16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Harry? - zapytałam chłopaka, który nagle się wyłączył. - W porządku?
- W najlepszym - słabo się uśmiechnął. - Przepraszam.
Wstał i wyszedł, budząc trojkę chłopaków, którzy spali.
- Lokowaty... On? - ziewną Liam.
- Chłopaki mieliście go pilnować - przetarł oczy Zayn.
- Co z nim? - zapytałam.
- Stres go zjada - powiedział Lou, który siedział naprzeciw mnie.
Po pięciu minutach wszyscy znów zasnęli, a Harold nie wracał. Może coś się stało?
Wstałam i zmierzyłam ku toalecie.
Delikatnie zapukałam.
- Harry?
- Yep...? - odpowiedział marnie.
- Jest źle?
- Mhm...
- Otwórz drzwi - kazałam.
- Nie są zamknięte...
Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Harry nachylał się nad kibelkiem (jeśli tak to można nazwać).
- Chodź.
Wzięłam chłopaka i wyprowadziłam na zewnątrz, usadowiając go na małym krzesełku obok okna, które otworzyłam.
Poczekałam chwilę jak dojdzie do siebie. Przetarł dłonią twarz i odetchnął.
- Już lepiej? - zapytałam z troską.
- Tak, dzięki - chwycił mnie za dłoń.
- Harry chciałam spróbować czego więcej między nami... Bo same pocałunku o niczym nie świadczą. Czuję się toksycznie jeśli pomyślę o nas - powiedziałam z jękiem.
- O czym myślisz? - zapytał z dużym uśmiechem na twarzy.
- Chcę wiedzieć kim jest Haley...? - kucnęłam, wyrównując nasze spojrzenia. - Kim dla ciebie jest Haley?
Harry błądził oczami, zmagał się ze sobą.
- Nie znam żadnej Haley. Skąd? Co? Skąd ci się to wzięło? - zapytał z ironicznym uśmiechem.
- Nie znasz jej?
- Nie - odpowiedział stanowczo. Po chwili wpatrywania sobie w oczy, Harry postanowił coś powiedzieć - Czyli co? Zaczynamy nowy rozdział?
- Mhm - zaśmiałam się.
Chłopak pomógł mi wstać, objął mnie i mocno do siebie przywarł. Pocałował mnie w czoło.
- Choć mogłoby to bardziej romantyczne, przestańmy na tym. Przed chwilką źle się czułem.
Parsknęłam na jego słowa. Przytuliłam się do niego, kładąc głowę na jego torsie.

*
- Wychodzimy! - poczułam szturchanie w moje kolano. - Gołąbeczki sobie pospały... - zaśmiał się Louis.
- Już...? - powiedział zaspany Harold. - Jeszcze chwilkę... - powiedział, po czym przytulił mnie i zamknął oczy.
- Harold! Musimy iść! - krzyknął Zayn.
- Harry chodź - poklepałam go lekko po policzku.
Wstałam i wzięłam swoją torbę.
- Chwileczkę... - założył ręce na piersiach.
Zobaczyłam jak Zayn otwiera butelkę wody i wylewa ją na śpiącego chłopaka. Oczywiście krzyki, jednak bez żadnych wulgaryzmów. Harry nie był typem, który klnie na okrętkę, szczerze to nigdy nie słyszałam jak przeklina.
Wyszliśmy z pociągu i zmierzyliśmy ku wyjściu z dworca. Harry miał mokrą głowę i ciągle z niego kapało.
- Nienawidzę go... - szepnął.
- Kochacie się - stwierdziłam.

Wsiedliśmy do auta, które wysłano po nas. Jak widać organizacja, która chciała chłopców bardzo ich ceni. Zaparkowaliśmy pod jakimś dużym białym domem nad plażą. Był ogromny i piękny.

- To tutaj - oświadczył szofer.
Po kolei wychodziliśmy z dużego czarnego SUV'a i stawaliśmy przed furtką.
- Na pewno? - zapytał Lou.
- Tak. Przyjadę po was o 19, a o 20 macie dać odlotowy występ.
- Nie ma sprawy - odezwał się szczęśliwy Niall.
Chłopcy dostali klucz do domu i pobiegli rozejrzeć się po domu. Ja zostałam z szoferem.
- Może to głupio zabrzmi - przyglądałam się mężczyźnie w podeszłym wieku - ale ja pana skądś znam...
- Nie wiem, cukiereczku - schylił się po bagaż.
- Dziadek Stanley! - na mojej twarzy pojawił się wesoły uśmiech.
Mężczyzna się zaśmiał i zostawił wykonywaną przed chwilą czynność. Spojrzał się na mnie i szeroko uśmiechnął, zaśmiecając się przy tym.
- Kopę lat, cukiereczku.
- Ostatni raz widziałam cię 10 lat temu! Mogę się przytulić? - zapytałam z łzami w oczach.
- Nie powinnaś nawet pytać! - wysunął ręce pozwalając mi objąć mężczyznę.
Dziadek Stanley był moim sąsiadem. Jak byłam mała, państwo Whitemore opiekowało się mną i Riley'em oraz Ric'em. Byliśmy bardzo związani ze sobą. Jako mała dziewczynka zwracałam się do pana Stanley'a dziadek i tak zostało... Ja nie poznałam nigdy swoich dziadków, a państwo Whitemore nie mogli mieć dzieci, które daliby im wnuki. Kiedy pani Whitemore zmarła, dziadek Stanley wyjechał.
- Tak bardzo tęskniłam dziadku... - wydukałam pokonując szloch.
- Wiem, cukiereczku. Ja też - pogłaskał mnie po włosach.

~•~
Jak Wam się podoba? Czekam na wasze relacje i ★. xx.A

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro