8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sam nie wiem jak mam wyjść
Nie tylko szyby są ze szkła

Przez całe ciało przeszedł mnie dziwny dreszczyk. Stresowałem się, nawet bardzo. Właśnie wróciłem od mamy. Zostawiłem dziewczyny pod drzwiami i tyle starczyło żeby wiedziała, że czeka ją niezapomniany dzień ze swoimi ukochanymi wnuczkami.

Lubiłem tak losowo podrzucać je mamie, mogłem wtedy w końcu odpocząć, one też się rozerwały więc każdy na tym korzystał. Ale tym razem jakoś nie było mi do śmiechu. Strasznie ale to strasznie się bałem. W sumie to nie wiem czemu. Clay'a znałem przeciętnie. W ciągu tych ledwie kilku dni troche pogadaliśmy i myślę że się polubiliśmy.

Od zawsze preferowałem zapraszanie kogoś do mnie, jakoś nie lubię jeździć w gości, czuję się starsznie nieswojo w nowym otoczeniu, to mnie nieprzyjemnie przytłacza. Więc zawsze stawiam na mój dom a jak nie ma takiej opcji to dobra może jakoś przeżyje, ale o zostaniu na noc nawet nie będę wspominać, już nawet nie chodzi tu o dziewczyny, ja po prostu nie lubię spać u kogoś, no co najmniej u Karla, i mamy, więcej nie.

Odetchnąłem głośno. Otworzyłem lodówkę. Zakupów typowo jedzeniowych nie zrobiłem. Kupiłem jakieś chipsy, dziewczyny do koszyka powrzucały jakieś żelki i czekolady, więc tego typu rzeczy mam w zapasie, jakby Clay coś chciał. A jak zgłodniejemy to proste, zamówimy pizze bo po co się męczyć z gotowaniem jak można mieć już gotowe.

Ostatni raz przetarłem blat i stół. Wymieniłem wode w kwiatkach i postawiłem wazon na idealnym środku stołu. Wszystko musi być idelanie, nie tylko te kwiatki. Podłoga aż się błyszczała. Przetarłem ją mopem trzy razy i przed tym jeszcze ją odkurzyłem i zmiotłem. Wszystko jest na swoim miejscu. W salonie nie ma żadnych zabawek które zazwyczaj są wszędzie, dosłownie wszędzie. Parapety wytarłem, obrazy wiszą równo na ścianie i nie mają na sobie grama kurzu. Jak już mówiłem, wszystko  m u s i  być idealnie.

Opadłem ciężko na kanapę. Poduszki były ładnie rozłożone a mój ulubiony niebieski kocy wisiał na oparciu fotela, bo tam było jego miejsce. Tu wszystko miało swoje miejsce. Jedna poduszka zawsze leży na plamie którą zrobiła Carmen jak kiedyś jadła czekoladę.

Lubiłem mieć porządek, choć z dziećmi raczej to nie wychodziło. Wszystko zawsze mam zaplanowane a jak coś idzie nie po mojej myśli, wpadam w panikę i nie wiem co zrobić.

Spojrzałem ma godzinę. 15:20. Jeszcze tylko czterdzieści minut. Wstałem z wygodnej kanapy i włączyłem wode w czajniku. Musiałem napić się cieplej herbaty żeby się rozluźnić mimo, że jest środek lipca. Wlałem wrzątek do mojego ulubionego kubka i trochę nieobecnie zaczął wpatrywać się jak woda zaczyna nabierać koloru.

Dzwonek. Momentalnie podskoczyłem. Nawet nie spojrzałem się w okno, kto przyjechał. Może mama jednak wróciła z dzieciakami. Albo Karl. Kurde czy ja mu mówiłem, że dziś przyjeżdża do mnie Clay? Nie pamiętam. Za grosz nie mogę sobie przypomnieć czy mu o tym mówiłem. Jasne, chce żeby go poznał, chociaż wolałbym uniknąć patrzenia jak będzie go podrywać albo coś, ale jednak znam go jeszcze za krótko żeby już poznawać go z Karl'em.

Otworzyłem drzwi drżącą ręką. A za nimi stał Clay. We własnej osobie. Z okularami na głowie. Z wielkim uśmiechem na twarzy. Miał na sobie beżową koszulkę z jakimś wzorkiem i zwykłe dresowe krótkie spodenki. Poczułem jak zapadam się pod ziemie. Co on tu do cholery robi o tej godzinie. Zmarszczyłem czoło. Spojrzałem się na swój zegarek, potem na niego, znów na zegarek i znów na niego a ten chłop jeszcze się zaśmiał.

— A tobie przypadkiem nie pomyliły się godziny? — zapytałem gromiac go wzrokiem. Zamrugał kilka razy. Czy on myślał, że jak przyjedzie czterdzieści minut wcześniej to powitam go z wielkim uśmiechem? Otóż nie. To nie trzyma się mojego planu.

— Może jakieś cześć, hej, miło cie znów widzieć — powiedział marszcząc swój nos. Pokręciłem głową na boki. Tak to my się nie bawimy.

— Czas to czas, miałeś być o 16 — podkreśliłem ostatnie słowo na co on wywrócił oczami.

— No niby tak ale jakoś tak nie widziało mi się jeszcze tyle czekać — jęknął odchylając głowę do tyłu.

Tym razem to ja wywróciłem oczami. Zacisnąłem mocniej rękę na klamce drzwi.

— To na następny raz zapamiętaj sobie że masz być na czas, nie przed czasem — powiedziałem tupiąc lekko stopą o podłogę — plan to plan — dodałem.

Clay się skrzywił. Widziałem jak swierzbi go żeby wejść do środka, jak ukradkiem spoglądał co jest za mną.

— To wpuścisz mnie czy będziemy tu tak stać? — zapytał, chyba udając, że mówi moim tonem głosu. Mimowolnie się uśmiechnąłem. To wredne ale za razem słodkie (ale on nie potrafi być tak wredny jak ja).

Puściłem drzwi i pozwoliłem mu wejść. Zrobił to w podskokach. Od razu zrzucił z nóg buty i położył je nieładnie obok kilku innych par, a ja poprawiłem je lekko stopą, żeby stały równo.

Zagłębił się dalej. Rozglądał się dookoła i machał rękoma ma boki jak jakieś małe dziecko na co wywróciłem oczami. Miałem wrażenie jakby oczy mu sie zaświeciły, kiedy stanął po środku salonu. Zmarszczyłem lekko czoło i spojrzałem się na niego a on też popatrzył się na mnie.

— Bardzo ladnie tu masz wiesz? — powiedział.

Prychnąłem cicho. Clay zmarszczył nos. Chyba nie skumał.

— Moja siostra jest architektem — westchnąłem — znaczy będzie, kiedyś — dodałem gryząc swoją dolną wargę — może i niedawno zaczęła studiować ale przyznam że nieźle jej to wychodzi — dokończyłem wzruszając ramionami na co chłopak kiwnął głową.

Zrobiłem kilka kroków w stronę kuchni ale zatrzymałem się na sekundę i odwróciłem się w jego stronie. Ale on już mościł się na jednym z dwóch foteli. Przymknąłem lekko oczy.

— Chcesz coś do picia? Herbata, kawa? — zapytałem.

Chłopak przerwał podziwianie zdjęć które wisiały na ścianie i spojrzał się na mnie. Podniósł jedną brew do góry i przeszył mnie swoim wzrokiem.

— Chce ci się bawić w gre wstępną? — prychnął opierając się bardziej o tył fotela a ja nie za bardzo wiedziałem o co mu chodzi — myślałem że od razu pójdziemy do łóżka — powiedział jakby nigdy nic, wzruszając przy okazji ramionami.

A mnie zamurowało.

Przepraszam bardzo ale co? Stanąłem jak wryty. Czy ja przypadkiem się nie przesłyszałem? Utkwiłem wzrok w jego poważnej twarzy i miałem wrażenie jakby mnie zamroziło. Trochę jakbym połknął język bo nie potrafiłam nic z siebie wydusić.

A Clay nadal się na mnie patrzył a ja bałem się, że zaraz wstanie i nie wiadomo co zacznie wyprawiać. Ale on tylko lekko się uśmiechnął a potem komplernie się roześmiał. Podkręciłem głową rozkładając ręce na boki. Co sie do cholery dzieje?

— Rany George spokojnie żartowałem! — powiedział w przerwie swojego śmiechu łapiąc się za klatke piersiową. Otworzyłem szerzej oczy. Serce trochę mi się uspokoiło ale nadal łomotało.

— Boże ale jesteś głupi — mruknąłem uśmiechając się lekko. Nie mogłem się zachować poważnie w takiej sytuacji nawet jeśli bardzo się starałem. Wywróciłem oczami i wszedłem powoli do kuchni — Jak już się ogarniesz to powiedz co chcesz w końcu  do picia— mruknąłem znów włączając wode żeby się zagotowała.

Wyjąłem z szafki drugi kubek. Odetchnąłem kiedy woda w końcu się zagotowała. Odwróciłem się w stronę Claya który już wcale nie siedział na fotelu. Stał przy ścianie i jakby podziwiał wszystkie zdjęcia. Wyglądał trochę jak w jakieś galeri sztuki. Uśmiechnąłem się lekko.

— To co chcesz? — zapytałem trochę głośniej. Odwrócił się. Zmarszczył na chwilę czoło. Chyba się zastanawiał.

— Raczej herbatę — powiedział po dłuższej chwili na co jedynie kiwnąłem głową.

Odwróciłem się w stronę blatu i zalałem torebkę herbaty wrzątkiem. Do mojego kubka dolałem trochę wody bo picie jak zdążyło ostygnąć. Westchnąłem cicho wyjmując dwie łyżki z szuflady.

— Słodzisz cukrem czy miodem? — znów zapytałem. Zajrzałem do szafki szukając w niej słoika z miodem i z małą trudnością wyjąłem go ze środka.

— A jaki masz miód? — aż podskoczyłem. Odwróciłem się w jego stronę. Stał tuż obok mnie. Zadrżałem lekko. Stał zdecydowanie za blisko. Odsunąłem się trochę od niego.

— Za każdym razem jak na ciebie parze jesteś gdzie indziej — powiedziałem piorunując go wzrokiem — nie skradaj się tak bo cie z domu wykopie — warknąłem ale on chyba się tym nie przejął.

Zabrał mi z ręki słoik z miodem i zwinnie go otworzył. Spojrzał się na mnie kątem oka i lekko się uśmiechnął a mnie, tak dziwnie skręciło w środku. Wow, to było, dziwne ale za razem fajne. Pokręciłem głową wracając do rzeczywistości.

— Jaki smak? — zapytał chwilę po tym wkładając nos do środka słoika.

Westchnąłem po raz kolejny. On zachowuje się jak małe dziecko, na prawdę.

— Chyba lipa, albo malina? Nie wiem, nie znam się — wzruszyłem ramionami. Clay posłał mi rozbawione spojrzenie, a ja znów się lekko uśmiechnąłem.

— To malina — mruknął szybko. Z drugiej ręki wyrwał mi małą łyżeczkę i z lekką trudnością zaczął wygrzebywać miód ze środka słoika.

No mówię wam, jak z małym dzieckiem.

W ciszy posłodziłem swoją herbatę. Clay odłożył słoik na blat a głuche stuknięcie odbiło się w mojej głowie. Nic nie mówiąc wziął swój kubek w rękę i znów poszedł do salonu, zrobiłem to samo bo przecież w kuchni sterczeć nie będę. Usiadłem na kanapie i upiłem pierwszy łyk gorącej herbaty. Od razu poczułem jak rozgrzewa mi brzuch od środka.

Kątem oka widziałem jak Clay stawia kubek na stole i znów wstaje. Zmarszczyłem czoło. Stanął obok ściany ze zdjęciami, coś ona bardzo go interesuje.

— Kto to? — zapytał wskazując palcem na jedną fotografię w ramce. Westchnąłem cicho. Odstawiłem kubek na stół czując jak zaczyna mnie parzyć w dłoń i podszedłem powoli do niego.  Uśmiechnąłem się widząc zdjęcie na które wskazuje.

— To mój przyjaciel, Karl —  odpowiedziałem prawie że od razu — a co podoba ci się? — zażartowałem.

Clay zmarszczył nos. Podkręcił głową na boki i zaczął podziwiać kolejne zdjęcia.

— Nie jest w moim typie — mruknął jakby w pełni na poważnie. Zagryzłem zęby. Czy on jest gejem? Nie no nie będę się pytać, bo zaraz wyjdę na wścibskiego — Po prostu wydaje mi się że mój przyjaciel ma podobnego chłopaka — powiedział marszcząc czoło.

Przeszedł mnie dreszcz. Czy to możliwe, że Karl ma chłopaka i nic mi o tym nie powiedział? Nie to nie możliwe, na pewno byłbym pierwszą osobą której by to powiedział, prawda? No mam nadzieję.

— Nie no, wydaje mi się raczej, nie jestem zbyt dobry w zapamiętywaniu twarzy, mogło mi się coś pomylić — wzruszył ramionami i spojrzał się na mnie.

Kiwnąłem szybko głową. Wróciłem na kanapę. Zacisnąłem mocno zęby, aż zabolała mnie cała szczęka. A co jeśli on się wcale nie myli?

— To w takim razie gdzie twoje szkraby? — zapytał. Wzdrygnąłem się. Zamrugałem kilka razy starając się wrócić do rzeczywistości.

— Zostawiłem je u mamy, nie chciałem żeby nam przeszkadzały — odpowiedziałem cicho. To co powiedział Clay nadal siedziało w mojej głowie mimo, że starałem się odłożyć te myśli na boczny plan i zająć się nimi później.

A co jeśli Karl serio nie powiedział mi o tym, że ma chłopaka? Wiem, że często sobie żartowałem, co do jego spraw uczuciowych, ale nigdy nie mówiłem tego na poważnie. A co jeśli obawiał się, że będę sobie z niego żartować, jeśli powie mi że ma chłopaka? Nigdy bym sobie z tego nie zażartował. Jest przecież moim najlepszym przyjacielem, więc cieszyłbym się jego szczęściem. I myślałem, że on też uważa mnie za swojego najlepszego przyjaciela. Oddech mi zadrżał. Później o tym pomyśle, teraz koniec z tym.

Popatrzyłem się na Clay'a. Nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się lekko.

— A gdzie pracujesz? — znów zapytał. Czułem jakby ta cisza nas przygniatała. Miało być przyjemnie i nie miało być niezręcznie jak jest teraz.

— W szkole — mruknąłem a on jakby się zdziwił. To aż takie dziwne że jakaś młoda osoba jest nauczycielem? — Co taki zdziwiony?

Zawiesił na mnie wzrok. Nie wiedziałem co to ma oznaczać? Nie podoba mu się czy po prostu jest zaskoczony?

— Yyy może? Znaczy bardziej pasujesz mi do jakieś agencji albo coś, nie wiem, nie spodziewałem się tego — zaczął się plątać w swoich słowach. Upiłem kolejne łyki herbaty. Agencja? Nie no ciekawie.

— A myślisz jakiego przedmiotu uczę? — zapytałem z hytrym uśmiechem. Clay głośno wypuścił powietrze i podkręcił głową na boki.

— Jak uczysz fizyki to się ciebie boje — powiedział marszcząc czoło a ja głośno się zaśmiałem.

— Uwarzasz mnie za wariata? — podniosłem jedną brew do góry. Uśmiechnął się promiennie, jak prawie zawsze.

— Tak, ale wariata który nie uczy fizyki — prychnął puszczając mi oczko.

Czy on ze mną flirtuje? Jeśli jest gejem i ze mną flirtuje to się załamuje już Karla mam dosyć co do tych spraw więc wolałbym żeby on tak nie robił.

— Otóż nie uczę fizyki strzelaj dalej — powiedziałem pochylając się trochę do przodu. Znów zmarszczył czoło.

— Chyba wolałbym nie strzelać dalej bo jeszcze się obrazisz — skrzywił się. Wywróciłem oczami.

— Uczę muzyki — odpowiedziałem w końcu na co Clay aż podskoczył. Otworzył szerzej oczy jakby nie dowierzał.

— Umiesz na czymś grać?? — miałem wrażenie jakby znów oczy mu się zaświeciły. Westchnąłem cicho i wywróciłem oczami. A czego ja się spodziewałem przecież każdy tak reagował na fakt, że uczę muzyki.

— Tak umiem grać, ale moje pianino aktualnie jest w naprawie więc nic ci nie zagram — powiedziałem oblizując swoje suche usta.

Clay zmarszczył nos. Wyglądał zabawnie bo aż się uśmiechnąłem. Wyjął z tylnej kieszeni spodenek swój telefon i zaczął coś w nim grzebać. Nie za bardzo mnie to interesowało. Wyglądał inaczej, tak jakby młodziej? Czy coś się zmieniło przez te dwa dni kiedy go nie widziałem?

— Sory że to powiem, ale jakoś tak inaczej wyglądasz — mruknąłem mrużąc oczy. Oderwał wzrok od telefonu i spojrzał się na mnie. Uśmiechnął się wystawiając szereg swoich białych zębów.

— Weź mnie nawet nie denerwuj wyglądam okropnie — wycedził przez zęby. Podniosłem jedną brew do góry. O co mu chodzi?

— Nie no, przecież nie wyglądasz okropnie —powiedziałem zgodnie z prawdą.

Clay w żartach zasłonił ręką swoją twarz udając że się rumieni. Wywróciłem na to oczami.

— Oj już mnie tak nie komplementuj — jego głos był bardziej piskliwy i wyższy.

Zamknąłem oczy i cicho się zaśmiałem.  Dlaczego w ogóle to powiedziałem? Nie mówię, że był to komplement ale zdecydowanie było to miłe, a takie miłe rzeczy raczej nie są w moim stylu.

— Mam po prostu buźkę małego dzieciaka bo mama kazała mi się ogolić — powiedział krzywiąc się. No tak! Broda on miał brodę! Nie jakąś wielką i bujną ale w miarę widoczną. To wszystko wyjaśnia dlaczego teraz wygląda inaczej — Jak wróciłem do domu to uznała że wyglądał jak jakoś niewyrośnięty pedofil i kazała mi się zgolić — mamrotał dalej a ja ledwo powstrzymywałem śmiech — aż w końcu zamknęła mnie w łazience i nie wypuściła mnie do póki nie pozbyłem się mojej pięknej brody — jęknął cicho przejeżdżając dłonią po swoim gładkim policzku.

— Dobra czyli to wszystko wyjaśnia dlaczego tak inaczej wygladasz — mruknąłem nie mogąc spuścić z niego wzroku.

Clay smutno kiwnął głową i znów włączył telefon. Chwilę coś w nim postukał. Oderwał wzrok od ekranu i spojrzał się na mnie. Widziałem jak tłumi swój uśmiech. Zmarszczyłem czoło.

— A teraz mi zagrasz? — w tym samym momencie pokazał mi ekrac swojego telefonu. No nie wierzę. Zainstalował jakaś głupia aplikacje z niby pianiem. Chyba zapłacze się na miejscu.

— Na tym? — wskazałem ręką na coś co chyba miało udawać pianinio ale chyba każdy normalny człowiek wie, że na tym raczej zbytnio się nie pogra.

Kiwnął energicznie głowa. Wyskoczył z fotela i momentalnie usiadł obok mnie, trochę za blisko, więc się odsunąłem. Podał mi swój telefon, nasze palce zetknęły się przez chwilę i przeszedł mnie dziwny dreszcz, ale to zignorowałem.

— No George proszę — szepnął chyba próbując zrobić maślane oczy, ale bardziej wyglądał jakby dostał jakiegoś wytrzeszczu.

— Dobra przestań się tak gapić — powiedziałem stanowczo. Odepchnąłem go lekko od siebie bo znów się do mnie przybliżył, jak jakiś rzep — Obiecuje, że coś ci zagram jak dostanę z powrotem moje pianino, okej? — westchnąłem widząc jak znów zaczyna energicznie kiwać głową. Chyba się wykopałem.

— Trzymam cie za słowo — zmierzył mnie ostrzegawczym spojrzeniem, tak żebym na pewno wiedział że się nie wymigam.

I tak z grubsza minął nam cały wieczór. Ciągle gadaliśmy a tematy jakby nam się nie kończyły. Na początku myślałem, że będzie niezręcznie i racja, na początku było, ale oboje chyba musieliśmy się jakoś tak rozruszać i potem poszło już gładko. I nawet nie zauważyłem kiedy z 16, zrobiła się 21.

Clay aż wyskoczył z kanapy i spojrzał się na mnie panicznie. Nie widziałem o co mu chodzi. Piliśmy właśnie czwartą herbatę, o ile dobrze policzyłem, a on tak nagle się zerwał i jedynie mnie wystraszył.

— Co jest? — powiedziałem odstawiając kubek na stół. Clay zatrząsł się lekko i zacisnął mocniej telefon który trzymał w lewej ręce.

— Jest już 21 — zachłysnął się powietrzem. Skrzywiłem się.

— I co w związku z tym? — zapytałem nadal nie rozumiejąc jego dziwnego zachowania.

— Mama powiedziała, że mam być w domu o 21 — jęknął odchylając głowę do tyłu. Zmarszczyłem czoło.

— Chyba nie masz 16 lat żeby wracać o tej godzinie do domu — powiedziałem pół żartem pół na serio. Clay zakręcił się w kółko i znów jęknął.

— No niby tak ale jej obiecałem a nie lubię nie dotrzymywać obietnic — powiedział cicho a na jego twarzy pojawił się przebłysk smutku. W sumie to słodkie i w ogóle. Ugryzłem się w język i wstałem szybko z kanapy.

— No skoro obiecałeś — westchnąłem. Wcale nie chciałem żeby już jechał. Siedziało mi się z nim serio fajnie i jeszcze fajniej gadało o różnych losowych tematach.

Poszliśmy w stronę drzwi i jakoś z takim dziwnym uczuciem na sercu patrzyłem jak powoli zakłada swoje buty. Serio nie chciałem żeby już jechał. Nie wiem czy to przez to, że po prostu dobrze mi się z nim spędzało czas, czy też przez to, że nie chciałem znów zostać sam w pustym domu.

Nasze spojrzenia znów się spotkały. Uśmiechnąłem się smutno. Tak bardzo nie chciałem znów zostać sam. Czułem w środki buzującą desperację, ale teraz nic nie mogłem z tym zrobić.

— Czyli do zobaczenia? — powiedział trochę niepewnie. Od razu pokiwałem głową.

— Mam nadzieję, że do szybkiego do zobaczenia — odpowiedziałem uśmiechając się.

Clay kiwnął głową. Uśmiechnął się ostatni raz i odwrócił się do mnie tyłem. Otworzył drzwi i wyszedł. Wyszedł z domu i znów zostałem sam. Sam ze swoimi głośnymi myślami. Momentalnie wszystkie mnie zaatakowały a wszystkie dotyczyły jednego.

Karla.

Szybko zgarnąłem telefon ze stołu i od razu znalazłem naszą rozmowę na Messengerze. Bez większego wahania od razu do niego napisałem.

  < Karl

Oddech mi zadrżał. Nie ma sensu owijać w bawełnę. Zagryzłem mocno zęby i pisałem dalej. 

  < Proszę bądź ze mną szczery chociaż ten jeden raz
  < Masz chłopaka?

Odczytał prawie od razu. Miałem wrażenie jakby świat zaczął wirować. Skaczące kropeczki pojawiały się kilka razy, ale za każdym razem znikały.

Aż w końcu odpisał. Odpisał a ja miałem wrażenie jakbym został uderzony w twarz, kopnięty w brzuch i jeszcze opluty i zdeptany. A zdeptane to najbardziej były moje uczucia.

─────────────────────
١ ❛ 3042 słów

✒️ ⨾ DZIEŃ DOBRYYYY

Mój rekord co do długości 👀👀 serio podoba mi się ten rozdział I do tego jakie dramy. Bez dram się nie nie obejdzie sjsjjsjsjs

Jak wam się podoba nowa okładka??

I oczywiście znać co sądzicie <33

. . . ┊Melka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro