piersiowej. Moj brzuch znowu zawirował. Przestań tak robić!

— Rozpraszacz innych — zaznaczyłem ostatnie słowo żeby na pewno nie pomyślał o mnie, bo ja z jednej strony chce żeby zapiął tą cholerną koszulę, als z drugiej strony fajnie jakby tak został, z taką ładnie rozpiętą i powiewającą na wietrze. Clay prychnął.

— Myślę że w szczególności ciebie — mruknął nagle przybliżając się do mojego ucha. Nie! Koniec tego, nie wytrzymam, to zaraz zje mnie się od środka!

Złapałem dziewczyny za ręce i szybko od niego odszedłem. Czułem bulgotanie w żołądku takie jak nigdy dotąd.

— Sam sobie kupuj te głupie pamiątki — krzyknąłem przez ramię. Mimowolnie się na niego spojrzałem. Stał w bezruchu i wpatrywał się w naszą stronę. Chyba go zaskoczyłem. I dobrze! Niech wie że nie ma przy mnie takiej bablaniny!

(...)

Ta walizka prędzej pęknie niż wszystko tam zmieszczę. Jakoś kiedy się pakowałem, wszystko ładnie w środku się mieściło i jeszcze było trochę wolnego miejsca, a teraz? Teraz mam wrażenie że będę musiał skakać po tej cholernej walizce żeby ją zasunąć!

Oparłem się o ścianę i zamknąłem oczy. Czułem się dziwnie i czegoś się obawiałem, o coś się martwiłem, ale nie wiem czego i w ogóle czemu. To uczucie było dziwne, ciążyło mi nieprzyjemnie na sercu i za nic w świecie nie potrafiłem tego z siebie tak po prostu wyrzucić.

Odetchnąłem i znów spojrzałem się na walizkę. Znów wypakowałem wszytskie rzeczy u znów zacząłem je układać w środku. I w końcu po trzech podejściach jakoś mi się udało. Od razu rzuciłem się na łóżko i wziąłem telefon do ręki. Wczoraj Karl do mnie pisał, ale na razie nie widzi mi się mu odpisać. Nie mam ochoty słuchać jego bablaniny.

Odłożyłem telefon na pościeli i wtuliłem się w kołdrę. Myśli od razu popłynęły do wczorajszego wieczoru. Na samą myśl o tym z jakim zafascynowaniem Clay pokazywał mi te wszystkie gwidobiory, zrobiło mi się cieplej na sercu. Chciałbym częściej spędzać tak czas. Nie myśląc o niczym innym niż to co się dzieje w tym momencie, cieszyć się chwilą i chwytać wspomnienia rękoma żeby nie odpłynęły i nie popadły w niepamięć.

Odetchnąłem. Wstałem z łóżka i ostatni raz sprawdziłem czy oby na pewno wszystko wziąłem z pokoju i w końcu razem z dziewczynami wyszedłem z pokoju. Stoczyłem się nie poradnie ze schodów i już trochę lżej zacząłem ciągnąć ją po kostce. Zaszedłem do recepcji żeby oddać kluczyk i podpisać kilka rzeczy.

Zacisnąłem rękę na rączce walizki i poszliśmy tym razem w stronę autobusu. Jęknąłem pod nosem zdając sobie sprawę z tego że będę musiał ciągnąć tą walizke pod górkę. Prędzej się stąd stoczę niż ją tam zatargam.

— Wydaje mi się że tym razem nie odmówisz i od razu przyjmiesz moją pomoc — usłyszałem tuż obok siebie barwny głos Clay'a i aż się uśmiechnąłem.

Odwróciłem się w jego stronę i jakoś tak serce mi zatrzepotało. Znów się uśmiechnąłem. Puściłem rączke walizki i wywróciłem oczami.

— Skoro tak bardzo chcesz zataczać się z dwoma walizkami to proszę — wzruszyłem ramionami udając obojętność choć w środku, przyznam że poczułem jakby kamień spadł mi z serca. Chociaż nie zrobię z siebie pośmiewiska przy kimś.

Szliśmy powoli. Dziewczyny lawirowały między nami, ciągle się śmiały i ciągle coś nadawały. Dziś rano były trochę przygnębione, że musimy już wracać, ale teraz zdecydowanie cieszą się że w końcu po tych kilku dniach zobaczą się z babcią i wujkiem Karl'em.

Co do tego wypierdka który ostanio się tak nademną rozwodził, czyli Karl'a, nie za bardzo chce go widzieć, bo zaraz znów zacznie tą swoją gadke że muszę sobie kogoś znaleźć bo przecież jak nadal będę sam to stanie się tragedia i świat spłonie.

Jakiś pan zabrał dwie walizki od uśmiechniętego Clay'a i wrzucił je do bagażnika. Chłopak wszedł do autobusu jako pierwszy, potem wbiegły dziewczyny żeby mogły wybrać sobie miejsce gdzie chcą usiąść a ja dostosuje się do nich i siądę za nimi, tak dla bezpieczeństwa.

Wybrały sobie miejsce po środku autobusu i zanim władowały się na swoje siedzenia, tuż za nimi usadowił się szczęśliwy Clay jakby wygrał na loterii. Wywróciłem oczami. Na prawdę przylepił się do nas jak jakiś rzep. Nic nie mówiąc siadłem obok niego, starając aby między nami była duża przerwa, tak żebyśmy na pewno nie siedzieli za blisko siebie, no sory ale ja swoją przestrzeń osobistą traktuje bardzo poważnie.

— Jesteś bardzo szczęśliwy że się dosiadłem, prawda? — zapytał znów atakując mnie tym swoim promiennym i wesołym uśmiechem.

Westchnąłem próbując się na niego nie gapić, nie uśmiechnąć się i zachować spokój. Ignorowałem to skręcanie w żołądku, prawdopodobnie spowodowane stresem i odpowiedziałem najspokojniej jak tylko mogłem.

— Skacze z radości — Znów się uśmiechnął, teraz kompletnie bez powodu.

Oparłem się o tył siedzenia. Dziewczyny z przodu gadały i wyglądały razem przez okno kiedy ruszyliśmy. Kiedy akurat Clay nie był w zasięgu mojego wzroku, kiedy na przykład wpatrywałem się w prawą stronę a on siedział po lewej, czułem jak wlepia we mnie swój wzrok. Ale starłem się to ignorować.

Dojechaliśmy na lotnisko w miarę szybko. Dziewczyny wyskoczyły z autobusu a ja od razu złapałem obie za ręce, żeby przypadkiem nie uznały, że fajnie by było gdzieś pobiec i nie wracać. Clay wziął moją i swoją walizkę i razem weszliśmy na lotnisko.

O dziwo przez wszystko przeszliśmy sprawnie, bez żadnych problemów. Dopiero zacząłem się stresować tuż przed lotem.

— Stresujesz się? — Ckay zapytaj pochylając głowę w bok.

Zacisnąłem oczy i pokiwałem powoli głową.

— Trochę bardzo — mruknąłem.

Poczułem jak dłoń chłopaka ląduje na moich ramieniu. Zmarszczyłem czoło.

— Spokojnie wszystko będzie dobrze, za nim się obejrzysz będziesz już u siebie w domu — poklepał moje ramię swoją wyjątkowo silną ręką ale ja szybko ją odepchnąłem.

Posłałem mu mordercze spojrzenie. On jedynie zmarszczył na chwilę czoło ale za chwile wrócił do swojego normalnego wyrazu twarzy. Wzdrygnął się razem ze mną kiedy z głośników wypadł wyjątkowo głośny komunikat który akurat dotyczył naszego lotu. Ludzie momentalnie zaczęli się pchać do bramki, myśląc że od razu wszyscy zostaną wpuszczeni.

Westchnąłem cicho. Poczekaliśmy aż trochę się uluźni i dopiero po chwili ustawiliśmy się w już spokojniejszej kolejce. Weszliśmy do samolotu i zacząłem szukać swoich miejsc. Carmen usiadła na miejscu przy oknie, jako iż kiedy lecieliśmy wcześniej, przy oknie siedziała Nancy. Usiadłem na miejscu od przejścia i na spokojnie pomogłem dziewczyną zapiąć pasy. Zacząłem szukać wzrokiem Clay'a a on robił dosłownie to samo. Uśmiechnął się w moją stronę co ja też odwzajemniłem. Siedział prawie że na końcu więc byliśmy trochę daleko od siebie, więc na pewno sobie nie pogadamy.

W sumie nie pamiętam za dużo.  Obudziłem się akurat kiedy przyszedł czas na lądowanie. Nancy trochę spanikowała, tak jak za pierwszym razie. Cały czas mocno trzymała mnie za rękę i cicho piszczała kiedy samolot w końcu opadł lekko na ziemię.

Wszyscy zaczęli klaskać, w tym ja, i dziewczyny też, miały na twarzy wielkie uśmiechy bo w końcu jesteśmy prawie w domu. Wyszliśmy z samolotu i od razu weszliśmy na lotnisko. Usiedliśmy na jakiś krzesełkach i z wielkim niepokojem zaczęliśmy czekać na nasz bagaż. A co jeśli akurat nasz nie dotarł? A jeśli gdzieś się zapodział? Albo rozwawalili naszą walizkę? Serce mi łomotało. Wstaliśmy z krzesełek. Co rusz jakieś walizki pojawiały się na taśmie. Szukałem naszej. Jechałem wzrokiem po każdej możliwej, aż w końcu ją zobaczyłem. Była cała i zdrowa. Ściągnąłem ją z taśmy i dokładnie obejrzałem. Nie miała żadnych dużych widocznych i rażących a oczy rys.

Odetchnąłem z ulgą. Dziewczyny trzymały się blisko mnie. Rozgadałem się, szukając Clay'a. Ale nigdzie go nie widziałem. Poczułem nagły smutek. Nie chciałem żeby to się tak skończyło, nie chciałem żeby to skończyło się na krótkiej znajomości w hotelu.

Uśmiechnąłem się lekko widząc jak niedaleko wyjścia z lotniska stoi Karl. Wyprostowany, uśmiechnięty. Od razu kiedy nas zobaczył zaczął biec w naszą stronę.

— Przeżyliście! — słysząc jego szczęśliwy głos aż sam się uśmiechnąłem. Jednak za nim tęskniłem.

Dokładnie widziałem jak chce mnie przytulić ale w ostatniej chwili się ogarnął a ja tak na wszelki wypadek zrobiłem krok do tyłu.

— Było trochę trudno ale przeżyliśmy — zaśmiałem się a dziewczyny zaczęły skakać obok Karla i już coś mu opowiadały, a on kiwał spokojnje głową przeskakując wzrokiem z jednej na drugą.

Aż w końcu zwrócił się do mnie.

— Daj mi tą walizę — mruknął a ja nawet się nie wzbraniałem — pewnie od targania jej zrobił ci się niezły biceps — zaśmiał się a ja wywróciłem oczami.

— W sumie to nie bo targałem ją wyjątkowo krótko — wzruszyłem ramionami a w oczach Karla pojawił się błysk.

— Samolotowy chłopak ci pomagał co? — zapytał podnosząc jedną brew a ja poczułam jak zaczynam robić się czerwony. Walnąłem go w ramię na co cicho zachichotał — Masz jego numer? — zapytał a mnie zatkało.

— Nie mam — odpowiedziałem prawie od razu zaciskając swoje usta.

Posłał mi murdercze spojrzenie. Odwróciłem się od niego i poraz ostani rozejrzałem się po całej hali mając nadzieję że gdzieś go zobaczę. I go zobaczyłem. Stał na boku. Walizka była tuż obok niego a on opierał się o ścianę i grzebał coś w telefonie. Uśmiechnąłem się. Był tam. Poczułem jak Karl mnie popycha.

— Idź do niego i weź jego numer — szepnął wyjątkowo głośno. Serce mi załomotało.

Odwróciłem się w stronę Clay'a i puściłem się biegiem. Telefon zaciskałem mocno w prawej ręce. Zatrzymałem się tuż obok niego, ledwo hamując a on na początku spojrzał się na mnie z wielkimi oczami ze strachu, ale potem, one jakby, złagodniały.

— Znalazłeś mnie — powiedział jakby był pewny że będę go szukać.

Kiwnąłem głowa i lekko się uśmiechnąłem.

— Mogę twój numer? — zapytałem czując jak grunt osuwa mi się spod nóg.

On też się uśmiechnął. Wziął odemnie telefon i otarł mój palec swoim opuszkiem palca i aż mnie dreszcze przeszły. Wstukał szybko swój numer telefonu i oddał mi telefon z powrotem. Znów zaatakowałam mnie swoim uśmiechem.

— W takim razie, mam nadzieję ze do zobaczenia — powiedział. Poczułem ciepło na całym ciele. Uśmiechnąłem się tak szeroko, że aż zapiekły mnie policzki. Kiwnąłem głową.

— Do zobaczenia Clay — odpowiedziałem wyjątkowo drżącym głosem.

Tak. Do zobaczenia wkrótce.

─────────────────────
١ ❛ 2309 słów

✒️ ⨾ Ojoj ostatnio słabo u mnie z pisaniem ale dobrze że mam rozdziały na zapas ☝️

Strasznie podoba mi się ten rozdział i no 🧍 nie wiem co więcej powiedzieć, czytałam i się śmiałam trochę 🤸

I pls jak zobaczycie jakieś losowe imię na M albo B to dajcie mi znać bo w trakcie pisania zmieniłam imiona dziewczyn i mogłam jakieś pominąć przy poprawianiu 😭😭

Oczywiście standardowo dajcie znać jak się wam podoba i nie bójcie się komentować!! 💗

. . . ┊Melka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro