21.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Bądź gotowa, bo jeżeli chłopaki są tak dobrzy jak zachwalałaś...Potrzebny będzie twój niewyparzony język - powiedział James od razu po wyjściu z auta.
Na te słowa się zaśmiała, ale też przeraziłam. Nie mam problemu ze słowami, nie boję się, że pomylą mi się słowa, czy też, że się zawieszę. Kicham na to... Ale ogarnął mnie strach, że pomimo moich starań, nie przyjmą chłopaków...
Weszliśmy do środka wielkiego budynku. James przywitał się z recepcjonistką i pokierował nas do windy. Weszliśmy wszyscy do środka i wcisnęliśmy piętro 29.
- Dajesz rade Harry? - zapytałam.
- A mam inną możliwość powiedzenia nie?
- Nie - został skarcony przez całą szóstkę.
- W takim razie... Jest świetnie - powiedział ironicznie.

W końcu dotarliśmy na miejsce i szliśmy wzdłuż korytarza.
- Mężczyzna?
- Kobieta.
- Wredna?
- I ostra.
Otworzył nam drzwi, ujrzałam wielkie studio nagraniowe za szybą, mikser muzyczny oraz zgrabną kobietę, która siedziała nosem w jakimś urządzeniu.
- Cześć wam - James przywitał się z jego 'drużyną' - To jest Daisy, a to są - pokazał na zespół dłonią i przedstawił wszystkim.
- Niech już wchodzą i nie tracą mojego czasu...
Odwróciłam się do chłopaków przewracając oczami, mrucząc pod nosem i wyzywając ją.
- Słyszałam to... - powiedziała zgrabna mulatka ubrana w biel. Trudno było zobaczyć jej twarz po przez gigantyczne coś co trzymała w ręku.
- Chłopaki wchodźcie - powiedział James.
- Może to dobrze. Nie żałuję tych słów, chcę żeby pani to wiedziała - sztucznie się uśmiechnęłam.
Wyłoniła się za urządzenia trzymanego w ręce.
Była bardzo szczupła. Miała bardzo długie idealnie wyprostowane czarne włosy, a na twarzy miała dosyć wyraźne kości policzkowe, duże i mocno podkreślone oczy, a usta zdobiła bordowa pomadka.
- Clarisa Everwood - przedstawiła się. - Lubię cię. Dzisiaj zjesz ze mną obiad - oznajmiła.
Co za kobieta?! Zadufana w sobie. Wkurza mnie...
Miałam dzisiaj plany i nie mam ochoty nie spełnić ich przez jakieś zadufane obiadki.
- Jestem już umówiona. Może innym razem. Posłuchasz teraz zespołu... Clarisa?
- Dajecie... - machnęła ręką i wróciła do wykonywanej czynność sprzed wdania się ze mną w rozmowę.
Kiwnęłam i uśmiechnęłam się do nich przez szybę, w celu dodania im otuchy. James jeszcze coś podłączał, ale zaraz przystanął obok mnie. Założył ręce na piersi. Czułam jak ciężko oddycha ze zdenerwowania.
Przypomniała mi się rozmowa z wcześniej.

"- Daisy jeżeli mi się nie uda...
- Damy radę.
- Nie Daisy. Jeżeli mi się nie uda stracę wszystko! - wręcz warknął.
- Co się dzieje James?
Westchnął i pokręcił głową. Czekaliśmy na chłopców, aż w końcu wyjdą z hotelu.
- Jak mnie zatrudnią dostanę niezłą kasę. A jest mi teraz bardzo potrzebna...
- W co się wplątałeś?
Już miałam czarne myśli. Problemy z mafią, długi, zapłodnił kogoś...
- Mój tata ma tętniaka mózgu. Mama nie daje rady utrzymać finansowo badań.
- James... - zrobiło mi się głupio, że w ogóle pomyślałam o tak niedorzecznych rzeczach. Znałam ojca James'a i bardzo go lubiłam -Uda nam się. Ci się uda... "

Złapałam przyjaciela - postanowiłam przywrócić mu te miano - za rękę i ścisnęłam.
- Nie daj po sobie poznać, że się boisz... Bo to wyczuje - szepnęłam.
Wywołałam u niego śmiech.

- Dzięki - ścisną moją dłoń.

Przyglądałam się chłopakowi, który tak bardzo się denerwował. Było mi go szkoda.
Poczułam jak na moim ramieniu spoczywa koścista dłoń.
- Chcę ich! Nazwiemy ich...
- Oni mają już nazwę... - wtrąciłam.
- Jaką?
Spojrzałam na chłopaków i uśmiechnęłam się do siebie.
- One Direction.
Kobieta w bieli trochę pomyślała i w końcu dała odpowiedź.
- Da radę - oznajmiła kobieta. - A ty James. Pełny etat. Jeżeli wzniesiesz chłopaków do szczytu, będziesz producentem. Gratuluję.

Powiedziała i wyszła z pokoju.
Udało się.

~•~
Hej! Dziękuję, że jesteście i czekam na Wasze komentarze i ★. xx.A

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro