18.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wypędziłaś chłopców z domu? - zapytał miłym głosem dziadek Stanley.
- Chcieli zrobić zakupy przed wyjazdem... - powiedziałam ironicznie. Jakby wzięli za mało ciuszków... - Opowiadaj co u ciebie?
- Ułożyłem sobie życie na nowo. Mam wystarczającą pracę, dobrze mi płacą - zaśmiał się.
- A masz kogoś dziadku? - zapytałam dosiadając się do mężczyzny.
- Nie. Miałem już tą jedyną - westchnął z ciepłym uśmiechem na twarzy. - A ty kochanie? - myśląc o moim chłopaku, zrobiło mi się gorąco. - Co to za rumieniec? - uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- To znaczy... - poklepałam się po policzkach. - Jestem z Harry'm - szeroko się uśmiechnęłam.
- To ten - machnął głową i pogłaskał swoją łysinę.
- Tak to ten - wybuchłam śmiechem. - Smacznego dziadku...

Przygotowałam omlety, ale wystawiłam też croissanty do tego dżem porzeczkowy i Nutelle. A do popitki sok pomarańczowy. Dom był bardzo dobrze wyposażony, ale na większą ucztę nie miała szansy nic zrobić, gdyż obudziłam się godzinę przed umówionym spotkaniem. Szybko się umyłam, ale piasek był wszędzie i zanim się ogarnęłam i poukładałam myśli z nocy trochę mi zleciało.
- Przepraszam... - wydukałam z żalem.
- Za co? - zajadał się croissantem z dodatkami.
- Za to straszne śniadanie! - mężczyzna zaśmiał się absurdalnie głośno.
- Cukiereczku, gotujesz jak Sofie.
- Babcia? Babcia zawsze miała potrawy nie z tej ziemi - kłóciłam się.
- Nie... Ona szykowała je tylko dla was - podśmiewał się z każdym razem.

Wspomnienia o niej powodowały u mnie smutek, a u dziadka zapewne rozpacz. Przerwałam grzecznie tą rozmowę i zmieniłam na inny temat.
- Gdybyś nie przypomniała sobie mnie? Hm... Sam nie wiem. Cieszę się, że jednak poznałaś - dostałam w odpowiedzi.
- A co u moich chłopców? Ric'a i Riley'a? Ile Ric ma już lat?
- Riley jest w drużynie Rugby, chyba odnalazł swoją miłość, bo nie wie gdzie jest dom - powiedziałam z ironią - A Ric? Ma 24 lata i teraz jest w Hiszpanii... Podobno pracuje.
- Skąd to nastawienie?
- Riley mnie wystawia, a Ric nawet nie odbiera telefonu...

I tak toczyła się nasza rozmowa. Opowiedziałam mu o wyjeździe do L.A za kilka godzin, plus poprosiłam go o pomoc w przekonaniu moich rodziców na przedłużenie mojego wyjazdu o jakieś kolejne 2 może 4 dni. Nie było łatwo, ale udało się. Poza tym bardzo cieszyli się, że usłyszeli Stanley'a, oni też nie wiedzieli co stało się z nim po śmierci babci Sofie. Marnie pamiętam wspomnienia z tamtych lat, ale jedno wyryło mi się na pewno. Słowa mojego starszego brata. Jednak on nie umie ich przestrzegać....

Spakowałam się i posprzątałam. Dziadek Stanley pojechał do swojego pracodawcy, ale obiecał mi, że zawiezie nas na lotnisko.
- Hej mała - wszedł do mojego pokoju Liam.
- Wróciliście już? - zapytałam zdziwiona.
- Taak - przeciągnął. - Potrzebuję twojej pomocy... Coś wpadło mi do oka, a chłopaki nie chcą mi pomóc.
- Pokaż - podeszłam do niego i przyłożyłam delikatnie dłonie do policzka i łuku brwiowego.
Faktycznie wpadła mu rzęsa do oka. Powiedziałam mu co ma robić, żeby mógł pomóc mi ją delikatnie wyjąć. Delikatnie wyjęłam palcem rzęsę, którą miał w oku.
- Pomyśl życzenie.
Pomyślał trochę i zdmuchnął rzęsę.
- Dzięki.
Zakręciło mi się w głowie i zrobiło słabo, uśmiech mi zrzędł, a ja osunęłam się w ramiona chłopaka stojącego obok mnie.

~•~
Nie martwcie się na ciąże to za szybko :D Mile oczekuję na Wasze komentarze i ★. xx.A

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro