49.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dni do wyjazdu goniły z dniem w Chemical Industry. Miałam czas do namysłu, ale ostatecznie zostałam w domu i zaczęłam się pakować.
Tuż obok bez przerwy słyszę płacz dziecka i krzyk Haley. Współczuje temu chłopcu...

- Na pewno nie jedziesz? - zapytał Riley siadając na mojej małej kanapie. - Fajnie byłby mieć cię przy sobie.
- Mhm... Już to widzę. "Rose? A Rose... Rose spójrz na to!" - przedrzeźniałam brata. - Harry? Nie dziękuję.
- Wiesz, że niedługo u ciebie będę? W stanach? I będziesz musiała nas ścierpieć? - westchnęłam.
- Nie wierze w ciebie Riley... - pokręciłam głową z uśmiechem. - Masz już coś?
- Tak, leży w mojej szafce na bieliznę... - uśmiechnął się szeroko. - Kocham cię.
- A ja ciebie - posłałam mu buziaka.

*
- Riley Allen! - krzyknęłam do jednego z pielęgniarza.
- Daisy! - odwróciłam się do osoby, która mnie zawołała. Podbiegłam do niej i czekam jak wskaże mi drogę. - Lekarz mówią, że musi natychmiast mieć operacje i... I czekają na sale! - majaczyła Rose.
- Gdzie on jest?!

Wbiegłam do wskazanego pokoju i stanęłam w połowie, widząc posiniaczonego, spuchniętego i poranionego bliźniaka. Łzy cisnęły się do oczu, a po chwili pokój ogarnął mój szloch. Poczułam rękę na moim ramieniu i poczułam lekkie ściskanie.
- Nie miałam szansy z nim porozmawiać...- wydukałam z płaczem.

Zabrali Riley'a na sale operacyjną. Mama i tata przybyli niedługo po mnie, zaczęli dopytywać się co się stało. Rose próbowała wszystko wyjaśnić. Była wystraszona, więc trzymałam jej dłoń.

W Chemical Industry zapadła się ściana, w skutek jakiegoś wybuchu. W pomieszczeniu znalazła się nieliczna grupa włącznie z moim bratem, a Rose musiała wrócić do autokaru. Usłyszała wielki huk, a następnie krzyki. Czekała jak z budynku wybiegnie Riley, ale ani on, ani Jason nie wyszli. Dopiero ekipa ratunkowa znalazła ich pod gruzami.

- Może Jason wie więcej. Pójdę do niego...

I tak czekaliśmy na wieści i powrót Riley'a z bloku operacyjnego. Pocieszyłam ich słabym uśmiechem, ale nawet to nie pomogło.

- Pójdę z tobą - wyrwał się Harry. - Proszę...

Skinęłam głową w zgodzie. Czekałam przed drzwiami pokoju, gdzie leżał Grey. Musiałam poczekać, aż wyjdą lekarze. Kiedy to uczynili wślizgnęłam się bez żadnej obstawy - Harry'ego.

- Jay! - miałam zaszklone oczy. - Co z tobą?!
- Złamane żebra, noga, wybity bark, wstrząs mózgu, co z Riley'em?
- Źle. Naprawdę źle. Kazali nam pożegnać się z nim przed operacją... Nie dają mu żadnych szans! - wypowiedziałam z łamiącym się głosem.

Ujęłam jego rękę i położyłam się na niej, powodując, że znowu płakałam. Syknął z bólu, ale przytulił mnie. Nie wiem jak to zrobił prawie nie wstając, ale dotykałam jego nagiego ciała i widziałam każde jego zadrapanie.
- Muszę wracać... - przetarłam dłońmi twarz. - Potem wrócę.

Nachyliłam się i złożyłam małego całusa blisko jego ust. Ponownie wyszłam i zmierzyłam z Harry'm do pozostałych.

Na miejscu mama zaczęła źle się czuć, poprosiłam jedną z pielęgniarek, aby zajęła się nią. Tata poszedł razem dwójką kobiet pozostawiając nas samych z nadzieją, że doniesiemy im dobrą wiadomość.

Kazałam położyć się Rose, wrócić do domu i się przespać, ale ta nie chciała mnie słuchaj, więc zasnęła na moich kolanach.
Siedziałam w ciszy, nieobecna czekałam na wieści o stanie brata.
- Operacja... - zaczął lekarz. - Przebiegła z dużymi komplikacjami... Ale na razie jest stabilny. Zaraz przywiozą go.

Zaczęłam śmiać się jak wariatka, dziękując chirurgowi. Prawdopodobnie uratował życie mojego brata.

Resztę nocy przesiedziałam w pokoju z Riley'em obserwując jego stan. Harry miał powiadomić wszystkich o skończonej operacji.

Mój brat nie wyglądał najlepiej. Podłączony do licznych kabli, respiratora i monitora... Żył. I to się liczy.

~•~
I jak???

Komentarze i ★ mile widziane. xx.A

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro