43.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Kochana mamo,
Nadal żyje. Bułgaria jest piękna! Wynajęłam małe mieszkanko w centrum. To już dwa tygodni, dziękuję, że nadal nie jestem ścigana przez policje, CIA czy FBI. Naprawdę jestem wdzięczna, że nie poruszyliście dla mnie światów. Prawdopodobnie wrócę niedługo... Mam nadzieje, że z Wami wszystko w porządku.
Kocham i tęsknie, wasza Daisy" - taki list napisałam mojej mamie, choć to wielebne kłamstwo.

- I jak tam? - poczuła cieple dłonie na moich ramionach.
- Mhm - odparłam, zaklejając językiem kopertę.

Zdjęłam nogi z parapetu i wstałam witając Will'a namiętnym pocałunkiem.
- Jak w pracy?
- Francuzi są... - westchnął. - Irytujący.
- Moi rodzice myślą, że jesteśmy w Bułgarii.

Mężczyzna się zaśmiał i wziął mnie za pośladki unosząc do góry. Jego dłonie praktycznie wchodziły pod moje krótkie spodenki.
- A pro po twoich rodziców... Będziesz mogła ich odwiedzić - rzucił, po chwili całując mnie po szyi.
- Co?!
- Muszę wrócić do Londynu, a ty jako moja kochanka wracasz ze mną.

Kochanka. No tak inaczej nie da się tego nazwać. Nie okazujemy sobie miłości. Mieszkamy razem, kochamy się, chodzimy do sklepu, ale nie można tego nazwać miłością.

*
- Miło było cię poznać, mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy - powiedziałam z uśmiechem, w zamian dostałam siarczystego buziaka w czoło.
- Masz mój numer, mała - skinełam głową i wyszłam z lotniska.

Taaak. Dziwne... Ale taki był plan od początku. Wylądujemy a potem każde idzie w własną stronę. Kiedy wyszłam z lotniska zaczęłam łapać jakąś wolną taksówkę, ponieważ każda, która znajdowała się na miejscu była zarezerwowana...
Kiedy taksówka podjechała usłyszałam piski, krzyki, itp.
Z ciekawości zerknęłam w stronę skąd dobiegał hałas.

- Zayn! - krzyknęła jedna i najgłośniejsza. Kiedy zobaczyłam chłopaka, cały uśmiech mi zrzedł.

Nasze spojrzenia skrzyżowały się przy czym wymusiłam się na słaby uśmiech. Pomachałam mu zaś chwile potem wskoczyłam do auta.
- Gdzie? - zapytał młody kierowca.

Podałam adres domu, gdzie będę przeżywać piekło. Mój tata, mój brat, moja mama w ciąży...! Wszystko i nie wszystko, bo nagle poczułam silne perfumy kogoś, kto usiadł koło mnie.
- Daisy... - usłyszałam.

Bałam spojrzeć się w stronę mówiącego. Jednakże wiedziałam kto usiadł koło mnie.
- Czy panienka życzy sobie tego pana? - zerknęłam na kierowcę, który zapytał mnie unosząc brew.

Otwierałam już usta, aby powiedzieć 'nie', choć nie pozwolono mi.
- Proszę jechać. Jedziemy w tą samą stronę - Harry chyba się uśmiechnął.
- Panienko Daisy...? - ponowił swoje zapytanie.
- Proszę jechać - oddałam cicho.

Ruszyliśmy. Patrzałam na drogę próbując nie spojrzeć w głąb szmaragdowych oczu. Czułam to napięcie, które na sto procent nasz woźnica też odczuwał.
- Daisy... - zaczął.
- Skłamałeś - powiedziałam zimno.
- Przeprosiłem i będę nadal cię przepraszał... Kocham cię, księżniczko - ujął moją dłoń, którą trzymałam na swoim udzie, jednak zebrałam ją szybko.
- Skrzywdziłeś mnie... - zaczęłam.
- Wiem. Bardzo mi przykro.
-... Zamknij się! - odparłam głośniej. - Zraniłeś mnie! - spojrzałam na niego. Seksowny jak zawsze... - Myślałam, że się kochamy, że sobie ufamy, a ty tak porostu zacząłeś kłamać. Twoi przyjaciele i ty zyskali sławę dzięki mnie i moim przyjaciołom. Bawiłeś się mną jak zabawką... Myślałam, że kochamy się, ale ty chciałeś... - zamyśliłam się. -... nawet nie wiem czego chciałeś. Myślę, że po prostu mnie wykorzystałeś.
- Di! Do jasnej cholery! - uniósł się. -Nigdy nie myślałem, żeby cię wykorzystać!

Starałam się nie okazać mu żadnej emocji. Ale prawda jest taka, że ja do niego jeszcze coś czuje i to uczucie mnie zabija od środka. Poczułam, że Styles dotyka mojego policzka i przeciera kciukiem. Zmarszczyłam brwi i po chwili, spojrzałam w lusterko kierowcy. Było ciemno, ale potrafiłam dojrzeć moje łzy na policzkach.
- Świnia z ciebie! Jeżeli kiedykolwiek jeszcze raz mnie dotniesz... Zabije cię! - wycedziłam przez zęby.
- Daisy, przepraszam... - wydukał tak cicho i tak słodko, że serce zaczeło mi stawać.

Spojrzałam na kierowcę i poprosiłam go, aby wysadził mnie tam gdzie się znajdowaliśmy. Kiedy wysiadłam dopowiedziałam taksówkarzowi, że Harold zapłaci podwójnie. Przecież stać go.

Odeszłam tak szybko jak tylko mogłam. Zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę, którą dostałam od William'a, po czym zawiesiłam mój nieduży bagaż przez ramię. Słyszałam swoje imię wypowiadane przez usta Harry'ego, wiedziałam, że szedł za mną.
- Nienawidzę cię! - krzyknęłam idąc dalej przed siebie.
- Ja ciebie nie...

Poczułam rękę pod moim łokciem, a po chwili przywarłam swoim ciałem do ciała chłopaka. Był ciepły i taki... Czułam jego ciało. Jego skórę... Jego perfumy. Nagle poczułam jak przywiera swoimi ustami do moich, składając najmętniejszy pocałunek w moim życiu.
- Nie rób tego... - dałam swoim emocją upust, dając skutek słonych łez na moich policzkach. - Straciłam cię, a ty straciłeś mnie...

Odepchnęłam dłonią klatkę Harry'ego i odeszłam. Czułam jak gardło boli od powstrzymywania głośnego szlochu.

Moje uczucie nadal jest, a teraz stało się głębsze.

~•~
Zainspirowana pewną opowieścią 😍😍😍
Co o tym sądzicie?
Komentarze i ★ mile widziane. xx.A

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro